– Przykro mi, Sol, ale w tym także nie mogę ci już pomóc.
– No trudno, w takim razie będę musiała sobie jakoś radzić. Żeby mnie tylko nikt nie prowokował, bo wtedy mogę wybuchnąć!
– Domyślam się, że wtedy wiedźma weźmie górę w twoim charakterze. Sol, czy ty się zakochałaś?
Skrzywiła się.
– Czy się zakochałam, ja? Nie, ja… Uff, nie wiem, Marco. Ale nie sądzę. Chociaż może… troszkę. Zobaczymy.
Długo patrzył na nią swoimi ciemnymi, tajemniczymi oczyma.
– Będę zgadywał. Oni są naprawdę bardzo przystojni, ci tam.
Sol poczuła, że się rumieni. Pomyśleć, jest tak dalece człowiekiem, że potrafi się rumienić!
– Jestem taka szczęśliwa, Marco – wyszeptała. – I taka niepewna!
– Niepewna, ty? No, dość tego, biegnij teraz do niego – powiedział ciepło.
Kiedy momentalnie wypełniła jego polecenie, Marco poczuł ukłucie w piersiach. Jego „kuzynka” Sol. Chociaż pokrewieństwo jest bardzo odległe, dzieli ich parę stuleci.
Ale oboje pochodzą z Ludzi Lodu, a to ma swoje znaczenie.
15
Obowiązek kwarantanny został całkowicie uchylony wobec członków ekspedycji. Odzyskali wolność.
Ku swemu przerażeniu Goram odkrył, że Silas i Lilja nie wrócili jeszcze do domu. Natychmiast pognał do bunkrów smoka.
Wszyscy troje wybiegli mu na spotkanie, uświadomił sobie teraz, jaki popełnił błąd, myśląc o Lilji jako o dziecku. Dziewczyna ma przecież osiemnaście lat, tylko ta jej bezbronność sprawiła, że potraktował ją jako młodszą.
– Byliśmy pewni, że o nas zapomniałeś – powiedziała, rumieniąc się intensywnie.
– Jestem głodny – żalił się Silas.
– Ale dlaczego nie poszliście do domu? – zapytał Goram zdumiony. – Byłem naprawdę bardzo zajęty, ale myślałem, że opuściliście bunkier, słysząc sygnały odwołujące alarm.
– Aha, więc to długie wycie znaczyło, że nie ma już niebezpieczeństwa – rzekła Lilja.
Goram potrząsał głową, najbardziej nad swoją niedomyślnością.
– Wybaczcie mi, myślałem, że wiecie. Chodźmy teraz! Szybko do gondoli! Nie, niestety, kochany smoku, ta gondola jest dla ciebie za mała.
– Ale wrócimy do ciebie – obiecał Silas. – Wpadnę tylko do domu i przyniosę ci trochę jedzenia. Ojca nie ma, więc nie będzie na mnie krzyczał. Co byś zjadł?
Goram położył mu rękę na ramieniu, z dawnego przyzwyczajenia chłopiec drgnął i skulił się, jakby chciał się bronić. Serce Strażnika ścisnęło się we współczuciu.
– Zaczekajcie chwileczkę wszyscy! Dzieją się właśnie rzeczy bardzo ważne dla was. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wszyscy troje będziecie mogli mieszkać blisko siebie. Chcielibyście?
– Och, ale na naszej ulicy to nie można mieć nawet kota – powiedział Silas bliski płaczu.
– Ja nie mówię o waszej ulicy, Silas.
Po tych zagadkowych słowach kazał im wsiadać do gondoli. Machali z zapałem swemu skrzydlatemu przyjacielowi.
– Lilja, czy mogłabyś trochę pomóc w pracach porządkowych po katastrofie? – zapytał Goram.
Dziewczyna patrzyła na niego błyszczącymi oczyma.
– Mogę robić wszystko, teraz nie ma szkoły. Masz dla mnie jakieś konkretne zajęcie? Może mogłabym zamiatać?
– Nie, zajmuje się tym wystarczająco dużo osób. Spójrzcie tylko w dół! Wszędzie pełno ludzi. Ale szpital potrzebuje młodych osób do pomocy. To bardzo proste prace, nie będziesz musiała asystować przy operacjach – uśmiechnął się. – Chciałabyś tam pracować?
– Bardzo chętnie! Czy ty też tam będziesz?
– Od czasu do czasu.
Od czasu do czasu to bardzo dobry początek, pomyślała uszczęśliwiona, że może się tak unosić ponad ziemią razem z nim.
Goram zabrał ich do domu Lilji, przyszła tam także mama Silasa z jego młodszym rodzeństwem.
– Jak wiecie, musicie przez jakiś czas unikać spotkania z waszymi mężami – powiedział Goram do obu kobiet. – Mamy więc dla was propozycję. W mieście Saga są dwa wolne mieszkania, dużo bardziej komfortowe niż wasze tutaj. Oba mają do dyspozycji rozległe ogrody, a sąsiedzi są bardzo sympatyczni i przyjaźni. Myślę, że dzieciom dobrze by zrobiła zmiana środowiska i, o ile dobrze zrozumiałem, żadna z was nie czuje się dobrze w mieście nieprzystosowanych.
Obie panie dostały rumieńców na policzkach, mama Lilji również na szyi.
Po chwili zapytała niepewnie:
– No, a potem? Co będzie potem?
– Same rozstrzygniecie, czy będziecie chciały mieszkać z mężami w Małym Madrycie czy nie.
– A co, jeśli oni zechcą sprowadzić się do nas do Sagi? – wtrąciła matka Silasa.
– Tego zrobić nie mogą. Ich miejsce jest tutaj.
Szwagierki zastanawiały się. Lilja szczypała matkę w rękę, a Silas z całej siły ściskał dłoń swojej.
– No a co będzie, jeśli oni mimo wszystko do nas przyjdą? – zapytała mama Lilji. – Wtedy może być z nami naprawdę źle.
Widocznie w końcu uznała, że jej małżeństwo poniosło porażkę.
– Tam będziecie wszyscy absolutnie bezpieczni – zapewniał Goram. – Tam o wszystkim my decydujemy. Teraz oni zostaną osądzeni i będą musieli odbyć karę. Muszę tylko najpierw dostać od was obu kilka informacji. Wiemy, że obaj bracia znęcali się nad swoimi żonami, nad Lilją i nad Silasem. Ale co z młodszymi dziećmi? Czy one chcą, żeby ojciec wrócił, czy tęsknią za nim? Czy był dla nich dobry?
W pokoju zrobiło się cicho. W końcu odezwała się matka Silasa:
– Jak kiedy. One są przecież jego rodzonymi dziećmi, chwalił się nimi przed znajomymi. Wciąż stawiał oboje młodszych Silasowi za przykład. Ale ja nie wiem… Co wy powiecie, dzieci? Chcecie, żeby tata wrócił?
– Nie! – zawołały dzieci równocześnie bez chwili wahania. Starsze dodało:
– Bardzo nam teraz dobrze, mamo. Czy możemy się przeprowadzić do nowego mieszkania?
– Ale zostawicie tutaj swoich kolegów.
Dzieci zastanawiały się chwilę. Potem dziewczynka oznajmiła:
– Myślę, że się przeprowadzimy.
– Dobrze – ucieszyła się matka i wzięła najmłodsze dziecko na ręce. – Zaczynamy nowe życie.
– Tak, zaczynamy nowe życie – przytaknęła mama Lilji.
– No to postanowione – ucieszył się Goram, uśmiechając się do dziewczyny. Ten uśmiech wywołał kołatanie jej serca.
Jaskari, młody lekarz pochodzący z rodziny czarnoksiężnika, bratanek Dolga, był zmartwiony. Oddział ginekologiczny jego szpitala przyjął równocześnie trzy bardzo trudne przypadki.
Pierwsza przyjechała Miranda, która prawdopodobnie urodzi dziecko za wcześnie. Leżała teraz na obserwacji, ale sprawa nie wyglądała najlepiej. Gondagil niemal mieszkał w szpitalu, żeby ją wspierać i dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Indra wpadała nieustannie z wizytą, bardziej przeszkadzając niż pomagając. Druga ciężarna to Misa z rodu Madragów. Nikt nic nie wiedział o ciąży kobiet Madragów, nawet oni sami. Byli dziećmi, kiedy przed wieloma, wieloma tysiącami lat doszło do zagłady ich świata. Wtedy to czworo małych Madragów wpadło w szpony Silinów, którzy bardzo chcieli mieć ich do dyspozycji ze względu na ich wyjątkowe uzdolnienia wynalazcze. Aby wymordować Silinów i ich złego władcę, Sigiliona, Madragowie mieszali im do pokarmów substancje sterylizujące. Silinowie nie rozmnażali się więc i w niedługim czasie wymarli. Ale Madragowie też zostali wysterylizowani.
Odmienił to Marco, ponieważ posiadał władzę nad życiem tego gatunku. Misa zaszła w ciążę. Oni sami ustalili, kto będzie ojcem, chcieli bowiem, żeby dziecko przyniosło na świat jak najlepsze cechy. Matką musiała zostać Misa, jako jedyna kobieta w tym gronie.
No i właśnie teraz, po raz pierwszy od wielu tysięcy lat, miało przyjść na świat dziecko Madragów. W kronice rodu czarnoksiężnika, w części zatytułowanej „Zapomniane królestwa”, znajdowały się pewne informacje na ten temat, ale zdecydowanie zbyt ogólne.