Выбрать главу

–Dobra. Czego mogę się spodziewać? – zapytał poważnie Norbert. Skoro kumpel ściągnął go taki kawał drogi, to sprawa bez wątpienia jest poważna. Nic więcej nie musiał wiedzieć.

–Trudno przewidzieć. – Nawrocki zerknął na zegarek i powiedział z poczuciem winy: – Sorry, stary, ale muszę jechać. Za jakiś kwadrans będą tu komisarz Madera i Janoch. Oni wprowadzą cię w sprawę.

–Dobra. Mam spać w samochodzie czy… – Zawiesił wyczekująco głos.

–Czekaj. – Michał cofnął się od drzwi. – Trzymaj klucze, tu masz adres… – Zapisał go pospiesznie na skrawku papieru z notatnika.

204

Norbert ze spokojem wziął kartkę i klucze.

–Aha, i postaraj się, żeby cię nie zauważyła, dobra? – rzucił już w drzwiach Nawrocki.

–Dobra. – Wzruszył ramionami, kręcąc z ubolewaniem głową. Przyjaciel z pewnością nie chciał go obrazić, po prostu wpadł po uszy.

Zdaje się, że coś tu się kroi…, pomyślał, przyglądając się zdjęciu.

Michał próbował dodzwonić się do Edyty, ale miała wyłączony telefon. Wprawdzie wspominał jej, że niedługo będzie musiał wyjechać na kilka dni, jednak powinien był jej wszystko wyjaśnić wcześniej. Zniknięcie bez słowa to nie najlepsza metoda podtrzymywania gorących uczuć. Edyta i tak zaczynała na niego patrzeć podejrzliwie. Ponownie wybrał numer, niestety z tym samym skutkiem. Ruszył zdenerwowany na rynek, okazało się jednak, że księgarnia jest już zamknięta, a w oknach ciemno. Wjechał w wąską uliczkę za kamienicą, ale samochód Edyty, zwykle zaparkowany na tyłach budynku, zniknął. Nie było jej, a Michał zupełnie nie wiedział, gdzie jej szukać. Zastanawiał się, czy nie zostawić kartki, ale po namyśle zrezygnował. Zamiast tego zadzwonił do Norberta.

–Hej, to ja – rzucił, gdy tamten odebrał.

–Co jest? – zaniepokoił się Norbert.

–Kiedy będziesz na miejscu? – zapytał Nawrocki.

–Jestem w drodze. Twoi kumple wprowadzili mnie już w temat. Mam nadzieję, że ściągniesz paru chłopaków?

–Jak będzie trzeba – odparł Michał. – Kiedy tu będziesz? – powtórzył.

–Za jakiś kwadrans. Coś się dzieje?

–Nic. Chyba nic. Po prostu nie ma jej w domu. Możesz dać mi znać, jak wróci?

–Dobra. – Mirecki parsknął śmiechem. – Stary, ale cię wzięło… – Nie mógł przestać się śmiać, nawet gdy Michał rozłączył się bez pożegnania.

3.

–Wie pani, co to Malleus Maleficarum? – zapytał dość nagle ksiądz Adam.

–Owszem – odrzekła Edyta zaskoczona zmianą tematu. – Malleus Male-ficarum, czyli „Młot na czarownice” – zaczęła, widząc, że proboszcz oczekuje z

205

jej strony wyjaśnień – to traktat na temat magii spisany przez dwóch dominikańskich inkwizytorów pod koniec piętnastego wieku, zdaje się, że około tysiąc czterysta osiemdziesiątego ósmego, i uznawany za, powiedzmy, lekturę obowiązkową dla każdego łowcy czarownic. Czy to dzieło ma coś wspólnego z notesem? – zapytała, starając się ukryć zniecierpliwienie.

–Ma – zapewnił ją proboszcz. – Chcę po prostu być pewien, że pani rozumie, o co chodzi. Co jeszcze pani wie na temat tego dzieła?

–No cóż, poprzedzała je bulla papieża Innocentego nakazująca tępienie czarownic, choć sama księga nie została napisana na zamówienie Kościoła. Dzieli się na trzy części: pierwsza, która udowadnia, że magia istnieje, druga przedstawia jej formy, a trzecia – sposoby wykrywania i zabijania czarownic. Autorzy dawali też wskazówki w kwestii stosowania tortur… – Zamilkła niepewna, czy ma mówić dalej.

–Zgadza się – potwierdził ksiądz Adam. – Dodam tylko, że autorzy księgi zostali potępieni przez Kościół w tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym roku, mimo to traktat zyskiwał coraz większą popularność i aż do drugiej połowy siedemnastego wieku był publikowany.

–A jego zalecenia stosowano w praktyce – wtrąciła Edyta.

–Niestety, inkwizycja była niezwykle popularna aż do osiemnastego wieku, choć w okresie późniejszym również zdarzały się jeszcze przypadki palenia czarownic.

–Mieszkamy w jednym z takich miejsc.

–To prawda, chociaż tylko częściowa. Widzi pani, pani Edyto, na tym terenie nigdy nie było inkwizycji. Owe słynne procesy czarownic, z których żyje miasto, to wynik szaleństwa jednego człowieka. Należy pamiętać, że bardzo chorego – zaakcentował.

–Proszę księdza – Edyta westchnęła – przepraszam, ale nie rozumiem, czemu ma służyć ten wstęp. Może przeszlibyśmy do rzeczy.

–Właśnie. Biskup Stefan Lipnowski został wyklęty przez Kościół. Używam słowa „wyklęty”, ale w tamtym czasie, na początku dziewiętnastego wieku, rodzina Lipnowskich była zbyt wpływowa, by się jej narazić. Oficjalnie przeniesiono go w rodzinne strony.

–Dlaczego? – zainteresowała się Edyta. Nadal nie dostrzegała związku tej sprawy z zawartością notesu.

–Właśnie tego nie wiem, to znaczy, do niedawna nie wiedziałem – poprawił się ksiądz Adam, widząc jej niedowierzające spojrzenie. – Zresztą teraz też tylko podejrzewam. Rzecz w tym, że w dokumentach kościelnych, poza

206

datą jego śmierci, nie ma innych wiadomości. Ponieważ popełnił samobójstwo, nie mógł zostać pochowany na cmentarzu i nie wiadomo, gdzie go pogrzebano. Notes, który pani przyniosła, jest jego pamiętnikiem. Pamiętnikiem człowieka chorego, a nawet opętanego. Widzi pani – poprzednia rezerwa znikła i proboszcz, pochyliwszy się lekko w kierunku Edyty, mówił gorączkowo: – biskup był pod ogromnym wpływem „Młota na czarownice”. Musiał często czytywać to dzieło i dlatego wydawało mu się, że dostrzega różne diabelskie sztuczki. Z jego notatek wynika, że oskarżał o czary kobiety, które wydawały mu się… hmmm – odchrząknął zażenowany – atrakcyjne.

–Chce ksiądz powiedzieć, że każdej atrakcyjnej kobiecie, która mu się spodobała, groziło oskarżenie o czary? – Edyta nie była pewna, czy właściwie zrozumiała.

–No właśnie. Zdaje się, że na wyobraźnię biskupa zbyt mocno podziałała historia o sukubie. Upatrywał jego wcieleń w pięknych kobietach. Pewnego dnia przesadził i oskarżył żonę kogoś wysoko postawionego. Nie napisał, o kogo chodziło, ale został wówczas odesłany do majątku brata. – Proboszcz zamilkł.

–To wszystko jest ogromnie ciekawe, nadal jednak nie rozumiem…

–Rzecz w tym – przerwał jej proboszcz – że to zesłanie bardzo źle na niego podziałało. Był przeświadczony, że owa kobieta sprawiła to swoimi czarami, i… chyba oszalał do reszty. Sam siebie ustanowił Wielkim Inkwizytorem i zaczął polowanie na czarownice. Nikt go nie powstrzymał, ponieważ nie wiedziano, że popadł w niełaskę. Jak pani wie, Malleus zawiera szereg wskazówek dotyczących tortur i zabijania wiedźm. To była pożywka dla chorej wyobraźni biskupa. Szczególnie dużo rozpisywał się o gorącym żelazie… – Skrzywił się, jakby właśnie wypalano mu piętno na ciele. – Jedną z pierwszych ofiar była stara zielarka, znachorka. Uznał ją za czarownicę, ale po jej śmierci zainteresował się roślinami, jakie u niej znaleziono, i przez przypadek odkrył jakiś gatunek grzyba, który w połączeniu z pewnymi ziołami wywoływał halucynacje. Musiał to być dość silny środek, gdyż będąc pod jego wpływem, biskup doszedł do wniosku, że został opętany przez inkuba, czyli…

–Demona, który był męskim odpowiednikiem sukuba – wtrąciła Edyta.

–Właśnie. Ubzdurał sobie, że został wybrany, by wykrywać czarownice, które były szczególnie podatne na wdzięki inkuba, gdyż same, jako sukuby, czyli kobiece demony… wie pani, o co mi chodzi? – zapytał zmieszany.

–Tak, w skrócie można by to ująć, że swój swego rozpozna – podsumowała.

207

–O, o, no właśnie! Tylko że on posunął się znacznie dalej. Używał tych grzybów jako środka… no, sam nie wiem… obezwładniającego? – Popatrzył na nią pytająco.