Niczego nie rozumiała, ale nie miała odwagi pytać. Goram przez całą drogę nie powiedział ani słowa.
Niebywale przystojny blondyn w lekarskim fartuchu wyszedł ze szpitala z jakąś młodą dziewczyną o najdłuższych włosach, jakie Lilja kiedykolwiek widziała. Te włosy były czarne i lśniące. Dziewczyna miała na sobie luźne ubranie, jakby spodziewała się dziecka, tak, chyba rzeczywiście tak jest.
Goram przedstawił ją przybyłym. Lekarz imieniem Jaskari powiedział przyjaźnie:
– Ach, tak, to ciebie ściga zbiegły więzień? Dobrze, będziemy się tobą opiekować.
Dziewczyna miała na imię Siska. Goram mówił do niej „księżniczko”.
O rany, pomyślała Lilja z podziwem.
– Móri będzie tu za chwilę – wyjaśnił Jaskari.
Jeszcze jeden? Więc to nie będzie prywatna wycieczka w towarzystwie Gorama.
Podczas gdy czekali, Goram wyjaśnił jej:
– Mamy jechać do Starej Twierdzy…
– Tak, ale… czy tam nie mieszkają trolle? – wyrwało się Lilji.
– Nie, nie trolle – uśmiechnął się. – Istoty ziemi. Jaskari musi porozmawiać z tamtejszymi kobietami. Sprawa dotyczy dziecka, którego spodziewa się Siska. Ono będzie spokrewnione z istotami ziemi.
Ale, o rety… Lilja nie była w stanie wykrztusić słowa, nie mogła przecież zapytać, jak do tego doszło.
– Samej Sisce nie wolno rozmawiać z tymi istotami, musi je tylko obejrzeć, żeby postanowić, czy chce urodzić to dziecko.
– Pragnę go niezależnie od okoliczności – powiedziała Siska cicho i z taką czułością, że Lilji dosłownie serce się krajało.
Ci, którzy wychowywali się w Małym Madrycie, nie mieli żadnego pojęcia, co dzieje się w pozostałych częściach królestwa. Po prostu nie chcieli nic wiedzieć o tych wszystkich niezwykłych istotach, które tam mieszkają. Lilja uważała się za osobę światłą i pozbawioną przesądów. Ale również dla niej to wszystko było szokujące. Jak taka cudownie piękna, krucha i delikatna dziewczyna mogła począć dziecko z istotą ziemi?
Ale trudno się dziwić, Lilja nie widziała jeszcze Tsi-Tsunggi. Poza tym pokrewieństwo z istotami ziemi dziecko miało jedynie poprzez matkę ojca, o tym też Lilja nie miała pojęcia.
– A ten, na którego czekamy? On ma na imię Móri, prawda? Dlaczego się z nami wybiera?
– Móri jest największym czarnoksiężnikiem – uśmiechnął się Goram. – Może się nam okazać niezbędny. Istoty ziemi nie są naszymi największymi przyjaciółmi. Trudno sobie wyobrazić, jak zareagują na wizytę.
Jeśli te informacje miały działać na Lilję uspokajająco, to Goram bardzo się mylił.
– No, nadchodzi właśnie Móri – powiedziała Siska, kiedy jakaś gondola wylądowała w pobliżu.
Oj! Teraz to już dla Lilji za dużo tego dobrego. Ciemny, szczupły mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, ubrany na brązowo, sprawił, że Lilja nie była w stanie oddychać. A więc to jest czarnoksiężnik! Tak, jeśli w ogóle ktoś jest czarnoksiężnikiem, to musi to być właśnie on! On jednak przywitał się z nią bardzo życzliwie, a oczy patrzyły tak przyjaźnie, że dziewczyna trochę się uspokoiła.
Goram chciał, żeby siedziała obok niego, bo traktuje swoją odpowiedzialność bardzo poważnie, wyjaśnił. Lilja nie miała absolutnie nic przeciwko temu. Pozostałych troje siedziało z tyłu i dyskutowało nad strategią rozmów z istotami ziemi.
Brzmiało to dość nieprzyjemnie. „Bądźmy przygotowani na wszystko”. „Siska nie może się pokazywać, powinna siedzieć ukryta w gondoli, przy zamkniętych drzwiach i oknach. Może tylko patrzeć na istoty ziemi, ale one nie mogą jej widzieć”.
No a ja? zastanawiała się Lilja, czy też mam siedzieć zamknięta i trząść się ze strachu? Czy nie mogłabym być przez cały czas z Goramem?
Okazało się, że może. Najpierw bardzo się ucieszyła, ale kiedy obejrzała Starą Twierdzę z daleka, nogi zaczęły się pod nią uginać. Może jednak najlepiej byłoby zostać w gondoli mimo wszystko?
Ruiny twierdzy znajdowały się w ponurej, mrocznej części Królestwa Światła jako pozostałość po dawno minionych czasach. Dachy i wieżyczki pozapadały się tu i ówdzie, wszystko wyglądało na opuszczone i wymarłe.
– Pomyśleć, że Tsi żył tutaj całkiem sam przez wiele lat – westchnęła Siska. – Odepchnięty przez wszystkich, także przez istoty ziemi. Nigdzie nie miał domu, to musiało być potwornie przygnębiające.
Móri uśmiechnął się:
– Ale w końcu znalazł was. Został włączony do waszej wspólnoty. Możecie być pewni, że to bardzo wiele dla niego znaczyło i znaczy!
– Uff, kiedy sobie przypomnę, jaka byłam dla niego niedobra, odpychająca, to wstydzę się jak pies – powiedziała Siska. – A on zawsze taki wobec wszystkich przyjazny!
– Ale przecież się zmieniłaś, Sisko. On cię uwielbia.
– I z wzajemnością – odparła niezwykła księżniczka rumieniąc się.
Lilja nie mogła jej zrozumieć. Szczerze powiedziawszy, nie rozumiała w ogóle niczego.
Krążyli coraz niżej ponad twierdzą. Zbliżali się do ziemi. Wtedy zobaczyła niewielką osadę z małymi ziemiankami.
Wyglądało na to, że ich przybycie wywołało wielkie poruszenie.
O Boże, myślała Lilja, modląc się szczerze w duchu.
– Naprawdę zaczynam mieć dosyć tych wszystkiej prób i badań, jakie wciąż mi robią – westchnęła Misa, leżąc na swoim łóżku.
– Ja odczuwam to samo – przytaknęła Miranda. – A poza tym nic się nie dzieje, po prostu leżymy i czekamy.
– Ciekawe, jak tam z Siską? – rzekła po chwili Misa w zamyśleniu.
– No właśnie. Tsi nieustannie zalewa się łzami. Nie znam nikogo, kto mógłby płakać tak szczerze, a mimo to nadal pozostawać supermanem.
– Tsi jest prawdziwym dzieckiem natury. Tacy jak on mogą robić, co zechcą, a i tak ich akceptujemy.
Przez chwilę leżały w milczeniu. Czas odwiedzin minął. Dzisiaj przychodził Gondagil, a także Indra. Indra nareszcie cieszyła się bez zastrzeżeń z powrotu do Królestwa Światła, teraz jej ukochany kraj odzyskał dawny blask, znowu było jasno i ciepło, za czym tak bardzo tęskniła. Indra lubiła chodzić boso po wilgotnej, miękkiej trawie i cieszyć się, że po prostu istnieje. Teraz znowu znajdowała się w przyjaznym cieple!
Misę odwiedzili Tam i Chor, natomiast Tich odpoczywał po podróży. Obaj Madragowie nie mieli czasu na dłuższe wizyty, czekał ich bowiem ostatni etap badań nad eliksirem, który miał stworzyć nowe życie dla planety Tellus. W laboratoriach w Srebrzystym Lesie prace szły pełną parą.
Po wszystkich odwiedzających i pod nieobecność Siski w szpitalnej sali panowała głęboka cisza.
– Jakby nas zamurowano – powiedziała Miranda. – A tak nam było wesoło z Siską.
– Owszem – potwierdziła Misa. – Ale przecież ona wróci.
– Naturalnie.
Znowu zaległa cisza w sterylnym, ale wcale niepodobnym do zwyczajnej szpitalnej sali pokoju. Tutaj naprawdę było bardzo przyjemnie, przebywały tu zwykle ciężarne kobiety, które z jakichś powodów musiały poddawać się obserwacji.
– Tak się boję – powiedziała nagle Misa, cicho, z rozpaczą.
– Ja też – przyznała Miranda. – Nic nie jest tak, jak powinno być. O, nie, znowu zaczynają się bóle!
Misa zadzwoniła po pielęgniarkę.
– A w dodatku Jaskari wyjechał – szepnęła cicho sama do siebie.
17
Wciąż krążyli nad okropnymi ruinami Starej Twierdzy, kiedy Jaskari odebrał telefon od Marca.
– Właśnie przyszedłem do szpitala, miałem przekazać Misie paczkę od Ticha. Jaskari, jesteś tu bardzo potrzebny. Wygląda na to, że czas Mirandy nadszedł.