Moją przewagą było zaskoczenie. Nie byli przecież telepatami, ani nie dysponowali specjalnym zmysłem, który by im zdradził moją obecność. A świadomość posiadania mocy i pewność, iż ja jej nie posiadam spowodowała, że byli bardzo pewni siebie.
Miałem kilka różnych planów na przyciągnięcie ich bliżej siebie, ale nagle przyszło mi do głowy, iż najlepiej byłoby odciągnąć ich uwagę przy pomocy Ti — jeśli naturalnie potrafię kontrolować jej zachowanie, tak jak to czynił Pohn. Musiałem to sprawdzić. Położyłem ją na zimnym kamieniu na tyle daleko od wyjścia, żeby nie usłyszano mego głosu.
— Ti, otwórz oczy — rozkazałem cicho.
Powieki jej zadrgały, po czym się uniosły. Odetchnąłem z ulgą, dochodząc do wniosku, iż nie będzie to tak trudne, jak sądziłem, choć niewątpliwie ryzykowne.
— Ti, podnieś się i stań twarzą do mnie.
Zrobiła, jak jej kazałem, a ja poczułem się troszkę lepiej, choć nie wiedziałem, ile poleceń kolejno będzie skłonna wykonać.
— Ti, powiedz cichutko „cześć”.
— Cześć — powiedziała bezbarwnym, pozbawionym życia głosem, od którego przebiegł mnie lekki dreszcz.
Cóż, należało teraz sprawdzić, jak skomplikowane mogą być te polecenia.
— Ti, chcę żebyś zrobiła dwa kroki do przodu, zatrzymała się, odwróciła, uniosła prawe ramię i powiedziała „chodź tutaj”. Polecenia te były na tyle różne od siebie, że dostarczyłyby mi żądanej informacji.
Przez krótki moment stała nieruchomo, po czym wykonała wszystkie polecenia bez najmniejszego błędu i we właściwej kolejności. Obserwowanie jej w trakcie tych czynności dostarczyło mi pewnego rodzaju dreszczyku erotycznego. Było to bowiem coś na kształt urzeczywistnienia najwyższej męskiej fantazji — tyle że na pograniczu nekrofilii.
Pozostało mi jedynie sprawdzenie, czy jest to podobne do hipnotyzmu i czy działanie może być opóźnione.
Wydałem jej kilka drobnych poleceń, po czym powiedziałem, by ich nie wykonywała, o ile nie wypowiem słowa „ucieczka”. Potem je wypowiedziałem, a ona postąpiła zgodnie z instrukcją. Powtórzyłem to ćwiczenie kilkakrotnie, aż byłem w pełni usatysfakcjonowany.
Celowo wybrałem właśnie to wyjście, ponieważ tuż przy nim znajdował się sporych rozmiarów głaz. Czułem, że potrafię wykorzystać wszystkie te elementy i doszedłem do wniosku, że mimo wszystko wzięcie ze sobą Ti nie było takim głupim pomysłem.
— Słuchaj uważnie, Ti — powiedziałem. — Zapomnij o wszystkich poprzednich poleceniach. Kiedy usłyszysz, że wymawiam słowo „pułapka”, wykonasz co następuje…
Na zewnątrz groty, do której dochodził korytarz służbowy, panowały ciemności. Dwoje strażników, młody mężczyzna i starsza kobieta, oboje w czarnych pelerynach, spodniach i butach, stanowiących umundurowanie a miii Artura, wyglądało na bardzo znudzonych. Pełnili wartę już od kilku godzin i wyczerpali tematy do rozmów, ale obawiali się zająć czymś innym, bo w każdej chwili ktoś mógł znaleźć się w pobliżu, lub, co gorsza, pan Artur mógł przeprowadzić nagłą inspekcję i stwierdzić, iż robią coś, co nie należy do służby wojskowej.
Niemniej siedzieli na ziemi zrelaksowani jak ktoś, kto jest pewien, że zwierzyna już dawno umknęła i nic się nie może wydarzyć. Dlatego też byli tak zaskoczeni, kiedy usłyszeli, że ktoś się wynurza z tunelu. Oboje zerwali się na równe nogi, odwrócili i zaczęli się zbliżać z pełną napięcia ciekawością.
— To… to dziewczyna — powiedziała zaskoczona strażniczka.
Jej towarzysz skinął głową i zawołał:
— Kim jesteś? Co tu robisz? — Głos miał pewny; przekonany był, iż bez trudu sprosta ewentualnemu wyzwaniu.
Drobna postać drgnęła, po czym zniknęła za dużym głazem przy wejściu do groty.
— Co to za dziecinne sztuczki? — mruknął mężczyzna, wyraźnie zirytowany.
Kobieta nie dała się zwieść tak łatwo.
— Uspokój się. To może być jakaś pułapka. Nie zapominaj, że ktoś mu poradził, żeby uciekł. Dajmy jej lepiej maleńki wstrząs.
— Och, jesteś trochę za nerwowa — marudził mężczyzna, ale był na tyle niepewny, że nie podszedł bliżej.
— No, to wystarczy. Powinno ją urządzić na jakiś czas — powiedziała kobieta z przekonaniem w głosie.
— Nie słyszę jej jęku — odrzekł mężczyzna, sam teraz nerwowy. — Na pewno ją dopadłaś?
— Na pewno — uspokajała go. — Chodź. Ktoś o tak drobnej posturze prawdopodobnie stracił przytomność.
Podeszli bardzo ostrożnie, obeszli głaz i zobaczyli dziewczynę, najwyraźniej nieprzytomną, sztywną, opartą o skałę.
— O rety, Marl, coś ty jej zrobiła — spytał mężczyzna. — Wygląda na martwą.
Zbliżyli się do nieruchomej postaci opartej o skalę, już bez uprzedniej ostrożności. Kiedy ich głowy znalazły się w odległości kilku cali od siebie, wyskoczyłem z głośnym okrzykiem z drugiej strony głazu i nim którekolwiek zdążyło się otrząsnąć z paraliżu wywołanego zaskoczeniem, zderzyłem ich głowy o siebie z całą siłą, obalając ich równocześnie na ziemię rozpędem i energią samego skoku.
Nic miałem okazji robić czegoś takiego od czasu ćwiczeń z, androidami, ale teraz przekonałem się, że to jednak działa. Najważniejsze jest wyczucie czasu, pomyślałem sobie zadowolony z akcji. Wyczucie czasu i troszkę wiadomości na temat słabych punktów ludzkiej psychiki.
Mężczyzna nie żył. Kobieta chyba jeszcze żyła, ale z głowy ciekła jej krew. Szybko i po cichu skręciłem jej kark, po czym zawlokłem obojga do groty i ukryłem tak, jak mogłem. Nie życzyłem sobie teraz żadnych alarmów, a niepewność związana z ich zniknięciem i tak wywoła przecież alarm w niewłaściwych miejscach.
Artur, który był odpowiedzialny za bezpieczeństwo zamku, nie może przecież wiedzieć, czy ta dwójka została zaskoczona przez kogoś wychodzącego z zamku, czy do niego wchodzącego. Liczyłem właśnie na to. Brałem też pod uwagę, że nikt nie podejrzewałby, iż którykolwiek z pionków potrafi zneutralizować i zabić, za pomocą siły fizycznej, dwoje wyszkolonych nadzorców.
Zastanawiałem się przez chwilę, dlaczego, u diabła, nie zrobiłem tego samego z Kronlonem już dawno temu. Ten przeklęty świat zniszczył mą pewność siebie; dopiero w tej chwili poczułem się na powrót sobą.
By oszczędzić czas, zarzuciłem sobie Ti na ramię i ruszyłem w dół, w kierunku znajdującej się poniżej doliny.
Dopiero teraz po raz pierwszy przydała mi się mapa, którą wywiad zapisał w moim mózgu. Dzikie pustkowie, nie podlegające władzy żadnego z rycerzy ani żadnej innej administracji — dżungla, lasy, góry i moczary — tworzyło tereny niczyje pomiędzy poszczególnymi dziedzinami.
W samej dziedzinie Zeis nietrudno było poruszać się w ciemnościach. Wieśniacy przygotowywali się do snu, lub odpoczywali po wieczornym posiłku; na polach i pastwiskach nie było więc nikogo z wyjątkiem pasterzy, a tych można było dość łatwo ominąć. Zeis zajmowała dolinę w kształcie miski, której jeden bok opierał się o bagniste i niezdrowe jezioro. Jezioro to wykluczyłem jako drogę ucieczki; nie miałem najmniejszej ochoty żeglować po nieznanych wodach w ciągu dnia, a cóż dopiero w ciemności. Któż mógł to wiedzieć, jakie trudności, jakie groźne stworzenia tam się kryły? Oznaczało to wędrówkę przez góry, które były prawic tak samo groźne jak jezioro. Nagi, pozbawiony wszelkich narzędzi i obciążony Ti, zmuszony będę ograniczyć się do utartych szlaków, a te prawdopodobnie pilnowane były przez chłopców Artura.