Z trudem zwrócili ku niemu twarze.
Tsi-Tsungga nigdy nie potrafił wyrażać się z salonową elegancją. Mówił po prostu to, co miał na sercu.
– Witajcie, mamo i tato! Bardzo za wami tęskniłem!
Upadł na kolana przy łóżku matki, przesłonił twarz, żeby ukryć łzy. Wolno na jego karku spoczęła wychudzona dłoń.
– Synku – szepnął z wysiłkiem słaby głos. – Jakiś ty piękny! I mówią o tobie tyle… dobrych rzeczy.
Spojrzał na matkę ze szczerym zdumieniem.
– Naprawdę? Nie wiedziałem.
Ojciec uśmiechnął się do niego i leciutko skinął głową.
Tsi zerwał się na równe nogi.
– Och, muszę wam pokazać! Zaczekajcie tutaj!
Zaczekać tutaj? Oboje się uśmiechnęli.
Po chwili był z powrotem, po krótkiej wymianie zdań z pielęgniarką dziecięcą otrzymał pozwolenie, by pokazać córeczkę rodzicom. Nie wolno im tylko dotykać dziecka, Tsi musi stać w progu, nie powinien wchodzić do sali, pielęgniarka surowo tego zakazała.
Tsi obiecał solennie, że tak będzie, i zaniósł swój najdroższy skarb do pokoju rodziców.
– Popatrzcie, mamo, tato! To wasza wnuczka. Nazywam ją Gwiazdeczka. Oko Nocy tak nazywał Berengarię, moim zdaniem to bardzo piękne.
Oczy matki rozbłysły w prawdziwym od wielu lat uśmiechu. Ojciec próbował coś powiedzieć.
– Ach, chodzi ci o matkę dziecka? To Siska – wyjaśnił Tsi z dumą. – Prawdziwa księżniczka.
Potem musiał już iść. Ale napełnił wielką radością i wolą życia te dwa serca, które od dawna były prawie martwe.
Lilja mogła wrócić do domu. Przykro jej było jednak, że musi opuścić szpital i nowych przyjaciół. Misy nie było już na oddziale, została przewieziona do innej części szpitala, Lilja nie wiedziała, gdzie to jest. Siskę wkrótce wypisano i pozwolono jej wprowadzić się razem z Tsi do nowego domu. Stał na wzgórzach, wysoko, tuż pod lasem, bo to było naturalne środowisko Tsi. Na rozkaz Rama budowniczowie zabrali się do pracy zaraz po powrocie ekspedycji do Królestwa Światła i dom został wzniesiony w ciągu zaledwie paru dni. Nowe wille Indry i Sol też nadawały się już do zamieszkania, na posesji Sol urządzono wielkie, luksusowe terrarium dla smoka.
Tak więc Miranda miała zostać sama na oddziale położniczym. Bo u niej na razie nic się nie zmieniło.
Przyszedł Goram, żeby zabrać Lilję.
– Witaj, moja droga – powiedział przyjaźnie. – Pewnie się cieszysz, że możesz już spokojnie wracać?
Nie była w stanie mu odpowiedzieć. Po pierwsze, nie była taka pewna, czy cieszy się z możliwości powrotu, a po drugie, zawsze w jego obecności traciła rezon.
– Miranda będzie taka samotna – wykrztusiła w końcu. – Może mogłabym…
Zdołała wypowiedzieć swoje życzenie! Goram patrzył na nią pytająco. Czekał, że Lilja wejdzie do sali, żeby zabrać swój bagaż, ubrania i przybory toaletowe.
Tymczasem uświadomił sobie, że ona chce tu zostać. Dopóki nie nadejdzie czas Mirandy, wyjaśniała. Zdumiony potrząsał głową, ale Miranda ucieszyła się szczerze. Bardzo się bała samotności.
Chyba zachowałam się głupio, pomyślała Lilja. Mogłabym przejechać się jeszcze raz gondolą w jego towarzystwie. Nie ma przecież pewności, że następnym razem też on po mnie przyjedzie.
– Organizujemy wielką uroczystość – uśmiechnął się Goram, zanim wyszedł. – Jest tyle powodów do świętowania. Zwycięstwo nad Górami Czarnymi. Zdobycie jasnej wody. Powrót do domu zagubionych członków wcześniejszych ekspedycji. Odnalezienie rodziców Tsi. Poza tym odbędzie się wiele ślubów. I dzieciom trzeba ponadawać imiona…
– Czy zdążę wrócić do domu przed uroczystością? – zapytała Miranda pośpiesznie.
– Oczywiście, że zdążysz! Twojemu dziecku także trzeba nadać imię pod Świętym Słońcem. Będziemy na ciebie czekać. Nie sądzisz chyba, że moglibyśmy świętować bez ciebie. No i najważniejsze, wszyscy powinni uczcić Oko Nocy, jego wielki wyczyn został niemal zapomniany w całym zamieszaniu z powodu katastrofy, problemów Lilji i Silasa, wydarzeniami w Starej Twierdzy i ucieczką Petera Andersona.
– No właśnie, a co z nim teraz? I… z jego bratem?
Nie zdobyła się na to, by powiedzieć „z moim ojcem”. To zbyt bolesne. Goram odpowiedział krótko:
– Nawet o nich nie pytaj!
Wytrzeszczyła oczy.
– Nie, oni żyją – pośpieszył z wyjaśnieniami. – Ale nigdy tu już nie przyjdą. Nigdy, żaden.
Lilja odczuwała głęboką ulgę. Taki jest zawsze los domowych tyranów, kiedy znikną, nikt za nimi nie tęskni.
Goram szykował się do wyjścia.
– A co będziesz robić po powrocie do domu, Lilio?
Tęsknić za tobą, pomyślała.
Coś ty ze mną zrobił, Goram? Dlaczego postawiłeś moje życie na głowie? Tylko po to, żeby potem z niego zniknąć? Jaki będzie mój los w przyszłości?
Odpowiedziała jednak coś w rodzaju, że ma różne plany, ale jeszcze nic się nie wykrystalizowało.
– No to życzę ci powodzenia – uśmiechnął się, po czym wyszedł.
Przez chwilę Lilja czuła straszną pustkę w sercu. Oczywiście bywała zakochana i przedtem, nigdy jednak w ten sposób. Interesowała się przeważnie najbardziej popularnymi chłopcami, tak zresztą robią wszystkie nastolatki. Oni też zwracali uwagę na najładniejsze dziewczyny w grupie, zwykle więc jej kiełkująca miłość gasła bardzo szybko. Nie ma bowiem nic bardziej śmiesznego, niż patrzeć, jak wybranek serca zabiega o względy innej. Nie pozostaje wtedy nic innego jak niechęć, uczucia więdną, on wydaje się śmieszny i człowiek żałuje straconego czasu.
Ale teraz to co innego. Lilja została wessana przez aurę Lemuryjczyka i wydawało się, że jest nieodwracalnie stracona.
W osadzie duchów do mieszkającego tam Cienia przyszli goście. Już zawczasu wpadały do jego domu różne bardzo podniecone duchy wołając:
– Wyjdź no na ganek, zobaczysz, kto idzie!
Wyszedł więc. Przez otwarty plac zbliżał się ku niemu liczny orszak. Procesja złożona z najwyżej postawionych mężczyzn i kobiet o szlachetnych twarzach.
Wszyscy zatrzymali się przed nim. Najgodniejszy z nich w haftowanej złotem szacie i w koronie na głowie powiedział wolno:
– Wiele czasu minęło od chwili, kiedyśmy się rozstali, Amachratwanarig!
Cień padł na kolana i pochylił głowę.
– Wiele setek lat, Panie Królu. Największy błąd, jaki popełniłem, to to, że rozdzieliłem się z wami wtedy.
Ostatni lemuryjski król na ziemi poprosił go, by wstał.
– Nie, mój dzielny wojowniku. To, że tam zostałeś, okazało się wielkim dobrodziejstwem dla Królestwa Światła.
Cień zaprosił ich gestem do swego domu. Wyraz twarzy świadczył o głębokim wzruszeniu. Cały orszak wszedł w jego progi.
24
Dwa dni później urodziło się pierwsze po tysiącach lat dziecko Madragów. Maleńka dziewczynka, ku wielkiej uldze wszystkich krewnych.
Jaskari również oddychał spokojniej. On i Misa denerwowali się tak samo porodem, nikt bowiem nic nie wiedział na temat, jak to z tym jest u kobiet Madragów. W końcu okazało się, że wszystko odbywa się siłami natury, nie powstały żadne zaskakujące sytuacje ani komplikacje.
Gorzej z Mirandą. Wszystko ciągnęło się już tak długo, że w końcu Jaskari musiał przyśpieszyć cały proces. Poród był taki trudny ze względu na chłopięcą figurę i bardzo szczupłe biodra Mirandy, trzeba było zrobić cesarskie cięcie, dłużej już Jaskari nie chciał czekać.
Miranda urodziła synka. Jaskari był równie dumny jak rodzice, było to bowiem jego pierwsze cesarskie cięcie i wszystko udało się bardzo dobrze.
Indra powiedziała: najpierw wszystkie dziewczyny w naszej grupie były bardzo cnotliwe, a potem, w przeciągu zaledwie dwóch tygodni, trzy z nich wydały na świat dzieci! Ale jest nas więcej. Zaczekajcie tylko, pójdziemy w ich ślady!