Выбрать главу
„Bo nic nie wzrusza tak Zachodu, jak szum frazesów o wolności. Możesz pól świata zakuć w dyby, strzelać w tył głowy, łamać kości, ale bredź przy tym o ludzkości, o Lepszym Jutrze, Wielkim Świcie, i wyjdziesz na tym znakomicie”.
* * *

Ludzie, którzy pracowali jako współpracownicy w konspiracyjnej („podziemnej”) drukarni „Zecera”, nie wyszli na tym znakomicie, gdyż roku 1983 wylądowali w reżimowym „pierdlu” i później bezduszny świat wcale ich nie hołdował. Vulgo: nie będąc członkami KOR-u – nie robili za herosów kiedy A.D. 1989 ojczyzna się zdekomunizowała i ogłoszono III Rzeczpospolitą. Laurki bowiem wystawiano selektywnie. Mogli tylko robić za świadków heroizmu „Zecera”, który znowu (przy aresztowaniu) dał brawurowy popis.

Czasy były ciężkie: tuż po „stanie wojennym” nadeszła era stanu postwojennego, pełna represji i bolszewickich rygorów. Ale czasy zawsze są ciężkie, pech to pech, nie kijem go, to pałką. W czasach bez represji gnębi społeczeństwo nuda, lub chlew polityczny (pyskówkowy) budzący wymioty, i tylko młodość daje życie rajcujące, a zgrzybiali i grzybiejący wspominają swe młode lata miło, choćby i z czasów komuny szalejącej jak huragan. Schody były mniej strome, ulice krótsze, pojemność większa, kac mniej dokuczliwy. Jak u Archimedesa: ciało zanurzone w cieczy wypierało chcicę ejakulacją.

Witek „Znajda”, będąc prawą ręką „Zecera”, stał się rutyniarzem „konspiry”. Jego słabością był – mimo zapewnień Bochenka, że „glina” ich nie ruszy – ciągły paniczny lęk przed wpadką i aresztowaniem. Lecz jego siłą było biegłe maskowanie tego strachu, czyli mimikra. Lubił udawać kogoś innego. Chętnie udawałby kogoś wybitnego, szczególnego (amanta, muzyka, plastyka, poetę itp.), jednak nie wiedział jak to robić, więc skoncentrował się na udawaniu chojraka. Grał ów cyniczny fason, który podejrzał u szefa, i który mu imponował niczym kinomanom grepsy Clinta Eastwooda, Bruce'a Willisa tudzież innych twardzieli Hollywoodu. Doszedł w tej błazenadzie do dużej wprawy, bo rutyna czyni mistrza, czego ilustracją są losy wielu rzemieślników ścigających poziom artystów.

Esbecja zjawiła się niespodziewanie. Bez dzwonienia, bez pukania – czymś otworzyli drzwi i weszli niby do swojego domu. Z ciemnego korytarza zabrzmiał familiarny pytajnik:

– Jak leci?

– Różnie, raz kwadratowo, raz podłużnie – odparł Mariusz.

– Dzisiaj będzie skośnie – wycedził mundurowy.

Mundurowemu towarzyszyło kilku „zomoidów” i cywil okularnik. Ten się rozejrzał i wskazał niepracującą akurat maszynę drukarską:

– Co, zepsuła się, czy zrobiliście sobie przerwę na szlugi?

– Nie wiem czy się zepsuła, bo nie używam tego, to nie moje – wyjaśnił Mariusz. – Zostało, cholerstwo, po poprzednim właścicielu, ja nawet nie wiem do czego to służy.

– Pewnie do bicia masła – uśmiechnął się człowiek noszący oficerski mundur.

Zaprzeczyć mogłaby gotowa już „bibuła”, lecz nic takiego wokół nie leżało. Intruzi zerknęli do sąsiednich izb – też nic, ani śladu czegoś drukowanego nielegalnie.

– Gdzie są bezdebitowe wydawnictwa? – spytał mundurowy.

– Pod ziemią – burknął „Zecer”.

– Znaczy w piwnicy?

– Nie w piwnicy, tylko w podziemiu, głupku. Nie wiesz, że wydawnictwa bezdebitowe to druki podziemne?

Wtedy – za tego „głupka”- oberwał pierwszy raz. Kułakiem, aż się zgiął. Mundurowy chciał jeszcze poprawić kolanem, lecz rozległ się krzyk jednego z zomowców:

– Panie kapitanie, tutaj!

Zomowiec wlazł do łazienki, gdzie „Zecer” produkował (ubocznie) bimber; wanna była pełna zacieru.

– Bimber! – ucieszył się kapitan.

– Nie bimber, tylko roztwór – sprzeciwił się Bochenek.

– Jaki roztwór?

– Balsamiczny. Chciałem powiedzieć: balsamizujący.

– Czyli co?

– Czyli jak wasz generał zejdzie albo go odstrzelą, będziecie mogli go zabalsamować w tej wannie, zbudujecie mauzoleum na warszawskim placu Konstytucji, i będą stały kolejki, jak do Lenina, piesku.

– Coś ty powiedział?!! – ryknął mundurowiec.

– Hau, hau!

Pięść wystrzeliła prosto w podbródek, „Zecer” stracił przytomność i runął. Ocucono go kopem. Wszyscy aresztowani to widzieli. Później dał twardzielski show przed trybunałem – stawiał się sędziom. I wreszcie trzeci garnitur świadków swej „kiziorności” otrzymał w więzieniu, gdy kazano mu posprzątać spiżarnię. Miast sprzątać, otworzył wszystkie puszki konserw, które się tam znajdowały, kilkaset sztuk. Szybko się uwinął, starczyła mu godzina i kwadrans. Naczelnik zapytał winowajcę: „- Dlaczego? I…”, a ten wyjaśnił, że przez „brak zaufania do reżimu”: chciał sprawdzić czy papierowe opaski puszek kłamią tak samo jak wszystkie reżimowe druki. Kiedy miesiąc później wyszedł z karceru, „kryminalni” sprawili mu łomot „pod celą”, bo przez niego mieli dużo gorszy jadłospis – samą suchą kaszę oraz zgniłą zieleninę. Ale i ten łomot zaliczono później Bochenkowi do rejestru martyrologii politycznej, dysydenckiej chwały, „kontry”. Zbierał punkty bezbłędnie – ściśle według scenariusza.

* * *

Generał-lejtnant Wasilij Stiepanowicz Kudrimow już jako młodzian był człowiekiem wierzącym, i to wierzącym obustronnie, wierzył bowiem zarówno w kreacjonizm, czyli w cud stworzenia, jak i w darwinizm, czyli w ewolucję gatunku. Cud stworzenia został dokonany przez cara Iwana Groźnego, który powołał formację zwaną Opryczniną (1566) jako swą represyjną pałkę do terroryzowania społeczeństwa i dławienia wszelkich zarodków buntu lub lokalnej suwerenności. Oprycznicy (6 tysięcy funkcjonariuszy) przytraczali sobie u siodeł dwa godła swej profesji: miotłę (wymiatanie zdrady i sprzeciwu) tudzież psi łeb (kąsanie wrogów cara). Mieli prawo zabijać bez sądu, grabić i palić. Często korzystali z tego przywileju.

Niespełna wiek później (~1656) rozpoczęła się ewolucja: pierwszym następcą Opryczniny został Tajny Urząd (Siekrietnyj Prikaz) cara Aleksego, a za Piotra I – Prieobrażieńskij Prikaz (1695). Od 1718 roku funkcjonowała Tajna Kancelaria, potem Tajna Ekspedycja (1762) Katarzyny II, Komitet Wyższej Policji (1805) Aleksandra J, wreszcie sławny III Wydział Kancelarii carskiej (1826), utworzony za Mikołaja I przez szefa Korpusu Żandarmów, generała Alieksandra Benkendorfa. Jeszcze sławniejsza Ochrana, która przed puczem bolszewickim zwanym Rewolucją Październikową ulokowała swych agentów w sztabach wszystkich organizacji i partii rewolucyjnych (Azef, Łuczenko, Malinowski e tutti quanti), zastąpiła III Wydział na całym terytorium Rosji ze schyłkiem XIX wieku, choć swój petersburski oddział miała już dużo wcześniej (1866), a status gubernialny zyskała latem (sierpień) 1881, co uczyniło ją „bezpieką” wszechpaństwową. Bolszewicy zreformowali ją po swojemu (ideologicznie), zaś ewolucyjne mutacje komunistycznych tajnych służb zwały się kolejno: Czeka (plus równocześnie wojskowe GRU), GPU, OGPU, NKWD, NKGB, MGB, KGB i FSB.