„Czas który idzie jest piękniejszy
ludzie nie będą umierali jak larwy
komunizm ludzi podniesie
obmyje z czasów pogardy”.
Słuchając tego rodzaju cytatów, „Zecer” czuł się lepiej. Działały jak morfina. Jeżeli bowiem wielcy twórcy tak się świnią…
21 października 2007 roku Polska wybierała nowy parlament. Przy okazji wybrała nową władzę, usuwając od rządzenia antyrosyjską partię braci Kaczyńskich. Zwycięzcy wyborów (PO i PSL) bezzwłocznie zadeklarowali swoją sympatię dla Kremla: wicepremier Pawlak sugerował ułatwianie rosyjskim firmom naftowo-gazowym polskich inwestycji, a premier Tusk obiecał, że Polska przestanie swym wetem blokować współpracę między Rosją i Unią Europejską, jak również wycofa swój sprzeciw wobec wejścia Rosji do WTO (Światowej Organizacji Handlu) tudzież innych gospodarczych gremiów cywilizacji zachodniej. Hasłem nowych władz będzie Miłość! – tak zapewnił Tusk w swym pierwszym przemówieniu po zwycięstwie parlamentarnym. Gdy generał Kudrimow usłyszał to z telewizora, przypomniał sobie scenę, którą mu kiedyś ironicznie relacjonowano jako pikantny cymesik – scenę posiedzenia rosyjskiego rządu dyskutującego o dalekosiężnych państwowych projektach. Putin spytał wówczas: „- Co jest dla nas najważniejsze?”. Zrobiło się cicho. Ciszę przerwał minister obrony, były dygnitarz KGB i FSB, generał-lejtnant Siergiej Iwanow, mówiąc przez zaciśnięte zęby: „- Miłość!”.
Wasia odczuwał w swym życiu miłość właściwie co dzień. Dawkowanie było rozmaite każdego dnia, ale tę miłość cechowała stałość, czyli wierność. Wierność, która sprawiała Kudrimowowi pewien ból, gdyż wolałby kochać inną, „Putinkę” (produkowaną od 2003 roku i szalenie popularną), jednak nie umiał przemóc nałogu – „Stoliczna” smakowała mu bardziej, wskutek długotrwałego wdrożenia. Lecz kiedy operacja „Wybory Pol- 2007” zakończyła się sukcesem nad Wisłą – stwierdził, że musi „Putinką” wznieść biurowy toast, a miłość swego życia, „Stoliczną”, golnie sobie wieczorkiem, wewnątrz własnego mieszkanka, nosząc kapcie, spodnie od dresu i ulubiony sweter, nieważne, że trochę dziurawy. Ledwie tak zdecydował, gdy wezwano go „na dywanik” szefa, gdzie ten szef, Michaił Fradkow, złożył mu gratulacje:
– Dobrze się spisałeś, Wasiliju, u Polacziszków. Oni pewnie liczą, ci nowi, że włażąc nam z marszu w tyłek, otrzymają coś dla równowagi, jakieś całusy, gesty wzajemności, zniesienie embarga…
– I to niejednego embarga – przytaknął Kudrimow. – Mięso, wędliny, podroby to pierwsza sprawa, ale drugie embargo obejmuje produkty rolne, znaczy warzywa i owoce, które również chcieliby nam sprzedawać. Oba embarga były karą dla Bliźniaków, więc teraz trzeba będzie…
– Pewnie będzie trzeba, ale nie my będziemy decydować, tylko Kreml. Jak stamtąd przyjdzie rozkaz, zniesiemy lub zawiesimy embargo. Nie od razu każde, wpierw jedno, później drugie.
– A co z ropą naftową? – spytał Kudrimow.
– Jaką ropą? Przecież sprzedajemy im ropę, są długoletnie handlowe umowy.
– Tak, ale kiedy Polacziszki wykołowały nasz Łukoil, kupując litewską rafinerię Możejki, odcięliśmy tam dopływ ropy zupełnie. Pod pretekstem, że rurociąg się zepsuł.
– Bardzo sprytne, cała Europa serdecznie się śmiała! – syknął Fradkow. – Rurociąg jest czyj?
– Transnieftu. Transnieft ogłosił, że bezterminowo odracza naprawę, bo rurociąg jest kompletnie zużyty, trzeba zbyt kosztownej reperacji.
– I co? W czym problem?
– W tym, iż rurociąg prowadzący do Możejek transportował też ropę dla Łotwy i Estonii. Więc teraz Łotwa, Litwa i Estonia muszą przywozić sobie ropę tankowcami, no to warczą gdzie mogą.
– Gówno mogą, Europa im nie pomoże, dba o własną dupę, Wasiliju. Zresztą to nie nasza sprawa, tylko sprawa ministra energetyki. A minister Christienko bez decyzji Kremla nie kiwnie palcem. Każdy, kto nie rozumie, że nafta to nie żadna energia, tylko broń polityczna, jest idiotą. Warszawa dobrze wie, że rurociąg bałtycki, który ich omija, to fragment politycznej gry.
– Oni liczą, że to jedynie fragment szantażu, i że można jeszcze cofnąć tę decyzję.
– To się przeliczą!
– A jak będą chcieli negocjować wejście do inwestycji?
– Powiedz to prezydentowi, nie moja broszka! – zezłościł się Fradkow. – Właściwie czemu zawracasz mi tą naftą głowę?
– Bo Polacziszki chcą mieć transakcję wiązaną – uprecyzyjnił Wasia. – Wycofują wszystkie weta antyrosyjskie, lecz pragną zniesienia każdego embarga i zaopatrywania Możejek rurociągiem Transnieftu.
– Dałeś im takie obietnice?!… – ryknął Fradkow.
– Nie dawałem obietnic, ale musiałem czymś czarować, robiłem nadzieje dla…
– To teraz lej im naftę własnym fiutem, kurwa, bo póki Władimir Władimirowicz nie da sygnału, nic nie zrobimy, czy to jasne, Kudrimow?!
– Tak, toczno!… – odrzekł po wojskowemu generał-lejtnant Wasilij Stiepanowicz Kudrimow.
Wieczorem upił się, ale kiepsko spał – dręczyły go koszmary. Twarze ludzi, do których strzelał. Rozchylali sine wargi, pytając, lecz nie słyszał niczego. Wstał gdy ledwie świtało za oknem, ubrał się i wyszedł na miasto, puste jak pustynia. Plac Czerwony przemierzały patrole dwójkowe milicjantów. Wokół wież Kremla snuły się szarawe opary mgły. Gdzieś ze wspomnień dobiegły Wasię słowa piosenki śpiewanej przy ognisku dawno temu, wówczas, kiedy życie było proste jak wycior:
Stół zalegała bogata martwa natura, pełna szkła, porcelany, wędlin, galaret i owoców. Jasny półmrok dawały dwa sześcioramienne świeczniki stojące na blacie; czuło się intensywną woń płonących aromatycznych świec. Serenicki oniemiał:
– Kobietę winien pan raczyć taką buduarową pompą, pułkowniku, a nie swojego wyrobnika, marionetkę…
– Coraz głośniejszego edytora, szanowanego biznesmena, fartownego giełdziarza, dużą figurę! – rzucił komplementami Tiomkin. – Czym się teraz trudzicie z Klarą? Prócz uprawiania seksu, darogije riebiata?
– Tłoczymy „Od białego caratu do czerwonego”, siedem tomów.
– Nie znam.
– Autorem jest Polak Kucharzewski.
– To przedruk?
– Tak, ale zmodernizowaliśmy dawną edycję, dodaliśmy analityczny wstęp, ikonografię, indeksy, te rzeczy.
– Siadajmy, trzeba pić i jeść… Ta świecowa kolacja to uczta pożegnalna. Zostałem odwołany, będę teraz pracował jako attache w Dubaju.
– Czemu pana odwołano?
– Dlatego, że przydziały „rezydentur” nie są dożywotnie. I tak pracowałem tu długo, według mojej centrali – za długo. Widzimy się ostatni raz, gaspadin Serenicki.
– Kto będzie pańskim następcą?
– Major Gruszka, ale to dla ciebie bez znaczenia, „Szekspir”, bo odtąd działasz już na własny rachunek, nie musisz się meldować, chyba że będziesz wzywał awaryjnie. Przed tobą wielki sen, długie lata całkowitego spokoju. Rób karierę edytorską i scjentyczną, pisz prace językoznawcze, płódź dzieci, podróżuj, praktykuj co chcesz, twoja sprawa. Nie będzie ingerencji z naszej strony, chyba że zrobisz gdzieś piekielne głupstwo.
– To już mam za sobą, grzybki mnie wrobiły!… – westchnął Janek.
– Nie dramatyzuj! – prychnął Tiomkin. – Wytłumacz sobie, że taki był kaprys losu, życie tak chciało. Życie to schody. Kiedyś docierasz na piętro i widzisz korytarz, gdzie jest pełno drzwi od wielu pokojów. Trzeba któreś wybrać, nie można tkwić ciągle na schodach, bo szybko się okaże, iż schody prowadzą w dół. Twoje prowadzą do góry.
– „Życie to schody”… - uśmiechnął się Janek. – Bardzo ciekawa metafora, lecz wolę szekspirowską. „Świat to teatr”, mówi szekspirowski szlachcic Jakub, a świat tajnych służb to zupa makbetowskich wiedźm, zacytuję panu:
„Bagnistego węża szczęka,
Niech w ukropie tym rozmięka,
Żabie oko, łapki jeża,
Psi pysk i puch nietoperza,
Żądło żmii, łeb jaszczurzy,
Sowi lot i ogon szczurzy,
Niech to wszystko się na kupie
Warzy w tej piekielnej zupie!” *.
– Szekspir pichcił tę samą zupkę, pracując jako tajny agent, więc was również powinno to rajcować, Serenicki…
– O czym pan gada, pułkowniku?!… – zdumiał się miłośnik Szekspira. – Szekspir nie był szpiegiem, znam bardzo dobrze jego żywot!
– Nikt nie zna bardzo dobrze jego życiorysu, nie wiadomo nawet kto pisał jego sztuki, Bacon, Marlowe, de Vere, Stanley, Neville, Florio czy jeszcze inni, może nawet baba, Mary Sidney Herbert…
– Strasznie się pan obkuł! Po co?
– Zwykła ciekawość, przeczytałem fragmenty nieukończonego dziełka na temat intensywnej szpiegowskiej działalności Szekspira, „The Shakespeare Conspiracy”…
– Nie ma takiej książki, pułkowniku, znam całą współczesną literaturę szekspirologiczną! – przerwał mu Janek.
– Wy znacie literaturę drukowaną, gaspadin Serenicki, a mnie udostępniono fragmenty pracy dopiero pisanej przez dwóch historyków, Grahama Philipsa i Martina Keatmana. To się znajdzie na rynku nie wcześniej niż za dwa lata, panowie się rozkręcają…
– Kto panu udostępnił?
– Koledzy z branży, mam dużo kolegów wszędzie…
– I co ci dwaj tam piszą?
– Że Szekspir był kilkanaście lat agentem elżbietańskiej Secret Service, podwładnym brytyjskiego superszpiega, Anthony'ego Mundaya. Jako William Hall jeździł po Europie, szpiegując i wożąc tajne listy. Gdy tylko wrócił z Danii, spłodził „Hamleta”. Oni mieli manię brania sobie familijnych pseudonimów. Munday jako szpieg nosił nazwisko Grimes, bo jego chrzestny nazywał się Grimes. A córka Szekspira wyszła za Johna Halla ze Stratfordu, stąd wziął się ów William Hall. Philips i Keatman twierdzą, że konspirującego Szekspira otruto wskutek szpiegowskich porachunków. To, iż umarł w męczarniach, jest faktem.
– Tak, to prawda, wił się z bólu – rzekł Serenicki.