Jęknęła ponownie i usiłowała usiąść, ale nie udało jej się to za pierwszym razem. Usiadła przy drugiej próbie.
— Mniej więcej — odpowiedziała. — To było… jak jakiś szalony sen. Spałam mocno i wiedziałam, że śpię, ale słyszałam i widziałam wszystko, co wokół mnie się działo, chociaż raczej przypominało to sen. — Zawahała się, zaskoczona i poważna zarazem. — Ale to była rzeczywistość, prawda, Cal? Wszystko? Ten obrzydliwy doktor, to okropne pomieszczenie, ty ratujący mnie, ojciec Bronz, czarownice — to naprawdę są czarownice, Cal?
— W pewnym sensie. — Skinąłem głową, — Przynajmniej one tak sądzą.
Wpatrywała się we mnie wzrokiem, jakim nikt przedtem na mnie nie patrzył.
— Mogłeś tak łatwo uciec, a jednak zabrałeś mnie ze sobą — wyszeptała cichutko, prawie do siebie samej. Jej głos załamał się trochę, kiedy powiedziała: — Och Cal, przytul mnie! Przytul mnie! Proszę!
Zbliżyłem się do niej i uścisnąłem lekko, ale ona przywarła do mnie z całych sił. W końcu westchnęła, a ja ujrzałem w jej oczach łzy.
— Kocham cię, Cal — niemal zatkała i przytuliła się do mnie ponownie.
Patrzyłem na nią, nie bardzo pojmując jej zachowanie i własną reakcję na nie.
— Ja… ja też cię kocham, moja malutka Ti — odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno, pełen zachwytu i zadziwienia, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, iż to, co mówię, choć tak niewiarygodne, jest prawdą.
Wioska opustoszała. Widziałem jedynie dymiące resztki ogniska i pusty kocioł. Ani znaku życia, chociaż wokół rozbrzmiewał nieustanny chór owadów.
I nagle ten chór zamilkł.
Było to niesamowite i niewiarygodne. Przez chwilę myślałem, że ogłuchłem, tak absolutną była ta cisza. Żadnego dźwięku, żadnego szmeru. Nawet wiatr ustał.
Równie nagle i niespodziewanie ze wszystkich stron nadbiegły bardzo głośne i przeszywające skrzeczenia i piski, a gwałtowny wicher uderzył w drzewa. Siedziałem w chacie, wiedząc iż niewiele mogę zdziałać, a jednocześnie zdecydowany byłem zobaczyć to, co zobaczyć się uda. Ti, choć unieruchomiona i bardzo osłabiona, również chciała obserwować walkę, a kiedy protestowałem przeciwko jej obecności w pobliżu drzwi, ona nie zgadzała się na to, bym ja się narażał. Poddałem się i prowadziliśmy obserwację oboje, zachowując jak najdalej posuniętą ostrożność.
Besile uniosły się lekko w powietrze z ukrycia znajdującego się w odległości zaledwie jakichś stu metrów od wioski czarownic. Chociaż nie mogłem widzieć tego co znajdowało się za mną, z ich rozmieszczenia domyśliłem się, że otaczają kręgiem całe to miejsce.
Podziwiałem niewiarygodną łatwość, z jaką wznosiły się te stworzenia i zawisały nieruchomo w powietrzu na wysokości mniej więcej dwudziestu metrów, tuż ponad szczytami drzew.
Jeden z nich wysunął się do przodu i poszybował w kierunku centrum wioski, po czym opuścił się na wysokość czterech czy pięciu metrów. Podziwiałem jego lekkie ruchy, kiedy moją uwagę przyciągnął jeździec kierujący besilem.
— Artur — usłyszałem szept Ti.
I rzeczywiście był to burgrabia dziedziny Zeis. Z jego postaci promieniowała lodowata moc, wyczuwalna prawie jak coś żywego.
— Wiedźmy! — zawołał grubym głosem. — Chcę mówić z waszą przywódczynią! Nie ma potrzeby prowadzić tu dzisiaj walki!
Nagle, ni stąd, ni zowąd, ukazała się przed nim Sumiko O’Higgins w pełnym stroju i z wszystkimi oznakami swej władzy. Nie miałem najmniejszego pojęcia, skąd się tam wzięła.
— Mów, zbrojny mężu! — odkrzyknęła. — Mów i idź precz! Nie masz tu żadnych praw i interesów!
Artur roześmiał się złowrogo, choć, jak zauważyłem, był nieco zaniepokojony jej nagłym pojawieniem i wyzywającym tonem.
— Prawa? Siła jest prawem, moja pani, o czym doskonale wiesz. Ty i twoja kolonia są tolerowane przez Wielkiego Księcia jedynie ze względu na usługi, jakie od czasu do czasu mu oddajecie, ale też tylko dlatego mógłbym was oszczędzić. Błądzisz, pani, mówiąc, że nie mam tutaj żadnych interesów. Nie kto inny jak sam lord Marek Kreegan polecił mi powrócić z Calem Tremonem, uciekinierem, który oddał się pod twoją opiekę. Przekaż go nam, a odejdziemy w pokoju. Wszystko pozostanie jak dawniej.
— Tylko Tremona? A dziewczyny nie chcecie? — spytała królowa czarownic, a ja doznałem nieprzyjemnego uczucia, że usiłuje dobić targu, z korzyścią dla siebie, ale na pewno nie dla mnie.
Artur ponownie się roześmiał.
— Zatrzymaj dziewczynę, jeśli chcesz — rzucił lekko. — Chętnie pomożemy w doprowadzeniu jej do pierwotnego stanu. Musimy jednak dostać Tremo na, i dostaniemy go.
— Nie podoba mi się twój ton, wojowniku — odparła O’Higgins. — Jesteś tak przyzwyczajony do władzy absolutnej, że twoja arogancja stanie się twoją zgubą. Nie żyjemy tutaj dzięki tolerancji Wielkiego Księcia Kobe czy kogokolwiek innego. Marek Kreegan jest twoim panem, moim zaś jest szatan Malkrieg, książę ciemności, król piekieł, nikt inny.
Jej przeciwnik zignorował cały ten komentarz, a ja usłyszałem, jak Ti wyszeptała cichutko:
— Brawo, czarowniczko! Przemów mu dobrze do słuchu! Wyglądając groźnie i wspaniale na swoim czarnym rumaku.
Artur odpowiedział:
— Rozumiem, że nie oddasz uciekiniera po dobroci?
— Nie darzę go szczególną sympatią — odpowiedziała czarownica — ale mam jej jeszcze mniej dla ciebie i twoich panów. Jeśli zaatakujesz, zostaniesz całkowicie zniszczony. Wybór należy do ciebie.
Artur patrzył na nią gniewnie przez krótką chwilę, po czym niewidocznym niemal dotknięciem stopy skierował besila na powrót do czekającej formacji. Sumiko O’Higgins pozostała na miejscu i chociaż podziwiałem jej odwagę, uważałem, że biorąc wszystko pod uwagę, nie postępuje ona zbyt mądrze.
Nagle, w równie tajemniczy sposób w jaki pojawiła się przedtem Sumiko, wszystkie czarownice znalazły się na miejscu, ustawione w krąg na obwodzie wioski i zwrócone ku napastnikom. Nie widziałem u nich żadnej broni.
Na znak Artura po dwa besile z obydwu jego boków poszybowały naprzód, a ich jeźdźcy wycelowali groźnie wyglądające kusze, przypominające małe działka, zamontowane na siodłach przed nimi. Wszyscy czterej mierzyli wprost w Sumiko, a zbliżywszy się wystrzelili równocześnie i strzały wyleciały z ogromną siłą w kierunku stojącej poniżej, ubranej na czarno, postaci.
Z piersi wyrwał mi się krzyk, ale w tym samym momencie Sumiko wykonała delikatny ruch ręką i wszystkie cztery strzały wylądowały na ziemi wokół niej. W tym momencie, co trzecia czy też co czwarta kobieta z tego długiego, ludzkiego kręgu, odwróciła się do jego wnętrza, a O’Higgins wskazała im czterech jeźdźców.
To, co potem nastąpiło, było wręcz niewiarygodne. Mężczyźni, choć przymocowani do swych rumaków grubymi, mocnymi pasami, wyrwani zostali z siodeł, jakby wyciągnęła ich stamtąd jakaś gigantyczna dłoń, i rzuceni na ziemię z siłą na pewno większą niż siła grawitacji. Żaden się nie poruszał.
Artur ryknął z gniewu, a jego żołnierze zbliżyli się i swą straszliwą broń — włócznie, strzały i różnego rodzaju pociski — skierowali bezpośrednio w krąg utworzony przez kobiety. Grad śmiercionośnych pocisków runął na czarownice.
Wszystkie były niecelne.
Sumiko wykonała następny gest, rysując obiema dłońmi jakiś symbol w powietrzu. Besile zawyły, a kilka z nich spadło na ziemię jak kamienie, przygniatając swymi ciałami jeźdźców.
Zaczynałem pojmować, że ta kobieta rzeczywiście dysponuje czymś bardzo konkretnym.
Artur nie zmienił stanowiska, lecz nakazał swemu oddziałowi przegrupowanie. Przyszło mu do głowy, tak jak i mnie, że należy przerwać ten krąg ludzkich ciał i reorganizował swe siły, by dostosować się do sytuacji.