Выбрать главу

Cóż za niezwykłe imię, Lilja. Sama wytłumaczyła mu, skąd się to wzięło. Jej rodzina pochodzi ze Skandynawii, ale w ostatnim okresie spędzonym na powierzchni Ziemi mieszkali w stanie Minnesota. Lilja urodziła się już tutaj, w Królestwie Światła, i miała otrzymać imię na pamiątkę swojej babki, to znaczy Lily. Mama jednak wolała, żeby imię córki brzmiało po szwedzku. No i stąd wzięła się Lilja.

Zresztą o matce mówiła niewiele, jaka jest ta kobieta? Może słaba i zalękniona jak matka Silasa?

Ale Lilja to naprawdę dzielna dziewczyna! Żeby mieć odwagę wzywać pomocy w imieniu bezbronnego kuzyna! Narazić się na gniew brutalnych ojców, gdyby się wydało.

Lilja miała coś łagodnego i dziecinnego w oczach i w ruchach, coś, co Goramowi bardzo się podobało. Poza tym myślała rozsądnie, z dojrzałością doświadczonego człowieka.

Miał ochotę znowu usłyszeć jej głos. Był w nim jakiś taki ton, który Goram uważał za niezwykle sympatyczny.

Właśnie, sympatyczna, to najlepsze określenie tej dziewczyny.

– Lilja? Słyszysz mnie? Chciałem po prostu sprawdzić, jak działa nasza komunikacja. Możesz teraz rozmawiać?

Odpowiedział mu jej głos, niemal szeptem:

– Mogę, owszem, jestem sama. Idę do domu.

– W porządku. Ja zaraz będę koło szkoły. Już słyszę, że zaczęła się przerwa. Lilja, powiedz mi, jak zachowuje się twoja mama? Co ona mówi na brutalne zachowanie obu mężczyzn?

W głosie Lilji pojawiło się teraz wahanie.

– Moja mama? Nnnie, ona tego nie lubi. Zawsze ma bardzo surową minę, kiedy ojciec wymierzy mi policzek, albo stanie się co innego. Ale nie odzywa się. Przynosi mi tylko potem coś dobrego do łóżka. Czekoladę albo lody czy coś.

– Uważasz, że mama jest miła?

– Nno… tak, chyba jest. Ale do wszystkiego odnosi się z rezerwą. Teraz nie mogę już dłużej rozmawiać, spotkałam kogoś.

Goram szybko zakończył rozmowę. Znajdował się tuż obok szkolnego boiska. Ukrył się pod dużym drzewem z gałęziami zwisającymi tak, że nie było go widać. Stąd miał świetny widok na boisko.

Lilja opisała mu dokładnie, jak Silas wygląda. Powiedziała nawet, jakie ubranie włożył dzisiaj do szkoły. Zresztą zawsze ubierał się tak samo.

Goram błądził wzrokiem po bawiących się dzieciach. Nie widział nikogo, kto mógłby przypominać tego chłopca…

No właśnie, tam! Na szczycie szkolnych schodów, na wpół ukryty w kącie. Całkiem sam.

Z budynku wyszedł jakiś nauczyciel. Mówił coś do Silasa i popchnął go życzliwie, ale stanowczo w stronę boiska.

Jakie to głupie! Czy chłopiec nie ma prawa stać tam, gdzie najwyraźniej czuje się bezpieczny?

No tak, tak, od razu zaczynają się prześladowania. Chłopcy biegnący obok Silasa popychali go albo wyszydzali.

No rusz się nareszcie, chłopcze! Nie stój tak, baw się z innymi, to może przestaną cię traktować jak kozła ofiarnego! Czy raczej jak miejscowe popychadło.

Ale Silas nie wykazywał żadnej inicjatywy. Skrępowany uśmiechał się blado do dwóch dziewcząt, które szły w jego stronę, trzymając się pod ręce. One jednak zawołały coś nieprzyjemnego i popchnęły go tak, że o mało się nie przewrócił.

W tym samym momencie z tyłu nadbiegł jakiś chłopak. Patrz w górę, Silas, pomyślał Goram. To jednak nie wywołało żadnej reakcji. Chłopak uderzył Silasa, który tym razem padł twarzą na ziemię. Jak widać, kiepsko też u niego z refleksem, nie zdążył odskoczyć.

Wszyscy koledzy zaśmiewali się do łez, byli wśród nich jego rówieśnicy, ale też i starsi uczniowie.

Rozległ się dzwonek. Kiedy już wszyscy opuścili boisko, Goram, zaciskając szczęki, ruszył w stronę szkoły. Skierował się wprost do gabinetu dyrektora.

Kiedy Strażnik wszedł, dyrektor zerwał się na równe nogi.

– Inspekcja! – oznajmił Goram krótko i pokazał swój dowód Strażnika.

Dyrektor stwierdziwszy, jak wysoką rangę posiada gość, przełknął dzielnie ślinę i zawołał, że oczywiście, oczywiście, sporo czasu minęło od ostatniego razu, i czym może służyć.

– Chciałbym najpierw odwiedzić pierwszą klasę.

– Och, tak, no tak, ale myślę, że i nauczycielka, i uczniowie będą bardzo stremowani, przyjmując wizytę tak wysokiego urzędnika, więc…

Goram nigdy nie myślał o sobie jako o urzędniku. Szczerze mówiąc, nie cierpiał tego określenia. Być wybranym do grona Strażników to dużo więcej, niż piastować nawet najwyższy urząd.

Dyrektor wskazał rząd ekranów na ścianie.

– Znacznie prościej będzie śledzić zajęcia tutaj. I bardziej dyskretnie; można wyrobić sobie obiektywne zdanie, kiedy ani nauczyciel, ani uczniowie nie starają się wypaść najlepiej jak to możliwe.

Goram poczuł się trochę nieswojo. To przecież forma podglądania czy nawet szpiegowania. Ale, oczywiście, dyrektor miał rację, mówiąc, że w ten sposób łatwiej ogarnąć sytuację.

– Czy nauczyciele i uczniowie wiedzą o tym? – zapytał i usłyszał, że jego głos brzmi nieprzyjemnie i podejrzliwie.

– Nauczyciele, rzecz jasna, o wszystkim wiedzą. Ale uczniowie nie. Tutaj mamy pierwszą klasę. Bardzo dobrze widać, prawda?

Oczywiście widać. Goram czuł się jednak nie najlepiej, kiedy tak siedział i jakby z ukrycia przyglądał się lekcji.

Co gorsza, dyrektor przez cały czas nie przestawał mówić, gorączkowo, ze zdenerwowaniem opowiadał, jaka to jego szkoła jest niezwykła. W końcu Goram musiał dać mu znak ręką, by zamilkł, dopiero potem mógł bez przeszkód słuchać, co mówi nauczycielka.

Widział Silasa. Chłopiec siedział skurczony na krześle i mocował się z jakimiś zadaniami, które nauczycielka wypisała na tablicy i które uczniowie mieli rozwiązać w zeszytach.

Nauczycielka tłumaczyła, widać było, że Silas bardzo się stara za nią nadążać, ale niestety to mu się nie udawało. Siedział zdenerwowany i przestraszony. Mazał w zeszycie, pisał coś, wycierał gumką i znowu pisał.

Nauczycielka zawołała go do tablicy. Silas powlókł się z zeszytem w ręce. Pani podeszła do niego zdecydowanym krokiem.

– Czy ty naprawdę nigdy nie możesz uważać, Silas. – powiedziała i szarpnęła go za ramię.

Mały chłopczyk z odstającymi uszami i przestraszonym wzrokiem stał przed tablicą i wpatrywał się uważnie w tłumaczącą mu zadanie nauczycielkę. W końcu zrozumiał, co powinien zrobić.

Ale oczywiście w obliczeniach i tak się pomylił. Dyrektor westchnął cicho.

– Czasami zdarzają się uczniowie, z którymi trzeba się bardzo napracować. Niełatwo jest nauczyć czegoś takiego lunatyka!

– Dziękuję, wiem już wystarczająco dużo o tej klasie – powiedział Goram krótko. – Czy mógłbym przyjrzeć się teraz któremuś z wyższych oddziałów?

Poczucie obowiązku nakazywało mu śledzić, co dzieje się w klasie, w końcu podziękował, powiedział, że jest zadowolony z tego, co zobaczył. Czy dyrektor nie mógłby wezwać woźnego, żeby oprowadził Gorama po całej szkole?

– Nie, ja chętnie zrobię to sam – odparł dyrektor, zrywając się z krzesła. Najwyraźniej był bardzo dumny ze swojej szkoły i chciał pokazać wszystko, co w niej najlepsze.

I rzeczywiście, pod względem materialnym szkoła wyposażona była naprawdę znakomicie.

Jednak Goram nie był z całości zadowolony, opuszczał budynek w posępnym nastroju.

Teraz nie chciał odwiedzać jeszcze rodziców chłopca. Trzeba zaczekać, chciał najpierw porozmawiać z najważniejszą osobą w tej sprawie.

Ostatnia lekcja dobiegła już końca i Goram chciał zobaczyć, jak mały chłopiec wróci do domu.

Nie zauważony szedł za Silasem przez szkolne boisko i potem jeszcze tak długo, jak długo tamten nie mógł go dostrzec.

Dzięki temu stał się świadkiem oburzającej historii. Zobaczył, jakie okrutne mogą być dzieci, kiedy z poczuciem siły i bezpieczeństwa, jakie daje wspólnota, rzucają się na wybrany obiekt agresji. Silas był urodzoną ofiarą, przyjmował zaczepki i ataki bez słowa, a gdyby się zbuntował i na przykład chciał oddać, z pewnością jeszcze by to pogorszyło sprawę.