Fotel uległ gwałtownej dekompozycji, ale nie rozpadł się na kawałki. Rozpadały się stare układy, powstawały nowe, układy tworzone instynktownie przez istoty w jego wnętrzu. Wyglądało to tak, jak gdyby fotel zamienił się w pył, a ten zawirował i jego małe cząsteczki połączyły się, tworząc nową serię kształtów, w dziwny sposób właściwych.
Tam, gdzie przedtem stał fotel, znajdowały się teraz łodygi siedmiu roślin matecznych, z których wycięto trzciny na budowę fotela. Rośliny żyły i ciągnęły z kamiennej podłogi potrzebne im substancje odżywcze.
— A teraz — wyszeptała Vola, najwyraźniej pod wrażeniem tego, co obserwowała — złóż z tego na powrót fotel.
To mnie przystopowało. Do diabła, przecież ten układ jest niewiarygodnie złożony. Mogę go naturalnie rozbić, ale przywrócić do stanu pierwotnego to zupełnie inna sprawa.
Zepsuła mi całą radość, pomyślałem kwaśno. A miałem tyle uciechy i czułem się jak bóg.
— Lekcja następna — powiedziała. — Moc bez wiedzy i umiejętności jest zawsze destrukcyjna. Bez trudu można coś rozbić, ale trzeba wiele się uczyć, by budować, a nie niszczyć.
— Ale jak? — zawołałem pełen frustracji. — Skąd mam wiedzieć, jak budować, jak tworzyć?
Roześmiała się.
— A czy potrafiłbyś zrobić taki fotel? Czy potrafiłbyś wziąć siekierę, ściąć łodygi odpowiedniej długości i połączyć to wszystko razem, by stworzyć taki właśnie przedmiot?
Zastanowiłem się nad tym. Potrafiłbym?
— Nie — zmuszony byłem odpowiedzieć. — Nie jestem stolarzem.
— Na Lilith jest podobnie pod tym względem jak gdzie indziej — powiedziała. — Właściwe użycie mocy w jakiejś konkretnej dziedzinie jest rzeczą ważną, ale wymaga zapamiętania odpowiednich układów i praktyki. Posiadamy tu jednak pewien atut, którego brak jest tym, którzy mocą nie dysponują — kontynuowała, a ja zauważyłem, że podeszła do drzwi, wyszła na chwilę i wróciła z identycznym fotelem, który ustawiła w rogu pomieszczenia obok roślinnych łodyg. — Popatrz na ten fotel — rozkazała. — Utwórz z nim jedność. Poznaj jego układy.
Uczyniłem, co mi kazała, i okazało się to o wiele łatwiejsze niż poprzednim razem, szczególnie, że już wiedziałem, czego szukać.
— A teraz, uważając ten fotel za model, złóż tamten — poleciła mi.
Zmarszczyłem brwi. Najpierw ściągnięto mnie z wyżyn boskości, a teraz kazano mi wznieść się tam ponownie.
— Czy to w ogóle możliwe? — wydusiłem z trudem.
— Owszem, jeśli dysponuje się odpowiednią mocą — odrzekła. — Nadzorcy potrafią zniszczyć, a także, w ograniczonym stopniu, stabilizować przedmioty, które sami wykonają. Ty już wykazałeś się mocą nadzorcy. Jednak nadzorca, podobnie jak pionek, musi zbudować każdy przedmiot w sensie fizycznym. Pan potrafi znacznie więcej. Może on wziąć elementy składowe, z których coś jest zbudowane i ułożyć je zgodnie ze swoim życzeniem. Czy jesteś panem, Tremon? Czy potrafisz nim być?
Zdawałem sobie sprawę z tego, iż naciska na mnie i wahałem się. Podejrzewałem, że to nie wchodzi już w zakres tej lekcji i tego, co mieliśmy udowodnić. Czyżbym dokonał tego, przed czym ostrzegał mnie Artur — czyżbym zrobił to, czego ode mnie oczekiwano, zbyt dobrze i bez niezbędnego wysiłku? Czy powinienem podjąć tę próbę, której żądała?
Do diabła z tym wszystkim, powiedziałem sobie. Zobaczmy z jakiego materiału jestem zbudowany i sprawdźmy czy komputer, który zdecydował, iż jestem najbardziej odpowiednią osobą do wykonania tego zadania, wiedział, co robi. Jeśli tkwił we mnie potencjał na pana, a lepiej żeby tak właśnie było, chciałbym się o tym przekonać. Zbyt dużo czasu straciłem w błocie i szlamie, czekając na odpowiedni moment, i teraz brakowało mi już cierpliwości.
Ponownie wpatrzyłem się w fotel, przejrzałem jego układy i to, co go trzymało i wiązało. Potem popatrzyłem na dziwne rośliny, rosnące tam, gdzie przedtem stał pierwszy fotel i połączyłem się z organizmami Wardena w ich wnętrzu, próbując nie tracić jednocześnie kontaktu, wspólnoty, z fotelem. Była to trudna, kuglarska sztuczka, bowiem struktura molekularna obydwu była taka sama, a nie należało ich mylić.
Rozkazałem organizmom Wardena w roślinach, by się ponownie rozłączyły, by rozwiązały obecny roślinny układ. Mając je na psychicznym, by tak rzec, oku, całą uwagę skoncentrowałem na fotelu, na jego układach, na sposobie, w jaki były połączone i powiązane.
Popełniłem wiele falstartów i wiele pomyłek; w pewnym momencie o mało nie spowodowałem rozpadnięcia się fotela, zamiast połączenia i przemiany roślin. Nie wiem, jak długo to trwało, ale wreszcie odniosłem sukces. Dwa fotele stały obok siebie jak dwa bliźniaki pochodzące z masowej produkcji jakiejś kontrolowanej przez komputery fabryki. Mokry byłem od potu, w głowie mi huczało, ale dokonałem tego. Całkowicie wycieńczony osunąłem się na podłogę, łapczywie chwytając powietrze w płuca. Vola jednakże była bardziej niż zadowolona.
— Myślałem, że nie dam rady — przyznałem, oddychając tak ciężko, jak gdybym podnosił głazy.
— Zaiste jesteś silny, Calu Tremonie — odrzekła. — Bardzo silny. Wielu spośród moich byłych więźniów zostało panami, ale jedynie czterech wykonało to ćwiczenie po jednorazowej dawce. Większość nigdy nie była w stanie go wykonać i ci pozostali nadzorcami. Wielu, jak Kronlon, nie potrafiło nawet rozłożyć tego fotela, nie zabijając znajdujących się w jego wnętrzu organizmów. Inni potrafią to uczynić, ale nie więcej. Bardzo niewielu potrafi dokonać ponownego złożenia, a jedynie czterech — teraz już pięciu — uczyniło to podczas pierwszej próby. Będzie ci szło coraz łatwiej, choć trzeba powiedzieć, iż układy w takim fotelu są stosunkowo proste w porównaniu z innymi obiektami.
— Ta czwórka — naciskałem, mimo iż byłem kompletnie wykończony. — Czy to ktoś, kogo znam?
Wzruszyła ramionami.
— Jeden z nich to mój bratanek, boss Tiel — odpowiedziała. — A także dr Pohn i pan Artur. I Marek Kreegan.
Poderwałem głowę do góry.
— Co? Uczyłaś go?
Skinęła głową.
— Naturalnie. To było dawno temu. Byłam wtedy młodziutka, nie miałam więcej niż szesnaście czy siedemnaście lat, ale byłam tutaj, jak zresztą zawsze. Należy bowiem do tych niewielu tubylców posiadających znaczną moc.
Ta sprawa była bez wątpienia interesująca, ale informacja dotycząca Marka Kreegana interesowała mnie jeszcze bardziej. Wyjaśniało to bowiem, dlaczego powracał tutaj od czasu do czasu i dlaczego zgodził się, by przyjęcie na jego cześć odbyło się właśnie w tym miejscu. Kilkadziesiąt lat temu Kreegan również wylądował tutaj, w dziedzinie Zeis, pracował na tych samych polach, został przyprowadzony do zamku — o ile zamek już istniał — i był szkolony przez młodziutką Volę. Zbyt wiele tu się działo, by miało to być jedynie przypadkiem. Naturalnie, zaaranżowała to Konfederacja. Wybrała człowieka najbardziej odpowiadającego charakterystyce Kreegana jako agenta i wysłała go w te same miejsca, w te same warunki. Widziałem teraz jasno ich sposób rozumowania i muszę przyznać, iż nie mogłem odmówić mu logiki.
— Założę się, że ty zrobiłaś fotel za pierwszym razem — powiedziałem.
Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie.
— Powiedz mi o Kreeganie — nalegałem. — Jaki on jest?
Wstała, cofnęła się dwa kroki i przyglądała mi się przez chwilę badawczo.
— Podobny do ciebie, Calu Tremonie. Bardzo podobny do ciebie.