Nawet w tej mojej małej próbce statystycznej, kobiety miały liczbową przewagę nad mężczyznami. Możliwe, że perwersja nie była jedynym powodem, dla którego w swoich eksperymentach Pohn ograniczał się do dziewcząt.
Rozejrzałem się ponownie wokół, patrząc na te… czarownice. Odrzućmy tę całą religijną i kultową otoczkę, tę etykietkę „dzikich” i całą resztę, i spójrzmy, co nam pozostanie. Ich przywódczyni posiadała mocy aż nadto — Bronz powiedział, że byłaby w klasie Kreegana, gdyby przeszła przeszkolenie, ale ja sam dobrze wiedziałem, iż taka moc, nawet nie szkolona, może być olbrzymia, jeśli ma podłoże emocjonalne, a nienawiść była w takich sprawach najlepszą z emocji. Sumiko O’Higgins nienawidziła dziedziny Zeis, choćby dla zasady — Zeis to między innymi Pohn, a Pohn skrzywdził Ti, kobietę.
A te inne… Choć większość z nich wyglądała na pionki, czy były nimi rzeczywiście? Było tu coś, czego nie dostrzegałem, chyba że szatan, książę ciemności, naprawdę maczał w tym wszystkim palce. Coś bowiem zapewniało bezpieczeństwo temu kuszącemu celowi dla wszystkich dziedzin, do tego stopnia, że O’Higgins ośmieliła się wybierając się na spotkanie z nami, zabrać ze sobą najpotężniejsze współtowarzyszki.
Zbliżał się świt, a ja stawałem się coraz bardziej nerwowy. O’Higgins i ojciec Bronz spędzili całą noc na przygotowywaniu jakichś planów — dziwna zaiste para — i w końcu ksiądz opuścił chatę i podszedł do mnie.
— Wyglądasz okropnie — powiedział.
— Sam nie wyglądasz zbyt rześko — odrzekłem ponuro. — Jak mogłeś sądzić, iż mógłbym się wyspać w takiej sytuacji?
Usiadł ociężale.
— Potrzebna mi mocna herbata, żeby się dobudzić — mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do mnie. — Coś wymyśliła. Muszę jej to przyznać. Nie wiem, czy to zadziała, ale jeśli tak, to będzie to prawie rewolucyjne rozwiązanie. Nie, ono jest rewolucyjne.
Gapiłem się na niego, nic nie rozumiejąc.
— Gadaj. O co tu chodzi?
— Pamiętasz naszą rozmowę na temat równowagi panującej na Lilith? Cóż, wygląda na to, iż posiada ona coś, co tę równowagę potrafi naruszyć, przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu.
— Co masz na myśli? — Zmarszczyłem brwi.
— Widzisz te niewiasty? Wszystkie są dziewicami, czy w to uwierzysz czy nie, przynajmniej jeśli chodzi o współżycie z mężczyznami. Wszystkie też wykazywały się silnym nie kontrolowanym talentem w okresie dojrzewania, choć większość z nich powracała w zasadzie do statusu pionków po kilku miesiącach.
— Nie wmówisz mi, że O’Higgins jest dziewicą — wtrąciłem.
— Trudno powiedzieć. — Zachichotał. — Wątpię, czy kiedykolwiek poszła do łóżka z mężczyzną, jeśli to miałeś na myśli, a to jedynie byłoby istotne w tej sytuacji. Być może jest coś w tej starej legendzie mówiącej, iż dziewice mają większą moc magiczną, w czysto biologicznym sensie, to znaczy w tym obowiązującym na Lilith. Być może nie doszło u nich do jakichś drobnych zmian chemicznych. Nie wiem. Tak przynajmniej sądzi Sumiko, która zebrała dość dużą grupę tych dzikusek. Możliwe, iż jest ona trochę szalona, ale na pewno nie jest głupia. Kiedyś sama była niezłym biochemikiem na Zewnątrz, więc nie lekceważ jej z powodu tych jej szalonych wierzeń. W każdym razie, kiedy ją zesłano na Lilith, bardzo krótko pozostawała pionkiem. Zbyt gorąca krew. Tak się kiedyś wściekła, że nie tylko usmażyła swojego nadzorcę, ale wymaszerowała z dziedziny, świecąc mocą Wardena jak jakieś ognie sztuczne, i zabijając każdego, kto wszedł jej w drogę.
— Bez katalizatora? — spytałem z niedowierzaniem.
— Bez. — Pokręcił głową. — Teraz już wiesz, co miałem na myśli. Przebywała jakiś czas na dzikich terenach, nim odkryła tę substancję. Była nie tylko biochemikiem, Cal… była również botanikiem. Zabrało jej to kilka miesięcy, ale wreszcie odkryła katalizator i wypracowała metodę jego destylacji. Jak tego dokonała bez instrumentów, bez narzędzi, bez laboratorium, a nawet bez tych urządzeń, które znajdują się w każdej dziedzinie, nie wiadomo… powiedziałbym, że odwagą i siłą woli. Cal, nie wiem, co ona uzyskała, ale nie jest to ta dobra, czysta substancja, z którą ty i ja mieliśmy do czynienia, nie jest więc zapewne równie skuteczna, ale bez wątpienia działa. Zebrała te wszystkie kobiety, kiedy były jeszcze bardzo młode, kierując się przy wyborze ich potencjalnym talentem… i, jak podejrzewam, ich seksualnymi preferencjami. Potrafi dobierać odpowiednie dawki tej substancji dla każdej z kobiet indywidualnie. Potrafi obudzić ich nie kontrolowaną moc. Wykorzystuje przy tym wierzenia kultowe i stosuje odpowiednią dyscyplinę, by je ukształtować i ukierunkować. — Westchnął. — Wiesz, za godzinę lub dwie, Artura może spotkać spora niespodzianka.
Myślałem o jego słowach i czerpałem z nich nadzieję, ale im dłużej o nich myślałem, tym bardziej uzmysławiałem sobie ich długoterminowe implikacje.
Pionki nie żyły w celibacie — Ti, na przykład, nigdy nie kwalifikowałaby się, by zostać czarownicą w tej grupie — ale jeśli O’Higgins rzeczywiście posiadała tę substancję, to oznaczało to, iż dysponuje czymś równym, przynajmniej w tutejszych warunkach, sile bomby wodorowej.
— Bronz, ile ona ma tutaj kobiet?
Odpoczywał i przez moment sądziłem, że śpi. Otworzył jednak jedno oko.
— Trzynaście razy trzynaście. A czego się spodziewałeś? Sto sześćdziesiąt dziewięć kobiet, pomyślałem sobie. Wszystkie dobrane przez kogoś, kto wiedział, co robi i czego chce. Wszystkie z oczywistym nie kontrolowanym talentem i z małym chemicznym dodatkiem, służącym do obudzenia ich ukrytej mocy; wszystkie wściekle lojalne w stosunku do swej przywódczyni i archetypu matki.
— To nie wariacki kult satanistyczny — powiedziałem na głos — to zalążek armii rewolucyjnej.
— Aż tyle czasu potrzebowałeś, żeby do tego dojść? — wymamrotał śpiący Bronz.
Fakty nie wyglądały uspokajająco. Naprawdę nie byłem pewien, czy podobałby mi się świat uformowany przez Sumiko O’Higgins, tak jak nie podobał mi się zresztą świat rządzony przez Marka Kreegana. Zastanawiałem się jakby od niechcenia, za jakież to przestępstwo zesłano tutaj tę królową czarownic. Za coś niezbyt przyjemnego, to pewne.
O świcie wszystkie czarownice wzięły udział w uroczystej ceremonii, podczas której, jak mogłem się zorientować, przeklinano słońce za to, że wzeszło i zepsuło piękną noc, a także proszono szatana o pomoc w nadchodzących zmaganiach. W centralnym miejscu polany, nad rozpalonym ogniskiem bulgotał i syczał olbrzymi kocioł z tykwy.
Po porannych „modłach” każda z kobiet podeszła do kotła i ze śpiewem na ustach piła jakiś gorący, śmierdzący płyn, Używając w tym celu prymitywnego czerpaka. Czułem się tak bezbronny przed czekającą nas walką, iż sam chętnie napiłbym się tego naparu, lecz Bronz był temu przeciwny.
— Sumiko powiada, że napój ten może mieć fatalny wpływ na system nerwowy — poinformował mnie. — Nie całkiem w to wierzę, ale jesteśmy tu tylko gośćmi. Trzymaj się na uboczu i obserwuj, co się będzie działo. Mają włócznie, zatrute strzałki, dmuchawy, łuki, strzały, a nawet kusze. Masz siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Gdybyś dał się zabić, wszystko to byłoby na próżno.
Chciałem dyskutować, ale jego argumenty były nie do obalenia. Poszedłem więc do chaty Ti, opuszczonej teraz przez stałe mieszkanki, i popatrzyłem na nią.
Jęknęła, obróciła się i otworzyła oczy.
— Cześć — wyszeptała słabiutkim głosem.
— Cześć — odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko. — Czy wiesz, gdzie jesteś?