Młody mężczyzna nie odezwał się przez pełną minutę, po czym powiedział:
— Niech mnie piorun strzeli.
— Czterokrotnie, a zarazem wcale — odrzekł komandor. — Bo widzisz, nie ma tu najmniejszego ryzyka. My przecież już mamy całkowity zapis twojej matrycy.
Rozważył te słowa.
— Zapewne powinna być zdjęta najnowsza — zauważył. — Niedobrze by się stało, gdyby moje cztery „sobowtóry” obudziły się w drodze na Romb Wardena, bez pamięci ostatnich czternastu miesięcy, żeby nie wspomnieć tej rozmowy, którą właśnie prowadzimy.
Krega skinął głową.
— Masz oczywiście rację. Mój własny zapis jest uaktualniany raz w roku. Nie licząc bólu głowy, jeśli ten proces zadziała za pierwszym razem, będzie działał już zawsze.
— To pocieszające — odpowiedział młody mężczyzna niepewnie, pamiętając, iż raz już poddano go tej operacji bez jego wiedzy i zgody, a słowa komandora jednoznacznie sugerowały, że proces czasami bywał zawodny. Odpychając od siebie te niemile myśli, zapytał: — A w jaki sposób będę otrzymywał te dane, które mam korelować? Zakładając nawet, iż tym czterem kopiom mojej własnej osoby uda się dowiedzieć czegoś ważnego, jak ja się o tym dowiem?
Krega sięgnął do szuflady i wyjął małe pudełko. Otworzył je i podsunął rozmówcy.
— Dzięki temu — powiedział obojętnym głosem.
Młody mężczyzna popatrzył na przedmiot leżący w pudełeczku. „To” okazało się maleńkim paciorkiem zbudowanym z nieznanej substancji, tak drobnym, iż ledwie widocznym gołym okiem, nawet na tle czarnego aksamitu.
— Implantowane urządzenie naprowadzające? — Głos mężczyzny wyrażał sceptycyzm. — A w czym nam ono może pomóc?
Urządzenie takie znane bowiem było każdemu policjantowi; można je było umieścić w którymkolwiek miejscu ciała bez specjalnego zabiegu operacyjnego, a szansa jego wykrycia była bliska zeru. Po implantacji, jego sygnał wskazywał drogę śledzącym — zwyczajne narzędzie policyjne.
— To nie jest żadne urządzenie naprowadzające — powiedział komandor. — Przyznaję, iż w jakiejś mierze jest na nim oparte, ale w jeszcze większym stopniu jest ono produktem ubocznym badań naukowych związanych z procesem Mertona. Wszczepia się je bezpośrednio do konkretnego punktu w mózgu — przykro mi, ale nie znam na tyle biologii, by ci wyjaśnić bliżej. Ty również otrzymasz jedno z tych urządzeń. Działa ono jedynie wówczas, kiedy dwa ciała posiadają taki sam wzór matrycy mózgu; w przeciwnym razie uzyskałbyś jedynie bełkot. Wykorzystując tę część, która oparta jest na urządzeniu naprowadzającym, specjalny odbiornik może odnaleźć noszącego to nasze urządzenie, gdziekolwiek by się znajdował, nastawić się na niego, odbierać i wzmacniać sygnały, po czym przekazywać je do rejestratora Mertona. Ta informacja może posłużyć do wykonania świeżego odbicia nazywanego „miękkim”, które pozwoli partnerowi naszego nadawcy uzyskać zapis tego, co się wydarzyło w czasie zawartym między przebudzeniem nowego ciała a dokonaniem przez nas odczytu. Jest ono miękkie i łagodne, bo jak twierdzą, przypomina obejrzenie całego filmu w jednej chwili. Niemniej jest to zapis wszystkiego co powiedział i zrobił twój odpowiednik. Umieścimy cię na statku wartowniczym, bardzo wygodnym, i będziemy prowadzić w miarę ciągły zapis odbicia „miękkiego”, za pośrednictwem satelitów monitorujących. Dostaniesz więc swoje dane, nie martw się. A jeśli chodzi o tę rzecz tutaj, to jest ona zbudowana z substancji quasi-organicznej, tak że nawet na Lilith, która nienawidzi wszystkiego co obce, będzie funkcjonowała jako część twego ciała. Wiemy to na pewno. Mamy bowiem już tam kilku ludzi z tymi urządzeniami. Oni naturalnie są tego nieświadomi. To tylko test, ale działa bez zarzutu.
Młody mężczyzna pokiwał głową.
— Wygląda na to, że pomyśleliście o wszystkim. — Przerwał. — A co się stanie, jeśli odmówię? Albo formułując to inaczej, co się stanie, jeśli ja się zgodzę, a moi alter ego już na miejscu podejmą decyzję o zerwaniu współpracy?
Uśmiech Kregi miał w sobie coś bardzo nieprzyjemnego.
— Zważ, co ci oferuję. Mamy możliwości, by uczynić cię nieśmiertelnym, jeśli odniesiesz sukces. W takim przypadku, żadna nagroda nie będzie za wysoka. Jesteś ateistą. Wiesz przeto, że jeśli się tam udasz, to już na zawsze chyba że odniesiesz wspomniany sukces. Wówczas i ty i twoi alter ego będziecie istnieć nadal. Będziecie nadal żyć. Sądzę, i to całkiem przekonywający argument.
Młody mężczyzna zamyślił się.
— Zastanawiam się, czy oni podobnie będą widzieli tę sytuację? — wyszeptał do siebie.
Czterech Władców Rombu. Czterech potężnych i inteligentnych mężczyzn, których trzeba zabić. Cztery klucze do tajemnicy, która może oznaczać koniec ludzkiej rany. Pięć problemów, pięć zagadek.
Tak naprawdę, to Krega nie musiał oferować żadnej nagrody. I bez niej, trudno byłoby się oprzeć takiej propozycji.
3
Statek baza miał siedem kilometrów długości. Tkwił w pobliżu układu Wardena, w odległości około ćwierć roku świetlnego od jego słońca. Zaprojektowany jako ruchoma baza, prawie mini — świat, był całkowicie samowystarczalny i gdyby nie uczucie pewnego osamotnienia, służba na nim byłaby wręcz komfortowa.
Z dolnych pokładów startowały statki wartownicze: pojazdy z załogą jednoosobową, lub całkowicie automatyczne, krążące wokół układu Wardena i dostarczające statkowi bazie informacji na temat przestrzeni wokół układu, jak i wewnątrz niego. Wszelki transport towarów z zewnątrz skierowany był wpierw tutaj i dopiero na statku bazie dokonywano przeładunku na automatyczne pojazdy obsługujące transport wewnątrzsystemowy. Nikomu, poza personelem wojskowym, nie wolno było latać poza perymetr wyznaczony przez statki wartownicze, a i im nawet nie wolno było lądować na poszczególnych planetach. Kara za przekroczenie tego zakazu była prosta — pochwycenie winnego, o ile było to możliwe, likwidacja, jeśli schwytanie okazało się niemożliwe. Mając przeciwko sobie automatycznych strażników i załogowe patrole, potencjalny intruz miał szansę umknąć jednemu lub drugiemu, ale pokonanie całej sieci złożonej z kilkuset pojazdów było praktycznie niemożliwe, tym bardziej że musiałby działać przeciwko najlepszym komputerom obrony, jakie znał człowiek.
Z tego też powodu wskazanie Rombu Wardena jako centrum konspiracji z udziałem jakiejś obcej rasy spotkało się z wielce sceptycznym przyjęciem ze strony sił wojskowych, które uważały, iż robot usiłował wyprowadzić je w pole, wskazując fałszywy kierunek.
Komputery analityczne i stratedzy mieli inne zdanie na ten temat. Przynajmniej nie mogli sobie pozwolić na lekceważenie takiej możliwości. Stąd, przybycie na statek bazę bardzo szczególnego gościa. Wszyscy wiedzieli, iż jest kimś wyjątkowym i choć krążyło mnóstwo plotek na temat jego tożsamości, wykonywanych zadań i pełnomocnictw, nikt, włącznie z dowodzącym statkiem admirałem, nie wiedział nic na pewno.