Przerwała, dając nam trochę czasu na przetrawienie tej informacji i wiedząc, iż prawdopodobnie nie przyjmiemy jej na razie do wiadomości, po czym ciągnęła dalej.
— Zaletą tego organizmu jest to, że już nigdy nie będziecie musieli cierpieć na jakakolwiek chorobę. Żadnych bólów zęba, żadnych przeziębień, żadnych infekcji, nic z tych rzeczy. Nawet spore rany, o ile nie są śmiertelne, zabliźnią się szybko. Możliwa jest również regeneracja tkanek. Na Lilith nigdy nie potrzebowaliśmy lekarzy i nigdy ich nie będziemy potrzebować. Innymi słowy, organizm Wardena płaci za to, co zabiera.
Ciągnęła w tym duchu przez jakiś czas, podając mnóstwo podstawowych i szczegółowych danych na temat planety, danych, które ja już znalem z wcześniejszego instruktażu, po czym przyszedł czas na posiłek. A tu już naprawdę było do czego się przyzwyczajać, bowiem kuchnia Lilith składała się z gotowanych insektów i przeróżnych chwastów, przemieszanych z jakimś zianiem w kolorze mało apetycznego fioletu.
Kilka osób z mojej grupy nie było w stanie z początku znieść takiego pożywienia, w końcu jednak wszyscy się przyzwyczają. Dla niektórych życie z tego powodu stanie się jeszcze mniej przyjemne, dla innych okaże się to skuteczną formą diety odchudzającej.
Przyzwyczajenie się do gulaszu z owadów i gumowatego, fioletowego chleba nie będzie łatwe, pomyślałem sobie, ale nauczę się to jeść i spróbuję nawet polubić, w przeciwnym bowiem razie… W ciągu kilku następnych dni udało mi się przyzwyczaić do miejscowego pożywienia oraz do załatwiania się w krzakach i do używania liści w miejsce automatycznych wycieraczek, i do całej tej reszty. Jak już powiedziałem wcześniej, wybierano nas ze względu na naszą umiejętność adaptacji praktycznie do wszystkiego — a to było „praktycznie to wszystko”, o którym wspominały podręczniki na szkoleniach.
Patra miała również rację, jeśli chodzi o skutki uboczne inwazji naszych ciał przez, ten organizm. Doświadczyłem na sobie silnych zawrotów głowy, przedziwnych bólów w całym ciele, uczucia swędzenia wewnętrznego — cholernie nieprzyjemnego, ale do wytrzymania. Wszyscy leż mieliśmy biegunki, podejrzewam jednak, iż związane z pożywieniem, a nie z tym mikroorganizmem.
Jak do tej pory, sesje szkoleniowe prowadzone przez Patrę dotyczyły znanych mi spraw, a choć były one przedstawione w sposób bardziej szczegółowy niż materiały, które mi przekazano, i dlatego były bardzo pożyteczne, nie zawierały jednak potrzebnych mi faktów. Czwartego dnia, bardzo długiego — niełatwo było spać w tym klimacie, pomijając fakt że dnie i noce były o tyle dłuższe — dotarła wreszcie do spraw ciekawszych.
— Wiem, iż wielu z was zastanawia się i pyta, dlaczego nie ma tu maszyn, nie ma lotniska, budynków i innych pożytecznych urządzeń — zaczęła. — Zbywałam was do tej pory milczeniem na te tematy, ponieważ najważniejszym dla mnie było, byście przebrnęli przez ten okres związany z nieprzyjemnymi symptomami występującymi tuż po przybyciu na planetę. Powód braku tego wszystkiego jest łatwy do wytłumaczenia, ale piekielnie trudny do zaakceptowania, niemniej wyjaśnia on wszystko, co widzicie wokół siebie. — Popatrzyła na nas przez chwilę, z półuśmiechem na ustach.
— Lilith — powiedziała — jest żywa. Tak, wiem, że to nie ma sensu, ale żaden ze światów Wardena nie miałby sensu, w potocznym znaczeniu tego słowa. Powiem wam więc, jak się tutaj przedstawia sytuacja, używając terminów, które oddają rzeczywistość jedynie w przybliżeniu. Chcę, byście sobie wyobrazili, iż wszystko, co widzicie — nie tylko trawa i drzewa, ale wszystko: skały, ziemia pod waszymi stopami — jest żywe, jest komórkami jednego organizmu, a każda z tych komórek zawiera w sobie organizm Wardena, pozostający z nią w takim samym układzie symbiotycznym, jaki właśnie powstaje w waszych ciałach. Organizmowi temu odpowiada świat w takiej formie, w jakiej się teraz znajduje. Dlatego utrzymuje go przy życiu. Zetnijcie drzewo, a drugie wyrośnie błyskawicznie na jego miejscu. Tymczasem, to ścięte równie szybko ulega rozkładowi — gnije w ciągu jednego dnia, a po trzech dniach znika, pochłonięte przez glebę. To samo dotyczy ludzi. Kiedy umrzecie, obrócicie się w proch w niecałe trzy dni. Dlatego właśnie nasze pożywienie wygląda tak, jak wygląda. Składa się na nie jedynie to, co można schwytać, zabić i przygotować do spożycia w ciągu jednego dnia. Zauważyliście zapewne, iż nasze racje żywnościowe dostarczane nam są każdego dnia rano.
Rozległy się odgłosy potakiwania, ale ja miałem wątpliwości.
— Chwileczkę. Jeśli to wszystko prawda, to jak to się dzieje, że te chaty z trawy jakoś się trzymają? Są przecież z martwej materii.
Uśmiechnęła się ponownie.
— Dobre pytanie. Prawda jednak jest taka, iż to nie jest martwa materia. Są to bowiem żywe krzewy bunti, spokrewnione z tymi żółtymi łodygami, które widzicie tutaj i tam, w tamtym lesie.
— Chcesz przez to powiedzieć, że rosną sobie same z siebie i przyjmują kształt domów, żeby nam sprawić przyjemność? — spytała z powątpiewaniem jakaś kobieta.
— Cóż, niezupełnie — odpowiedziała Patra. — Przybierają one kształt domów, bo tak im rozkazano.
Wszyscy otworzyli szeroko oczy.
— A kto im rozkazał? — ktoś spytał.
— Życie jest ciągłym ścieraniem się siły woli dwóch stron — wyjaśniała Patra. — Na Lilith w jeszcze większym stopniu niż gdzie indziej. Jest to jądrem tej cywilizacji, którą tutaj stworzyliśmy. Zważcie bowiem, że chociaż organizm Wardena nie posiada inteligencji w naszym rozumieniu tego pojęcia, jest on autentycznie obcym organizmem, który staje się, w większym lub mniejszym stopniu, integralną częścią tego, w czym żyje — a żyje we wszystkim. Nie jesteście już więc istotami ludzkimi. Jesteście teraz czymś innym — tak naprawdę jesteście istotami obcymi. Jeśli opanujecie własne ciało i jeśli wasz umysł jest wystarczająco silny i posiada wystarczająco dużo naturalnych umiejętności i siły woli, będziecie w stanie wyczuć obecność organizmu Wardena we wszystkim, co się wokół was znajduje — wyczuć i w jakimś sensie przemawiać do niego. W jakiś sposób, nikt nie wie w jaki, organizmy Wardena są ze sobą połączone. Możecie myśleć o nich jak o pojedynczych, niezależnych komórkach jakiegoś wielkiego stworzenia. W przeciwieństwie do naszych komórek nie są połączone ze sobą bezpośrednio, ale łączą się ze sobą w sposób, którego nie jesteśmy w stanie pojąć. Potrafią komunikować się ze sobą. A wy możecie spowodować, żeby się ze sobą komunikowały. Moglibyście również, jeśli posiądziecie taką moc, nakazać organizmom Wardena, i to nie będącym częścią waszego własnego organizmu, by czyniły to, co chcecie.
Uczucie zdumienia i niedowierzania ogarnęło całą grupę, ja jednak byłem troszkę lepiej przygotowany na przyjęcie tego rodzaju rewelacji. Mimo to, miałem duże kłopoty z wyobrażeniem sobie tego wszystkiego w konkretnej sytuacji.
— Władza jednostki nad tym organizmem — wyjaśniała Patra — różni się w bardzo szerokim zakresie. Niektórym ludziom nigdy nic się nie udaje — obawiam się, iż większość jest mniej więcej taka jak wy w tej chwili — i stąd pozostają na lasce potężniejszych umysłów, które mogą kontrolować organizmy Wardena niezbędne do życia i od których zależy tym samym pożywienie, schronienie, a nawet to, co dzieje się wewnątrz waszych własnych ciał. Zdarzają się też samorodne, dzikie talenty, posiadające umiejętność ukazywania swej mocy, czasem olbrzymiej, ale niezdolne do jej kontrolowania. Zakres kontroli, jaką się posiada, jest stały. Nie mamy pojęcia, dlaczego jedni nią dysponują, a inni nic. Mogę wam jednak powiedzieć, iż z jakiejś przyczyny przybysze wykazują na ogół predyspozycje do uzyskiwania wyższego poziomu mocy, niż ci, którzy urodzili się tutaj. Możliwe, iż dzieje się tak, dlatego że organizm Wardena pozostaje dla nas czymś obcym i ciągle jesteśmy świadomi jego obcości i jego obecności w nas samych. Jeśli będziecie posiadać taką moc, ujawni się ona sama z siebie. A kiedy się już ujawni, wymagane będą ćwiczenia i praktyka w celu wykrycia pełnych potencjalnych możliwości, które zadecydują o waszym miejscu w tym świecie.