Misa bardzo się bała. Czuła się teraz zupełnie inaczej, musiała mieć specjalne łóżko, taka się zrobiła wielka i ciężka. Pewien młody kandydat na lekarza, przyjęty na próbę do szpitala, wygłosił w czasie wizyty pogardliwą uwagę: „Nie, co się tu wyprawia? Czy nie należy jej odesłać do lecznicy weterynaryjnej?”. Naczelny lekarz i Jaskari oraz cała świta lekarzy i pielęgniarek wpadli w gniew i młody kandydat został natychmiast odesłany z powrotem do Małego Madrytu z zakazem pokazywania się jeszcze kiedykolwiek w szpitalu.
Reakcja lekarzy ogrzewała, oczywiście, spłoszone serce nieśmiałej Misy, a już naprawdę humor jej się poprawił, kiedy Miranda zapytała, czy nie mogłyby leżeć w jednym pokoju. Misa cieszyła się, że nie musi być sama, i że na dodatek będzie leżeć z przyjaciółką.
W pokoju było jeszcze trzecie łóżko. Wkrótce zajęła je kolejna osoba z grupy młodych, czyli Siska. Wtedy w sali zapanował wspaniały nastrój, wciąż słychać było stamtąd wybuchy śmiechu, chociaż wszystkie trzy pacjentki bardzo się bały.
Wiedziały bowiem, że każda z nich stanowi tak zwany problematyczny przypadek.
Ciąża Siski była kompletną zagadką. Wszyscy z niepokojem oczekiwali rozwiązania. Płód dojrzewał niezwykle szybko, być może dlatego, że Siska sporo czasu spędziła w Ciemności, że należało liczyć według tamtejszej rachuby czasu, czyli pięćdziesiąt siedem dni. Z drugiej strony jednak wykonywane próby wskazywały, że genetycznie osobą dominującą jest tutaj babka dziecka, pochodząca z istot ziemi. Dziecko może więc rozwijać się tak szybko, jak jego ojciec, Tsi-Tsungga.
Nie były to zbyt radosne przewidywania.
Chyba nie bez powodu Tsi otrzymał zakaz sprowadzania dzieci na świat. Sama Siska też nie wiedziała zbyt wiele, otrzymała jedynie najbardziej niezbędne informacje. Mogła, rzecz jasna, wstawać, ale nie wolno jej było wychodzić z oddziału.
Młody Tsi, opuszczony w dzieciństwie przez wszystkich, dzielił swój czas między wizyty u Siski i wizyty na łąkach u jeleni olbrzymich. Kiedy przyszedł tam pierwszy raz po powrocie, rozradowane zwierzęta przybiegły do niego. Cieszyły się bardzo. Zwłaszcza że przyniósł im mnóstwo ulubionych kąsków, warzyw różnego rodzaju i innych przysmaków, bo wiedział, że bardzo je sobie cenią.
– Przychodzę sam – wyjaśniał, głaszcząc jelenia po karku. – Mam was pozdrowić od Siski, ona jest… – głos mu się załamał. Zmienił więc temat. – O, jaki cielak zrobił się duży, jest już prawie dorosły! Moja księżniczka. Nazwałem go księżniczką, dokładnie tak samo jak…
Wzruszenie nie pozwalało mu mówić, oparł czoło o miękki pysk łani. Zwierzę przestało jeść, także okazywało mu sympatię.
– Zrobiłem coś strasznego – westchnął Tsi niewyraźnie. – Jeszcze nie do końca rozumiem, jak straszne jest to, co zrobiłem, i jakie jednocześnie piękne. Nie wolno mi było tego czynić, chociaż oboje bardzo pragnęliśmy, a teraz to może się źle skończyć dla mojej Siski, tak się boję! Nikt nic mi nie mówi, wszyscy są bardzo mili, myślę jednak, że w gruncie rzeczy są na mnie źli i to mnie bardzo boli.
Tsi się mylił, nikt nie był na niego zły, wszyscy natomiast bardzo się martwili.
Jaskari poprosił Siskę do swojego gabinetu i powiedział z wielką powagą:
– To prawda, Sisko, prawda, że być może urodzisz dziecko podobne do istot ze Starej Twierdzy. Ty ich nie widziałaś, ale ja tak.
– Jeśli tylko one podobne są do Tsi, to nie miałabym nic przeciwko temu.
– Tsi jest wysokim, silnym i bardzo urodziwym mężczyzną, jest w porównaniu z nimi wspaniale zbudowany. Poza tym ma też wyjątkowo miły charakter, tamte istoty natomiast nie posiadają ani jego radości, ani gorących serc. Jeśli chcesz, możemy ciążę usunąć.
Siska poczuła, że robi jej się gorąco. Zaciskała dłonie tak, że kostki robiły się białe. Usunąć? Dziecko Tsi?
– Nie.
– Zastanów się nad tym! Pamiętaj jednak, że czasu nie mamy za dużo.
– Ja wcale nie muszę się zastanawiać. Kocham Tsi bardziej niż własne życie.
– Słyszałem o tym. Byłaś wyjątkowa w czasie ekspedycji. Tu jednak chodzi o zupełnie nową istotę, o nowe życie. O tym też powinnaś pomyśleć.
– Otoczę to dziecko miłością, niezależnie od tego, jak będzie wyglądać ani jak będzie się zachowywać.
Jaskari patrzył na nią badawczo.
– Muszę teraz pojechać do Starej Twierdzy, porozmawiać z tamtejszymi kobietami. Może mogłabyś mi towarzyszyć… zniesiesz to?
– Czy zniosę? Przecież ja byłam w Górach Czarnych!
No, no, nie tak znowu dużo czasu spędziłaś w tych górach, pomyślał Jaskari. Przeważnie siedziałaś w Juggernaucie przy posłaniu Tsi.
– Chcę tam z tobą pojechać. Zwłaszcza jeśli Tsi też…
– Nie – uciął Jaskari. – Tsi o tym nie wie, ale jego krewniacy z twierdzy skazali go na śmierć, bo przeszedł na stronę wroga.
– To my jesteśmy ich wrogami?
– Oni tak sądzą.
– Ale przecież Tsi nie może umrzeć, nie tak łatwo.
– Wrzuciliby go z pewnością do podziemnego lochu. Musiałby tam pozostać na wieki. To także swego rodzaju śmierć, nawet okrutniejsza…
Siska nie była w stanie rozsądnie myśleć.
– W takim razie co my zrobimy?
– Ram właśnie organizuje małą delegację, która pojedzie tam, żeby przeprowadzić rozmowy. Z pewnością będzie jej przewodniczył Goram, jeden ze Strażników…
– Tak, znam Gorama. Byłam z nim wtedy w Ciemności.
– Ano właśnie. Pojadę też ja i ewentualnie ty, jako obserwator, w żadnym innym charakterze. Ty nie powinnaś opuszczać bezpiecznego terytorium. Ty i wszyscy, którzy byli aż do końca w Górach Czarnych, jesteście za bardzo zmęczeni. Nie możemy nikogo z was obciążać nowym, bardzo trudnym zadaniem. Musimy natomiast mieć ze sobą kogoś, kto się zna na magii, może się to okazać potrzebne w kontaktach z istotami ziemi, i chyba tym razem wybierzemy tego, którego wam w tamtej podróży najbardziej brakowało.
– Móri – ucieszyła się Siska. – Nawet byś nie zgadł, jak bardzo za nim tęskniliśmy!
– Jestem w stanie to zrozumieć. Chętnie też bym zabrał Elenę, ale ona pracuje nad nowym projektem i nie może przerwać.
– No, a jak wasze sprawy? – zapytała Siska cicho.
Jaskari skrzywił się boleśnie.
– Niby wszystko idzie we właściwym kierunku. Ale działać trzeba wolno, bardzo wolno. Dosyć trudno pozbyć się wrażenia, które zostawiła po sobie Griselda.
– Ta wiedźma!
– To delikatnie powiedziane. Boję się tylko, że Elena nie będzie chciała na mnie czekać i znajdzie sobie kogoś innego.
– Nie zrobi tego, mogę cię zapewnić – odparła Siska z przekonaniem.
– Dziękuję ci bardzo – uśmiechnął się Jaskari.
Stał przed nią taki przystojny i męski! Ramiona miał szerokie jak drzewo i trzymał się bardzo prosto. Głupia Elena, pomyślała Siska. Dlaczego ona go tak męczy? Machnijcie ręką na Griseldę oboje i odnajdźcie drogę do siebie!
Ale historia miłosna Eleny i Jaskariego miała w sobie coś z gazetowej powieści w odcinkach.
– Więc pojedziemy tylko we czworo? – Siska wróciła do poprzedniej rozmowy. – Ty i ja, Goram i Móri?
– Zgadza się.
Ale to się nie zgadzało. Musieli zabrać ze sobą jeszcze kogoś.
16
Lilja była bardzo niespokojna. Trawiła ją jakaś dziwna gorączka, niczego takiego nigdy jeszcze nie doświadczyła.
Oczywiście bywała już wcześniej zakochana! Oczywiście wymykała się z domu i krążyła po ulicach, by „przypadkiem” spotkać swego wybranego, jak to robią wszystkie nastolatki. Wszystko po to, by zwrócić na siebie jego uwagę. Mogła się wygłupiać, robić najdziwniejsze rzeczy, posyłać mu ukradkowe tęskne spojrzenia.