Z domu wybiegł Piotr i wsiadł do samochodu, który natychmiast zawrócił i odjechał, nie włączając reflektorów. Wściekła i rozżalona Lidka wyszła z sypialni. Czuła pod powiekami piekące łzy. Poszła prosto do gabinetu męża i zaczęła szukać ponownie. Tym razem nie chodziło jej o narkotyki. Zamierzała odzyskać swój telefon.
Edyta wpadła do mieszkania jak burza. Nie zapalając lampy, poszła prosto do sypialni i w ubraniu rzuciła się na łóżko. Patrzyła chwilę w sufit, na którym światła latarni kreśliły ostre cienie. Po rozmowie z proboszczem była poirytowana i zaniepokojona. Nie wierzyła, żeby wydarzenia sprzed dwustu lat miały wpływ na teraźniejszość. Rysunki, które pierwotnie przypisywała Ligockiemu, okazały się autorstwa dziewiętnastowiecznego szaleńca. Ogarnęła ją nagła fala smutku na myśl, że wydarzenia sprzed dwustu lat mają jednak wpływ na dzień dzisiejszy; miasto wykorzystywało tragedię kobiety, któ-
211
rej życie ktoś w tak okrutny sposób przekreślił. Nieszczęśliwa hrabina nie mogła zaznać spokoju nawet po śmierci. Została straszącą dzieci postacią z legendy, wariatką i morderczynią… Edyta mogła wymienić wiele epitetów, ale żaden z nich nie oddawał prawdy o Anastazji.
Zaniepokoiła ją opowieść księdza Adama o włamaniu. Pytanie tylko, czy sprawcy chodziło o pamiętnik Inkwizytora, czy o list zmarłego właściciela dworu? – zastanawiała się. I kto mógł wiedzieć o istnieniu tych zapisków?
Z westchnieniem wybrała numer i czekała na połączenie. Michał jednak miał wyłączony telefon.
–Pewnie jest w pracy… – mruknęła niezadowolona. Mimo późnej pory zamierzała z nim porozmawiać. Niewykluczone, że włamanie na plebanię ma związek z prowadzoną przez niego sprawą. Skrzyżowała ręce na piersi i zapatrzyła się w sufit, próbując tam znaleźć odpowiedź.
Zadowolona z siebie Lidka poszła do kuchni. W kieszeni szlafroka miała swój telefon. Nie sądziła, żeby Piotr zauważył jego brak. Wrzucił go do dolnej szuflady biurka i przykrył książkami. Nie zauważy jego braku, nawet jeśli otworzy szufladę. Nalała mleka do garnuszka i czekała, aż się podgrzeje. Starała się nie myśleć, gdzie i z kim jest teraz jej mąż. Włączyła telefon i mimo późnej pory zadzwoniła do Edyty. Nie chciała jej denerwować, ale pomyślała, że byłoby miło usłyszeć przyjazny głos. Żałowała, że kilka dni temu nie skorzystała z zaproszenia i u niej nie została. Powinna pomyśleć, co zrobić ze swoim dalszym życiem. Odkładała to na potem jak ostatnia idiotka, w nadziei, że kiedy urodzi dziecko, wszystko wróci do normy. Prawda była taka, że nie wyobrażała sobie, jak po tym wszystkim miałaby wyglądać owa norma. Żyła w zawieszeniu, starając się nie podejmować decyzji, w nadziei że wszystko się rozstrzygnie poza nią. Niestety w prawdziwym świecie tak nie bywało.
–Hm… – mruknęła, odkładając telefon na stół. Za każdym razem włączał się głos informujący, że abonent chwilowo jest niedostępny. Nie wiedziała, czy Edyta ma wyłączony telefon, a może z kimś rozmawia czy też jest poza zasięgiem sieci. Przyjaciółka nie miała włączonej poczty głosowej. Twierdziła, że zawsze zapomina o odsłuchiwaniu wiadomości, poza tym wychodziła z założenia, że jak komuś zależy, to w końcu się dodzwoni.
Lidka zalała wrzącym mlekiem kakao w kubku. Rozmieszała je starannie, dodała odrobinę miodu i poszła do siebie. Nie zamierzała pchać się mężowi w oczy, gdy wróci.
212
Rozdział XVI
1.
Mirecki patrzył z niepokojem, jak Edyta wchodziła na posterunek w Lip-niowie. Nie był tym zachwycony. Michał jednak kazał tylko ją obserwować. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien interweniować, ale musiałby jej wyjaśnić, kim jest, i po krótkim rozpatrzeniu konsekwencji odrzucił ten pomysł. Zresztą ta kobieta nie dowie się niczego poza tym, że komisarza Nawrockiego nie ma, uznał. Jeżeli przyjaciel właściwie ją ocenił, z pewnością nie powie niczego, co mogłoby mu zaszkodzić. Jeśli zaś ocena Michała była mylna, tym bardziej nie należało się ujawniać. Zaparkował więc auto w bocznej uliczce i czekał.
Edyta z zaciśniętymi zębami weszła do komisariatu. Miała nadzieję, że wreszcie zdobędzie jakieś informacje. Od kilku dni nie mogła skontaktować się z Michałem. Zaczęła się bać, że stało się coś złego. Zdążyła już obdzwonić okoliczne szpitale. Na szczęście czy też nieszczęście – nie potrafiła się zdecydować, co woli – nie było go w żadnym z nich. Nie przywieziono nikogo, kto by odpowiadał podanemu przez nią rysopisowi.
Oficer dyżurny skierował ją do sekretariatu. Za biurkiem siedziała kobieta w jej wieku, a przynajmniej tak jej się zdawało. Sekretarka miała na twarzy tak grubą warstwę makijażu, że Edyta równie dobrze mogła się pomylić o dziesięć lat w jedną lub drugą stronę.
–Dzień dobry, nazywam się Edyta Mielnik – przedstawiła się. – Czy zastałam komisarza Nawrockiego?
–A o co chodzi? – W oczach kobiety pojawił się wyraz niechęci.
–To sprawa prywatna. Proszę mi tylko powiedzieć, czy jest…
–Sprawy prywatne proszę załatwiać poza komisariatem – przerwała jej niegrzecznie sekretarka.
Edyta zauważyła taksujące spojrzenie, jakim tamta ją obrzuciła. Domyślała się powodów niechęci tej kobiety.
213
–Chętnie, jeśli tylko się dowiem, czy jest na służbie, czy też nie – odparowała zimno, nie siląc się nawet na zachowanie pozorów uprzejmości.
–Nie wolno mi udzielać takich informacji. – Sekretarka uśmiechnęła się złośliwie.
–Proszę lepiej powiedzieć, że pani nie wie. Proszę więc skierować mnie do kogoś, kto ma pojęcie o wykonywanej przez siebie pracy. – Popatrzyła z pogardą na zaczerwienioną ze złości twarz kobiety.
–Czyżby pani Mielnik? – Edyta odwróciła się, słysząc za sobą męski głos.
Stał za nią komisarz Chmiel, uśmiechając się przyjaźnie.
–Pani Mielnik szuka komisarza Nawrockiego – odezwała się przymilnie sekretarka, rzucając przybyłemu spojrzenie pełne uwielbienia.
–Dzień dobry – odparła chłodno Edyta, poprawiając przewieszoną przez ramię torebkę i unikając w ten sposób podania tamtemu ręki. Po epizodzie z Darią, którego była świadkiem, z trudnością znosiła widok tego mężczyzny. Z wysiłkiem opanowała uczucie wstrętu, jakie ją ogarnęło. – Chciałam się widzieć z Michałem – powiedziała.
–W prywatnej sprawie. Właśnie tłumaczyłam pani Mielnik, że sprawy prywatne należy załatwiać poza komisariatem…
–Michała nie ma. – Chmiel zignorował tłumaczenia sekretarki. – Został przeniesiony.
–Jak to, przeniesiony? – Edyta nie potrafiła ukryć zaskoczenia. – Dokąd?
–Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Podobno złożył papiery o przydział gdzie indziej jeszcze przed przyjściem do nas. Dostał teraz odpowiedź i natychmiast wyjechał. Pewnie trafiło mu się coś bardziej interesującego niż taka mieścina jak nasza… – Nie ukrywał złośliwej satysfakcji, widząc zdumienie Edyty. A to dobre, pomyślał. Nawrocki nawet jej nie powiedział, że wyjeżdża… – W końcu jakie tu mogą być atrakcje? – Udał, że się zastanawia. – Nic, co szybko by się nie znudziło, nieprawdaż?
–No właśnie. – Wreszcie się opanowała i patrząc mu prosto w oczy, rzuciła z fałszywą nonszalancją: – W końcu nie każdy potrafi sobie urozmaicić życie, nieprawdaż, komisarzu?
–Nie bardzo rozumiem, co pani ma na myśli… – odparł ostrożnie.
Edyta uśmiechnęła się czarująco i podeszła do niego tak blisko, że czuł zapach jej włosów. Wspięła się na palce i szepnęła mu wprost do ucha:
–Jestem pewna, że Daria chętnie to panu wyjaśni…
214
Potem zrobiła krok do tyłu i spojrzała mu zimno w oczy. Już się nie uśmiechała. Komisarz Chmiel również.
–Do widzenia – pożegnała się uprzejmie i wyszła, nie patrząc na niego. Ruszyła spokojnie prosto przed siebie. Wiedziała, że tamci oboje ją obserwują. Wewnątrz czuła rozdzierający ból. Nigdy nie przypuszczała, że cierpienie psychiczne może mieć tak realne objawy – dławiło ją w krtani, żelazna obręcz ściskała jej klatkę piersiową. Wszystko dookoła było zamazane, widziała jak przez mgłę. Doszła do samochodu jak automat, otworzyła drzwi, a wtedy z jej gardła wyrwał się suchy szloch. Przycisnęła dłoń do ust, przestraszona tym dźwiękiem. Miała ochotę krzyczeć z rozpaczy.