— Jesteśmy zmuszeni dostarczać ci informacji w taki właśnie sposób, ponieważ sam proces transferu już jest bardzo delikatny i nie należy przesadzać. Och, nie przejmuj się, dokonał się na stałe. Wolimy jednak dać twojemu mózgowi tyle czasu, ile jest tylko możliwe, żeby się zaadaptował do nowej sytuacji bez zbędnych, dodatkowych wstrząsów. Ta metoda musi wystarczyć, a bardzo tego żałuję, ponieważ czuję, iż masz najtrudniejsze zadanie z całej czwórki.
Czułem jak rośnie moje podniecenie. Wyzwanie, wyzwanie…
— Twoim celem jest planeta Lilith, pierwsza z kolonii Rombu — ciągnął komandor. — Z naukowego punktu widzenia Lilith to dom wariatów. Nie istnieje żadne racjonalne, naukowe wyjaśnienie tego, co tam napotkasz. Jedyne, co nie pozwala kompletnie oszaleć, to fakt, iż miejsce to ma swoje własne reguły i jest konsekwentne w ramach swej własnej logiki. W szczegółach najlepiej zorientujesz się sam, już po wylądowaniu. Znajdziesz się tam w roli skazańca i wspólnie z innymi więźniami zostaniesz pouczony i poinstruowany przez przedstawicieli władcy Lilith, którzy to zrobią o wiele bardziej skutecznie ode mnie, a na dodatek, będą to informacje z pierwszej ręki.
— Choć możliwości tego urządzenia są dość ograniczone — mówił dalej — jesteśmy w stanie przesłać ci jedną podstawową rzecz, której dziwnym trafem nie znalazłbyś na samej Lilith. Mam na myśli mapę całej planety, tak dokładną, jak to tylko było możliwe do osiągnięcia.
Poczułem ostry ból, a po nim zawroty głowy i nudności; wszystko to ustąpiło bardzo szybko i wówczas stwierdziłem, że rzeczywiście mam w głowie szczegółową mapę fizyczno — polityczną całej Lilith. Na pewno okaże się wielce przydatna.
Następnie odebrałem nieprzerwany strumień faktów dotyczących tego miejsca, na tyle drobiazgowych, iż mogłyby się znaleźć w każdym fachowo prowadzonym wykładzie indoktrynacyjnym. Planeta miała z grubsza 52000 kilometrów w obwodzie i to zarówno na równiku, jak i na linii biegunów, z niewielkimi różnicami wynikającymi z układu topograficznego. Podobnie jak pozostałe trzy Diamenty Wardena, była, praktycznie, kulą — co jest rzeczą dość niezwykłą, jeśli chodzi o planety, chociaż większość ludzi, ze mną włącznie, uważa iż wszystkie większe planety mają kształt kulisty.
Przyciąganie wynosiło z grubsza 0,95 normy, co oznaczało, iż będę tam lżejszy, a moje skoki będą dłuższe. Zanotowałem sobie w pamięci potrzebę przećwiczenia manewrów, których zgranie w czasie stanowiło o ich skuteczności. Tlenu było minimalnie więcej, niż wynosiła norma, co mogłoby mnie uczynić ciut bardziej energicznym, a co zarazem na pewno powoduje, iż ogień płonie łatwiej, szybciej i jaśniej. Chociaż różnica jest prawdopodobnie niewielka. Wyższa od normalnej koncentracja wody, połączona z 85 — stopniowym nachyleniem osi i wynoszącą niecałe 192 000 000 kilometrów odległością od miejscowego słońca, powodowała iż świat ten był gorący i bardzo wilgotny, z niewielkimi różnicami pomiędzy poszczególnymi porami roku. Różnice temperatury wynikałyby raczej z szerokości geograficznej i wysokości nad poziomem morza, a nie z pory roku. Różnica poziomów była zaś bliska standardu i wynosiła 3 stopnie na 1800 metrów.
Jednak nawet szerokość geograficzna nie stanowiła czynnika decydującego o klimacie. Temperatura w pobliżu równika była bardzo wysoka — od 35 do 50°C, na szerokościach średnich sięgała od 25 do 34°C, a w pobliżu biegunów nigdy nie była niższa niż 20°C. Nie było tam więc żadnych czap polarnych. Nie było leż lodu jako takiego, co mogłoby tłumaczyć istnienie na Lilith tylko jednego, olbrzymiego kontynentu i grupy małych wysp.
Doba trwała 32,2 standardowej godziny — to już będzie wymagało drobnego przystosowania się, może nawet więcej niż tylko drobnego. Było to aż o osiem godzin więcej od tego, do czego byłem przyzwyczajony. Dawałem sobie radę z podobnymi trudnościami; z tymi też sobie poradzę. Rok trwał 344 miejscowych dni. Był to więc dość duży świat, ale z niewielką grawitacją, co oznaczało, iż niewiele tam występuje metali. Niezłe więzienie.
— Władcą Lilith jest Marek Kreegan — ciągnął Krega. — Bez wątpienia najbardziej niebezpieczny z Czterech Władców, bo on jedyny spośród nich nie jest ani kryminalistą, ani skazańcem, ale podobnie jak ty, agentem Konfederacji, jednym z najlepszych. Gdyby był w stanie opuścić system Wardena, uważalibyśmy go za najbardziej niebezpiecznego człowieka w całej Konfederacji.
Poczułem dreszcz podniecenia, który miał więcej niż tylko jedną przyczynę. Po pierwsze, wyzwanie polegające na wytropieniu i na zlikwidowaniu kogoś takiego jak ja sam, kogoś wyszkolonego lak, jak ja byłem wyszkolony, kogoś uważanego za najbardziej niebezpiecznego pośród żyjących, to coś fantastycznego. Jednak było tu coś więcej, ta informacja dawała mi dwa promyki nadziei, których Krega na pewno w ogóle nie wziął pod uwagę. Jeśli ten człowiek był doborowym agentem, wysłanym tutaj w celu wypełnienia jakiejś misji, musiał po jej zakończeniu znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej ja się znajdę — i nie został zabity. Mógł być tylko jeden powód takiego stanu rzeczy: nie byli w stanie go zlikwidować. Wymyślił więc jakiś sposób, by uniknąć śmierci i wykorzystał go. Doskonale. Jeśli Kreegan potrafił to zrobić, potrafię i ja.
A poza tym wspiął się na sam szczyt, stając się władcą Lilith.
Logika bez zarzutu. Jeśli uważano nas za mniej więcej równych sobie, oznaczało to, iż mam potencjalnie takie same możliwości, jakie on ma — większe tym samym niż czyjekolwiek możliwości na tej planecie, w przeciwnym razie ktoś inny byłby władcą. I to, co on potrafił zrobić, ja też potrafię.
— Niemniej odnalezienie Kreegana, nie mówiąc już o jego likwidacji, może się okazać zadaniem praktycznie niewykonalnym — kontynuował Krega. — Przede wszystkim, rzadko pojawia się publicznie, a kiedy już to czyni, ma zawsze zakrytą twarz. Zabija się każdego, kto odkryje jego wygląd. Nie ma stałej bazy, ale przenosi się z miejsca na miejsce, zawsze w przebraniu. Utrzymuje podwładnych w czujności i we względnej lojalności, przynajmniej w stosunku do niego. Nie mają pojęcia, kim w danej chwili jest, ale odczuwają przed nim ogromny lęk, ponieważ on może ich zabić, a oni nie są w stanie mu nic uczynić. Ostatni spis wykazał, że na Lilith żyje trochę ponad 13 244 000 osób, naturalnie, w przybliżeniu. Przyznasz, że to niewiele, ale Kreegan może być każdą z tych osób.
No nie, raczej nie może, powiedziałem sobie w duchu. Po pierwsze, reprezentował sobą pewien standard ze świata cywilizowanego. Oznaczało to, iż musiał się mieścić w konkretnych parametrach fizycznych, co już eliminowało sporą grupę ludzi. Naturalnie, wiedziałem, iż jest mężczyzną, a to wykluczało prawic połowę całej populacji. Miał siedemdziesiąt siedem lat, z czego dwadzieścia jeden spędził na Lilith, w związku z czym jego zdjęcia z okresu wcześniejszego niewiele mogły pomóc. Niemniej jest mężczyzną w starszym wieku, a tacy na Lilith powinni być bardziej widoczni — był to przecież świat bardzo surowy. Powiedzmy więc, iż jest w średnim wieku, posiada standardowy wzrost i budowę i jest mężczyzną. Kiedy ma się do czynienia z populacją rzędu 13 000 000, zawęża to zapewne pole poszukiwań o wiele bardziej, niż Krega przypuszczał.
Wyzwanie bez wątpienia, ale nie aż tak niemożliwe, jakby się wydawało. A co ważniejsze, będąc władcą i administratorem, musi pojawiać się w pewnych określonych miejscach i uczestniczyć w pewnych uroczystościach. To jeszcze bardziej zawężało pole poszukiwań, a przecież jeszcze nawet nie wylądowałem.
Pozostałe informacje były czysto rutynowe. Po zakończeniu przekazu podniosłem się z sedesu i umieściłem go na powrót wewnątrz ściany. Usłyszałem odgłos spłukiwania i kiedy następnym razem korzystałem z toalety, odkryłem, iż moje odchody nie były jedyną rzeczą, która stamtąd zniknęła.