Выбрать главу

Smok wyglądał naprawdę strasznie. Naprawdę, naprawdę potwornie!

Oj, mijają właśnie wytworny dom, w którym mieszka księżna Theresa. Matka Silasa westchnęła. Rzeczywiście znalazła się w wykwintnym świecie! Księżna wstąpiła do niej przed kilkoma dniami by powitać nowych sąsiadów. Matka Lilji była kompletnie oszołomiona, przypomniała sobie z lekką pogardą. Ona sama bowiem… uff, co tu zaprzeczać, jej też to bardzo zaimponowało.

I oto teraz księżna wyszła do ogrodu! Przywitała się serdecznie z tymi dwojgiem, którzy prowadzili mechanicznego smoka. Dziwne, ale smok poruszał się bez niczyjej pomocy. Księżna uściskała młodą kobietę! A Strażnik kłaniał się z wielkim szacunkiem szlachetnej damie. Wyglądało na to, że wszyscy znają się bardzo dobrze. Uczucie zazdrości przeniknęło serce matki Silasa, ale natychmiast ustąpiło. Ona przecież także zna księżnę. No właśnie! Sprytne urządzenia te aparaciki mowy, dlaczego jej mąż, Peter, nikomu ich nie chciał dać? Teraz jednak otrzymała własne.

O rany, księżna wita się również ze smokiem! Czy ona nie widzi, że to sztuczna zabawka? Nikt się przecież nie wita z jakimiś cudactwami z wesołego miasteczka. Zresztą z żywym smokiem też nie…

Swoją drogą trzeba przyznać, że urządzenie wykonane jest znakomicie! Smok wygląda jak żywy, na dodatek teraz z gracją pochylił długą szyję, jakby chciał, żeby księżna podrapała go za uszami.

Goście pomachali księżnej i znowu ruszyli przed siebie. Oni idą tutaj! No, właściwie to się tego spodziewałam, ale dlaczego chcą sprawiać ból mojemu małemu chłopcu? Oszukiwać dziecko sztucznym smokiem, wmawiać mu, że jest prawdziwy, czy mały już się dość nie nacierpiał?

Nie, nie, nie, oni zamierzają wejść do ogrodu z tym monstrum, och, co się stanie z moimi grządkami? A Silas, nieszczęsne dziecko, biegnie im na spotkanie taki uradowany. Dzieci z sąsiedztwa za nim. Nie, muszę ich powstrzymać!

Wybiegła na dziedziniec akurat w momencie, kiedy Silas zarzucił smokowi ręce na szyję, a zwierzę lizało go po twarzy szorstkim jęzorem.

Widok był przerażający. Naprawdę znakomicie zrobiona zabawka!

– Silas, zostaw smoka! – zawołała.

– Dzień dobry, pani Anderson – przywitał się Strażnik. – Jestem Kiro, przyjaciel Gorama, a to Sol z Ludzi Lodu. Mój drogi smok chciałby się jeszcze raz przywitać z Silasem, mam nadzieję, że to pani nie przeszkadza.

Sol zamierzała właściwie przedstawić się jako Sol wiedźma, ale Kiro ją ubiegł i tak chyba było najlepiej.

Mama chłopca chciała ostro odpowiedzieć coś w rodzaju, że nie życzy sobie takich atrakcji w swoim ogródku, gdy przyszła jej do głowy zupełnie inna myśl. Dziwne, ale nie była to jej własna myśl. „Tak bardzo tęskniłem za Silasem! Czy mogę zostać tu przez chwilę? „. Kobietę przeniknął zimny dreszcz. Te słowa pochodziły od smoka! „I jestem trochę zmęczony. Od dawna mam skaleczoną stopę”.

Dopiero kiedy zrozumiała, że zwierzę naprawdę żyje, wrzasnęła przejmująco:

– Silas! Uciekaj ile sił w nogach, to żywy smok!

– Przecież o tym wiem, mamo. My jesteśmy przyjaciółmi.

Bliska omdlenia dopadła do syna, żeby go odciągnąć, gdy usłyszała kolejną prośbę potwora: „Silas i ja jesteśmy tak samo samotni. Ja go lubię i chcę dla niego dobra. Czy mógłbym się napić trochę wody z tej sadzawki?”.

Dzieci poklepywały i głaskały smoka, który zdawał się bardzo sobie cenić ich zainteresowanie.

Mama Silasa musiała usiąść na ogrodowym krześle, żeby nie upaść. Jak spod huczącego wodospadu dotarły do niej słowa Kiro:

– Smok będzie mieszkał w domu moim i Sol. Zbudujemy ten dom nieco powyżej waszego na zboczu wzgórza. Smok będzie mógł pilnować, żeby Silasowi i innym dzieciom nie przytrafiło się nic złego, i będą mogli być razem, ile tylko zechcą.

Chcę wracać do domu, chcę stąd odejść, znaleźć się znowu na ziemi, jak najdalej od tego groteskowego kraju, myślała gorączkowo. To nieprawda, nie mogę tego przeżywać! W dodatku mój syn bawi się z Murzynem. Mąż by tego nie ścierpiał.

Wtedy przypomniała sobie, że nie ma już męża, ponieważ to człowiek, który teraz poluje na Lilję i prawdopodobnie również na Silasa, by ich zamordować, więc z takim człowiekiem ona nie chce mieć już nic wspólnego. W rzeczywistości nie ma z nim nic wspólnego od wielu lat, całe ich małżeństwo było tylko fasadą. Chodziło o to, żeby nikt się nie dowiedział, co dzieje się w czterech ścianach ich domu.

A teraz ona stoi, otoczona życzliwymi istotami, nikt nikomu nie dokucza, nikt nie chce być lepszy od innych, tylko serdeczność i troskliwość. Nawet smok troszczy się o jej dobro.

Była oszołomiona, poruszona, bała się, że w następnej chwili zacznie płakać. Powiedziała więc niepewnym głosem, zanim odwróciła się, żeby odejść:

– Dobrze, Silas, możesz się bawić z kim chcesz.

Wtedy zauważyła, że dwoje jej młodszych dzieci stoi na schodach i wpatruje się wytrzeszczonymi oczyma w smoka. Zagarnęła malców jednym ruchem i zatrzasnęła za sobą drzwi, są przecież granice liberalizmu!

Przystanęła. Znowu uchyliła drzwi.

– Powiedz zwierzęciu, że może pić z sadzawki, ile chce. I zaprowadźcie smoka do weterynarza, niech mu obejrzy nogę!

– To już załatwione. Nasz przyjaciel, Jaskari, obejrzy go jutro. Dziękujemy… pani Anderson – rzekł Kiro przyjaźnie.

Z drżeniem patrzyła, że smok przysunął paszczę do powierzchni wody i zaczyna pić. W jednej chwili sadzawka zrobiła się sucha. Bogu dzięki, że nie ma w niej ryb.

– Oddamy wodę – obiecał elegancki Strażnik.

Ale Silas był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Jego i jego nowym przyjaciołom pozwolono pójść z Kiro i Sol na wzgórza, by obejrzeć miejsce pod planowany dom. Zaraz potem przyszła inna para, która najwyraźniej miała budować dom na sąsiedniej działce. To również Lemuryjczyk i kobieta, nazywali się Ram i Indra, i byli dokładnie tak samo sympatyczni, żartowali z Silasem i jego przyjaciółmi, których w miarę upływu dnia wciąż przybywało. Żartowali z nimi tak jak z dorosłymi ludźmi, a jeśli kiedykolwiek się z nimi przekomarzali, to dlatego, że lubili dzieci i że to bardzo przyjemne. Silas był tam nieustannie jako ważny członek wspólnoty. I dzieci przez całe słoneczne popołudnie bawiły się z równie uszczęśliwionym smokiem.

Nareszcie Silas znalazł się w serdecznym i życzliwym środowisku. Zasłużył sobie na to.

22

Silas nie wiedział o ciemnych chmurach zbierających się nad głową Lilji, a częściowo i nad nim.

Jego ojczym, Peter Anderson, jeszcze nie odkrył, co się stało z rodzinami jego i brata. Zresztą to nie było takie łatwe. Królestwo Światła jest rozległe, a on został całkiem sam. Nie miał się kogo poradzić. Ścigano go. Ścigano niczym zwierzę, myślał rozgoryczony.

Te przeklęte bachory, Lilja i Silas! Wszystko, co się stało, to ich wina. To oni zniszczyli mu życie. Żeby chodzić do Strażników i gadać na własną rodzinę! Czyż on popełnił jakieś przestępstwo? Po prostu trzymał familię w posłuszeństwie i bojaźni Bożej, a przecież to obowiązek i prawo każdego ojca rodziny. Czyż nie chodził do kościoła co najmniej trzy razy w roku?

Nie, niech no tylko dorwie tę przeklętą smarkulę, Lilję, to łeb jej ukręci. Wtedy dopiero będzie siedziała cicho. A Silas, to kukułcze jajo, które znalazło się w jego gnieździe, najpierw oberwie mu te cholerne uszy, bo na co mu one, skoro i tak nie słyszy? Potem utopi smarkacza w sadzawce.

Babie też się dostanie, co on ma z nią wspólnego, zaczyna wrzeszczeć, ledwo ją dotknąć. On i brat to jeszcze chłopy na schwał, nigdy nie mieli kłopotów z przygadaniem sobie kobiet. Powinni zacząć nowe życie. Pozbyć się starych bab, znaleźć sobie nowe młode i ponętne dziewczyny. A dzieciaki? Niech się wynoszą, wrzeszczą tylko przez cały czas, wystarczy któreś tknąć.