Выбрать главу

– Ach, więc słyszałaś o niej? Tak, to ta ekspedycja. Kiro i Sol wrócili dzisiaj do domu z grupą postaci z bajek, więzionych nie wiadomo od kiedy w Górach Czarnych.

– To nadzwyczajne – uśmiechnęła się nerwowo. Czy on mówi poważnie?

– Tak, to rzeczywiście nadzwyczajne. Ale reszta uczestników ekspedycji i oba Juggernauty są nadal poza granicami Królestwa Światła. Kiro mówi, że kiedy się rozstawali, wszyscy żyli i znajdowali się w dobrym zdrowiu. Silas, miałbyś ochotę poprowadzić?

Czy większe szczęście może spotkać źle potraktowanego przez los siedmiolatka? Silas przestał oddychać, kiedy położył ręce na kierownicy, a Goram pokazywał mu, jak należy manewrować. Lilja siedziała i przyglądała im się z lekkim uśmiechem. Nareszcie ktoś poważnie traktuje Silasa! Jaki to niezwykły człowiek, ten Goram. Nie, nie człowiek, on jest przecież Lemuryjczykiem.

Zaraz jednak przyszło jej do głowy, że różnica wcale nie jest taka duża.

Goram opowiadał im, co mówił Kiro o bajecznych istotach. Że to one występują w baśniach jako ucieleśnienie zła, chociaż wcale nie chcą takie być. Nie prosiły, by je stworzono jako przeniknięte złem, i bardzo cierpiały w Górach Czarnych.

– Ale teraz będzie lepiej, jeżeli ja wrócę do kierownicy, bo zaraz zaczniemy schodzić w dół – oznajmił.

– Już? – westchnął Silas głęboko rozczarowany. – To tak krótko?

– Tak, niestety. Ale przecież musimy jeszcze wrócić. No, wysiadajcie!

Teren kwarantanny zwierząt był bardzo rozległy, musiał bowiem pomieścić mnóstwo różnych stworzeń. Goram poprowadził ich do niewysokiej, bardzo ładnej budowli, ogrodzonej płotem.

– Masz aparaciki mowy, Silas?

– Nie, w naszej rodzinie ma je tylko tata. Potrzebne mu są w pracy.

– No to pożyczę ci swoje – powiedział Goram. – Dzięki nim będziesz rozumiał także język zwierząt. Czy właściwie mówiąc, ich myśli. Będziecie się rozumieć nawzajem.

Silas stał całkiem nieruchomo, a Goram przymocował mu małe aparaciki do ramion.

– A ty, Liljo, masz aparaciki?

– Nie, ojciec mówi, że w naszym mieście takie głupstwa są niepotrzebne. Przecież i tak wszyscy się nawzajem rozumieją.

– Co do tego miałbym wątpliwości.

– Masz rację, ludzie się wcale nie rozumieją. A ja bardzo bym chciała dostać takie urządzenie.

– Przyniosę ci jutro. Ostatnie, jakie miałem przy sobie, dałem Silasowi. Jemu też jutro przyniosę takie, które będzie mógł zatrzymać.

Jutro? Ile radości może sprawić jedno proste słowo!

Za ogrodzeniem ukazało się niezwykłe stworzenie, kołysało się z boku na bok i kierowało w ich stronę. Silas głośno krzyknął ze strachu:

– Smok? To przecież jest ogromny smok!

9

Goram też doznał szoku. Dotychczas nie widział smoka, rozmawiał tylko z Kiro przez telefon. I wtedy Kiro poprosił go, czy by nie zechciał „zajrzeć do mojego małego przyjaciela, jest samotny i bardzo nieszczęśliwy”? Goram odniósł wrażenie, że chodzi o jakiegoś niewielkiego gada.

Smok tymczasem okazał się kolosalny. Jedna jego zakończona pazurami stopa była taka duża jak cały Silas. A głowa, przypominająca łeb przedpotopowego potwora, spiczasto zakończona od tyłu, mogła przestraszyć każdego.

Lilja wycofała się z powrotem do gondoli, a Silas ukrył się na pokładzie pojazdu. Goram natomiast podszedł do ogrodzenia. Tam natychmiast nawiązał kontakt z dwojgiem przygnębionych oczu i pełną rozpaczy zwierzęcą duszą.

– Drogi przyjacielu – powiedział łagodnie. – Kiro niedługo wróci, musi jednak odbyć kwarantannę tak samo jak ty. Spójrz tutaj, słyszałem, że lubisz jabłka, chciałbyś jedno?

Z lekkim wahaniem Goram wsunął rękę między żelazne pręty ogrodzenia, a smok ostrożnie, bardzo ostrożnie wziął jabłko z jego ręki.

– Silas, Lilja, chodźcie tu! – zawołał Strażnik nie odwracając się. – On wcale nie jest groźny, po prostu samotny i nieszczęśliwy.

Lilja odważyła się zrobić parę kroków do przodu, Silas wyglądał z gondoli, ale wciąż mocno trzymał się drzwi. Dzięki aparacikom mowy orientował się, o czym tamci rozmawiają.

– Ja widzę, że on nie jest niebezpieczny – zawołał. – Ale zostanę tutaj.

Goram i Lilja popatrzyli na siebie. Próba się nie powiodła, ale tylko częściowo.

– Dajcie mu jedno jabłko ode mnie – pisnął Silas. – Nie, zaczekajcie! Lilja, czy możesz tu przyjść? – wzywał ochrypłym głosem.

Dziewczyna wróciła do gondoli i próbowała przekonać kuzyna, żeby przywitał się ze smokiem. Ale Silas stanowczo potrząsał głową. Odwaga nigdy nie była jego najmocniejszą stroną.

Po chwili wyjął coś z kieszeni.

– Zostało mi jeszcze trochę kanapek ze szkoły, myślisz, że on by zjadł?

Lilja patrzyła na bezkształtne, pogniecione i prawie nie ruszone kanapki, teraz zrozumiała, że Silas prawdopodobnie nie ma odwagi jeść takich śniadań w szkole ze strachu, że narazi się na szyderstwa. Wzięła nieduże pudełko, na którym matka chłopca napisała „Silas”, ozdabiając litery beznadziejnymi zawijasami.

– Pozdrów go ode mnie – szepnął Silas. – Powiedz mu, że ja też jestem… nie, zresztą nic nie mów.

– Że ty też jesteś samotny – dokończyła Lilja stanowczo. – Powiem mu.

– A potem zaraz będziemy wracać, prawda? – wykrztusił Silas błagalnie, oczy błyszczały mu ze strachu.

Ty mały tchórzu, pomyślała Lilja zirytowana. To właśnie ten twój strach przed wszystkim na ziemi czyni cię taką beznadziejną ofiarą!

Kiedy odjechali, smok długo patrzył w ślad za nimi.

W drodze powrotnej prawie się nie odzywali do siebie. Goram zapytał Silasa, czy miałby znowu ochotę kierować gondolą, ale chłopiec energicznie potrząsnął głową. Łzy wstydu spływały mu po policzkach, na próżno starał się je powstrzymać.

Goram pożegnał się z nimi na łące i zabrał swoje aparaciki mowy.

– Nie bardzo nam się udało, Liljo – powiedział cicho, kiedy Silas powlókł się już w stronę lasu, a oni jeszcze stali.

– A co chciałeś uzyskać?

– Właściwie nie tak dużo – odparł Goram. – I owszem, osiągnąłem to, co chciałem. Tylko ty tego nie widziałaś.

Lilja czekała. Goram mówił przecież coś o jutrze.

Niech to licho porwie, on chyba czyta w jej myślach!

– Jutro mam parę rzeczy do załatwienia, nie powinienem cię w to mieszać, więc w ciągu dnia się nie spotkamy.

Świetnie, pomyślała Lilja, czując rozczarowanie jak kamień w piersiach.

On jednak mówił dalej:

– Ale chętnie bym cię poinformował o rezultatach tego, co będę robił. Czy możemy się spotkać wieczorem? Na przykład w cukierni?

Och, jaka ulga!

– Oczywiście, że możemy – powiedziała obojętnie. – O siódmej?

– Bardzo dobrze. No to do zobaczenia!

Lilja szybko dogoniła Silasa, ale on nie chciał rozmawiać. W milczeniu szli przez las.

Tuż koło jego domu Lilja powiedziała:

– Myślę, że nie powinieneś o tym nikomu mówię, Silas. Oni by i tak nie uwierzyli. Nie wspominaj o Goramie! W razie czego powiedz, że oglądaliśmy ślady jakiegoś tajemniczego zwierzęcia. Gdyby się ktoś dopytywał, to były to ślady jelenia. Zrozumiałeś?

– Tak – odparł Silas zgnębiony. – Czy on zjadł moje kanapki?

– Co? Ach, tak, zjadł. Wyraźnie mu smakowały.

Zatroskana pożegnała się z chłopcem przed drzwiami jego mieszkania.

Gdy tylko Lilja weszła do domu, zadzwoniła koleżanka.

– Przyjdziesz dzisiaj wieczorem? Annette ma WCh. Przyjdą chłopcy ze szkoły sportowej!

WCh. Wolna chata. Czy ja nie jestem już za dorosła na takie zabawy? No ale chłopcy ze szkoły sportowej…? Lilja zdziwiła się własną reakcją. Kiedy indziej byłaby zachwycona taką szansą, bo w szkole sportowej jest mnóstwo świetnych chłopaków, a tu nagle, jakby w świetle błyskawicy, zobaczyła wszelkie przeszkody: