Выбрать главу

–Och, pan komisarz… – Wawrzecka błyskawicznie się opanowała, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. – Proszę nie mówić, że interesuje się pan tą tak zwaną – uczyniła w powietrzu cudzysłów – literaturą?

–Sprowadziło mnie tu to samo co panią. – Michał wskazał na okno.

–Doprawdy? – Popatrzyła na niego uwodzicielsko, choć odniósł wrażenie, że przez chwilę w jej oczach pojawiła się niepewność.

–Co panią tak zbulwersowało w tym ogłoszeniu? – Przyglądał jej się uważnie.

–No cóż… Musi pan zrozumieć, że nasze miasteczko utrzymuje się z turystyki. – Daria oparła się o ladę, eksponując długie nogi. – Takie historie tylko odstraszają gości.

–Akurat pani nie powinna narzekać na brak klientów – zauważył komisarz.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że restauracja Wawrzeckiej nie miała konkurencji. W okolicy był tylko pub i też do niej należał. Dziwnym trafem wszystkie obiekty w centrum miasteczka były w posiadaniu kilku osób, które starannie podzieliły między siebie wpływy. Z tego też powodu Michał wziął właścicieli pod obserwację, ale dotąd nie udało mu się niczego wykryć. Poza zwykłymi relacjami sąsiedzkimi nie znalazł między nimi żadnych związków.

56

Ci ludzie poza pracą nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Nie mieli wspólnych interesów ani też tych samych znajomych, co już samo w sobie było zaskakujące. Nieruchomości należały od pokoleń do grupy osób prowadzących rodzinne firmy. Fakt, że nie utrzymywano kontaktów z właścicielami pozostałych obiektów, był dziwny i zaskakujący, ale z tego powodu nie można nikogo aresztować. Do niczego nie mógł się przyczepić. Sklepy przechodziły z pokolenia na pokolenie, trudno byłoby zatem doszukać się tu jakichś oszustw. Rodzice przekazywali dorobek życia swoim dzieciom, a te potem swoim i tak to szło. Nikt się nie wyłamał, nikt nie sprzedał interesu, każdy trzymał firmę żelazną ręką. O co jej chodzi z tym wyłamaniem się? – zastanawiał się szybko Nawrocki. O plakat? Niemożliwe… Czyżby właścicielka księgarni chciała się wycofać z interesów? Wprowadziła do firmy kogoś obcego? – analizował wszystkie możliwości, jakie przychodziły mu do głowy, a które mogły doprowadzić Darię do takiej furii. Konkurencja? Niemożliwe, na rynku i dookoła niego w obrębie kilku przecznic nie było drugiej restauracji ani innego pubu. Ani drugiej księgarni… Zerknął z namysłem na Edytę, którą do tej pory się nie interesował. Nazwisko oczywiście znał, ale jej samej dotąd jeszcze nie spotkał. Doskonale jednak wiedział, że odziedziczyła firmę po matce, podobnie jak Wawrzecka.

–Rzeczywiście, interes idzie świetnie i chciałabym, żeby tak pozostało. Dlatego jestem tak zbulwersowana tym plakatem. Odstrasza ludzi. I nawet nas nie dotyczy! – prychnęła ze złością Wawrzecka nieświadoma toru, jakim podążały myśli policjanta.

–Skąd pani wie, że ta dziewczyna nie pochodzi stąd?

–To oczywiste. – Wzruszyła ramionami. – Gdyby pochodziła z Lipniowa albo chociaż z okolic, taka sprawa rozniosłaby się lotem strzały. Skoro to ktoś obcy…

–To nie powinno nas obchodzić, co się stało, prawda? – wtrąciła się do rozmowy Edyta. Z trudem panowała nad wzburzeniem.

–Nie twierdzę, że nie jest mi przykro. – Daria zorientowała się po spojrzeniu, jakie rzucił jej komisarz, że się zagalopowała. – Nie chcę tylko, żeby komuś przyszło do głowy, że ta dziewczyna zaginęła w naszym miasteczku. Ludzie potrafią być okropni! – Wzdrygnęła się, udając niesmak. – Zaraz rozejdzie się plotka o seryjnym mordercy czy gwałcicielu i wszyscy na tym stracimy! Ludzie potrafią być tacy okropni… – powtórzyła, nie spuszczając wzroku z komisarza. Stała oparta biodrem o kontuar, ale zmieniła niezauważalnie pozycję w taki sposób, że sukienka się rozchyliła, ukazując wnętrze uda. Z

57

niezadowoleniem odnotowała, że Nawrocki nawet nie zerknął. Cały czas patrzył prosto na jej twarz, tylko kącik ust uniósł mu się kpiąco.

–To prawda. Ludzie potrafią być okropni. – Edyta z trudem powstrzymywała uśmiech.

Punkt dla gliniarza, pomyślała z uznaniem. Nie dal się nabrać na sztuczki Darii. Patrzyła ponad jej ramieniem wprost na komisarza. Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. Nawrocki spuścił na chwilę wzrok, by ukryć wesołość.

–Zdejmiesz to? – Daria odwróciła się tyłem do niego i popatrzyła na Edytę z nieskrywaną nienawiścią.

–Nie. Plakat zostanie tam gdzie jest – oświadczyła stanowczo właścicielka księgarni.

–Zobaczymy… – wycedziła cicho Wawrzecka. Odwróciła się na pięcie i skierowała do drzwi. Edyta nawet nie mrugnęła. Patrzyła nieustępliwie za Darią, gdy ta wychodziła na ulicę.

–A to wiedźma! – syknęła, kiedy już drzwi się zamknęły. – Takich jak oni nie obchodzi nic poza forsą… – zwróciła się do Michała, który spoglądał na nią w milczeniu.

–Oni? – powtórzył z ironią. Uniósł lekko brwi.

–O co chodzi? – Zdziwiona Edyta zmrużyła oczy.

–Jest pani jedną z najlepiej sytuowanych osób w Lipniowie… Powiedziałbym, że ci „oni” to również pani.

–Nie ma pan pojęcia, o czym mówi! – odparła zimno. – Jeśli nie ma pan więcej pytań i nic nie kupuje… – zawiesiła głos, dając Nawrockiemu do zrozumienia, że nie jest mile widziany. – Proszę wyjść! – Wskazała mu ostentacyjnie drzwi, gdy nie zareagował na aluzję.

–Do widzenia – pożegnał się uprzejmie. Wychodząc, spojrzał za siebie. Edyta stała nieruchomo.

Zaciśnięte kurczowo na ladzie blade dłonie drżały. Nie patrzyła za nim. Głowę odwróciła w bok, twarzy nie widział, gdyż przesłoniły ją włosy. Miał wrażenie, że zrobiła to celowo, by ukryć targające nią emocje. Nie rozumiał, czym tak wyprowadził ją z równowagi.

58

3.

Lidka z ulgą wysiadła z samochodu. Mimo działającej klimatyzacji woń skóry przyprawiała ją o mdłości, tak jak wiele innych zapachów w ostatnim czasie. Szybkim krokiem zmierzała do księgarni. Miała dość hałasu i nudy. Próby jakiejkolwiek rozmowy z gosposią odziedziczoną po stryju nie zakończyły się sukcesem. Jedyna znajomość, jaką zdołała nawiązać w Lipniowie, to Edyta. Lidka miała nadzieję, że tamta nie uzna jej za nachalną. Była gotowa wykupić połowę książek, byle zyskać pretekst do rozmowy. Wykupić niekoniecznie znaczyło przeczytać, pomyślała z rozbawieniem. Lilith do tego stopnia opanowała jej wyobraźnię, że Lidka z trudem powstrzymała się przed oświadczeniem Piotrowi, że chce wracać do domu. Na szczęście w porę zdołała sobie uzmysłowić, że mieszkanie zostało sprzedane, a ich dom jest teraz tutaj. Wchodząc do księgarni, nieoczekiwanie przypomniała sobie rozmowę na temat śmierci stryja męża. Wszystko to musiała mieć wypisane na twarzy, ponieważ Edyta wybiegła zaniepokojona zza lady.

–Co się dzieje? Mam wzywać pogotowie?

–Nie, no co ty! – wystraszyła się Lidka. – Zamyśliłam się tylko…

–Weszłaś tu blada jak ściana z taką miną, jakby… sama nie wiem… – Nie potrafiła ubrać swoich wrażeń w słowa.

–Nie, coś mi się przypomniało. Nie chciałam cię wystraszyć. Przepraszam. – Lidka uśmiechnęła się zażenowana.

–Siadaj. – Tamta zaprowadziła ją do kantorka. – Co się stało? Mów prawdę…

–Mówiłam, że nic. – Lidka przewróciła oczami. – Chciałam cię zaprosić na obiad. Samotność i nuda mnie tu przywiały – przyznała się po chwili.

–Aha… – Edyta popatrzyła na nią badawczo.

–Serio – zapewniła ją Lidka, wzdychając ciężko. – Musiałam się wyrwać z tego domu.

–Coś się dzieje?

–Dlaczego ma się coś dziać? – zdziwiła się Lidka. – Hałas i nuda. Wiem, że to brzmi absurdalnie, bo jak jest hałas, to coś się dzieje, ale nie na moim podwórku, że tak powiem. Piotr nie ma dla mnie czasu, bo albo wrzeszczy na robotników, albo siedzi w hurtowni. A jak już wszyscy sobie pójdą, a hurtownia jest zamknięta, to ślęczy u siebie nad projektami, a ja szaleję.

59

–Rozumiem. – Edyta odzyskała spokój. – Ale wiesz co? – zachichotała. – Myślenie chyba ci szkodzi. Jeśli zawsze wtedy masz taki wyraz twarzy, jak przed chwilą, kiedy tu weszłaś, to ja dziękuję. Miałaś taką ponurą minę…