Выбрать главу

A jeśli rzeczywiście był tym, za kogo się podawał, jakie były jego motywy? Nieugięty obrońca systemu panującego na Lilith jednocześnie korzystał z pomocy czarownic stanowiących największe dla tego systemu zagrożenie po to, by dać władzę człowiekowi, który tego systemu nienawidził, to znaczy mnie.

Popatrzyłem na twarze osób żywo teraz dyskutujących na temat nadchodzącej kampanii. Nie zwracałem większej uwagi na ich słowa, ponieważ, jak na ironię, byłem tutaj najmniej ważny pod względem wpływu, jaki mógłbym mieć na wynik wojny, choć naturalnie wiedziałem, iż walczyć będę. O’Higgins, psychopatka klasy władcy, z możliwościami wzmacniania, łączenia i nadawania kierunku mocy Wardena. Rognival, która chciała zemsty za uprzednią stratę i odzyskania własnego terytorium. Bronz…

Kiedyś, myśląc o nim, użyłem terminu makiaweliczny. O ile dobrze pamiętam z czasów, kiedy studiowałem, ten nieprzeciętny, starożytny myśliciel nigdy sam nie był przywódcą, lecz jedynie doradcą — doradcą, który był rzeczywistym władcą, podczas gdy jego książę ponosił całą odpowiedzialność i wykonywał całą brudną robotę. Czyżbym ja sam był kandydatem na takiego księcia? A może wszyscy troje mieściliśmy się w tej kategorii? Czyżby chciał on dzięki swej wielkiej cierpliwości i diabolicznej inteligencji zrealizować marzenie o kontroli nad całym sektorem, w sposób pośredni poprzez swoich władców, a potem, wykorzystując odkrycia O’Higgins, zdobyć kontrolę nad całą planetą? W jaki sposób miałby mu w tym przeszkodzić Marek Kreegan, który uderzałby raczej w książąt, a nie w jakiegoś wędrownego księdza i doradcę.

Był to dobry plan, być może nawet błyskotliwy i genialny. Przyrzekłem sobie, że jeśli przeżyję, nie stanę się pionkiem w jego grze.

Naradę zakończono w świetnych nastrojach, bowiem udało się uzgodnić plan, który, przynajmniej teoretycznie, był doskonały. Zobaczymy, jak się sprawdzi w praktyce, kiedy staną naprzeciw siebie konkretni ludzie.

Wróciłem do chaty, w której wraz z Ti spędziliśmy całe godziny podczas poprzedniej bitwy i, ku memu zdumieniu, nie zastałem jej tam. Nie interesowała się strategią i nie znała się na niej zupełnie, a ponieważ czarownice nie były nazbyt komunikatywne, musiała zapewne znaleźć sobie jakąś rozrywkę; nie pozostało mi więc nic innego, jak czekać.

Było już prawie ciemno kiedy wróciła, zmęczona i zmartwiona.

— Co się stało? — spytałem zaniepokojony. — Gdzie byłaś?

— Na przeszpiegach — westchnęła i usiadła.

— Co takiego? Co chcesz przez to powiedzieć?

Pokiwała głową.

— Nie podobają mi się te kobiety — stwierdziła. — Jest w nich coś niesamowitego i podejrzanego. — Zerknęła na mnie z niepokojem. — Kiedy bitwa?

— Za trzy dni — odparłem. — O świcie.

Pokręciła głową.

— Ta O’Higgins może i jest miła, ale to zupełna wariatka, Cal. Zbliżyłam się do jednej z grup, która miała właśnie jakieś zebranie. Nie, nie martw się. Nie zauważyły mnie. Musiałam wytężać słuch, ale udało mi się usłyszeć większość z tego, co mówiono. — Dreszcz wstrząsnął jej ciałem.

Zmarszczyłem brwi.

— I cóż takiego usłyszałaś, że tak cię wyprowadziło z równowagi?

Nachyliła się ku mnie i zaczęła szeptać.

— One nie mają zamiaru zachować się lojalnie, Cal. Jak tylko zwyciężą, zabiją ciebie i ojca Bronza. Tej lady Rognival dadzą to, czego chce, żeby mieć ją z głowy na jakiś czas, ale Zeis zatrzymają dla siebie. Mówiły coś o rozpoczęciu czystki. Co to jest czystka, Cal?

Wyjaśniłem jej.

Pokiwała głową.

— Czegoś takiego się domyślałam. Powiedziały o czystce na Lilith. Z tego, co zrozumiałam, zamierzają wybić wszystkich mężczyzn z dziedziny Zeis i zamienić ją w wyłączne władztwo czarownic.

Doznałem nieprzyjemnego uczucia — uczucia, które zresztą towarzyszyło mi od dawna. Tyle że nie chciałem się do niego przyznać przed sobą samym.

— Nie przejmuj się — powiedziałem. Chciałem ją uspokoić pewnością siebie, nie czułem jej jednak. — Ojciec Bronz i ja nie pozwolimy się tak wykończyć. Zresztą ta stara wiedźma i tak by sobie nie poradziła. Marek Kreegan i najważniejsi bossowie dopadliby ją, nim cokolwiek by zaczęła.

Ti pokręciła gwałtownie głową.

— One o tym doskonale wiedzą. Może to i wariatki, ale na pewno nie są głupie. Mówią, że O’Higgins już w tej chwili jest potężniejsza od Marka Kreegana, a z tym ich sokiem — naparem szatana, jak go nazywają — są silniejsze od każdej armii, jaką przeciwko nim wystawią. Powiadają, że Sumiko jest tak silna, że była w stanie ustabilizować dwa działa laserowe, czy coś takiego, pochodzące spoza Rombu.

Działa laserowe…

— Pistolety laserowe? — podpowiedziałem słabym głosem mimo udawanej pewności siebie.

Skinęła głową.

— Tak. Właśnie tak. Och, Cal, co teraz zrobimy?

Jedyne, co w tej chwili mogłem zrobić, to przytulić ją mocno i spróbować odsunąć od niej te zmartwienia. Jednak w najbliższych dwóch dniach muszę odbyć dłuższą rozmowę z ojcem Bronzem.

Ksiądz zmarszczył brwi.

— Potrafi stabilizować pistolety laserowe, hm? To znaczy, że rzeczywiście jest tak silna jak Kreegan. A to już przedstawia pewien problem. — Znajdowaliśmy się poza obozowiskiem czarownic, w oficjalnie wyznaczonej strefie niebezpieczeństwa, ale praktycznie nic nam nie zagrażało.

— To jeszcze nie wszystko — powiedziałem. — W świecie takim jak Lilith, zwykły pistolet obezwładniający zrobiłby cię królem. Pionek byłby w stanie pozbawić przytomności władcę, gdyby tylko działał przez zaskoczenie. Wiem, że sam mógłbym to zrobić, a przecież ten świat jest pełen ekspertów od zabijania.

Bronz kiwał z powagą głową.

— Jest już trochę za późno, by zmienić cały plan; poza tym nie sądzę, by ona się zgodziła na taką zmianę. Niemniej nie jesteśmy zupełnie pozbawieni wszelkich atutów. — Oczy mu się rozjarzyły, a na ustach pojawił się cień uśmiechu. — Muszę przyznać, iż nie jestem tak całkiem zaszokowany i zaskoczony tym wszystkim. Spodziewałem się czegoś podobnego i uwzględniłem to w moich planach.

Zamiast mnie pocieszyć, ta jego ostatnia uwaga wprawiła mnie w jeszcze większe zakłopotanie.

— Kimże jesteś naprawdę, Bronzie? Na czym polega twoja gra?

Westchnął głęboko.

— Cal, nie masz rzeczywiście żadnych powodów, by mi wierzyć, lecz masz ich kilka, by mi zaufać. Wielokrotnie już miałem możliwość uśmiercenia cię, szczególnie na samym początku, gdy jeszcze niewiele wiedziałeś i byłeś zupełnie bezbronny. Nie uczyniłem tego. Pomogłem tobie i Ti na tyle, na ile mogłem. Przyznasz, że tak było?

Skinąłem głową, nie do końca poddając się temu rozumowaniu.

— Tedy musisz mi zaufać, dopóki walka się nie zakończy — ciągnął dalej. — Musisz trzymać się z dala od O’Higgins. Jest bowiem jedyną osobą, której ktoś posiadający twoją moc, może się obawiać. Czekaj więc. Kiedy bitwa się skończy, dowiesz się wszystkiego. Przyrzekani ci to. Poznasz i zrozumiesz wszystko, i wyciągniesz z tego osobiste korzyści.

— Po czyjej jesteś stronie, ojcze Bronzie? — spytałem z podejrzliwością. — Czy nie mógłbyś mi powiedzieć przynajmniej tego?

Uśmiechnął się.