Renata Sperling również dostrzegła Popielskiego i zmartwiała. Opuściła sakwojaż na brudny peron.
– Niechże pan wraca do Lwowa! Nie potrzebuję już pana! – krzyknęła.
Głos wewnętrzny zachichotał z satysfakcji, a Popielski go zignorował.
Nigdy nie wykazywał zbyt wielkiej determinacji w zdobywaniu kobiet. Nudziły go flirty, podchody, niedomówienia, całowanie rączek liściki i bukiety Jego ścisły umysł nie znosił roztrząsali, czy jakiś gest, słowo, uśmiech jest jeszcze konwencją, czy już obietnicą upojnej nocy. Nie rozumiał niektórych swych kolegów, nałogowych podrywaczy porównujących się do łowców, którzy chcą zdobycz zaciągnąć do łóżka wśród przypływu adrenaliny Preferował zatem albo szybkie podboje, albo płatną miłość. To pierwsze – wraz z upływem lat – stawało się coraz mniej skuteczne, a to drugie – wskutek ciągłego ostatnio odchudzania portfela – coraz mniej estetyczne. Brak zainteresowania ze strony kobiet natychmiast go zniechęcał. Nie był typem upartego zdobywcy niewieścich serc.
Chyba że zdobyczą miała być Renata Sperling.
Natychmiast zapomniał o nieprzyjaznym powitaniu i o zrzędliwym głosie wewnętrznym – zamiast tego sypał dowcipami i przełamywał powoli jej niechęć, na tyle skutecznie, że w końcu zgodziła się napić wraz z nim herbaty w pobliskiej knajpie.
Byli jedynymi gośćmi w czystym, skromnym lokalu, gdzie obsłużono ich cienką herbatą i gludenem, czyli plackiem migdałowym z owocami.
– Niechże mi pani powie, panno Renato – Popielski stracił w końcu chęć do dowcipkowania i przeszedł do rzeczy – dlaczego już pani nie chce, abym się zajmował jej sprawą.
– Przepraszam za moje zachowanie na dworcu. – Uniosła szklankę do ust, nie patrząc na niego. – Miałam czelność krzyczeć na pana! Jest mi bardzo przykro…
– Nic nie szkodzi. – Popielski uśmiechnął się. – Na takiego draba jak ja trzeba czasami nakrzyczeć. Inaczej by się jeszcze zbisurmanił…
– Oddam panu pieniądze za tę podróż. – Nie odwzajemniła uśmiechu. – Proszę, niech pan wraca do Lwowa…
– Wrócę, jeśli się dowiem, dlaczego pani chce zrezygnować z moich usług…
Przerwał i patrzył na nią, dopóki nie oderwała wzroku od popielniczki i nie spojrzała na niego.
– Rozbudziła we mnie pani różne nadzieje – powtórzył tym razem z uwodzicielskim uśmiechem. – I myśli pani, że ja teraz powiem: trudno, do widzenia? Nie, ja tak łatwo się nie poddaję!
– Sprawa jest już nieaktualna, bo rzuciłam pracę w Straty – nie – powiedziała cicho, patrząc z obawą na kelnerkę i zapewne jednocześnie właścicielkę lokalu, która najwyraźniej się im przysłuchiwała.
– To dokąd pani teraz jedzie? Nie do Stratyna?
– Byłam we Lwowie załatwić sobie współlokatorski pokój. Nie było to łatwe. Prawie nikogo tam już nie znam, moje koleżanki z gimnazjum dawno powychodziły za mąż i odwiedzanie ich byłoby afrontem… Teraz wracam do Stratyna po mój skromny dobytek
– Tym bardziej nie zostawię teraz tej sprawy – Popielski porzucił maskę lowelasa i zacisnął mocno pięści. – To moja wina! Odmówiłem pomocy, a hrabia pewnie znów był natarczywy, i to do tego stopnia, że musiała pani zrezygnować z pracy i porzucić Stratyn! No, nie ma co! Kapitalnie się pani przysłużyłem! Nie chcę żadnych pieniędzy! – podniósł głos. – Żadnych! O nie, droga Renato, ja tak łatwo się nie poddaję! Znajdę hrabinę, a ona panią znowu przyjmie do pracy!
– Błagam, niech pan mówi ciszej – szepnęła Renata i dotknęła nieśmiało jego dłoni. – Ja wiem, że pan wszystkiemu podoła! Pan jest silnym mężczyzną! Ale nec Hercules contra plures [21]! Hrabia Bekierski – szeptała tak cicho, że Popielski nie bez przyjemności przechylił się nieco przez stół i przybliżył ucho do jej pełnych warg – hrabia Bekierski to sadysta i degenerat, otoczony gromadą zbirów, Rosjan spod ciemnej gwiazdy, którzy na jego rozkaz zrobią największą podłość! Błagam pana, niech pan wraca do Lwowa i zapomni o wszystkim! Oddam panu pieniądze za podróż!
– Myśli pani, że wystraszę się jakichś bolszewików? – Popielski oparł ramiona na oparciu krzesła i uśmiechał się drwiąco.
Wiedział, że jego szeroka i wypięta do przodu klatka piersiowa zawsze podobała się kobietom. Niejedna z nich się do niej tuliła, a jedna w nią kiedyś zaciekle bębniła przy rozstaniu, chcąc, by zabolało go tam, gdzie ona najbardziej lubiła zasypiać.
– Droga panno Reniu – dotknął jej dłoni – była pani drobną dzieciną, kiedy walczyłem z Rosjanami na wojnie bolszewickiej. Jeszcze pani nosiła rąbek koszuliny w ślicznej buzi, kiedy waliłem po tych kacapskich kwadratowych gębach! Wie pani, co znaczy po rosyjsku morda kirpicza prosit? Otóż tak nazywa się oblicze tak wstrętne, że aż się prosi o cegłę, czyli – żeby je cegłą zdefasonować… Wiesz, ile razy użyłem cegły? – Podniósł do ust jej dłoń. – No chodź, dziecinko, bo nam pociąg do Pukowa ucieknie… Kiedy przepuszczał ją przodem przez drzwi knajpy i lubieżnie obserwował jej łydki, uda i biodra, usłyszał drwiący głos swego wewnętrznego wroga: „Szkoda, że jej nie powiedziałeś, co ci takiego zrobili bolszewicy na plebanii w Mozyrzu!”
10
NA STACJI W PUKOWIE CZEKAŁ NA RENATĘ SPERLING KRZEPKI, wysoki starzec z dwiema świeżymi bliznami na twarzy. Owe znamiona oraz mundur lokaja ozdobiony podkową z wpisanym w nią maltańskim krzyżem od razu uświadomiły Popielskiemu, że ma do czynienia z oszpeconym przez hrabiego Bekierskiego kamerdynerem Stanisławem, o którym jako o człowieku godnym zaufania mówiła mu Renata we Lwowie. Kiwnął głową słudze, a ten się przedstawił i Popielski oprócz znanego mu już imienia usłyszał również nazwisko.
– Wiącek
Uroczystym gestem kamerdyner wskazał im bryczkę stojącą w pyle drogi. Renata wskoczyła lekko, Popielski ciężko runął na kanapę pojazdu. Ruszyli. Kiedy jechali wzdłuż zielonych pól, Renata krótko charakteryzowała Wiąckowi misję Popielskiego. Przy wjeździe do samej wsi Puków, oddalonej od stacji o jakieś półtora kilometra, kamerdyner zatrzymał pojazd i zaordynował taki oto porządek działań. – Upraszam wielmożnego pana – mimo pokornej frazy jego głos był pełen godności – aby wysiąść teraz raczył i do pałacu przyjechał dopiero za kilka godzin. Najlepiej o piątej. Najwygodniej będzie zrobić tak: wielmożny pan raczy wynająć rower od właściciela sklepu, do którego się właśnie zbliżamy, i przyjedzie na rowerze do pałacu. Jeśli nie będzie sklepikarza, wypożyczą panu rower w młynie Czaplińskiego lub u kowala Swerydy. To kilka kroków stąd, o tam. – Wskazał na zabudowania oddalone o kilkadziesiąt metrów od drogi. – Ale proszę ten rower wypożyczyć jak najszybciej, bo dziś chłopi wcześnie wychodzą z domostw, by puszczać skorupy na Rachmańskyj Wełykdeń [22]. Potem idą do cerkwi. Wielmożny pan pożyczy zatem teraz rower, poczeka z pojazdem do piątej, pojedzie do pałacu, załatwi swoją sprawę u hrabiego, po czym wróci rowerem do Pukowa pod ten oto sklep. A ja tu już będę czekał z panienką Renatką i pojedziemy wszyscy razem na stację.
Zatrzymali się pod drewnianym domem opatrzonym szyldem pisanym cyrylicą „Zhoda” – przeczytał Popielski. Wysiadł, pocałował Renatę w dłoń, ścisnął mocno kościstą rękę sługi, co tego ostatniego bardzo przyjemnie zaskoczyło, zapalił papierosa i poczekał, aż obydwoje odjadą. Wtedy z niepokojem przeszukał wszystkie kieszenie. Znalazł w nich jedynie bilet powrotny na pociąg relacji Puków-Chodorów – Lwów, wizytówkę fikcyjnej kancelarii adwokackiej, której miał być rzekomo pracownikiem, oraz pięć groszy. Poczuł wściekłość na siebie samego. Nie chciał się kompromitować w oczach Renaty brakiem pieniędzy i nie odważył się poprosić, by kamerdyner podwiózł go jak najbliżej majątku Bekierskich!