Ta dziewczyna tutaj posiadała moc, i nawet jeśli była ona nie kontrolowana, stanowiła dla mnie w tej chwili najważniejszą rzecz na świecie. Muszę dowiedzieć się więcej na temat tej mocy, a skoro dziewczyna jest jedyną osobą w okolicy, która ją posiada, i z którą mogę rozmawiać jak równy z równym, byłem zdecydowany poznać ją bliżej.
Rozdział szósty
TI
Następnego wieczoru poszukałem jej, starając się sprawić wrażenie, iż nasze spotkanie jest zupełnie przypadkowe. Ostrzeżono mnie, że niełatwo nawiązać z nią kontakt i że trudno jest z nią rozmawiać, ale nie miałem takich problemów. Siedziała samotnie na kamieniu, odpędzając wszędobylskie roje insektów oraz żując leniwie kawałek gri, podobnego do melona owocu, o dziwnie słodko — kwaśnym smaku.
Niewielki miałem wybór, skoro nie chciałem się zachować staromodnie i nie chciałem, by moje intencje były zbyt oczywiste. Podszedłem więc do niej i powiedziałem:
— Cześć.
Popatrzyła na mnie tymi ogromnymi oczyma małej dziewczynki i uśmiechnęła się.
— Cześć. Usiądź tutaj.
— Nazywam się… — zacząłem, ale mi przerwała.
— Nazywasz się Cal Tremon i przybyłeś z Zewnątrz — wyrecytowała, zaskakując mnie nieco. Jej głos, bardzo jeszcze młody, o wiele bardziej pasował do jej twarzy i rzeczywistego wieku niż jej ciało.
Roześmiałem się.
— I skąd ty to wszystko wiesz?
— Widziałam, jak mi się przyglądasz — odpowiedziała wesoło. — Oczywiście wszyscy mężczyźni mi się przyglądają, ale zwróciłam szczególną uwagę na ciebie. Mówią, że coś jest nie w porządku z twoją głową. Czy to prawda?
Zacząłem odczuwać do niej sympatię.
— Tak było — odpowiedziałem — ale jest już lepiej. To miejsce nie przypomina tego, z którego przybyłem i przyzwyczajenie do niego zabrało mi sporo czasu.
Rzuciła skórkę owocu w krzaki i zmieniła pozycję, podciągając kolana do góry i obejmując nogi ramionami. Zaczęła się delikatnie kołysać.
— Jak tam jest… na Zewnątrz? — zapytała.
Uśmiechnąłem się. Była taka rozkoszna.
— Nie tak jak tutaj — odpowiedziałem, usiłując znaleźć słowa, które mogła zrozumieć. — Zupełnie nie tak. Przede wszystkim jest tam znacznie chłodniej. Nie ma też pionków, nadzorców ani rycerzy.
Widziałem, że niełatwo przychodzi jej to przełknąć.
— Jeśli nie ma pionków, to kto wykonuje całą robotę?
Dobre pytanie.
— Ludzie, którzy mają na to ochotę — zacząłem ostrożnie. — A poza tym jest to zupełnie inny rodzaj pracy niż ta, którą tutaj wykonujemy. Tam maszyny wykonują całą ciężką robotę.
— Słyszałam o tych maszynach — powiedziała z dumą. — Ktoś jednak musi je rozmnażać i hodować. Nieprawda?
Westchnąłem. Jak zwykle ślepa uliczka. Jak bowiem wytłumaczyć, czym są maszyny, komuś, kto urodził i wychował się w świecie, gdzie nic nie działało i praktycznie nic nie było w stanie dłużej przetrwać? Zdecydowałem, iż można użyć tej rozmowy jako pretekstu do zmiany tematu na taki, który interesuje mnie rzeczywiście.
— Tam, skąd pochodzę, nikt nie dysponuje mocą — powiedziałem. — A kiedy moc nie istnieje, można zmienić rzeczy, wytwarzać takie, które trwają długo. Niektóre z tych maszyn potrafią robić to, co moc czyni tutaj.
Przetrawiała to, usiłowała ułożyć sobie jakoś w głowie, ale chyba nie zrozumiała. Z nikim przedtem nie udało mi się zajść dalej w rozmowie, co wskazywałoby, że jakąś inteligencję jednak posiada.
— Dlaczego nie mają mocy? — spytała.
Wzruszyłem ramionami.
— Nie wiem. Nie wiem, dlaczego inni ją mają. Ciągle nie jestem w stanie zrozumieć, na czym ta moc polega. — Uważaj, ostrzegałem sam siebie. Bądź bardzo ostrożny. — Słyszałem, że ty również posiadasz moc. Czy to prawda?
— Cóż, chyba tak — przyznała. — Nie mam z niej żadnego pożytku. Wiesz, to jest tak, że czujesz ją w środku, a nie możesz do mej przemówić. Przypuszczam, że inni właśnie to potrafią robić. Potrafią do niej przemawiać, kazać jej robić różne rzeczy.
— Ale ty ją czujesz — podpowiadałem. — Jakie to jest uczucie?
Rozłączyła ramiona i ześlizgnęła się z kamienia, przeciągając się i masując pośladki. Usiadła ponownie, tym razem tuż obok mnie.
— Po prostu ją czuję, to wszystko — odpowiedziała. — A ty nie?
Pokręciłem głową.
— Nie. Albo jej nie mam, albo nie wiem, jak jej szukać i co powinienem odczuwać.
Wzruszyła ramionami.
— A szukałeś kiedyś?
Rozważyłem te słowa i zanotowałem je sobie w pamięci na przyszły użytek.
Próbowałem kontynuować rozmowę na ten temat, ale znudził on ją najwyraźniej i nie chciała dłużej o tych sprawach rozmawiać. A ja nie chciałem jej zmuszać. Udało mi się przecież w jakiś sposób z nią zaprzyjaźnić i nie miałem ochoty tego zaprzepaścić. Będą jeszcze inne wieczory.
Nagle uświadomiłem sobie, iż siedzi bardzo blisko mnie i równocześnie po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z powodu, dla którego mogłem być dla niej atrakcyjny i dla którego już wcześniej mnie zauważyła. Moja najbardziej widoczna, przerośnięta cecha fizyczna, stanowi zapewne nieodparty magnes dla kogoś, kim manipulowano tak jak nią. I po raz pierwszy, odkąd znalazłem się w tym ciele, zacząłem odczuwać podniecenie. Coś mnie jednak powstrzymywało. Była tak bardzo młoda i słowo „pionek” znaczyło dla niej tak wiele.
Kiedy lekka, przesycona flirtem rozmowa nie wywołała z mojej strony żadnej reakcji, wyprostowała się i popatrzyła na mnie dziwnie.
— Nie należysz chyba do tych co kochają się z mężczyznami? — spytała autentycznie zdziwiona.
Roześmiałem się.
— Nie, nic z tych rzeczy — odpowiadałem ostrożnie. — Ja… cóż, po prostu tam, skąd przychodzę, ktoś w moim wieku nie czuje się zbyt swobodnie z kimś w twoim wieku. — Mógłbym mieć córkę w twoim wieku, dodałem w duchu.
Popatrzyła na mnie z obrzydzeniem.
— Tak też sobie myślałam — powiedziała, wydymając wargi. — Nie wiem, po co te mecyje. Tak jakbym nigdy tego nie robiła. Często to robię, odkąd dojrzałam. Pan Tang mówi, że tak właśnie należy. — Wstała, wyraźnie zirytowana. — Pójdę chyba do nadzorcy. Jemu nic nie przeszkadza.
Westchnąłem. Trudno mi było zaakceptować takie połączenie kobiety z dzieckiem, a co dopiero mówić o jego wykorzystaniu. Jednocześnie byłem rozdarty pomiędzy pragnieniem, by jej sobie przypadkiem nie zrazić, a psychicznym reagowaniem na nią jak na dziecko. To tak jak gdyby godna pożądania nieletnia powiedziała: — Jeśli się nie będziesz ze mną kochał, to wstrzymam oddech na tak długo, aż zsinieję! — Kontrast pomiędzy chętną i zmysłową kobietą a małym dzieckiem był czymś, z czym trudno mi było sobie poradzić, szczególnie iż miałem świadomość, że jej chciwa seksualność została zaprogramowana przez zimnych, obojętnych mężczyzn, którzy widzieli w niej jedynie pewien rodzaj udomowionego zwierzątka. Wydawało mi się, do diabła, iż byłoby coś kazirodczego w wykorzystaniu takiej sytuacji.
Wolę uważać, iż powodem, dla którego uległem jednak owej nocy, była obawa, by jej sobie nie zrazić i tym samym nie utracić możliwości uzyskania dalszych informacji na interesujący mnie temat.
Ciało, w jakie mnie wyposażono, posiadało naturalnie spore potencjalne możliwości. Krega powiedział, że sprawdzili ich mnóstwo, nim „odcisk się przyjął”, tak że był to zupełny przypadek, iż wylądowałem w tym właśnie a nie innym — okazało się ono jednak dla mnie prawdziwym atutem. Jego prymitywna, pierwotna natura dała mi dużą masę i wielką siłę, a pewne przerośnięte organy uczyniły mnie atrakcyjnym dla Ti. Przez następne dni przebywała ze mną, lub w pobliżu mnie, przynajmniej wieczorami. Wydawało się, iż zdałem jakiś egzamin dzięki samym rozmiarom, przynajmniej w jej umyśle, a inni mężczyźni wokół nie sprostali jej wymaganiom. Co więcej, playboy, jakim ja kiedyś byłem, zna się na wszelkich odmianach tej sztuki, a różnorodność była tym, czego brakowało na Lilith.