Młody mężczyzna pokiwał głową.
— Mam dziwnie nieprzyjemne uczucie, że do czegoś zmierzasz i chcę ci przypomnieć to, co mi powiedziałeś o agentach z przeszłości, a także fakt, iż jeśli nawet będę wrzeszczał i kopał, to i tak nie przestanę być jednym, jedynym agentem na całej dużej planecie.
Komandor Krega uśmiechnął się.
— To nie całkiem jest tak, jak mówisz. Jesteś cholernie dobrym detektywem i wiesz o tym. Zdarzało ci się wyśledzić i dopaść faceta w miejscu, w którym nikt inny by go w ogóle nie szukał; przechytrzyłeś i wyprowadziłeś w pole najbardziej wyrafinowane komputery i najbystrzejszych przestępców, mimo niewątpliwie bardzo młodego wieku. Jesteś najmłodszym Oficerem w randze Inspektora w całej historii Konfederacji. Mamy tutaj przed sobą dwa oddzielne problemy. Pierwszy, to ustalenie tożsamości i miejsca pochodzenia tej obcej rasy. Musimy odkryć kim są, gdzie się znajdują i jakie mają zamiary. Możliwe, iż już jest na to wszystko za późno, ale musimy spróbować. Drugi, to neutralizacja ich kanału informacyjnego, to znaczy, neutralizacja Czterech Władców. Jakbyś się do tego zabrał?
Młody mężczyzna uśmiechnął się.
— Zapłaciłbym Czterem Władcom więcej niż obcy. Niech pracują dla nas — zasugerował.
— To niemożliwe. Braliśmy to już pod uwagę — odpowiedział komandor ponuro. — Nie chodzi tutaj o materialne korzyści. Mają i tak więcej, niż potrzebują. I nie chodzi o władzę; tej też mają w nadmiarze. Problem polega na tym, iż odcięliśmy ich na zawsze od reszty wszechświata, zamknęliśmy ich w pułapce. Przedtem nie byli w stanie zmienić tego stanu rzeczy, ale teraz, z obcymi jako ich sojusznikami, będą mogli to uczynić. Obawiam się, iż motywem działania ludzi tego pokroju jest Zemsta, a tej my im nic jesteśmy w stanie zapewnić. Nie możemy nawet zmienić czy unieważnić ich wyroków, chyba że nastąpi jakieś nieoczekiwane, fantastyczne odkrycie naukowe, a przecież nikt nie poświęca temu zagadnieniu tyle czasu i energii, co oni sami. Nie, zawarcie jakiegoś układu nie wchodzi w grę. Po prostu nie mamy żadnych kart.
— To znaczy, że musicie wysłać kogoś na każdą z tych planet, by poszukał informacji dotyczącej obcych. Przecież muszą się kontaktować z nimi bezpośrednio, muszą przekazywać informację i wysyłać swoje zabaweczki, takie jak ten fantazyjny robot. Agent może, co prawda zdradzić, ale jeśli będzie ochotnikiem, nie będzie nim kierować chęć zemsty i będzie czuł się bliższy ludziom, a nie jakiejś obcej rasie o nieznanym wyglądzie i strukturze.
— To prawda. Musi być także najlepszym z najlepszych. Kimś, kto nie tylko przeżyje, ale i dostosuje się świetnie do miejscowych warunków, potrafi zebrać dane i przesłać je na zewnątrz. Jak jednak zyskać na czasie, którego tak nam brakuje.
Młody człowiek ponownie się uśmiechnął.
— To łatwe. Przynajmniej łatwo to sformułować, bo samo wykonanie może być prawie że niemożliwe. Należy zabić wszystkich Czterech Władców. Inni, naturalnie, Zajmą ich miejsce, ale tymczasem można zyskać kilka miesięcy, jeśli nie lat.
— Rozumowaliśmy podobnie — przyznał Krega. — I tak też zaprogramowaliśmy komputery. Mistrz wśród detektywów, lojalny, zgłaszający się na ochotnika i posiadający Licencję Skrytobójcy. Potrzeba nam takich czterech i koordynatora, bowiem robota musi być wykonana równocześnie, a nie będzie ani powodu do kontaktu między nimi, ani zresztą takiej możliwości. I dodatkowo, jako zabezpieczenie, potrzebni są ewentualni zmiennicy, gdyby się coś przydarzyło oryginałom. Takie właśnie cechy i wymagania podaliśmy komputerowi i… wypluł nam ciebie.
Młody człowiek roześmiał się bez odrobiny wesołości.
— Nie wątpię. Mnie i kogo jeszcze?
— Nikogo więcej. Tylko ciebie.
Po raz pierwszy od początku tej rozmowy młody człowiek wyglądał na zdziwionego.
— Tylko umie?
— Och, mnóstwo innych, ale nie tak godnych zaufania z różnych powodów, słabszych pod jakimś względem, lub, mówiąc szczerze, zajętych w tej chwili bardzo ważnymi sprawami na drugim końcu Konfederacji.
— Wobec tego macie przed sobą dwa problemy — powiedział młody mężczyzna. — Po pierwsze, musicie wymyślić jak, do diabła, zmusić mnie, żebym się podjął takiego zadania na ochotnika i po drugie, w jaki sposób uzyskacie… — Przerwał i wyprostował się. — Chyba rozumiem.
— Tak też sądziłem. — Głos Kregi zdradzał zadowolenie i pewność siebie. — Jest to prawdopodobnie najpilniej strzeżona tajemnica w całej Konfederacji, ale proces Mertona ukazał się skuteczny. Prawie w stu procentach.
Jego towarzysz skinął w roztargnieniu głową, zajęty własnymi myślami. Zanim awansowano go na inspektora rok wcześniej, zabrano go do jakiegoś wielce skomplikowanego i tajemniczego laboratorium, gdzie został wprowadzony go w dziwny stan hipnotyczny. Do końca nie był pewien, co też właściwie z nim zrobiono, ale ponieważ przez następne trzy dni cierpiał na ból głowy, pobudziło to jego ciekawość. Proces Mertona. Klucz do nieśmiertelności, jak twierdzili poniektórzy. Zajęło im to mnóstwo czasu, żeby choć trochę zbliżyć się do wyjaśnienia tajemnicy i jedyne, co udało mu się w końcu ustalić, to fakt, iż Konfederacja pracuje nad procesem, podczas którego cała pamięć, cała osobowość pojedynczego osobnika, może zostać zapisana, w jakiś sposób zmagazynowana, po czym odciśnięta w innym mózgu, być może nawet mózgu będącym wynikiem klonowania. Dowiedział się również, że za każdym razem kiedy przeprowadzano taki eksperyment, nowa osoba albo popadała w szaleństwo, albo umierała. Powiedział o tym teraz.
— Rzeczywiście tak się zdawało — przyznał Krega — ale to już przeszłość. Mózgi uzyskane w rezultacie klonowania nie były w stanie tego wytrzymać. Hodowane w zbiornikach rozwijały, charakterystyczne tylko dla nich, układy zawiadujące funkcjami autonomicznymi i układy te ulegały rozchwianiu podczas transferu. Mimo to byliśmy jednak w stanie usunąć całą odpowiedzialna ze świadomość część mózgu jakiejś osoby i wstawić ją, tak jak była przedtem umiejscowiona, z powrotem do oryginalnego ciała, przechowując jednocześnie zapis pierwotnej informacji w naszych rejestrach. Prowadziło to, naturalnie, do prób z następnymi ciałami, do usunięcia partii mózgowej, by tak rzec, jakby do zmazania zapisu, po czym do wstawienia w to miejsce osobowości i pamięci kogoś innego. To bardzo delikatna operacja, udaje się tylko od czasu do czasu, jedynie wówczas kiedy dziesiątki czynników, których znaczenia niezbyt dobre rozumiem, wystąpi jednocześnie. Na przykład, nowe ciało musi być dwa lata młodsze od oryginału. Z drugiej strony, niektóre ważne czynniki, takie jak płeć czy planeta urodzenia, wydają się zupełnie nieistotne. Niemniej uzyskujemy doskonały transfer mniej więcej raz na dwadzieścia przypadków.
Młody mężczyzna poruszył się niespokojnie. — A co z pozostałą dziewiętnastką?
Krega wzruszył ramionami.
— Umierają lub popadają w szaleństwo i muszą być likwidowani. Używamy zresztą jedynie osobników aspołecznych, takich których i tak trzeba byłoby poddać obróbce psychicznej, zrobić im pranie mózgu, albo wręcz wyeliminować. Czternaście miesięcy temu, zdjęliśmy matrycę z twojego mózgu — na pewno o tym wiedziałeś. Teraz możemy wykonać cztery egzemplarze twojej szanownej osoby. Ciała byłyby naturalnie różne, ale wnętrze to ty, w najdrobniejszym szczególe. W razie konieczności może was być więcej niż czterech. Możemy wysłać cię na wszystkie cztery planety jednocześnie, razem z rejestrem przestępczym i historią życia. Możemy tam cię wysłać, a mimo to mieć cię tutaj na miejscu, takiego jakim jesteś, wykonującego udanie korelowania danych otrzymanych od tych pozostałych.