Kilka dni po „odzyskaniu zdrowia” spotkałem ją na wiejskich błoniach, po wieczornym posiłku. Zauważyłem ją już przedtem, a kiedy raz się ją zobaczyło, niełatwo było o niej zapomnieć.
Miała około 160 centymetrów wzrostu, była bardzo szczupła i wąska w talii, ale miała duże piersi i kształtne pośladki, a także niezwykle piaskowo-brązowe włosy, sięgające poniżej pasa. Ładna, seksowna kobietka, można by rzec, tyle że jej twarz była zadziwiająco młoda i niewinna, i zupełnie nie pasowała do takiego ciała. Szeroko rozstawione oczy spoglądały z pełnym niewinności wyrazem. Była to śliczna twarzyczka dziecka mającego nie więcej niż jedenaście czy dwanaście lat, wieńcząca znakomicie rozwinięte ciało. Chociaż te dwie części w końcu kiedyś miały się dopasować, w tej chwili wyglądało jednak na to, iż ciało wyprzedza w rozwoju twarz o kilka lat.
Łatwiej byłoby mi pojąć ten kontrast, gdyby występował on częściej na Lilith, ale tak nie było, przynajmniej wśród znanej mi próbki pionków. Była to jedna z tych drobnych tajemnic, o których chciałem wiedzieć coś więcej i dlatego spytałem o nią kilku z pracujących ze mną mężczyzn.
— Och, to Ti — wyjaśniał jeden. — Wybrana przez hodowcę. Wyrwie ją stąd niezadługo. Zwłoka wynika pewnie stąd, iż posiada jakiś nie kontrolowany talent, a oni chcą wiedzieć, na czym on polega.
Nowe informacje. Czułem, że jestem na tropie czegoś wartościowego.
— Co to znaczy, że jest wybrana przez hodowcę? — zapytałem. — Wiesz przecież, że się tutaj nie urodziłem i nie wszystko rozumiem.
Pytanie moje wywołało wyraz zdziwienia na twarzy rozmówcy, do którego to zdziwienia zdążyłem się już częściowo przyzwyczaić, tubylcy bowiem nie byli w stanie wyobrazić sobie, iż jakieś inne miejsce może się zasadniczo różnić od dziedziny Zeis. Wzruszył ramionami, ale odpowiedział. Tak jak i pozostali, tłumaczył sobie moje zachowanie przebytym szokiem, a ten byli w stanie zrozumieć, i wynikającym z tego szoku niegroźnym szaleństwem.
— Boss Tiel hoduje kobiety tak, jak hoduje snarki — wyjaśniał robotnik. Snarkami nazywano owe pokryte futrem potwory pasące się na łące, cenione ze względu na ich mięso. — Kiedy dziecko, a w szczególności dziewczynka, wyróżnia się urodą, lub czymś takim, naznaczane jest przez hodowcę odpowiedzialnego za hodowlę. Chowa je w taki sposób, jaki mu odpowiada, po czym łączy je z wybranymi chłopcami. Rozumiesz?
Naturalnie, zrozumiałem, chociaż pomysł ten budził we mnie większy wstręt niż cokolwiek innego na tym odrażającym świecie. Budził we mnie wstręt, ale mnie nie zaskoczył.
— Ale jej… hm… rozwój nie jest naturalny, czy tak? — podpowiadałem.
Zachichotał i pokazał mi palec wskazujący.
— Widzisz ten palec? Straciłem go, obcięło mi go równiutko w wypadku. Krwawił jak szalony. Wzięli mnie do hodowcy, a ten tylko spojrzał i przestało krwawić. Potem popatrzył na palec, dotknął go i pozwolił mi wrócić do domu. Odrósł niedługo, wygląda jak nowy. Popatrz. — Poruszał nim dla podkreślenia swych słów.
— Ale co to ma…? — zacząłem, po czym dotarło do mnie znaczenie tego, co powiedział, i pokręciłem z podziwem głową.
Zauważył to i uśmiechnął się.
— Stado rozpłodowe musi produkować dużo dzieci, musi chcieć produkować mnóstwo dzieci — zauważył. — Rozumiesz?
Jasne, że rozumiałem. Powoli, tak żeby wytrzymały to jej komórki i jej system nerwowy, hodowca sięgał swą mocą do jej wnętrza, w ten sam sposób, w jaki rozkazał, by nastąpiła regeneracja palca, czy w jaki Kronlon zadawał ból i powodował paraliż. Dokonywano subtelnych zmian, prawdopodobnie od momentu wejścia w wiek dojrzewania, co miało zapewne miejsce jakiś rok temu. Stymulowano hormony, zmieniano całą chemię wewnętrzną, czyniąc ją tym samym nie całkiem naturalną, trochę zdeformowaną — wszystko jednak w jednym celu. Chciał przecież hodowli rozpłodowej, a nie przeznaczonej na wystawę. Czemu jednak ona? Czyżby dla pięknego koloru włosów? Może i był to wystarczający powód, ale przyszła mi do głowy zupełnie nowa myśl.
— Hogi? — zwróciłem się ponownie do towarzysza w niedoli.
— Hm?
— Powiedziałeś, że posiada jakiś nie kontrolowany talent.
Jakiego rodzaju? Co potrafi robić? Wzruszył ramionami.
— Nie wiem. I tak bym tego pewnie nie rozumiał. Wiem tylko, że żaden z nadzorców jej się nie naprzykrza, nawet Kronlon jej nie dręczy. Może się trochę boją, a to by znaczyło, że jej moc jest wielka, tyle że przypadkowa. Pojawia się i znika. Nie można jej kontrolować.
Pokiwałem głową. To by wyjaśniało, dlaczego zostawiono ją w spokoju po okresie dojrzewania, zamiast zabrać do głównej wioski, czy nawet na teren samego zamku. Nie byli pewni, na czym polega jej moc i czy kiedyś nie nauczy się jej kontrolować. Chcieli wpierw zobaczyć, przekonać się, na jak wiele ją stać. Obawiali się tkwiących w niej potencjalnych możliwości, które wskazywały na wielką moc. Jeśli nie osiągnie kontroli, cóż, posłuży do rozpłodu i tyle. Jeśli jednak taką kontrolę osiągnie, mogłaby im zagrozić.
Podejrzewałem, iż takie właśnie powody kryły się za tym całym programem hodowli. Musi być rzeczą wielce frustrującą dla klas wyższych, kiedy widzą one, jak ich własne dzieci zostają pionkami, kiedy przekazują cały ten przepych i dobra ludziom obcym i własnym poddanym. Po raz pierwszy wydawało mi się, iż rozumiem panów i rycerzy. Jak irytujące, jak frustrujące musi to być, kiedy jest się podobnym bogu i nie można tego przekazać, zostawić komuś bliskiemu. Manipulacja genetyczna nie wchodziła w rachubę, tak jak i inne badania naukowe i procedury laboratoryjne ze świata cywilizowanego. Czynnik, który obdarzał ludzi ową tajemniczą i przerażającą mocą Wardena i który ją regulował, tak samo umykał nauce wspartej technologią, jak i miejscowym badaczom. Nie mają tedy wyboru, muszą podjąć próbę hodowli odpowiednich jednostek. Wpierw szukając kandydatów naturalnie spośród siebie, ale to nie przynosiło pożądanych rezultatów.
Uderzyło mnie, że z wyjątkiem Patry, niemal wszyscy ludzie obdarzeni mocą, o których słyszałem, byli mężczyznami. Taka statystyka mogła być myląca, oparta bowiem jedynie na małej próbce, ale jeśli tak było, chociaż po części, oznaczało to jeszcze większe problemy, wynikające z czystego chowu wsobnego.
Hogi przynajmniej znał odpowiedź na to pytanie.
— Cóż, tak, więcej mężczyzn niż kobiet, ale wiele kobiet również ją posiada — zapewniał mnie. — Ale słyszałem, że kiedy kobieta, która jest panem czy księciem, zachodzi w ciążę, traci kontrolę nad mocą na cały okres ciąży. W tym czasie ktoś inny może zająć jej pozycję, rozumiesz?
Rozumiałem to doskonale. Kiedy miało się do czynienia z zaledwie kilkoma tysiącami stanowisk blisko szczytu władzy i 471 na samym szczycie, ludzie te stanowiska zajmujący musieli żyć pod ciągłą presją, ciągle narażeni na wyzwania ze strony nowo przybyłych — stąd nie do pomyślenia było wystawienie się na niebezpieczeństwo wyzwania na okres tak długi, jakim jest dziewięć miesięcy.
— Chcesz przez to powiedzieć, że ci ludzie nie współżyją ze sobą?
— Co? Pewnie, że współżyją. To takie proste, kiedy ma się moc. Jak się skaleczysz, rozkazujesz swemu ciału, żeby przestało krwawić. Możesz też powiedzieć swemu ciału, żeby nie zaszło w ciążę. Rozumiesz? — Wszystko to wypowiedział najczęściej używanym w stosunku do mnie tonem, typu: „czyżbyś naprawdę był aż tak tępy?”
Wszystko się dziwnie zgadzało. Płodzili potomstwo z tymi spośród pionków, którym przydarzała się nie kontrolowana moc. Poszukiwali w ten sposób i mocy, i kontroli, a być może również klucza do uzyskania i jednego, i drugiego u swoich potomków.