Przez jakiś czas szliśmy, tracąc z oczu i wózek, i drogę i wszystko, co było w jakimś stopniu nam znane i bliskie. Byliśmy, prawdę mówiąc, więźniami zależnymi od kaprysu królowej. Miałem nadzieję, że Bronz nie myli się, jeśli o nią chodzi, a jednocześnie pamiętałem jego znak krzyża i modlitwę. Jak dotąd była to jedyna istota, której ojciec Bronz się lękał.
Maszerowaliśmy dość długo — nie potrafię określić dokładnie, bowiem wyjątkowo wydłużone dni i noce Lilith całkowicie rozstroiły moje wyczucie czasu. W końcu dotarliśmy jednak do obozowiska naszej przewodniczki, enklawy pośród dżungli różnej od wszystkich dziedzin na tej planecie. Domy nie były wykonane z bunti, ale z solidnego drewna i przypominających bambus trzcin, a ich dachy ze słomianej strzechy. Układ domów był trochę zaskakujący: trzynaście z nich ustawionych było dookoła polany, w środku której znajdował się dół, palenisko i jakiś kamienny kopiec. Mieszkańcy wioski prowadzili nocny tryb życia; kiedy do niej weszliśmy panował tam ożywiony ruch i zauważyłem, że mieszkańców — a właściwie mieszkanek, bowiem były to same kobiety — było więcej, niż się spodziewałem — około sześćdziesięciu, a może nawet i jeszcze więcej. Brak mężczyzn wzmógł jedynie moją nerwowość.
Wózek dotarł tutaj przed nami, jakąś inną trasą. Kobiety zajmujące się swoimi sprawami przy migotliwym świetle centralnego ogniska i kilku latami z tykwy, napełnionych łatwopalnym sokiem, nie zwróciły na nas szczególnej uwagi. Kilka z nich spojrzało na nas bez większego zainteresowania, i to wszystko. Zauważyłem, iż większość kobiet była naga i niczym nie przystrojona, co oznaczało zapewne ich przynależność do pionków. Najwyraźniej, wszystkie liczące się członkinie plemienia, na poziomie nadzorcy i wyższym, wyszły nam na spotkanie, co świadczyło o tym, iż były pewne bezpieczeństwa wioski, natomiast nie miały zbytniego zaufania do nas.
Przywódczyni zawołała coś do kilku kobiet, a te przekazywały jej polecenia. Doszliśmy z ojcem Bronzem do wniosku, że nie jesteśmy w tej chwili nikomu potrzebni, stanęliśmy więc na uboczu, obserwując co się będzie działo.
W centralnym punkcie wioski, w pobliżu ogniska, odsłonię — to duży kamienny blok, w którym znajdowało się coś na kształt wykutej niszy. Wyglądał on jak skrzyżowanie poidła dla ptactwa z kamiennym stołem wprost z gabinetu osobliwości doktora Pohna. Podsycono ogień i przyniesiono Ti, umieszczając jej bezwładne ciało w niszy kamiennego bloku. Dwanaście kobiet, z których dziesięć było niewątpliwie pionkami, utworzyło krąg wokół nieprzytomnej dziewczyny, zasłaniając ją prawie całkowicie przed naszym wzrokiem.
Zwróciłem się do Bronza i spytałem:
— Co się tu, u diabła, dzieje?
— To właśnie, co u diabłów, czyli piekło — westchnął. — Zamierzają wydobyć Ti ze stanu, w jakim się znajduje, a ponieważ są satanistkami ubiorą to w formę religijnej ceremonii. Trudno ci znieść coś takiego, ale kobiety te nie są złe, a jedynie błądzą, ja zaś jestem pragmatykiem. Sumiko jest jedyną osobą, jaką znam, która posiada tak wielką moc i nieco wiedzy medycznej, a która nie jest nam wroga i znajduje się względnie blisko, by móc nam przyjść z pomocą.
Wzruszyłem ramionami. Satanizm i katolicyzm były mi jednakowo obojętne jako pozostałości starożytnych przesądów i struktur władzy zupełnie nieaktualnych w czasach współczesnych. Niemniej powiedziałem sobie, jeśli ten bełkot pozwoli im na lepszą koncentrację i skupienie mocy w celu przyjścia z pomocą Ti, niechże i tak będzie.
Dwanaście kobiet rozpoczęło śpiewy. Nie mogłem zrozumieć słów. Jeśli w ogóle były tam jakieś słowa, to w języku, którego nie znałem.
Śpiewały jakiś czas, aż zaczęło mnie to trochę nudzić, i kiedy zdecydowałem się już przyjąć wygodniejszą pozycję i rozluźnić się nieco, z jednej z chat wyszła Sumiko O’Higgins. Wyglądała imponująco w czarnych szatach, czarnej pelerynie i z wiszącym na jej piersi, na naszyjniku z winorośli, rzeźbionym, zaczepionym odwrotnie krzyżem.
Kiedy zbliżyła się do kręgu śpiewających kobiet, ogień, który prawie już wygasł, wystrzelił ponownie w górę — sam z siebie, co mnie wielce zaskoczyło. Efekt był niesamowity, tym bardziej że wiedziałem, iż organizmy Wardena ginęły w ogniu jak wszystko, co żywe, a więc nie mogła to być żadna sztuczka związana z mocą Wardena.
O’Higgins zamknęła krąg swoją osobą i przyłączyła się do chóru, po czym zamknęła oczy i wyciągnęła ramiona ku niebu, sprawiając przy tym wrażenie, jak gdyby znajdowała się w transie. Śpiew ucichł nagle i słychać było jedynie głosy wszechobecnych owadów Lilith. Nie słyszałem nawet oddechów.
— O Szatanie, panie ciemności, wysłuchaj naszej modlitwy! — zaintonowała.
— Zbierzcie się, ciemności! — odpowiedziały jej pozostałe kobiety.
— O wielki, który zwalczasz totalitaryzm kościoła i rządu, wspomóż nas i wysłuchaj naszych próśb!
— Wysłuchaj naszych próśb — powtórzyły pozostałe.
Otworzyła oczy, opuściła powoli ramiona i położyła dłonie na nieruchomej głowie Ti.
— Daj nam moc uleczenia tej dziewczyny — modliła się, po czym ponownie zamknęła oczy i ciągle dotykając głowy Ti, pogrążyła się w transie.
Trudno mi było powiedzieć, czy był to rzeczywiście trans, czy pozorowała jedynie ten stan. Zaczynałem odczuwać pewne wątpliwości w związku z tą ceremonią, ale tak przecież nie miałem innego wyboru. Spojrzałem na ojca Bronza i zobaczyłem, iż przygląda się on temu, co się dzieje, kręcąc ze smutkiem głową.
Kobiety znajdujące się na polanie znieruchomiały, a ja doszedłem do wniosku, iż niezależnie od ich przedziwnych wierzeń, O’Higgins, a może i kilka innych kobiet, w tej chwili sonduje, analizuje lub nawet naprawia ciało Ti.
Nagle królowa czarownic cofnęła się i ponownie uniosła w górę ramiona.
— O szatanie, książę ciemności, prawowity królu wszechświata, składamy ci dzięki! — niemal wykrzyczała, a słowa jej zostały powtórzone przez resztę obecnych.
Ogień wystrzelił ponownie oślepiającym blaskiem, po czym przygasł prawie zupełnie, powodując takie odczucie, jak gdyby zbliżyła się do nas materialna ciemność, która ogarnęła nas wszystkich i tę wioskę. Poczułem chłód, mimo upału i wilgotności. Byłem w stanie zrozumieć teraz, dlaczego tego rodzaju sprawy mogą przyciągać zwolenników.
— Z jasności w ciemność, a z czarnej wiedzy ostateczne zwycięstwo — zaintonowała i nastąpiła nagła przerwa, jakby na dany przez kogoś sygnał. Trzynaście kobiet stało na chwiejących się nogach, jak gdyby wykonały jakąś ciężką fizyczną pracę.
O’Higgins odzyskała błyskawicznie siły, podeszła do nieruchomej postaci Ti i ponownie położyła dłonie na jej głowie. Skinęła głową i poleciła zanieść Ti do jednej z chat. Kiedy wykonywano jej rozkazy, odwróciła się i podeszła do nas.
— Cóż, Bronz, twoja strona nie była w stanie nic uczynić — zauważyła.
Bronz wzruszył ramionami.
— Zrobiłaś wszystko, co konieczne?
— Naprawiłam, co mogłam — przyznała — ale jak ci już przedtem powiedziałam, ten cholerny rzeźnik jest sprytny i sprawny. Będzie się teraz czuła dobrze, a właściwie nawet lepiej niż dobrze, chociaż musiałam ominąć wicie z węzłów zadzierzgniętych przez Pohna i stworzyć drogi alternatywne, które mogą nie wytrzymać obciążenia. Będzie bardzo pobudzona; będzie się jej wydawać, że może góry przenosić, podczas gdy w rzeczywistości będzie bardzo słaba i potrzebne jej będą ćwiczenia i regularne posiłki, a i tak obawiam się, iż nasza pomoc nie jest ostateczna.
— Chcesz przez to powiedzieć, że powróci do poprzedniego stanu?