Выбрать главу

– Boże drogi – mruknął Dolg. – Nawet mnie to zaimponowało. Nigdy jeszcze kamienie, moi przyjaciele, nie wykonały takiej wspaniałej pracy, to po prostu niewiarygodne!

– Być może dlatego, że to dotyczy Marca – zastanawiał się Faron.

– Nie – wtrącił Marco. – Mnie się wydaje, że to dlatego, iż ten nieszczęsny Tsi-Tsungga napoił mnie jasną wodą.

– Naturalnie – potwierdził Faron. – To z pewnością dlatego! I dlatego, że mamy tu aż tylu zdolnych pomocników.

Ale Dolg posłał Marcowi zamyślone spojrzenie.

– Czy to było mądre? Pić jasną wodę?

– Nie – odparł Marco zmęczony. – Moim zdaniem to po prostu katastrofa. Ale akurat w tej chwili jestem mu, rzecz jasna, wdzięczny.

Zwrócili uwagę, że większość towarzyszy opuściła rozpadlinę.

– Dlaczego? – zdziwił się Faron.

– Prawdopodobnie pomagają Tichowi – odparł Dolg. – J2 jest poważnie uszkodzony. Będziemy mieć problemy z powrotem do domu.

– Jeszcze tylko tego brakowało – jęknął udręczony Faron. – Czy nigdy nie będzie końca nieszczęściom?

Tich powoli kierował dumnego, ale, och, jakże poharatanego Juggernauta w górę, po zboczach Gór Czarnych w kierunku Ciemności.

Gąsienica została jako tako naprawiona, ale lepiej byłoby jej przesadnie nie obciążać. Dlatego pełzli w ślimaczym tempie, co wszystkim szarpało nerwy.

Nastrój był dość ponury. Wędrowcy tęsknili do domu i na samą myśl o tym, że nie wiedzą, czy J2 zdoła ich wyprowadzić chociażby z Gór Czarnych, wpadali w panikę. Każdy z pasażerów Juggernauta miał szczerze dość tego terytorium, na którym wciąż pozostawali. Do domu, do domu, do światła i ciepła, do cywilizacji, wszyscy myśleli tylko o tym.

Marco został otoczony jak najlepszą opieką. Mimo to widać było, że czas spędzony na rumowisku mocno dał mu się we znaki. Oczy zapadły głęboko, twarz była zmęczona i bez wyrazu, Marco bezradnie siedział z Dolgiem i Faronem na jednym z niewielu łóżek.

Większość znalazła sobie miejsca wokół stołu lub odpoczywała na niewyszukanych posłaniach rozłożonych na podłodze. Dwunastu uwolnionych więźniów rozlokowano w różnych miejscach na pokładzie. Żaden z nich nie miał dość siły, by móc uczestniczyć w jakiejkolwiek rozmowie. Tich znajdował się naturalnie wysoko w wieżyczce manewrowej, Ram i Faron często do niego zaglądali, by dowiedzieć się czegoś o stanie Juggernauta.

Przeważnie na pokładzie panowało milczenie, na twarzach ludzi malowała się niepewność. Tsi siedział w kącie z Siską w objęciach. Zamknął ją w swoich ramionach, by czuła się bezpieczniej, co ona przyjęła z wdzięcznością. Oko Nocy nadal spał, nikt nie był w stanie pojąć, jak może dokonywać takiej sztuki, spać w pojeździe szarpiącym i podskakującym na, łagodnie mówiąc, nierównym podłożu. Freki leżał obok Marca. Wilk śledził czujnie wszystko, co się działo i co mówiono w pojeździe. Potężny niedźwiedź spoczywał obok Oka Nocy i zajmował potwornie dużo miejsca.

Indra uniosła głowę znad stołu, gdzie próbowała trochę odpocząć.

– Wiecie co? Przyszło mi właśnie na myśl, że jednej rzeczy w Górach Czarnych nie wyjaśniliśmy.

– Co to takiego? – zapytał Cień.

– Pamiętacie z pewnością te błyski światła, które zawsze widywaliśmy w domu, w Królestwie Światła?

– Och, nie mów o Królestwie Światła – jęknęła Siska. – Jestem chora z tęsknoty za domem. Czy masz na myśli te błyskawice, które zdawały się przenosić od jednego szczytu do drugiego? I którym zawsze towarzyszyły te straszne, śmiertelne wycia?

– Otóż to właśnie! Widywaliśmy błyskawice na początku naszej wędrówki poprzez Ciemność. Kiedy jednak zbliżyliśmy się do tych piekielnych gór, błyskawice ustały. I chyba nie widzieliśmy ich już przez cały czas naszego pobytu tutaj?

– Masz rację, tak było – przyznał Ram. – Nigdy więc nie zdołaliśmy się dowiedzieć, czym one w istocie są. Jak powstają i dlaczego w ogóle się pojawiają. No i dlaczego ustały?

Dolg zwrócił się do wilka:

– Wiesz coś na ten temat, Freki?

– Oczywiście, znam tę sprawę bardzo dobrze – warknął zwierz. – Nie ma nic dziwnego w tym, że ustały. Trzeba wam wiedzieć, że to jeden ze sposobów, w jaki złe moce dręczyły swoich więźniów ze świata baśni. Ci nędznicy przesyłali przez kajdany więźniów prądy o dużym napięciu. Nic dziwnego, że nieszczęsne stworzenia wrzeszczały tak okropnie.

– No tak, to by się zgadzało – powiedział Faron. – Śmiertelne wycia były zawsze wyjątkowo donośne po tych tak zwanych błyskawicach.

– Och! – jęknęła Indra.

– Tak, tak – mruknął Ram.

Znowu zaległa cisza. Z lękiem wsłuchiwali się w nierówne dudnienie gąsienic. Już raz w drodze przez dolinę jedna się przetarła. Teraz wielu pasażerów zaciskało kciuki w intensywnym pragnieniu, by wytrzymała. Przynajmniej dopóki nie znajdą się w obrębie Ciemności.

Powinni się tam znaleźć już bardzo szybko. Ale kiedy dokładnie, nikt nie umiałby określić. Na szczęście przynajmniej opuścili potworne centrum gór. Posuwali się teraz tą samą drogą, którą przebyli Sol i Kiro. I którą wcześniej przejechał J1.

Tich, którego na chwilę zastąpił zainteresowany techniką Mar, zszedł po schodach.

– Czy myśmy niczego nie zapomnieli? – zapytał swoim przyjaznym, gulgoczącym głosem.

– Co masz na myśli? – zapytał Faron z taką samą życzliwością.

– I Kiro, i Chor opowiadali przecież o strażnikach przy granicy. Jak my obok nich przejedziemy?

Strażnicy?

Wydawało się, że powietrze uszło ze wszystkich zebranych.

– Znowu jakieś potwory? – westchnęła Indra ciężko.

– Zastanawiam się, ile takich może istnieć w zapomnianych przez wszystkich dolinach – rzekł Faron jeszcze bardziej przygnębiony. – Zdaje się, że pozwoliliśmy sobie na niewybaczalną krótkowzroczność.

– Ale przecież nie możemy znowu wdawać się w bitwy – jęknęła Shira. – Nie mamy już na to sił.

– Tak jest – potwierdził Faron. – Nie tylko jesteśmy wszyscy śmiertelnie zmęczeni, ale skończył się też prowiant, między innymi z powodu tych wszystkich przybyszów, których zbieraliśmy po drodze, począwszy od Doliny Róż aż do dnia dzisiejszego. Poza tym byliśmy w drodze znacznie dłużej, niż zakładano, zapasy nie zostały przygotowane na tyle dni. Musimy jak najprędzej dotrzeć do domu.

W ciszy, która zaległa po jego słowach, wsłuchiwali się w parskania, skrzypienia i gwizdy dochodzące z maszynerii. Wszyscy myśleli: Jeśli to w ogóle jest możliwe…

Myśl o tym, że mogliby spotkać więcej czerwonookich istot, paraliżowała ich kompletnie.

Najbardziej przejmował się Faron. On przecież będzie musiał podejmować decyzje. Czy powinni próbować przemknąć się nie zauważeni przez pasaż i dzięki temu pozwolić, by większość owych złych istot żyła dalej w Górach Czarnych z wszystkimi konsekwencjami takiej decyzji? Czy też powinni podjąć z nimi walkę? Nie ustąpić, dopóki ostatni nędznik nie zostanie zabity i unicestwiony?

Popatrzył na swój mały, umęczony oddział. Oni nie mają siły do walki ani nie chcą zadawać już więcej śmierci.

Dolg chyba nigdy nie wyczyściłby farangila, gdyby w jego pobliżu znalazło się jeszcze więcej zła. Marco zaś jest zbyt osłabiony, by wykonać którąś ze swoich wspaniałych czarodziejskich sztuk. Wygląda na to, że i duchy wyczerpały swoje możliwości do końca…

– Inna sprawa – myślał głośno, zwracając się do wszystkich, którzy przecież nie słyszeli jego poprzednich rozważań. – Inna sprawa to to, że Siska nie może być narażona na coś takiego jak walka z czerwonookimi. Teraz przecież wiemy, że ona oczekuje dziecka.