Goram do niczego się nie mieszał. Jeszcze nie tym razem. Natomiast zadzwonił ponownie do Lilji.
Dziewczyna najpierw była przerażona i nie wiedziała, co odpowiedzieć na jego propozycję. W końcu jednak zgodziła się, mówiąc, że robi to ze względu na Silasa.
Wymknęła się potem z domu i poszła do wujostwa. Drżącym głosem zapytała, czy mogłaby zabrać Silasa na przechadzkę. Znalazła ślady jakiegoś dziwnego zwierzęcia, a Silas tak dużo wie o zwierzętach.
Matka chłopca uśmiechnęła się blado, ale ojciec warknął ze złością:
– Na co ci Silas, latasz przecież za starszymi chłopakami!
Lilja poczuła, że się rumieni. Wujek zawsze mówił takie głupie rzeczy, to, zdaje się, miały być żarty. Co on wie na temat, czy Lilja lata za chłopakami czy nie?
– Silas jeszcze nie wrócił ze szkoły – powiedziała jego matka.
– No to wyjdę mu na spotkanie. Może się trochę spóźnimy na obiad, ale obiecuję, że przyprowadzę go bezpiecznie do domu.
– Możesz się nie spieszyć – odparł ojczym ponuro. – Miło będzie zjeść obiad bez niego, nie patrzeć, jak ten idiota siedzi i dłubie w jedzeniu. A jeżeli wróci za późno, to chętnie spuszczę mu lanie.
Goram, zrób z tym koniec, pomyślała Lilja zgnębiona, idąc na spotkanie Silasowi.
Goram opowiadał jej, że starsi chłopcy prześladowali Silasa w drodze do domu, ale Strażnik nie chciał się do niczego wtrącać, żeby nie przestraszyć malca. Zresztą włączenie się kogoś z dużym autorytetem często ma zupełnie odwrotne działanie od zamierzonego, jeśli się tego nie uczyni w dyplomatyczny sposób. Dzieci mogłyby się mścić na Silasie, kiedy Gorama już nie będzie. Najpierw chciał poznać chłopca, a ten ma przecież także prawo znać opiekuna, zwłaszcza jeśli jest nim Lemuryjczyk i w dodatku Strażnik.
Lilja rozumiała to bardzo dobrze. Gorzej natomiast było ze zgodą na to, że ma być pośredniczką między nimi.
Mimo tej niechęci nie mogła nie pozwolić sobie również na odrobinę dumy. Jest w oczach Gorama kimś ważnym, on pyta ją o radę i ufa jej.
Cała sprawa jest też bardzo podniecająca, żeby się tylko nikt o niczym nie dowiedział. Nawet nie chciała myśleć, co by się wtedy działo. I ona, i Silas zostaliby zbici do krwi.
Na leśnej ścieżce ukazał się Silas. Szedł sam, ale, mój Boże, jak to dziecko wygląda! Zapłakane i brudne, bez kurtki, ciągnie za sobą otwarty tornister. Z rany na policzku cieknie krew. Lilja widziała, że chłopiec kieruje się w stronę małej sadzawki, prawdopodobnie chce się doprowadzić trochę do porządku, zanim dotrze do domu. Chyba nie pierwszy raz korzystał z wody w sadzawce.
Czy to dziwne, że chłopiec stracił chęć do życia?
Nagle zobaczył kuzynkę i zatrzymał się przestraszony. Wyglądało, jakby miał zamiar zawrócić i uciec, ale ona była szybsza.
Pomogła Silasowi uporządkować tornister i umyć się. Potem opowiedziała mu, że pewien jej przyjaciel bardzo by chciał się z nim spotkać. Chodzi o jakieś zwierzę, któremu ten przyjaciel musi pomóc. Rozmawiała już z rodzicami Silasa, więc wszystko jest w porządku.
– On oczekuje ode mnie pomocy? – zapytał Silas uradowany.
– Oczywiście, wiesz przecież tak dużo o zwierzętach, i tak się do nich dobrze odnosisz.
Silas wytrzeszczył oczy.
– Skąd on o tym wie?
– Ja mu powiedziałam. Możemy iść i spotkać się z nim teraz. Ale… żebyś się tylko nie przeraził, to Strażnik i… Lemuryjczyk.
– Uff – szepnął Silas. – Oni są straszni…
– No, czy naprawdę aż tak? – powiedziała Lilja ku własnemu zdumieniu. – Mój przyjaciel jest bardzo sympatyczny… nie wyglądają zresztą tak źle, tylko trzeba się do nich przyzwyczaić…
Silas uważał, że jest za duży, żeby trzymać kuzynkę za rękę, w przeciwnym razie najchętniej by tak zrobił. Ale też odczuwał dumę. Ktoś o niego pytał. Prosił o jego pomoc.
Dobrze odnosi się do zwierząt. To brzmiało znakomicie w uszach Silasa, wiedział jednak, że chłopaki w szkole uznaliby to za dziecinne i dziewczyńskie.
– Tutaj, przejdziemy przez zagajnik, a potem na drugą stronę – tłumaczyła Lilja.
– Ale tam jest tylko łąka…
– Tak, tak, chodźmy!
– A co to za zwierzę, któremu trzeba pomóc?
– Tego nie mówił. Wspomniał tylko, że to odbywa kwarantannę…
Tutaj Lilja musiała wyjaśnić, co to jest kwarantanna.
– I biedak jest taki przygnębiony, ponieważ nie może być ze swoim panem, że przestał jeść. Pomyśleliśmy więc, że może ty zdołasz przemówić mu do rozumu.
Silas milczał. Jakim sposobem zdoła to osiągnąć? Chodzi pewnie o jakiegoś psa, ale jak wyjaśnić psu, że powinien jeść?
Sprawa wydawała się skomplikowana.
Kiedy jednak wyszli na łąkę, Silas na chwilę zapomniał o swoich lękach, bo przed nimi stała najwspanialsza gondola, jaką kiedykolwiek widział. To powinni zobaczyć koledzy z klasy! Silas, rzecz jasna, jeździł już przedtem gondolami, ale tylko takimi, których używa się do publicznego transportu. Ta tutaj, to zupełnie coś innego.
Wpatrywał się z takim przejęciem w maszynę, że nie zauważył stojącego obok niej mężczyzny. Dopóki Lilja nie szturchnęła go i nie powiedziała:
– No coś ty, Silas, trzeba się przywitać!
Chłopiec spojrzał w górę.
O rany! Najprawdziwszy Lemuryjczyk w tym strasznie eleganckim mundurze Strażników stał przed nim wysoki jak wieża. Chłopiec z trudem przełknął ślinę i stłumił gwałtowną chęć ucieczki.
Goram unikał dotykania Lilji. Zdawał sobie sprawę ze zdolności Lemuryjczyków do wpływania na ludzi właśnie poprzez dotyk, a nie chciał, żeby ta prosta, pełna życzliwości do świata dziewczyna miała się w nim zakochać.
Ujął natomiast rękę Silasa i świadomie przekazywał mu spokój, poczucie bezpieczeństwa i uczucie przyjaźni.
Silas zaczerwienił się, jego odstające uszy również, a na małej, przestraszonej buzi wykwitł uśmiech radości.
Lilja ukradkiem przyglądała się Goramowi. Jest jeszcze przystojniejszy, niż mi się zdawało, myślała. Ale, oczywiście, przywykłam już do jego wyglądu.
Przepełniało ją jakieś niezwykłe, dobre uczucie. Stoi oto na pięknej łące w słońcu i czuje, że ci dwaj są z nią.
– Proszę bardzo, wskakuj na pokład – powiedział Goram, uśmiechając się do Silasa.
Chłopiec nie dawał się prosić dwa razy. Na wszelki wypadek zerknął jeszcze w stronę Gorama, po czym wdrapał się do niezwykłej gondoli. Goram zaprosił też Lilję, wytłumaczył jej, że byłoby dobrze, gdyby im towarzyszyła. Jeśli ma ochotę, rzecz jasna.
Ona też znalazła się na pokładzie pojazdu, zanim się zorientowała, jak do tego doszło.
– Dokąd pojedziemy? – zapytała, kiedy Goram usiadł za kierownicą.
– Niedaleko. Miejsce kwarantanny zwierząt znajduje się w pobliżu tego miasta.
– Ach, tak. W jaki sposób to zwierzę straciło swego właściciela?
Gondola unosiła się ku niebu. Silas trzymał się tak mocno oparcia, że palce mu pobielały. Pod nimi rozciągało się miasto.
– O, tam jest nasz dom – pisnął chłopiec.
Och, że też chłopaki go teraz nie widzą! Jaka szkoda!
Goram odpowiedział na pytanie Lilji:
– Jeden z moich przyjaciół wrócił z Ciemności, skąd przyprowadził sobie nowe zwierzę domowe. Ten przyjaciel, Strażnik Kiro, i jeszcze jedna uczestniczka wielkiej ekspedycji, która ma na imię Sol, muszą odbyć kwarantannę na oddziale przeznaczonym dla ludzi. Dlatego ich rozdzielono.
– Ach, tak. Czy chodzi o tę ekspedycją, która miała wyruszyć do Gór Czarnych?