Guziki odbijały się od ścian, kiedy Renata Sperling rozrywała mu koszulę. Nie okazała zgorszenia na widok nagiego męskiego torsu, lecz przywarła policzkiem i ustami do jego potężnej klatki piersiowej. Nie wstydziła się światła poranka. Nie odwracała głowy, uwalniając od stanika pełne piersi i szybko rolując na udzie podwiązki. Po kilku minutach Edward Popielski stwierdził, że niewiele rzeczy może gorszyć Renatę Sperling.
12
ŻADNE Z EROTYCZNYCH DOŚWIADCZEŃ, jakich był sporo zebrał Popielski w swoim czterdziestoczteroletnim życiu, nie mogło się równać z doznaniami tego poranka. Gdyby chciał wyrazić je językiem matematyki, powiedziałby w dużym i koniecznym uproszczeniu, że nagle się zmieniło jego życie – z jakiejś funkcji okresowej, z sinusoidy o niewielkiej amplitudzie na rosnącą szybko funkcję eksponencjalną. Ze zamiast pozostać wśród zwykłych małych drgań, życie Edwarda zostało nagle wyniesione ruchem wykładniczym do jakiegoś maksimum, o którym dotąd nie miał pojęcia.
Jednak kiedy kochankowie zaczęli zrzucać z siebie ubrania, Popielski całkiem zapomniał o matematyce. Szybkie, urywane oddechy i smak ciała Renaty nie pozwoliły mu ani analizować gwałtownych ruchów, które mogłyby być symbolizowane przez wektory o przeciwnych grotach, ani koncentrować się na współrzędnych jej bioder i swego tułowia. A kiedy odkryli wreszcie te nieznane miejsca, tak starannie dotąd zakryte pod ubraniami, Popielski zapomniał o całym świecie, który właśnie na nowo poznawał wyłącznie dotykiem.
Do tej pory był zawsze w alkowie władczy i dominujący. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ ta alkowa nie była małżeńskim łożem, gdzie trzeba by zawierać jakieś kompromisy, lecz hotelowym pokojem lub luksusową salonką, gdzie brał w posiadanie takie kobiety, którym nie musiał się podporządkowywać, a one robiły wszystko, za co im płacił. W pierwszej chwili zdumiały go zniecierpliwienie i samodzielność partnerki, która szukając większej intensywności doznań, rzucała się na niego żarłocznie, przyciągała go lub odpychała mocno i wydawała chrapliwe komendy, układając połączone ciała we wciąż nowe konfiguracje pod zmieniającymi się kątami. To była gimnastyka Erosa, cielesne układy, do których go zmuszała. Ona dowodziła. Ta kobieta, która jeszcze niedawno siedziała przed nim z buzią w ciup, w skromnej sukience i z kolanami ściśle przylegającymi do siebie, teraz stała się erotycznym dyktatorem. Nie oponował. Chciał się poddać tej dyktaturze.
W pewnym momencie Renata, leżąc na nim, przykryła mu twarz włosami i szepnęła na ucho dziwną prośbę, obiecując „ekstazę”. Posłuchał jej. Przesunął się na brzeg łóżka tak, że jego głowa i ramiona znalazły się poza jego obrębem. Rozluźnił mięśnie szyi i głową niemal dotykał teraz podłogi. Krew napłynęła mu do mózgu, wszystko widział odwrócone, a Renata u góry naciskała coraz szybciej i mocniej. W pewnym momencie napiął mięśnie, uniósł nieco głowę i przekrwionymi oczyma kontemplował widok kobiety na tle okna. Przez jej poruszające się ciało błyskało słońce. Jego promień przeszedł pod jej pachą, po sekundzie zajaśniał na jej włosach, a po chwili błysnął na eliptycznej krzywiźnie biodra. Słońce przebijało się przez ciało Renaty w regularnych błyskach – jak lampa fotograficzna. Poczuł szum wiatru. To anioł rozkoszy i demon epilepsji poruszyli jednocześnie swymi skrzydłami. W jego ciele nastąpiła podwójna eksplozja.
Popielski jeszcze nigdy nie przeżył czegoś podobnego.
13
OBUDZIŁ SIĘ POD ŁÓŻKIEM NA SZORSTKIM DYWANIKU. Przykryty był kocem. Spojrzał na zegarek. Było południe. Spał zatem około pięciu godzin. Wstał gwałtownie, zrzucając koc na ziemię. Renaty nie było w pokoju. Z łóżka zerwał skłębioną pościel i spojrzał z przerażeniem na prześcieradło. Odetchnął. Było czyste. W czasie ataku jelita i nerki nie wypchnęły swej zawartości. Nie tym razem.
Choroba zwykle wyzwalała u niego wizje. W odróżnieniu od defekacji wizja dziś wystąpiła. W popadaczkowym śnie widział siebie samego – siedział na krześle w pokoju wypełnionym tablicami z wzorami matematycznymi. Przeciąg poruszał gwałtownie kotarą wiszącą w drzwiach. Falowała coraz szybciej, aż w końcu urwała się i pofrunęła jak latający dywan z perskich baśni. Rozległ się huk. W drzwiach stała wysoka męska postać w meloniku. To był on sam. W epileptycznej wizji siedzący Popielski patrzył na Popielskiego stojącego. Po raz pierwszy w padaczkowej imaginacji doświadczył rozszczepienia swej osoby. Czytał kiedyś o psychicznych stanach rozdwojenia jako o objawach ciężkiej choroby umysłowej. Tymi sennymi rojeniami zaniepokoił się tylko chwilowo. Co innego teraz zajęło jego myśli. Ubrał się błyskawicznie. Nie chciał, by Renata widziała go nagiego. Stan ekscytacji i erotyczne upojenie wyzwalają tolerancję na wiele cielesnych niedoskonałości, ale po otrząśnięciu się z ekstatycznych doznań wrażliwość na usterki ciała wraca zwielokrotniona. Nie chciał ujrzeć w jej oczach rozczarowania na widok swojej niemłodej skóry: zmarszczek rozstępów i tłuszczu nierównomiernie zalegającego tu i ówdzie. Nie chciał jej dokładać przykrych wrażeń. Wyobraził sobie, jakim wstrętem i przestrachem ją przejął, gdy w chwili największej rozkoszy szarpnął nim epileptyczny spazm, uwolniony przerywanym światłem i nie powstrzymany zawczasu tabletkami, których pod wpływem nagłych zdarzeń poranka zapomniał dziś zażyć.
Zaciskając pętlę krawatu, usłyszał w przedpokoju ciche i lekkie kroki. Zbliżyły się do drzwi. Po kilku sekundach usłyszał delikatne pukanie.
– Proszę! – powiedział i uśmiechnął się z radością.
W uchylonych drzwiach ukazała się głowa młodego mężczyzny Nad uszami zwisały mu pejsy, a na głowie tkwiła jarmułka.
– Przepraszam najmocniej – odezwał się młody Żyd – usłyszałem, że pan już nie śpi…
– Gdzie jest pani, która tu ze mną była? – przerwał mu Popielski.
– Nie wiem, spałem jeszcze. – Młodzieniec spuścił oczy. – Było bardzo wcześnie… Ja tu mam klucze dla pana i jeszcze coś…
– Jest maestro?
– Juliusz… To jest… pan Szaniawski musiał wyjść na próbę… I ja też wychodzę… Dlatego… Muszę coś panu powiedzieć…
Popielski usiadł ciężko na łóżku.
Młodzieniec zaczął coś mówić, ale jego zgrzytliwy głos nie dotarł do uszu detektywa. Ten słyszał teraz wyłącznie skrzypienie łóżka, jęki i westchnienia Renaty, które nagle przechodzą w okrzyk wstrętu i przerażenia. Nie widział młodego Żyda, lecz zamknięte oczy dziewczyny, które nagle się otwierają i patrzą z odrazą, jak kochanek sztywnieje, wypluwa pianę i trzepoce pod nią wśród wyrzucanych przez siebie smrodliwych gazów. Renata ucieka, a on sam rzuca się po łóżku jak bałwan miotany spazmem choroby, którą starożytni nazywali „świętą”. Nagle się uspokoił. Usłyszał w głowie łagodny głos Renaty. „Nie jesteś mi ohydnym – mówiła. – Przecież cię przykryłam kołdrą, byś nie zmarzł, a potem głodna wyszłam na śniadanie”.
Żyd wciąż mówił i wyciągał do niego kartkę z jakimiś nieczytelnymi notatkami. Zagłuszał głos dziewczyny.
– Nazwisko?! – wrzasnął na niego Popielski. – Kim pan jest, do jasnej cholery?!
– Icchok Jaffo – Żyd zaczął się jąkać. – Ja, ja… nic złego nie zrobiłem. Po prostu przenocowałem u pana Juliusza… Ja już muszę iść…
– Poczekaj! – Popielski się uspokoił. – Mów raz jeszcze! Co to za kartka? Rozkojarzyłem się i nic nie pamiętam, co mi tu mówiłeś.
– To dla pana. – Jaffo spojrzał na kartkę. – Telefonował tutaj jakiś pan Zaremba. Prosił zadzwonić wieczorem pod numer 32-41. To tyle.
Popielski przyjął od niego kartkę i spojrzał na nią uważnie. Pokryta była odręcznym pismem hebrajskim. Nie widział na niej żadnego numeru zapisanego cyframi arabskimi. Było oczywiste, że Jaffo zapisał numer telefonu hebrajskimi literami.
Popielski na chwilę przeniósł się myślami do lat młodzieńczych Przypomniał mu się wykład profesora Paula Kretschmera. Ten znakomity hellenista i językoznawca wiedeński udowadniał, że liczby są czymś najgłębiej zakorzenionym w umyśle i że człowiek może zmieniać języki, opanowywać je z biegłością niepojętą, być wielojęzycznym, ale liczyć będzie wyłącznie i zawsze w swym języku ojczystym. Spojrzał na Jaffa. Tak jego mową ojczystą jest jidysz, który przecież wykorzystuje pismo hebrajskie. A ono nie używa cyfr arabskich, lecz dla zapisania liczb korzysta z liter! Żaden człowiek mówiący na co dzień w jidysz nie napisze „32-41”, lecz użyje liter lamed (30) + bet (2) i mem (40) + alef (l)! Młodzieniec zapisał numer telefonu po hebrajsku, czyli literami tego języka! Uczynił to bezwiednie, bezrefleksyjnie, jak najszybciej tylko mógł.