Выбрать главу

Nieraz zaczajał się Uljanow w księgarni Kałmykowej w śródmieściu, gdzie władze nie spodziewały się spotkać odważnego rewolucjonisty.

Przez czas swego pobytu w stolicy Uljanow nawiązał rozległe stosunki konspiracyjne, dobrze zamaskowane. Miał nawet pewnego przyjaciela – Morsina, palacza kotłów w pałacu Aniczkowskim. Dwa dni spędził u niego Uljanow w okresie najenergiczniejszych poszukiwań go po przedmieściach. W bluzie robotniczej, umazany węglem, pomagał mu przy piecach, myśląc, że mógłby z łatwością dokonać zamachu na cara, lecz nie robił tego, bo nie widział żadnego pożytku z romantyczno-rewolucyjnych czynów szaleńców.

Jednak wkrótce policja tak ścisnęła go osaczywszy ze wszystkich stron, że pozostała mu jedna tylko droga ucieczki – zagranicę. Żądał tego założony przez Uljanowa i szybko rozrastający się „Związek bojowników o wyzwolenie klasy robotniczej", nalegali też przyjaciele, przeczuwający w młodym rewolucjoniście, zawsze wesołym, wytrwałym, odważnie patrzącym prawdzie w oczy, wybitnego wodza.

Wystarano się dla niego o paszport zagraniczny i Uljanow zniknął z oczu ścigających go agentów rządu, posiadając dla władz cudzoziemskich zapasowy paszport, wydany na zmyślone nazwisko.

W Berlinie Włodzimierz stanął w małym hoteliku wpobliżu Moabitu, zwiedzał miasto i uczęszczał na zebrania socjalistów niemieckich. Tu poznał wielu słynących przywódców partji, lecz nie znalazł bezpośrednich nici, któremi mógłby się związać z nimi.

Zrozumiał, że wszyscy myśleli w zakresie parlamentarnej pracy, walcząc na wyborach o największą ilość mandatów do Reichstagu. Taką burżuazyjną ideologją był zarażony nawet najbardziej energiczny ze wszystkich – Karol Liebknecht, o czem się Włodzimierz wkrótce przekonał.

Uljanow spotkał go na zebraniu w Szarlottenburgu i podszedł do niego.

– Powiadomiono mnie o was, towarzyszu – oświadczył Liebknecht, posłyszawszy nazwisko rosyjskiego socjalisty. – Mówiono mi, że psujecie krew Struwemu i Potresowowi.

– Różnie bywa – odparł Włodzimierz z uśmiechem. – Chciałem zapytać was, towarzyszu, jak długo niemiecka socjaldemokracja będzie tak beznadziejnie dreptała na jednem miejscu, niby kura przed linją, nakreśloną kredą na stole tuż przed jej dziobem?

– O jakiej linji mówicie? – spytał Liebknecht.

– Linją tą jest parlamentaryzm – burżuazyjna pułapka dla łatwowiernych biedaków, – odparł spokojnie.

Niemiecki socjalista wzruszył ramionami.

– Czegóż chcecie? – mruknął. – Nie mamy innych sposobów.

– Wy – Niemcy, kraj tak uprzemysłowiony, posiadający całą armję robotników, bezrobotnych i wywłaszczonych wieśniaków, nie macie innych sposobów?! – zawołał z szyderczym śmiechem. – Ależ to zupełna kapitulacja? Idźcie więc na żołd do kajzera…

Liebknecht uważnie spojrzał na mówiącego.

– Partja nasza nie jest dość energiczna dla wystąpień rewolucyjnych i zajęta jest walką w zakresie praktycznych zagadnień ekonomicznych – rzekł.

– Ja też miałem na myśli praktyczne zagadnienia ekonomiczne, dlatego sądzę, że lepiej odrazu zagarnąć cały dom, niż czekać dziesięć lat, aż właściciel odstąpi za wysoką zapłatę jeden pokój w suterenie! – powiedział Uljanow.

– Jak to zrobić, jeżeli wogóle nie jest to utopją? – spytał Liebknecht.

– Jak wy macie to uczynić, – nie wiem, – odpowiedział Włodzimierz. – Powiem tylko, jak to będzie zrobione w Rosji, kraju, pozbawionym wielkich ośrodków fabrycznych, gdzie ogólna ilość robotników nie przekracza tej, jaką posiada nieomal każdy poszczególny niemiecki obwód przemysłowy. Nie mówię już o różnicy intelektualnej, towarzyszu!

– Bardzo jestem ciekaw! – odezwał się Niemiec.

– Zadam pytanie: czy nie myślicie o tem, że dobrze zorganizowana, karna i na wszystko zdecydowana grupa, rzuciwszy dobrze obmyślane hasła, zasadniczo pociągające rzesze pracujących, może dokonać rewolucji? Czy nie sądzicie, że potrafi ona rozbić istniejące społeczeństwo, przeraziwszy je terrorem bezwzględnym, i z pomocą tegoż środka ująć w swoje ręce ster władzy nad bierną i wahającą się częścią klasy, o którą chodzi? – spytał Uljanow.

– Myślę, że tak jest istotnie – mruknął Liebknecht.

– Zostanie to wykonane w Rosji! – zawołał Rosjanin. – I tylko tą drogą konspiracji i zaprzysiężenia ideologów można dojść do celu. Wcześniej czy później i Niemcy obiorą tę drogę, bo innej niema, towarzyszu! Wierzcie mi!

– Gdzież można znaleźć taką grupę idejowców? – westchnął Liebknecht, mierząc wzrokiem drobną, lecz barczystą postać stojącego przed nim człowieka o zmrużonych, przenikliwych oczach.

– „Est modus in rebus…" – odpowiedział Uljanow i rozpoczął rozmowę z Liebknechtem

0 możliwości otrzymania z partyjnej kasy niemieckich socjalistów subsydjum na szerzenie marksizmu w Rosji dla wzmocnienia wspólnego frontu bojowników o dalszy los pracujących.

Po trzytygodniowym pobycie w Niemczech, Uljanow przybył do Paryża. Miał wskazanych kilka adresów studentów Rosjan, studjujących w stolicy Francji.

Imię jego było już dobrze im znane. Pokazali mu Paryż, gdzie szczególnie zainiteresowa-ło go muzeum „des Arts et Metters" oraz bibljoteki, skąd niemal przemocą wywlekali go nowi znajomi.

– Ech! – wzdychał. – Gdybym tak mógł przewieźć to wszystko do Rosji! Pewnego dnia wpadł do niego młody student Arinkin i zawołał radośnie:

– Paweł Lafargue, wódz socjalistów francuskich, zgodził się przyjąć was, towarzyszu, na krótką rozmowę. Spieszmy się!

Uljanow roześmiał się.

– Przyjąć? Krótka rozmowa? Cóż to za burżuazyjne słowa?! Lafargue będzie rozmawiał ze mną tyle czasu, ile ja zechcę!

Pojechali do Lafargue'a.

Francuz ostrym i szyderczym wzrokiem ogarnął postać i mongolską twarz gościa.

– Czy towarzysz jest Rosjaninem? – spytał z grzecznym uśmiechem.

– Tak! – zaśmiał się Uljanow. – Mistrza z pewnością zastanowiły tatarskie rysy mojej osoby?

– Przyznam się, że tak! – odpowiedział.

– Mamy u siebie mało czystych rosyjskich typów! – odparł Włodzimierz. – Proszę pamiętać, że 300 lat byliśmy w niewoli tatarskiej. Pozostawili nam Azjaci dość niepociągające oblicza, lecz i bardzo cenne cechy charakteru. Jesteśmy zdolni do rozumowanego okrucieństwa

1 do fanatyzmu!

Lafargue z uprzejmym uśmiechem pochylił głowę i, zmieniając temat rozmowy, zapytał:

– Chciałbym wiedzieć, jaki jest właściwie poziom inteligencji socjalistów rosyjskich?

– Najbardziej inteligentni studjują i komentują Marksa – ze spokojem odpowiedział gość.

– Studjują Marksa! – zawołał Francuz. – Lecz czy rozumieją?

– Tak!

– Puff! – wykrzyknął Lafargue. – Oni go nie rozumieją! Nawet we Francji nikt go zrozumieć nie może, a jednak partja nasza istnieje już dwadzieścia lat i wciąż się rozwija!

– Rozumie zato Marksa Lafargue i inni przywódcy! – zawołał Uljanow. – To wystarczy! Masy lubią powodować się cudzym rozumem i żyć pod twardą ręką.

– Tak sądzicie, towarzyszu? Dziwnie to brzmi w ustach socjalisty! Gdzież wolność i szacunek dla kolektywu? – pytał Francuz, z coraz większem zainteresowaniem słuchając chrapliwej mowy Rosjanina, o przykrym dla paryżanina akcencie.

– Wolność jest przesądem burżuazyjnym. Kolektyw korzysta z rozumu wybitnych kierowników i to mu powinno wystarczyć! Zresztą dla dobra kolektywu – musi on być trzymany żelazną ręką – mówił spokojnie i z przekonaniem Uljanow.