Выбрать главу

– Dziękuję, bardzo, bardzo chętnie!

– Gwiazdeczka – powtórzyła Indra. – Och, znam niezwykle smutny wiersz pod tytułem „Gwiazdeczka”.

– Ty znasz tyle wierszy, Indro – uśmiechnęła się Siska. – Powiedz nam ten o Gwiazdeczce!

– Dobrze, ale on chyba nie pasuje do tej małej dziewczynki, to naprawdę nostalgiczny wiersz. Ale przecież my wszyscy…

– Recytuj! – polecił Marco.

– Nie, raczej zaśpiewaj – powiedziała Miranda. – Masz taki ładny głos.

– Naprawdę? I to mówi moja własna siostra! No, to chyba muszę uwierzyć.

Siska uniosła dziecko w górę.

– Zaśpiewaj jej to jako kołysankę!

Indra wzięła dziewczynkę w ramiona i zaczęła śpiewać:

Gwiazdeczko, tak byłaś mi bliska w czasach już dawno minionych. Dni jednak płyną i znika ma młodość na szlakach zbłąkanych. Ogień, co go świat rozpalił, zbyt łatwo się w popiół przemieni. Gwiazdeczko, tak wiele się stało, gdy brak mi twoich promieni.
Niepewne są drogi wędrowca, mrok wymarłe szlaki kryje. Gwiazdeczko, czy już cię nie spotkam? Me serce wciąż jest niczyje. Weź mnie za rękę i prowadź do twego królestwa jasnego. Gwiazdeczko, ty spokój mi oddaj i blasku użycz mi swego.

Panowała kompletna cisza. Czasem tylko ktoś chrząknął, niektórzy ocierali oczy.

– No to mamy Gwiazdkę w Królestwie Światła – roześmiała się Indra i oddała matce bardzo spokojne, ale chyba zachwycone dziecko. Najwyraźniej Gwiazdeczka wysoko ceniła jej śpiew, co wprawiło Indrę w ogromne zdziwienie.

„Twoje jasne królestwo! „ Nie pomyślałam o tym!

Marco wstał. Twarz miał tak rozpromienioną, jak to się już od bardzo dawna nie zdarzało.

– Dzisiaj potwierdziło mi się pewne radosne przypuszczenie. Otóż nie utraciłem całej swojej siły, jak się obawiałem. Potrafię jeszcze zdziałać to i owo.

– Nigdy w to nie wątpiłam! – zawołała Siska. – Jesteś naszym wielkim idolem, nie wiedziałeś o tym?

Potężny książę Czarnych Sal przyjmował te słowa bardzo skrępowany.

Wszyscy rozmawiali wesoło i żartowali, a Dolg zapytał cicho przyjaciela:

– No właśnie, a co utraciłeś z powodu tego, że napiłeś się jasnej wody, Marco?

Książę stał zamyślony.

– Nie wiem, Dolg. Naprawdę nie wiem. Ale coś jest inaczej. Nie mogę tylko określić, co to takiego.

Obaj zaczęli przysłuchiwać się ogólnej rozmowie.

– A ja myślałam, że to ja urodzę pierwsza – śmiała się Miranda. – Oszukałaś mnie, Sisko, podstępem zamieniłaś miejsca w kolejce.

– Tak to bywa, kiedy człowiek zadaje się z tajemniczymi siłami natury – powiedziała Indra, a wszyscy roześmiali się głośno.

– No właśnie, bo dowiadywałem się trochę na temat kobiet elfów – wtrącił Dolg. – Ich okres oczekiwania jest jeszcze krótszy niż u kobiet istot ziemi.

– Oszustwo – stwierdziła Miranda, a Misa się z nią zgadzała.

Lilja wyczuwała ciepło i radość, wspólnotę i wzajemną troskę o siebie tych dziwnych indywiduów tak różnego rodzaju. Domyślała się, że do tej grupy należy jeszcze wielu innych, których dotychczas nie spotkała. Do grupy, którą w Królestwie Światła wszyscy cenią bardzo wysoko. Jej członkowie są trochę szaleni, niepoprawni, ale też niewiarygodnie uzdolnieni i obdarzeni wspaniałymi charakterami.

Jeszcze raz odmówiła swoją cichą modlitwę o to, by nic nie znaczącej Lilji dane było wejść do tej grupy.

Chciałaby też wprowadzić do niej samotnego Silasa.

Żeby i on mógł się ogrzać w ich cieple.

21

SILAS I SMOK

Młodsze rodzeństwo Silasa biegało po nowym domu i po ogrodzie, w którym pozwalano im przebywać. Silas jednak siedział spokojnie w swoim nie do końca umeblowanym pokoju i nie był w stanie nic zrobić.

Weszła matka.

– Co z tobą, Silas? Dostaliśmy oto fantastyczny dom, masz własny pokój i mnóstwo miejsca do zabawy.

Nikt cię też nie prześladuje za wszystko, co się komuś nie udało. Ani młodsze rodzeństwo ci nie dokucza, ani ojczym nie karze za byle co, co tylko można zrzucić na małego, udręczonego chłopca. Tego jednak głośno nie powiedziała. Rozglądała się zadowolona po swoim nowym domu.

– Nigdy się stąd nie wyprowadzimy!

Silas mruknął coś niezrozumiale pod nosem.

– Co mówisz? Wysławiaj się jak należy, chłopcze!

– Wciąż nie mogę przestać myśleć o moim przyjacielu. Jest taki samotny!

– Znowu zmyślasz te swoje opowieści o smoku. Powiedziałam ci, że nie ma żadnych smoków. Nie było ich w Małym Madrycie, to nie ma też w żadnym innym miejscu, koniec, kropka!

– Ale on jest taki sympatyczny.

– Smok! Sympatyczny? – zapytała matka z przekąsem. – Jak ty właściwie rozumiesz bajki? Nie, teraz to już naprawdę dość!

Zadzwoniła pod numer, który zostawił jej Goram. Strażnik odpowiedział natychmiast.

Matka była bardzo zdenerwowana.

– Dlaczego wmawiacie mojemu synowi, że istnieją jakieś żyjące smoki? Siedzi tu i popłakuje, że jego smok jest taki sympatyczny i taki samotny, nie mogę w żaden sposób przemówić mu do rozsądku. A poza tym czy wiecie już coś o moim mężu?

– Jeszcze nie został odnaleziony.

To znakomicie, chciała powiedzieć, ale na szczęście w porę się opamiętała. Zresztą sytuacja wcale nie była znakomita. Wprost przeciwnie, była niebezpieczna, wszystko to działało jej na nerwy!

Goram mówił dalej:

– A jeśli chodzi o smoka, to przyślę do was jednego z moich przyjaciół, Strażnika imieniem Kiro. On potrafi porozmawiać z twoim synem na temat smoka.

– Przysyłajcie sobie, kogo chcecie, byleby tylko wybił te głupstwa z głowy mojemu Silasowi. Biedny chłopiec, jak można wmawiać mu takie głupoty!

Goram udawał, że tego nie słyszy.

– I pozdrów swoją szwagierkę, powiedz, że Lilja ma się dobrze, jest pilnie strzeżona. Nie wróci, dopóki nie schwytamy twojego męża. Gdyby była w domu, mogłoby się to dla niej źle skończyć.

Matka Silasa też tak myślała, ale nie chciała wypowiadać głośno swoich obaw.

Właściwie była to sympatyczna i dość łatwowierna kobieta, ale aresztowanie męża, a później jego ucieczka, bardzo zszarpały jej nerwy. W tej sytuacji nieustanne zamartwianie się Silasa o jakiegoś fantastycznego smoka denerwowało ją ponad wszelką miarę.

– Nie siedź tu nieustannie – burknęła zirytowana do syna. – Wyjdź do ogrodu, wolno ci to zrobić.

– Dlaczego zostaliśmy tutaj uwięzieni?

– Dlatego, że twoja głupia kuzynka Lilja, wypaplała…

W porę się powstrzymała.

– Nie jesteśmy więźniami, Silas. Strażnicy są tutaj po to, żeby nas ochraniać.

Potem bardzo szybko, żeby nie zdążył zapytać „przed kim? „, wypchnęła go do ogrodu.

Oczywiście na dworze było bardzo pięknie. Silas jednak nie dostrzegał ani mieniących się kolorami grządek z kwiatami ani złotokapu, zwisającego kaskadami nad ogrodzeniem. Myślał nieustannie o swoim nieszczęśliwym przyjacielu smoku. Oni dwaj, tacy samotni, odnaleźli się nawzajem a teraz nie mogą ze sobą być!

Po drugiej stronie białego płotu zauważył jakiś ruch. Silas drgnął i zaczął przyglądać się uważniej.

Stało tam dwóch chłopców i dziewczynka. Jeden z chłopców mógł być w jego wieku, drugi trochę starszy.

– Cześć – przywitali się wszyscy troje.

Uszy Silasa zrobiły się czerwone, wiedział bowiem, że wszyscy wyśmiewają się najpierw z jego uszu.

Zaraz znowu się zacznie, pomyślał zgnębiony, z bijącym sercem. Najpierw zamierzał uciec, ale przecież prędzej czy później i tak musi do tego dojść. Nie będzie uciekał, w tym nowym miejscu już nie.