– A ta trzecia kniżka to co?
– Cymelium, pierniczenienie mistrzowskie! Dzieło akademika Judina „Kultura radziecka”, Moskwa, Wydawnictwo Literatury w Językach Obcych, edycja dla Polaków. Boki zrywać! „Zaletą i narodową cechą kultury radzieckiej jest jej szlachetny charakter i wyjątkowa uczciwość”. Starczy?
– Pikne! – westchnął Mariusz.
– Całe jest takie, chopie, a już rozdział o genialnej i bezkompromisowej klasie inteligencji radzieckiej zwala z nóg. Jest co cytować.
– Pikne, bardzo pikne, ale same cytaty nie starczą – skrzywi! się Mariusz. – Choćby najsmaczniejsze. Długo na tym nie pojedziemy.
– Zgoda – rzekł Dut. – Ściągnąłem już ekipę techniczną i biurową, ściągnę też autorów. Młodych i ciętych jak osy, solidarnościowa emigracja jest pełna takich nienawidzących komuny pistoletów, którzy umieją truć i analitycznie, i satyrycznie. Chodźmy na piwo do pubu, poznasz barmana, chopie, czyli jednego z nich.
Odkąd wiadomo, że lewicowość to dobre maniery, rozwinięta empatia, głęboka erudycja, wrażliwość społeczna, krytyka efektu cieplarnianego i homofobii, zdrowy tryb życia, brak brzydkich nałogów, wyczynowa sprawność, seksualna jurność, szczera filantropijność, zdrowy rozsądek, poczucie humoru i umiłowanie Eltona Johna miast Ronalda Reagana, plus wstręt do faszystowskich krwistych steków po teksasku – ciężko być prawicowcem, bo każde elitarne towarzystwo zamyka przed reakcjonistą drzwi. Dawniej było jeszcze gorzej, ponieważ dla wszystkich wzmiankowanych cech lewicy (tudzież dla wielu innych cech tej formacji umysłowej, równie ważnych) mianownikiem była gorąca sympatia wobec Wietnamu Ho Szi Mina, Północnej Korei Kim Ir Sena, Chin Mao Zedonga, i zwłaszcza wobec ZSRR jako gołąbka pokoju. Problemy decyzyjne Klary Mirosz sięgnęły szczytu właśnie wówczas, więc spytała Krausa przytomnie podczas kolejnego rendez-vous:
– Mam kierować oficyną wydawniczą prawicową?! To jakiś żart…
– Nie, droga Klaro. Wydawnictwo będzie prawicowe i konserwatywne do szpiku.
– Czyli „faszystowskie”', taki będzie werdykt elit! – krzyknęła. – Elity intelektualne, śmietany salonowe, oplują je, i zgnoją do szczętu całe to moje „do szpiku”!
– Poznasz smak walki, a tylko w ogniu wykuwa się szlachetną stal, lecz nie zostaniesz samotna, nie damy cię rozgnieść.
– Umrę wskutek codziennych nerwów!
– Piękny zgon! – skwitował zimno Kraus. – Ileż podniecenia agonalnego, ileż emocji, ciekawy żywot, błyskotliwy thriller! Umrzesz jako edytorka, by narodzić się jako władczyni. Nie tak prędko, oczywiście, wpierw powalczysz wydawniczo kilka, kilkanaście sezonów. Będziesz sławna. A wiesz, że kto nie ma wrogów, ten nie jest wart dużo…
– Słyszałam – mruknęła markotnie.
– Więc koniec straszenia, teraz będę ci wszczepiał optymizm. Wrogów będziesz miała jedwabnych, moja droga. Elity tutejsze łatwo przełkną twoją prawicowość, bo będziesz drukowała tylko po polsku, i do tego satyrycznie. Twoje wydawnictwo skupi się na humoreskach. Drukowało będzie dla Polonii, dla starej i świeżej emigracji, no i dla przemytu owej „bibuły” na teren kraju.
– Czemu skupię się na humoreskach?
– Bo śmiechem najłatwiej zabić i najłatwiej trafić do czytelników. Zabijać będziesz komunę, bawić będziesz antykomunę.
– Tylko po polsku?
– Mówiłem już, tylko po polsku.
– A skąd wezmę polski personel, co?
– Z piekła emigracji… Żartuję. Z mojej ręki, dziewczyno, dostarczę ci kilkunastu prymusów.
– Również autorów?
– Autorów też, trochę później, to nie jest prosta sprawa. Zaczniecie od przedrukowywania dzieł już istniejących.
– Do tego trzeba mieć kontrakty na prawa autorskie, bez nich za druk cudzych utworów grozi paragraf!
– Nie wszystkich, liczne prawa wygasły lub nie są chronione. Słyszałaś o Zoszczence, Klaro?
– Kto to taki?
– Michaił Zoszczenko, rosyjski przedwojenny ironista, pióro szczerozłote, geniusz. Samego Stalina tak rozzłościł swą pisaniną, że ten na sesji komitetu partyjnego w 1946 roku krzyczał, iż trzeba z Zoszczenką zrobić porządek, przymusić, by „dostosował się do społeczeństwa”. Wydrukuj Zoszczenko we historyjki dla dzieci o wodzu Rewolucji, wielkim Władimirze Iljiczu…
– O Leninie?!
– Tak, o Leninie, zwłaszcza o dzieciństwie Lenina. Jak malutki Lenin myje rączki, siusia, et cetera. Nic złośliwego, normalna codzienność, a czytelnik ryczy ze śmiechu, trudno się nie śmiać. Bolszewizm utopiony w nocniczku szczyla o nazwisku pomnikowym, spiż ubabrany skapującą ze śliniaczka kaszką manną.
– Ale Zoszczenko to Rosjanin… – wyraziła wątpliwość.
– I dobrze, bardzo dobrze! Nie martw się, Polaków prześmiewców też nie brak, są równie smaczni. Słyszałaś o Szpotańskim?
– Nie.
– Ten wkurzył Władzia Gomułkę równie mocno co Zoszczenko Stalina, miał proces, siedział, cała Polska zamarła jak Gomułka przeklinał „Szpota” z trybuny zjazdu partyjnego w Sali Kongresowej. Nie słyszałaś nic?
– Przepraszam, lecz…
– No trudno. Musisz się jeszcze dużo uczyć. Dlatego właśnie trzeba lat, żebyś się wyuczyła do śpiewania jak z nut. Wszystkiego. Historii Polski, historii literatury i sztuki polskiej, wszystkiego. Język polski musisz znać perfekcyjnie, niby polonista. W wydawnictwie ty i twoi pracownicy będziecie mogli rozmawiać wyłącznie po polsku. Ale to mało, musisz nie tylko w pracy rozmawiać po polsku. I nie tylko za dnia, także nocą. Musisz myśleć po polsku i śnić po polsku. Matka nie wystarczy.
– Z mamą widuję się ostatnio rzadko, ona jest bardzo chora, leży w klinice…
– Będziesz miała ciągły osobisty kontakt ze wspólnikiem, to też Polak, Jan Serenicki. Kończył tę samą uczelnię, tylko trochę wcześniej, kilka lat przed tobą. Polubisz faceta, przystojniak, i duży mózg.
– Nie pójdę do łóżka ze wspólnikiem, bo wy tego chcecie, wybijcie to sobie z głowy! – pisnęła urażona panna Mirosz.
– A kto ci każe?!… – prychnął Kraus. – Twój kontrakt nie obejmuje świadczenia komukolwiek usług seksualnych, sama sobie wyszukuj partnerów do łóżka, ilu chcesz, bezlimitowo, nas to nie obchodzi. Byle nie komunistów, trockistów, maoistów, jakichkolwiek lewaków, bo musisz dbać o swoją reputację. Twoja cnota to sarmacki patriotyzm.
Milczała przez chwilę, i rzuciła w charakterze nie prośby, tylko warunku:
– Chciałabym przynajmniej jedną książkę wydać po angielsku, panie Kraus.
– To zupełnie jasne, dziewczyno! – rozpromienił się domyślny pan Kraus. – Swą dysertację o Emilii du Châtelet wydasz po angielsku i po francusku. Także każdą inną swoją pracę, cokolwiek spłodzisz. Nakład bez ograniczeń, ile chcesz. Jesteś wśród przyjaciół, Klaro, wśród twych mecenasów i sponsorów, nigdy tego nie zapominaj.
Chyba każdy spostrzegł, że rozmowy pomiędzy bliźnimi są często identyczne. Jakby ktoś je wielokrotnie odtwarzał z magnetofonu. Identyczne tematy, identyczne zwroty, identyczna maniera, ciągłe ta sama paplanina. Tysiące lat przemijają, a człowiek wciąż gada na jedno kopyto (wyjąwszy migowców, grypserów i kosmitę Lecha Wałęsę). Trudno się więc dziwić, że gadki pułkownika Tiomkina z Jankiem Serenickim mocno przypominały dialogi dziekana Krausa z panną Mirosz, tudzież pogawędki Denisa Duta z Mariuszem Bochenkiem, szczególnie jeśli idzie o sferę literaturoznawczą. Tiomkin wykazał imponującą erudycję a propos nie tylko światowej, lecz i polskiej literatury. Zaczął od tej pierwszej:
– Koniecznie tajny referat Chruszczowa na plenum KC KPZR, 1956 rok. Demaskacja zbrodni, pierwsze uchylenie kurtyny ludobójstw Stalina. O Stalinie jeszcze dwie rzeczy: „Zagadkę śmierci Stalina” Abdurachmana Awtorchanowa, i „Stalin – rządy terroru”, dziełko Francuzki, Hélène Carrère d'Eneausse. Koniecznie też relacje dygnitarza polskiej bezpieki, uciekiniera, podpułkownika Józefa Światło, wygłaszane w emigracyjnej rozgłośni trzydzieści cztery lata temu.
– Staroć, śmierdzi naftaliną – zauważył Serenicki.
– Ale zna to niewielu waszych rodaków, szczególnie młode pokolenia nie znają, więc warto drukować. Głowę dam, że wy sami nie znacie, gaspadin Serenicki.
– Fakt, nie miałem przyjemności, panie pułkowniku.
– A „Inny świat” Herlinga-Grudzińskiego znacie?
– Tylko słyszałem o tym…
– O tej książce, czy o tym pisarzu, gaspadin Serenicki?
– O tym pisarzu.
– A „Ciemność w południe” Koestlera znacie?
– Jamais couché avec – odparł Serenicki frywolną francuszczyzną.
– No więc widzicie, wasze pokolenie nie zna całej tej antybezpieczniackiej i antygułagowej literatury!
– Myślę, że wielu moich rówieśników zna, zaś ja po prostu nie jestem właściwym delegatem mojej generacji, bo od literatury antykomunistycznej, antysowieckiej, antybezpieczniackiej, wolałem frazę szekspirowską.
– No to jak jesteście dyletantem w tej literaturze, czy raczej zupełnym ignorantem, gaspadin Serenicki, to nie machajcie mi przed nosem naftaliną! – uniósł się Tiomkin. – Naftalina, dobre sobie! Chcecie coś esbeckiego świeższego aniżeli podpułkownik Światło? Proszę bardzo. W roku 1971 warszawski Departament Szkolenia i Doskonalenia Zawodowego MSW wydał książeczkę „Z doświadczeń pracownika operacyjnego SB”. Autorzy: J. Łabęcki i M. Strużyński. Na okładce i na karcie tytułowej widnieje między nazwiskami autorów a tytułem podkreślone słowo TAJNE. Tajny druk esbecki, cukiereczek! Można to spokojnie przedrukować, SB nie upomni się o prawa autorskie sądowo.
– A gdzie śmiech? – zapytał ignorant. – Mówił pan, pułkowniku, że preferować będziemy humor, satyrę…
– Coś wam pokażę – mruknął Tiomkin, wyjmując z szuflady broszurkę, której okładkę zdobił profil szlachetnego młodzieńca o czystym spojrzeniu. – Juliusz Fuczik, „Cela 267” , Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Książka i Wiedza, Warszawa 1951 rok. Fragment więziennych wspomnień głównego bohatera narodowego Czechosłowacji. Słyszeliście o Fucziku?
– Niestety, nie.
– Zamordowany przez hitlerowców heros czeskiego ruchu oporu, anioł podziemia walczącego z hitleryzmem. Czci go cały świat. W Ameryce Południowej kilka miejscowości nosi nazwę Fuczik. Kilka szczytów górskich w Azji. Kilkanaście jezior na kilku kontynentach. Dziesiątki kołchozów i sowchozów. Setki domów kultury, fabryk, stadionów, basenów w Czechosłowacji, Korei, Mongolii, Rumunii i ZSRR. Ulice, place, statki dalekomorskie. Wszystko to zwie się: „Fuczik” lub „imienia Fuczika”. Encyklopedie całego świata oddają mu hołd. Dzień jego męczeńskiej śmierci, egzekucji toporem w berlińskim więzieniu Moabit, 8 września, został przez media całego globu mianowany Międzynarodowym Dniem Solidarności Dziennikarzy. Gwoli uhonorowania Fuczika, czeska Praga jest siedzibą Międzynarodowej Organizacji Dziennikarzy. Fuczik to ikona komunizmu. Ikona nieomal religijna. Ileż poematów, powieści, pieśni, hymnów, rymów o nim spłodziły pióra tej Ziemi! Wydrukujecie jego życiorys i te rymy parareligijne, choćby poświęcony mu wiersz chilijskiego noblisty, Pabla Nerudy: