– Problem to ma ekipa alarmująca Houston – zażartował „filmowo” Szudrin.
– Jasne – zgodził się car. – Nasz aktualny problem to Polska. Jest teraz bardzo grzeczna, nowa władza merda przed nami ogonkiem, kuca, kryguje się i łasi. Już nie blokują naszych starań o przystąpienie do OECD, a wkrótce gaspadin premier Tusk zawita tutaj z wizytą rządową, i będzie wzajemne picie szampanów, klepanie pleców, uśmiechy, komplementy i cały ten normalny cyrk przed kamerami, bolszaja pompa.
– Czyli normalizacja stosunków, tak, panie prezydencie?
– Może… – mruknął Putin. – Mnie interesuje normalizacja naszych wpływów w polityce tego kraju, i nie sądzę, by dalej starczała tu zwykła agenturalność. U nich wybory są rzeczywiście demokratyczne, więc każdy głupi przypadek, jakaś afera lub tylko kaprys elektoratu potrafią rozwalić blok rządowy faszerowany agentami SWR. Do tego agentów zawsze mogą wykryć polskie służby, kontrwywiad. Potrzeba nam czegoś trwalszego, bardziej przewidywalnego i sterownego, nowej struktury politycznej, Lieonidzie Konstantinowiczu. Chcę, abyście się zajęli problemem tej struktury jako łącznik między mną a Służbą Wywiadu Zewnętrznego.
Dialog trwał jeszcze kwadrans, i Putin skierował Lonię do szefa SWR, Michaiła Fradkowa, a ten wskazał mu generała Kudrimowa, szefa Referatu Polskiego:
– Jego działka to Polska, więc obowiązek polacziszkowania to jego obowiązek. Ciekawy człowiek ten mój Kudrimow, nie wolno ulec pozorom i go lekceważyć. Z pozoru to góra mięsa, safandułowaty niedźwiedź, gruboskórny baryń, który umie tylko warczeć: „- Job twoju mat'!”. A tak naprawdę, bystre chłopisko.
– Bystro mordował?
Fradkow przyjrzał się Szudrinowi zmrużonymi oczami i szepnął chrapliwie:
– Tak, to też mądrze robił. Kiedy dyrektor polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, gaspadin Karp, odkrył na Białorusi tajny ośrodek GRU, gdzie spotykali się polscy prokuratorzy i nasi ludzie ze specsłużb, białoruska ciężarówka staranowała samochód tego Polacziszki o zbyt długich rączkach, trup na miejscu, żadnych dowodów zbrodni, zwykły wypadek. To było w 2004 roku. Kudrimow był mistrzem takich egzekucji, kolego.
– A teraz jest mistrzem wywiadu w Polsce?
– Mistrzem wywiadu i politycznej manipulacji. Antykomunistyczne Bliźniaki rządziły tam całe dwa lata, krzycząc od początku, że nie może być tak, iż kaci, dawni oficerowie bezpieki, otrzymują sute, wielotysięczne emeryturki, natomiast ofiary bezpieki dostają dziesięciokrotnie niższe, głodowe. Mieli dwa lata i koalicyjną większość, a nawet poparcie w tej sprawie dużej części opozycji, lecz nie zdołali przeforsować ustawy… co ja mówię!… wcale nie rozpoczęli prac przy ustawie mającej zmienić ten stan rzeczy, skasować tę rażącą niesprawiedliwość. Niech pan zgadnie czemu?
– Ludzie Kudrimowa?
– Tak jest, agenci generała Kudrimowa. Kudrimow ma tam już kilka dużych osiągnięć. To on wymyślił sztych, którym dobito tych parszywych Bliźniaków, kiedy jesienią zeszłego roku kończyła się w Polsce kampania wyborcza. Bliźniaki, mimo naszych starań, prowadziły, miały zwycięstwo na talerzu. Żeby wykończyć konkurencję, pokazały w telewizji machnięty ukrytą kamerą film służb specjalnych, kręcony przez ichnią brygadę antykorupcyjną. Film ukazywał jak posłanka należąca do partii opozycyjnej przyjmuje dużą łapówkę od biznesmena i żąda dalszych łapówek za załatwianie lewych interesów. Wydawało się, że po czymś takim konkurencja Bliźniaków jest ugotowana zupełnie. A wiecie co zrobił Kudrimow? Zapytał swoich ludzi: „- Czemu nie aresztowano jej”. Usłyszał, że chwilowo nie można tej kobiety aresztować, bo chroni ją immunitet poselski. Więc zadał drugie pytanie: „- Czy ona nie mogłaby się popłakać?”. Jego ludzie byli bardzo zdziwieni: „- Jak to popłakać?”. Więc wyjaśnił im: „- Publicznie popłakać, przed telewizją. Niech nasi tamtejsi chłopcy zarobią na swoje honoraria”. I tak zrobiono: tuż przed dniem wyborów baba poryczała się wśród telewizyjnych kamer, jęcząc, że uwiódł ją grający szarmanckiego biznesmena-adoratora prowokator, funkcjonariusz brygady antykorupcyjnej, więc nie umiała mu odmówić, a teraz służby Bliźniaków chcą ją zadręczyć, zamęczyć, zabić. Jak polski elektorat to zobaczył, zwłaszcza żeński, to się wściekł na Bliźniaków. I było po nich. Zostali załatwieni telenowelą brazylijską, w której bezczelna złodziejka, łapowniczka, odegrała niewolnicę miłości i zwierzynę łowną sadystycznie dręczoną, wkładając sobie szlochem dziewiczy wianek… Trudne do uwierzenia, kiedyś polscy historycy analizujący tę wyborczą kampanię będą przecierać wzrok, ale to fakt.
– Kaczyńscy popełnili gruby błąd, bo na zwalczaniu korupcji nie można ugrać zbyt dużo, kiedy większość ludzi kradłaby, gdyby tylko mogła – zauważył Szudrin.
– Gruby błąd popełniają wszyscy, którzy obstawiają czystą demokrację, a ganią naszą „suwerenną” mutację demokracji, czyli demoautokrację – odpowiedział mu Fradkow. – Polski elektorat jest równie głupi co nasz, Kudrimow mi doniósł, że tam prawie dziesięć milionów łudzi kocha serial „Świat według debilnych” czy coś podobnego, serial właśnie dla ludzi debilnych. Ci ludzie głosują i wybierają, oto demokracja.
– Haszek zwał takich ludzi „notorycznymi idiotami”- parsknął Lonia, wstając. – Proszę uprzedzić generała Kudrimowa, że zgłoszę się do niego w przyszłym tygodniu.
Ludzka świadomość i ludzka percepcja rzeczywistości roją się od błędnych wyobrażeń. Za pewniki bierzemy artefakty i zjawiska zupełnie fałszywe, nie mając pojęcia, że czynimy błąd. Tak właśnie było z miliardami łudzi, którzy przez całe wieki mieli pewność, iż Ziemia jest płaska. Tak właśnie było z każdym heterosamcem, który dał się skusić perfekcyjnie ucharakteryzowanemu transwestycie. Tak właśnie było z rzeszami fanów Lecha Wałęsy wymachującego siekierką na komunistów. I tak jest z tymi, którzy sądzą, że czerwony strój to znana całemu globowi od wieków szata Świętego Mikołaja, gdy w istocie ten ubiór tragarza bożonarodzeniowych prezentów rozpowszechnili globalnie graficy firmy Coca-Cola, tworząc kilkadziesiąt lat temu (1931), wedle regionalnych wzorów europejskich, sławną reklamę – dopiero wówczas cały świat zaczął kopiować mikołajowy czerwony strój jako rytualny. I tak samo jest dzisiaj ze świętym przekonaniem, że im ktoś bardziej uczony, wyżej kształcony, zawodowo scjentyczny (a już zwłaszcza biolodzy, genetycy, matematycy, fizycy, astrofizycy, itp.) – tym bardziej ucieka od wiary w Boga, lgnąc do ateizmu, agnostycyzmu itp. Nic bardziej błędnego niż to wrażenie tyczące „jajogłowych”: gdy przepytano 389 najwybitniejszych uczonych globu, tylko 16 zadeklarowało niewiarę, a 367 wiarę, niektórzy wiarę gorącą (geniusz mechaniki kwantowej, Werner Heisenberg, ładnie to ujął: „Pierwszy łyk z flaszki wiedzy robi cię ateistą, lecz na jej dnie czeka Bóg”). Boję się, że błędna może być również (u mych Czytelników) wizja dojrzewania pięknej edytorki, Klary. Zapewne sądzicie, że stała się postępowym (postmodernistycznym) dziwolągiem, typowym dla naszych czasów. Nic bardziej mylnego.
Nic bardziej mylnego, bo niezbadane są ścieżki, którymi los prowadzi swoje owce. W dobie, w której medialne (głównie internetowe) porno wszelakiego rodzaju (MTV, filmiki „hard-core”, itp.), zwulgaryzowało język tudzież styl życia rozkwitających dziewcząt, przekłuło im szmelcem pępki na eksponowanych goło brzuchach, obnażyło plażowe pośladki pawiańską modą i uczyniło seksekshibicjonizm grą „trendy”- Klara Mirosz stała się prawdziwą damą typu XIX-wiecznego, monogamistką sublimującą swą „manière de vivre” na styl herbowy tout court. W dobie, kiedy feministki coraz usilniej grały terrorystki, lansując multirodzajową wyższość swej płci nad płcią brzydką (Jane Fonda: „Gdyby penis potrafił to wszystko, co może wagina, to budowano by mu pomniki i drukowano by znaczki pocztowe z jego wizerunkiem”) - Klara kultywowała wstrzemięźliwość kobiecą typu „soft”, zniewalającą mężczyzn. Była wszakże niedostępna dla mężczyzn, prócz jednego, którego zaślubiła i któremu urodziła trójkę dzieci nim skończył się XX wiek. Zwała się już wtedy nawet nie Klarą Mirosz-Serenicką, lecz Serenicką li tylko, wedle tradycji praojców.
Spośród rozlicznych tradycji swoich genetycznych praojców, pani Serenicką nie praktykowała właściwie niczego, żadnego judaizmu czy syjonizmu, a jedynym wyjątkiem była u Klary nieuleczalna wrogość do polskich antysemitów, którzy przy udziale hitlerowskich nazistów wymordowali miliony Żydów (ze szczegółami opowiadało o tym wiele drukowanych w Kanadzie książek), zorganizowali Powstanie Warszawskie dla unicestwienia żydowskich niedobitków (tego Klara dowiedziała się z gazety Adama Michnika), i już po wojnie, wciąż głodni żydowskiej krwi, uprawiali pogromy Żydów (w Krakowie, w Rzeszowie, w Kielcach i gdzie indziej). Kolejnym etapem antyżydowskich represji ze strony Polaków był 1968 rok, który wypędził familię Krystyny Helberg poza granice ojczyzny. Tego łotrostwa córka Krystyny, Klara, nie mogła wybaczyć Polakom. Dusiła to w sobie, zaliczając wszystkie owe szczęśliwe kanadyjskie lata, kiedy uprawiała feminobiografistykę, patriotyczne polskie edytorstwo i harmonijne małżeństwo z Janem, nieniepokojona i niekontrolowana przez ciemne moce, które „uśpiły” ją dawno temu. Dopiero gdy zapragnęła wydać biografię żydowskiego herosa, Tewje Bielskiego, dowódcy kilkuset żydowskich partyzantów na Nowogródczyźnie podczas II Wojny Światowej – zjawił się, niby zły duch, stary znajomy, eksdziekan Simon Kraus, i rzekł:
– Zabraniam! Nie wolno ci drukować tej książki, droga Klaro, nie chcemy kłopotów!
– Jakich kłopotów?! – zdenerwowała się szefowa Pulsu Ojczyzny. – Tewje i jego dwaj bracia, Asael i Zus, to żydowscy bohaterowie, utworzyli w Puszczy Nalibockiej całe zgrupowanie żydowskich partyzantów, a właściwie całą strefę żydowską wśród bagien tej puszczy, było tam tysiąc kilkuset uciekinierów, mnóstwo kobiet, dzieci, liczne żydowskie rodziny, które ocalały z Shoah! I walczyli dzielnie przeciwko esesmanom! To cudowne, więc dlaczego mam tego nie upubliczniać?
– Bo Polacy zarzucą ci fałsz i wybuchnie afera jak sto diabłów! – objaśnił jej Simon. – Zbyt długo budujemy patriotyczną „legendę” twoją, twojego męża i waszego wydawnictwa, żeby teraz spaprać ją skandalem, który postawiłby wam szlaban nad Wisłą, moja droga!