Tak naprawdę Lidia nie widziała jeszcze domu, ale Piotr był nim urzeczony. Przywiózł stertę zdjęć dworku. Nie odstraszały go spróchniałe ramy okienne, odpadająca płatami farba, sypiący się tynk, zniszczone podłogi, piece kaflowe. Oczami architekta widział nie to, co tu było, lecz co będzie. Wyobraźnia wskazywała mu możliwości, które przed Lidką pozostawały ukryte. Ona widziała po prostu to, co tam teraz było.
5
Z westchnieniem zakleiła ostatni karton. W pokojach to już wszystko. Teraz kuchnia i w drogę. Na szczęście resztą zajmie się firma przewozowa.
2.
Przejeżdżając przez miasto, Lidka z uwagą obejrzała stare kamieniczki, rzędy przyklejonych do siebie szarych domów i szpalery drzew. W centrum Lipniowa znajdował się rynek. Wokół niewielkiej fontanny były rozstawione ławki. Naga kobieca postać miała długie kamienne włosy opadające aż za pośladki i zakrywające piersi oraz łono. W pierwszej chwili Lidce przyszło na myśl, że rzeźba przedstawia wizerunek Lady Godivy, która nago objechała miasto na koniu, zasłonięta tylko welonem własnych włosów. Wyrzeźbiona tutaj kobieta jednak nie siedziała na koniu, lecz stała w wyzywającej pozie, a jej tułów oplatał wąż. Na widok fontanny Lidka poczuła przygnębienie, mimo że wokół stały tłumy rozbawionych, podekscytowanych ludzi w różnym wieku.
–Pewnie kolejny z moich nastrojów. – Ściągnęła z dezaprobatą usta.
Ku jej zaskoczeniu Piotr znosił jej humory z całkowitym spokojem. Nie przeszkadzały mu wybuchy irytacji, płacz i czułości następujące po sobie w odstępie sekund, gniew i pretensje, które po chwili zamieniały się w radość. Lidii przeszkadzało wszystko, a najbardziej ona sama.
Piotr celowo zwolnił, by podziwiać widok. Lidia z zadowoleniem odnotowała, że oświetlone witryny sklepowe na rynku przypominały każde inne miasto dekoracjami i reklamami. Odczytywała kolejno napisy – restauracja Sukub, ozdobiona wizerunkiem pięknej kobiety, którą oplatał wąż, podobnie jak rzeźbę na rynku, księgarnia Lilith, sklep z antykami. Zauważyła kilka butików i kawiarni, co poprawiło jej humor. Doszła do wniosku, że miasteczko jest urocze. Nie miała pojęcia, skąd się wziął ów wcześniejszy niepokój.
Poprzedniego dnia obudziła się spocona i przerażona. Miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Nie pamiętała, o czym śniła, ale wpadła w taką histerię, że prawie odmówiła przyjazdu. Teraz odzyskała spokój i dobry humor; miasteczko tętniło życiem, ławki wokół fontanny były pełne ludzi, kilkanaście osób pozowało do zdjęć.
–Nie jest tak źle, prawda, kochanie? – zwrócił się do niej z uśmiechem Piotr. Zauważył, że znikła nadąsana mina. W oczach żony rozbłysły iskry zainteresowania.
6
–Owszem. – Odwzajemniła uśmiech, spoglądając z miłością na męża.
Był wysokim, szczupłym mężczyzną. Niewiele brakowało, by można powiedzieć, że chorobliwie chudym. Był od niej starszy o dziesięć lat, ale upływ czasu znamionowały tylko wysokie zakola na czole, sugerujące początek łysienia. Wizerunku dopełniały ciepłe brązowe oczy i okulary o grubych szkłach. Ona sama była niewiele niższa, sto osiemdziesiąt centymetrów to dla kobiety sporo. Nigdy nie należała do drobnych i wiotkich dziewcząt. W najlepszym razie jej sylwetkę można by określić jako posągową, choć nie miała kłopotów z nadwagą. Po prostu uważała się za niezgrabną.
Nie mogła uwierzyć, że Piotr zainteresował się właśnie nią. Miała dwadzieścia pięć lat, gdy poznali się przy jednym z prowadzonych przez niego projektów, gdzie pracowała jako tłumaczka. Do dziś się zastanawiała, dlaczego ten inteligentny, umiejący pięknie mówić mężczyzna zainteresował się właśnie nią – zbyt wysoką, zbyt nieśmiałą i zbyt niezgrabną brzydulą, biegającą w rozdeptanych adidasach.
Przeczesała palcami blond fale sięgające podbródka. Pasemka zniknęły i włosy przypominały kolorem po prostu słomę. Zdawała sobie sprawę, że mogłaby wyglądać atrakcyjniej, ale ostatnio nie miała ani chwili, by o to zadbać. Zbyt wiele czasu poświęcała trosce o własne zdrowie i o dziecko, by jeszcze myśleć o swoim wyglądzie. Piotrowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wszystkie ich pragnienia skoncentrowały się na wyczekiwanym maleństwie.
Znów poczuła niepokój, gdy mijali księgarnię Lilith. Na ogromnej szklanej szybie okna widniał znak, który przypominał pentagram. Lidka nie była pewna jego znaczenia, kojarzył jej się z satanizmem. Przy wejściu stała kobieta. Lidka zwróciła uwagę na niespotykany kolor jej włosów. Ni to stare złoto, ni to rudy. Najbardziej adekwatne określenie, jakie przyszło jej na myśl, to cynamonowe. Nieoczekiwanie dla Lidki ich spojrzenia się skrzyżowały. Z tej odległości nie mogła dostrzec barwy oczu nieznajomej, ale czuła na sobie jej wzrok. Czujny i badawczy. Kobieta przyglądała im się bez zażenowania właściwego dla gapiów, którzy, przyłapani na gorącym uczynku, szybko odwracali wzrok, udając zainteresowanie czym innym.
Dopiero gdy Lidka z Piotrem zniknęli jej z oczu, odwróciła się i weszła do sklepu. Edyta Mielnik była właścicielką księgarni, a także połączonego z nią antykwariatu. Interes prosperował całkiem nieźle, lecz prawdziwy zysk przynosiła nie sprzedaż książek, zalegających regały księgarni, tylko wyszukiwanie na zlecenie klientów „białych kruków” i starych rękopisów. Interesował ją dwór w Lipniowie, dotąd jednak nie wybrała się tam z wizytą mimo licznych
7
zaproszeń poprzedniego właściciela. Wolała zachować ostrożność. Nie tak dawno wróciła do miasteczka po wielu latach nieobecności. Nie była pewna, komu może zaufać. Wolała nie ufać nikomu.
3.
Zaraz za miastem skręcili w wiejską wyboistą drogę, obsadzoną po obu stronach szpalerem powykrzywianych wierzb. Ciągnęła się kilka kilometrów aż do ogromnej wykutej z żelaza bramy. Piotr wysiadł i podszedł do ogrodzenia, by zdjąć łańcuch z kłódką broniącą dostępu obcym. Żeliwne wysokie pręty ogrodzenia zasłaniał równie wysoki żywopłot, przerośnięty i nierówny. Jechali teraz wolno żwirowanym podjazdem. Spośród drzew wyłonił się dworek, który zdawał się rosnąć w oczach. Zafascynowana Lidia nie mogła oderwać od niego wzroku. Czuła się tak, jakby trafiła do innego stulecia.
–Z tyłu jest ogród. – Piotr zaparkował tuż przy schodach. Delikatnie podtrzymując żonę, pomógł jej wysiąść z samochodu. Lidka rozglądała się wokół z ciekawością. Trawa się zieleniła, liście na drzewach błyszczały jaskrawym seledynem, zapach wiosny unosił się w powietrzu.
Sam dworek, widziany teraz z bliska, wyglądał równie przygnębiająco jak na zdjęciach. Mimo to jednak był piękny. Wystarczyło, by wyobraziła sobie odmalowane fasady i nowe okiennice, by poprawił się jej nastrój. Dom wymagał ogromnej pracy, ale oczyma wyobraźni widziała tutaj dużą szczęśliwą rodzinę.
–Chodź. – Piotr pociągnął ją za rękę. – Najpierw musisz zobaczyć ogród. – Cieszył się jak mały chłopiec.
Widok, który ukazał się ich oczom, zapierał dech w piersiach. Cały teren był wprawdzie zaniedbany i zarośnięty, ale pozostały wyraźne resztki klombów, gdzie kiedyś rosły kwiaty. Wystarczyło przyciąć wybujałe krzewy, przywrócić im właściwy kształt i usunąć chwasty wypełniające wąskie dróżki wśród drzew. Pośrodku ogrodu stała podniszczona fontanna. Stanowiła wierną kopię tej na rynku, choć znacznie mniejszą. Na dnie zbiornika leżała gruba warstwa pleśni i grzybów. Czas i zmienna pogoda pozostawiły swój ślad. na figurach stojących po obu stronach alejek. Mimo to panował tu nobliwy spokój, a całe to miejsce miało niepowtarzalny urok. Lidia odwróciła się i spojrzała na dom. Do ogrodu można było się dostać tylnym wyjściem, przez