Za dzień lub dwa, kiedy się z tym upora, pojedzie do starego, rzuci mu raport na biurko i zażąda pomocy. Zgromadzili dość materiału, żeby zatrzymać pół komisariatu, a jeszcze więcej będzie miało do roboty CBS. Kto by podejrzewał, że w tym spokojnym niewinnym miasteczku może działać tak zorganizowana szajka? W dodatku, co było dla Aliny kompletnym zaskoczeniem, ci ludzie byli ze sobą powiązani finansowo, majątkowo i więzami krwi od pokoleń. Dosłownie jak mafia sycylijska, pomyślała.
3.
Edyta z niezadowoleniem spoglądała na mapę. Na podstawie sporządzonej tabeli zakreśliła miejsca, w których zaginione dziewczyny były widziane po raz ostatni, w tym czerwonymi pinezkami zaznaczyła punkty, gdzie doszło do porwania lub próby porwania, o czym się dowiedziała od komisarza Madery.
–Nic z tego nie wynika! – Ze złością rzuciła pudełko z pinezkami na stół. – Nic! Strata czasu!
–Nie powiedziałabym. – Alina ze spokojem studiowała mapę. – Nie wszystkie porwania są dziełem naszego maniaka. Większość z nich trzeba odrzucić. Musisz przyjąć pewien schemat i sprawdzić, czy działa.
250
–A może próbujesz mnie czymś zająć, żebym nie wchodziła wam w drogę? – Nagłe podejrzenie kazało Edycie zwątpić w wartość wykonywanego zajęcia.
–Nie. Nie zwykłam tracić czasu ani własnego, ani cudzego.
Jej nieufność nie wyprowadziła z równowagi pani komisarz.
–Zastanówmy się… – mruczała do siebie, sprawdzając dane z tabeli i na mapie. – Odrzuć na początek miejsca publiczne typu kawiarnie czy kina i spotkania z przyjaciółmi – poleciła.
Zawstydzona swoimi podejrzeniami Edyta zrobiła, co jej kazano.
–Dobrze – Co oznaczają czerwone pinezki? – spytała Alina, marszcząc brwi. – Miejsca znalezienia ciał? Nie mamy tych danych, prawda? Z wyjątkiem tamtych dwóch dziewczyn…
–Nie – przerwała jej Edyta – to są miejsca, gdzie według Madery doszło do prób uprowadzenia. Traktuję jako pewnik, że to działanie porywacza – wyjaśniła.
–No dobrze, to co my tu mamy? – Tamta sprawdziła oznaczenia. – Pusta droga i przystanek PKS… Pięknie. – Strzeliła palcami tak głośno, że Edyta aż podskoczyła. – Obstawmy więc na początek przystanki i inne puste miejsca. Bierz też pod uwagę ich bliskość. Zaznacz wszystkie na czerwono – poleciła.
–Co nam to da?
–Nie mam pojęcia – odpowiedziała szczerze Domaniecka. – Jak zaznaczysz, to się zobaczy. Może uda ci się zmniejszyć zasięg działania, może ułoży się jakaś chronologia, a może wyjdzie jeszcze coś innego, co łączy wszystkie te miejsca, na przykład jakaś trasa… – Wzruszyła ramionami. – Zaznacz też miejsce, gdzie potrąciłaś tę dziewczynę, i to, gdzie znaleziono zwłoki tamtej… zapomniałam jej nazwiska…
–Wiem, o kogo chodzi.
–Dobra. Jak to zrobisz, to zobaczymy, czy coś nam wyjdzie. Jeżeli nie, spróbujemy wymyślić coś innego.
Edyta sięgnęła po tabelę i akta. Zaczęła przekopywać się od nowa przez stos dokumentów. Tym razem szło jej znacznie sprawniej. Po pierwsze część już kojarzyła, a po drugie – dużym ułatwieniem była sporządzona wcześniej tabela.
Lidka w zamyśleniu patrzyła na park. Mała Anastazja spała grzecznie w łóżeczku, a ona sama, korzystając z chwili spokoju, też zamierzała się
251
zdrzemnąć. Nic z tego nie wyszło. Gdy tylko udało jej się zasnąć, męczyły ją majaki, po których budziła się zlana potem, przerażona i drżąca. Za każdym razem sen wydawał się bardziej realny, co powodowało, że ogarniał ją niepokój, nawet na jawie. Może to nerwica albo depresja poporodowa? – zastanawiała się. Miała ochotę zwierzyć się Edycie, kiedy rozmawiały przez telefon, ale tamta wydawała się rozkojarzona, jakby całą jej uwagę zajmowało coś innego. Lub ktoś inny, pomyślała z goryczą Lidka. Czuła się samotna i opuszczona. Piotr dotrzymał obietnicy i zachowywał się poprawnie. Nie mogła jednak pozbyć się podejrzenia, że jest coś, o czym jej nie mówi. Sprawiał wrażenie, jakby na coś lub na kogoś czekał. Był uprzejmy i nawet jej pomagał, ale jak ktoś obcy. Dokładnie tak samo odnosiły się do chorych pielęgniarki w szpitalu. Były uprzejme i chętnie pomagały. Na jej pytania o samopoczucie mąż odpowiadał monosylabami. Bała się naciskać, gdyż wiedziała, że po odstawieniu narkotyków mogą wystąpić pewne objawy zespołu odstawienia, jak to określono w Internecie.
Nie wiedziała, kiedy i jak się to stało, ale głowa jej opadła na oparcie fotela. Powieki zatrzepotały w słabym proteście, po czym się zamknęły. Zasnęła.
Do pokoju wszedł Piotr. Zerknął obojętnie na żonę, nie poświęcając jej żadnej uwagi. Stanął nad łóżeczkiem i przyglądał się śpiącemu dziecku.
–Co to jest Lammas? – zapytała nagle Alina mamroczącą do siebie Edytę.
–Na co ci to? – Edyta nawet nie podniosła głowy znad tabeli, bo właśnie sprawdzała, czy nie pominęła żadnego ważnego zdarzenia.
–Muszę chwilę odpocząć. – Domaniecka wskazała na komputer. – Oczy strasznie mnie pieką, robię sobie małą przerwę. Tobie też się przyda. Zaczynasz mówić do siebie. A ta nazwa obiła mi się o uszy na rynku, jak wracałam z zakupami. To jakieś regionalne święto? Wszyscy są bardzo przejęci… – Tak naprawdę wracała z plebanii z raportami, które miała następnego dnia zawieźć do Warszawy, ale nie informowała o tym swojej pomocnicy, w obawie, że ta będzie chciała się przekopać przez to wszystko.
–Niezupełnie… – Edyta niechętnie oderwała wzrok od mapy. Miała wrażenie, że błyska tam owo ledwo uchwytne coś, co na pewno zobaczy, jeśli przez chwilę wystarczająco się skoncentruje. – Lammas to święto celtyckie, zwane też Lughnasadh. To jeden z sabatów większych…
–Sabatów? O czym ty właściwie mówisz? – Alina nie kryła zaskoczenia. – Co to za miasteczko? Strefa krainy mroku? Nie mów, że mieszkańcy o pół-
252
nocy przemieniają się w… coś tam… – Wykonała ręką nieokreślony ruch w powietrzu.
–Nic mi nie wiadomo, żeby podczas pełni ktoś biegał w futrze i wył do księżyca, jeśli to miałaś na myśli. – Edyta parsknęła śmiechem. – Lipniów jest ostatnim miastem w Polsce, gdzie doszło do procesu i spalenia czarownicy – zaczęła jej wyjaśniać, starając się opanować wesołość. – Miasteczko jest stare, ma sporo pięknych zabytków, ale to za mało, żeby ściągać tu ludzi. Czarownice to miejscowa atrakcja turystyczna. Zapożyczono, żeby było ciekawiej, święta wiccańskie, co ściąga sporo osób zainteresowanych tym kultem. Cztery razy do roku, w dniach wielkich sabatów, organizowane są duże imprezy. Wiesz, ogniska, fajerwerki, tańce, tego typu rzeczy…
–Niezły pomysł – przyznała po namyśle Domaniecka. – Takie polskie Salem…
–Zgadza się – potwierdziła Edyta. – Mamy cztery wielkie sabaty: Imbolc – 2 lutego, Beltaine – noc z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, zwana też Nocą Walpurgii. O tym na pewno słyszałaś. – Popatrzyła na nią pytająco. Gdy ta potwierdziła, wyliczała dalej:
–Dalej mamy Lammas, noc z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia, i Samhain, w nocy z trzydziestego pierwszego października na pierwszego listopada.
–Halloween? – zawołała zdumiona Alina.
–Zgadza się. Jeszcze jakieś pytania? – Edyta nie kryła już zniecierpliwienia, bo chciała wrócić do pracy.
Alina ściągnęła usta i pokręciła przecząco głową, otwierając szeroko oczy w udanym przerażeniu. Edyta uśmiechnęła się krzywo na znak, że docenia dowcip, i wróciła do studiowania akt.
4.
Powolnym, pe łnym zmysłowości ruchem dotknęła jego policzka. Pogładziła go po twarzy, a druga ręką z całej siły wbiła mu w bok sztylet ukryty dotąd za plecami. Odsłoniła w wilczym uśmiechu zęby, gdy na twarzy Teofila pojawiło się zdumienie połączone z niedowierzaniem i bólem. Pocałowała go namiętnie, po czym odepchnęła, nie wypuszczając z dłoni sztyletu. Ostrze wysunęło się z cichym mlaśnięciem, z rany trysnęła krew. Teofil osunął się na ziemię. Gasnącym wzrokiem patrzył na żonę, która zaczęła iść po schodach, zostawiając za