Выбрать главу

– Jeśli chodzi o Mirandę, to inni mogą się równie dobrze nią zająć. Mamy poważniejsze przypadki niż ona. Bo na przykład Misie mogę pomóc tylko ja.

Nie chciał powiedzieć głośno, tego co myślał: „Bo tylko ja mam wykształcenie lekarskie i jednocześnie weterynaryjne”. Ale Marco i tak wiedział.

Jaskari dał parę wskazówek, które Marco obiecał przekazać lekarzom. Rozmowa się skończyła.

Trzeba się było teraz koncentrować na lądowaniu na wrogim terytorium, daleko od centralnych obszarów Królestwa Światła. Zbocza wzgórz były tutaj strome, niedaleko przebiegał niewidzialny mur. Światło Świętego Słońca nie docierało z pełną siłą, wobec tego panował wciąż lekki mrok.

– Wylądujemy tam dalej – powiedział Goram. Mówił krótko, cedził słowa przez zęby, też się widocznie niezbyt dobrze czuł w tej sytuacji. Zresztą żadne z przybyłych nie czuło się dobrze.

Istoty ziemi w żadnym razie nie wyglądały sympatycznie. Tylko fakt, że znalazły się w centralnym punkcie ziemi jako pierwsze, przed wszystkimi innymi istotami, sprawił, że Obcy pozwolili im pozostać w Królestwie Światła. Ale też istoty ziemi nie zapuszczały się raczej w inne rejony, żyły tutaj własnym życiem.

Mieszkańcy osady wyglądali na bardzo wrogo usposobionych, kiedy szli w stronę łąki uzbrojeni po zęby w prymitywną broń. Siska nie mogła pojąć, że to są kuzyni Tsi. Owszem, kolor skóry, brunatny, mieniący się zielenią i żółcią, oraz włosy, zielonkawe, mocno kręcone, przypominały Tsi. Poza tym nie było żadnych podobieństw. Ci tutaj byli niewielkiego wzrostu, z pewnością nie osiągali nawet metra wysokości, byli brudni i, krótko mówiąc, paskudni. Niezdarne ciała bez talii, śmiesznie cienkie ręce i nogi. Twarze przypominały korę starych drzew, nosy mieli długie i spiczaste. Małe, wytrzeszczone czarne oczka.

I takie dziecko miałaby urodzić?

Nie, pomyślała przestraszona.

Ale to tylko pierwsza, całkiem zrozumiała reakcja. Zaraz jednak pomyślała o Tsi, to przecież jego dziecko, Siska będzie je kochać niezależnie od wyglądu. Tak powiedziała już dawno i zamierza słowa dotrzymać.

Mimo to nie była w stanie stłumić rozpaczy!

Wszyscy wysiedli z gondoli, zostały tylko Siska z Lilją.

Goram przemawiał do mieszkańców twierdzy, kierował się zwłaszcza do jednego, który najwyraźniej był tutaj wodzem. Nosił na szyi ozdobę z ptasich piór. Siska nie mogła dosłyszeć, o czym rozmawiają, bo dach gondoli był szczelnie zaciągnięty. Widziała jednak, że przyglądają się zaciekawieni pojazdowi, a ich postawa stała się jakby mniej agresywna. Wódz wskazał kilka kobiet, które pewnie potrafią opowiedzieć, co czeka Siskę, i gestem zapraszał gości do wsi. Zauważono też, że w gondoli zostały obie dziewczyny, wódz nalegał, by i one poszły do osady.

Goram wahał się. Bardzo niechętnie wyraził zgodę na wizytę Siski, ale Lilji nie chciał tam prowadzić.

Dopiero gdy twarze gospodarzy stawały się coraz bardziej groźne i zdecydowane, ustąpił. Otworzył drzwi gondoli i powiedział cicho do Lilji:

– Trzymaj się mnie! Móri i Jaskari będą się opiekować Siską.

Obie dziewczyny poszły na uginających się nogach do niezwykłej osady.

– Czy matka Tsi-Tsunggi jest tutaj? – zapytał Goram.

Wódz machnął wściekle swoją dzidą.

– Ta kobieta nie jest jedną z nas. Jej matka pochodziła z przeklętego rodu leśnych elfów, na dodatek sama zadała się z Lemuryjczykiem. Trzeba ją było unicestwić.

No tak, pomyślała Siska, nareszcie mam wyjaśnienie, skąd się wzięły u Tsi rysy elfów. Potem dowiedziała się, że owa pochodząca z elfów kobieta została zgwałcona przez mężczyznę z istot ziemi, kiedy urodziła córkę, wróciła tutaj i zostawiła dziecko… Później ta dziewczyna…

Móri, który źle się poczuł, słysząc okrutną odpowiedź wodza, zapytał:

– A ojciec Tsi-Tsunggi, Lemuryjczyk? Co z nim?

– On, naturalnie, także został unicestwiony razem z kobietą, to się chyba rozumie samo przez się.

Móri nic nie powiedział.

Pośród niskich, okrągłych i porośniętych trawą ziemianek płonęło ognisko, a przy nim stał zastawiony stół otoczony ławkami. Otwory wejściowe do ziemianek były tak małe, że goście musieliby się wczołgiwać na czworakach. Postanowiono zatem przyjąć ich na dworze. Zresztą oni przystali na to z ulgą, nikt nie miał ochoty wchodzić do tych szczurzych nor.

Wódz dopytywał się o Tsi-Tsunggę. Czy nie zamierza wkrótce odwiedzić rodzinnej osady?

Goram, który widział żądzę zemsty w jego małych, czarnych oczkach, odpowiedział wymijająco, że należy przypuszczać… może tak…

Nie, nie, myślała Siska przestraszona. Tsi nie może tutaj wrócić. Nigdy w życiu!

W stronę gości wyniesiono wielką tacę z glinianymi czarkami. Jeśli podadzą nam robaki, to zacznę krzyczeć, pomyślała Siska. Spostrzegła, że Lilja jest blada ze strachu, uścisnęła więc jej dłoń, żeby dodać odwagi. Towarzyszą im przecież wysocy, silni mężczyźni, nie mają się czego bać. Lilja uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, z wdzięcznością.

Ale sama Siska też się bała.

Okazało się, że w czarkach przyniesiono powitalny napój. Wyglądał dość normalnie. Po prostu jakiś sfermentowany sok.

Wszyscy pili z uroczystymi minami, wódz i jego podwładni również. Siska bała się o dziecko, nie chciała pić nic, co mogło zawierać alkohol. Udawała więc tylko, że przepija do wodza, że przełknęła spory łyk, ale szepnęła do Lilji, żeby była ostrożna. Takie młode, niedoświadczone dziewczyny mogą się upić paroma kroplami. Dostrzegła, że Lilja odstawiła czareczkę, ledwie umoczywszy wargi.

Potem zaczęły mówić kobiety. W tutejszym przytłumionym świetle ich mlaszczące, gulgoczące głosy brzmiały jakoś nierzeczywiście, Siska musiała się dyskretnie uszczypnąć w rękę, by upewnić się, że naprawdę to wszystko przeżywa.

Jeśli ci pierwotni mieszkańcy Królestwa Światła dziwili się, że goście ich rozumieją, to w każdym razie nikt się nawet na ten temat nie zająknął.

Siska była przerażona, kobiety bowiem potwierdziły to, co mówił Tsi: tutaj ciąża trwa dziewięć tygodni.

Ponieważ minęło wiele dni od powrotu ekspedycji do domu, to zgodnie z tutejszymi obliczeniami jej ciąża byłaby już przenoszona.

Ale ona jest przecież kobietą, poza tym Tsi jest półkrwi Lemuryjczykiem i w czwartej części leśnym elfem, tylko w jednej czwartej istotą ziemi. Urodę najwyraźniej odziedziczył po ojcu, Lemuryjczyku, zaś po babce ze strony matki cechy leśnych elfów. To dzięki niej wygląda niczym faun. Dlaczego więc Siska się tak niepokoi? Wolałaby chodzić w ciąży przez dziewięć miesięcy?

Ale co wiadomo w tej sprawie o leśnych elfach? Dręczyła ją natrętna myśl. Czy ich ciąża trwa równie krótko jak tych tutaj?

Nie chciała słuchać, o co Jaskari wypytuje kobiety. Martwiło ją, że chce wiedzieć tak strasznie dużo akurat o kobietach istot ziemi i ich porodach. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że jej ciąża dojrzewa niepokojąco szybko, ale od tego do…

I właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że dzieje się coś niepokojącego.

Goram marszczył czoło i przecierał oczy. Jaskari miał dziwnie rozmazany wzrok, oparł głowę na rękach. Lilja też sprawiała wrażenie oszołomionej.

Móri, który siedział naprzeciwko Siski, szepnął do niej:

– Uciekaj! Biegnij do lasu, szybko!

Goram po prostu zasypiał na siedząco. Mruknął tylko do Móriego:

– Tam ją złapią.

– Nie – zapewnił Móri. – Pozwólcie, że ja się tym zajmę! Siska, postaraj się wyciągnąć ze sobą Lilję. Ona też piła bardzo mało.

Na pół przytomny Móri zaczął nucić dziwną pieśń. Istoty ziemi całą swoją uwagę skierowały ku trzem mężczyznom, jakby całkiem zapomniały o dziewczętach. Siska domyśliła się, że teraz te groźne istoty znajdują się we władaniu magii, że Móri ma nad nimi kontrolę, musi więc działać bardzo szybko, dopóki czarnoksiężnik nie zaśnie.