–Już mi lepiej… – westchnęła przyszła matka, z zadowoleniem poklepując się po brzuchu. – Teraz mów! – rozkazała, zastanawiając się jednocześnie, czy zmieści jeszcze jeden kawałek.
–Chwila… – Edyta wytarła usta serwetką. – Widziałaś ogłoszenie na zewnątrz?
–Nie, a co?
–No tak… – westchnęła, kiwając pobłażliwie głową. Jeśli sądzić po tempie i ilości pochłoniętej pizzy, Lidka była zaprogramowana wyłącznie na jedzenie. – Kilka dni temu spotkałam pewnego mężczyznę. Nazywa się Jan Bartkowiak. Jego córka uciekła z domu.
–Tak bez powodu chyba nie uciekła… – zauważyła sceptycznie Lidka.
–Myślę, że to nie jest zły człowiek. Dziewczyna ma ledwie piętnaście lat. To jeszcze prawie dziecko.
Edyta odłożyła swój trójkąt pizzy do pudełka. Straciła apetyt, w przeciwieństwie do Lidki, która sięgnęła po tamten kawałek i zaczęła go pochłaniać. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej, że jest już nadgryziony.
–Przepraszam – wymamrotała z pełnymi ustami – zamierzałaś go zjeść?
–Nie krępuj się. – Edyta machnęła tylko ręką.
–Dzięki. – Lidka przełknęła. – I co z tą dziewczyną?
–Podobno wybierała się do Lipniowa. Przyjechał jej szukać. Ten dostawca ją rozpoznał.
–Naprawdę? – W głosie przyjaciółki słychać było ekscytację. – To dobra wiadomość!
–Niekoniecznie. – Edyta skrzywiła się lekko. – Nie jest pewien na sto procent, że to ona. Wiesz, łatwej rozpoznać kogoś na zdjęciu niż na ziarnistym plakacie. Poza tym minęły już dwa miesiące.
64
–No tak… – Tamta sie zmartwiła. – Ale przynajmniej wiadomo, że żyje i że tu była. Może ktoś jeszcze ją zapamiętał? – zastanawiała się głośno. – Wiesz, tak sobie myślę, mam masę czasu, mogłabym pokręcić się po mieście i popytać – zaproponowała.
–Zwariowałaś? Nikogo tu nie znasz. Wpadniesz w kłopoty. – Edyta była zdecydowana wybić jej ten pomysł z głowy.
–Tu jesteśmy! – zawołała, słysząc głośne „dzień dobry”. Zza regałów wyszedł siwowłosy mężczyzna.
–To pani? – Rzucił się do Lidki, która aż się zachłysnęła wystraszona.
–Nie, nie. – Edyta uzmysłowiła sobie, że Bartkowiak źle zrozumiał sytuację. – Ona nie widziała pana córki. To moja przyjaciółka.
–Lidia Sianecka. – Lidka podała mu rękę na powitanie, gdy przestała się krztusić.
–Jan Bartkowiak – przedstawił się. – Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć. To napięcie… – usprawiedliwiał się zażenowany.
–Nie przestraszył mnie pan. – Uśmiechnęła się wyrozumiale. – Tylko trochę zaskoczył.
–Co z moją Elą? – zwrócił się do Edyty, patrząc na nią pełen nadziei.
Lidka spoglądała na niego ze współczuciem. Widziała, jak zaciskał dłonie w pięści, daremnie próbując opanować emocje.
–Dostawca z pizzerii widział ją dwa miesiące temu. Jest prawie pewien – Edyta zaakcentowała słowo „prawie” – że to była ona. Chciała u nich pracować, ale ten chłopak nie wie, co było dalej. Szef poprosił o zgodę rodziców i dziewczyna więcej się nie pokazała. Dam panu namiary na pizzerię. Może na miejscu dowie się pan czegoś więcej.
–Myśli pani, że to ona? – Głos mu się łamał z przejęcia.
–Nie wiem, czas się zgadza.
–Była tu… – szepnął. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przycisnął do oczu. – Była tu… – Edyta podtrzymała go w ostatniej chwili, żeby nie upadł.
Lidka zerwała się i podsunęła mu fotel.
–Niech pan się nie waży mdleć! Jestem w ciąży i nie wolno mi dźwigać! Zostanie pan na podłodze! – oświadczyła twardo.
Groźba podziałała. Bartkowiak opanował się i usiadł na fotelu zajmowanym jeszcze przed chwilą przez przyszłą matkę. Wpatrywał się w nią oczami mokrymi od łez.
–Proszę… – Edyta podała mu szklankę wody. Zerknęła z uznaniem na Lidkę. Nie spodziewała się po niej takiego refleksu, ale ważne, że podziałało.
65
Nie dałyby rady utrzymać bezwładnego mężczyzny, gdyby postanowił jednak zemdleć.
–Lepiej? – zatroskała się Lidka, nie wiedząc, jak interpretować jego natarczywe spojrzenie.
–Tak, dziękuję – odrzekł. – Przepraszam, że tak się gapię, ale ma pani zupełnie taki sam odcień włosów jak moja Elka.
–Ach, tak. – Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, starając się ukryć zakłopotanie. Nie miała pojęcia, jak się zachować. Nie zetknęła się nigdy z takim nieszczęściem i nie była za dobra w pocieszaniu. Zresztą cóż mogła mu powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? – zastanawiała się. Nie ma słów, które mogłyby ukoić rozpacz po utracie dziecka.
–Przykro mi – powiedziała w końcu łagodnie
–Witam!
Lidia nie zauważyła wejścia tego mężczyzny i podskoczyła gwałtownie. Z niezadowoleniem odnotowała, że ostatnio zrobiła się bardzo nerwowa, choć właściwsze byłoby tu określenie lękliwa. Doszła do szybkiej konkluzji, że to ten ogromny dom tak na nią działa. Budzi w niej poczucie osamotnienia i jakieś irracjonalne obawy. Ona sama nadal jest normalna, zapewniała się w myślach.
–Najwyższa pora – powitała zgryźliwie nieznajomego Edyta.
Lidka spojrzała na nią zdumiona. Takiej jej dotąd nie znała. Nie rozumiała, dlaczego przyjaciółka z taką niechęcią patrzy na wysokiego przystojnego mężczyznę.
Nie był wprawdzie w jej typie, ale patrząc na niego obiektywnie, trudno było nie zwrócić uwagi na stanowcze rysy, pełne usta i głęboko osadzone szare bystre oczy. Twarz mężczyzny rozjaśnił na chwilę uśmiech, szybko zastąpiony obojętnością. Lidka zdążyła jednak zauważyć, że złośliwość Edyty wywołała w nieznajomym pełne życzliwości rozbawienie. W żadnym razie nie wyglądał na urażonego.
–Jestem po pracy. O co chodzi? – zapytał spokojnie.
–Mamy informacje w sprawie zaginionej dziewczyny. – Edyta nadal była na niego zła, ale starała się opanować.
–To jest pan…
–Znamy się – przerwał jej Nawrocki. – Jakie informacje?
–Znacie się? – zamrugała zdziwiona. Na jej twarzy pojawiła się niepewność.
66
–Tak, pan komisarz skontaktował się ze mną – wyjaśnił Bartkowiak. – Zaoferował pomoc, ale oficjalnie niewiele mógł zrobić. Obiecał, że rozejrzy się w wolnym czasie po miasteczku.
–No proszę… – rzuciła Nawrockiemu szybkie uważne spojrzenie.
–No więc czego się dowiedzieliście? – zapytał, mrużąc oczy.
–Dwa miesiące temu starała się o pracę w miejscowej pizzerii, ale zażądano zgody rodziców na podjęcie pracy i więcej się nie pokazała – odezwała się Lidka.
–A pani jest…? – Zawiesił głos, przyglądając się nieznajomej wysokiej blondynce.
–Lidia Sianecka. Jestem koleżanką pani Mielnik – wyjaśniła. – A pan?
–Komisarz Michał Nawrocki – przedstawił się, pokazując legitymację.
–Myślałam, że pan już po służbie? – zauważyła Edyta z pozorną nie-dbałością, konstatując z lekkim rozbawieniem, że policjant nawet prywatnie przede wszystkim jest policjantem. Normalny człowiek po prostu by się przedstawił, nie machając legitymacją.
–Bo jestem.
Edyta z satysfakcją dostrzegła, że się zarumienił.
–Co to za pizzeria? Moglibyśmy tam podjechać. Na miejscu dowiemy się więcej… – Michał wyciągnął notatnik i czekał, aż ktoś poda adres.
–Hm… – Lidce nie umknęła ta wymiana spojrzeń, zażenowanie Nawrockiego ani złośliwa satysfakcja przyjaciółki.
–Tak? – zwrócił się do niej komisarz. Nie uszło jego uwagi ciche mruknięcie.