Выбрать главу

Siska, Misa i Miranda zostały wezwane na podium, weszły tam z noworodkami na rękach. Jeśli, oczywiście, można szybko rosnącą Gwiazdeczkę nazwać noworodkiem. Ta urodzona mała kobietka śmiała się do fotografów i machała im rączkami. Tsi zwrócił się do publiczności i oznajmił głośno, że to jego córeczka.

– Ale mamy więcej nowych obywateli – powiedział znowu Faron z uśmiechem.

Na podium weszło w milczeniu kilka kobiet z rodu elfów z maleńkimi dziećmi i pokazały je zebranym. Wielu wstrzymało dech ze zdumienia nad podobieństwem tych dzieci i Gwiazdeczki. Faron powitał maleńkie elfy na świecie i w Królestwie Światła. „Nasz kraj nie byłby taki sam bez elfów”, powiedział serdecznie.

– Chcieliśmy zaprezentować maleństwa na samym początku, dopóki jeszcze nie śpią. Czeka nas bowiem bardzo długi dzień – zwrócił się do publiczności.

Dzieci wróciły na salę.

Długi dzień. To wspaniale, pomyślała Lilja.

Faron mówił dalej:

– Jest też kilka par, które chciałyby połączyć swoje losy. Ich jednak nie będziemy teraz prezentować, podobnie jak maleństwa zostaną pobłogosławione w promieniach Świętego Słońca. A teraz zapraszam wszystkich na koncert, to znaczy na jego pierwszą część, przed posiłkiem.

Na scenę wszedł liczny chór. Lilja wstrzymała oddech. Śpiewali anielsko, nigdy nie słyszała czegoś równie pięknego. Dotarł do niej szept Indry: „Ależ oni są utalentowani! Muszę się zapisać do tego chóru! „.

Nagłe, w przerwie między jedną pieśnią a drugą, ktoś przesłonił scenę przed wzrokiem Lilji. Stał przed nią Strażnik. Spojrzała w górę, to Goram. Przywitał się z jej matką i ciotką, pomachał przyjaźnie Silasowi. Lilja ciężko przełknęła ślinę.

Kochana mamo, nie zepsuj czegoś, błagała w duchu.

– Chodź, Liljo, musimy iść!

– Dokąd? – spytała głupio.

– Przecież jesteś matką chrzestną – przypomniał jej. – Ceremonia odbędzie się teraz, przed drugą częścią uroczystości, poświęconą głównie ekspedycji. Masz bardzo ładną sukienkę – dodał z uśmiechem.

Lilja, która nie łączyła uroczystości nadania dzieciom imion z dzisiejszym świętem, podniosła się lekko zakłopotana. Goram skinął uspokajająco do jej matki i poszedł przed Lilją między rzędami ławek. Kącikiem oka zauważyła, że Miranda z dzieckiem i Indra też wychodzą. W ciszy niewielka grupa osób opuściła piękny koncert.

Wsiedli do gondoli. Goram upewnił się, czy Lilja siedzi wygodnie, i pojazd wzniósł się w niebo. Zdążyła zauważyć, że lecą też Marco i Dolg, Tsi i Siska, Ram i Kiro. I Madragowie. Reszty podróżnych nie znała.

Po chwili wylądowali w stolicy przed budowlą z wielkim Świętym Słońcem na reliefie nad bramą.

Lilja była sztywna z przejęcia. Domyślała się, że dzieje się coś wielkiego. Cieszyło ją, że zna tak wielu uczestników ceremonii, że Goram przez cały czas się nią opiekuje i wskazuje drogę. Najwyraźniej powierzono mu opiekę nad nią. Boże drogi, jak ja go kocham! Żeby ten dzień trwał wiecznie!

Kodowany zamek w drzwiach został otwarty. Nawet Indra milczała, najwyraźniej to bardzo uroczysta chwila. Trzymała Rama za rękę, kiedy wchodzili po schodach. Dolg zniknął w innych drzwiach również zamkniętych na kodowany zamek, reszta została wprowadzona do stosunkowo niewielkiego pomieszczenia o pancernych, pięknie zdobionych ścianach.

To nie może być prawda, myślała Lilja, zaraz się obudzę.

Ale to była prawda. W miarę jak ceremonia postępowała, Lilja zdołała opanować trochę nerwy, serce nie tłukło się już tak boleśnie w piersi, pulsowanie w skroniach zelżało.

Przewodniczył Faron, nie widziała go po drodze. Widocznie z Sagi przyleciało wiele gondoli.

Ci, którzy wybrali sobie towarzyszy życia, mieli teraz wystąpić naprzód. Byli to: Indra i Ram, Siska i Tsi, jakaś para o imionach Thomas i Oriana oraz Helge i Paula. A poza tym Kiro i Sol, więc w końcu zobaczyła również Sol! Niezrównana, nie istnieje na świecie nikt do niej podobny. Przybył też Indianin, Oko Nocy, bohater tego dnia, prowadził pod rękę narzeczoną o imieniu Mały Ptaszek. Wszyscy należeli do wybranej grupy.

Kiedy stanęli już przed Faronem, który przemawiał do nich cicho, ponad głowami zebranych rozbłysło intensywne światło. Łagodne, ale silne i… przepełnione miłością, tak się przynajmniej zdawało Lilji. Poczuła ucisk w gardle, przepełniało ją cudowne uczucie. Nie dostrzegała źródła tego światła, było ukryte gdzieś pod sufitem. Widziała jednak, że młode pary są zalane tym ciepłym światłem, Siska i Tsi płakali ze wzruszenia, Indra trzymała rękę Rama tak mocno, że aż dłoń jej zbielała.

Po chwili z bocznych drzwi wyszedł Dolg. On też powiedział coś cicho do wszystkich par, potem uniósł w górę dwa fantastyczne szlachetne kamienie i nowożeńców zalało niewiarygodne, przepyszne światło, czerwone i niebieskie, mieniło się, falowało, przenikało nawzajem w cudownej grze.

Kiedy ów niebiański blask ściemniał, wydawało się jakby słońce zgasło. Lilja poczuła, że kolana się pod nią uginają, i musiała usiąść.

Tego naprawdę za wiele dla kogoś, kto pochodzi z Małego Madrytu, myślała.

Nagle pojawił się przy niej Marco i ujął ją delikatnie pod ramię.

– Nasza kolej, Liljo!

Wtedy uświadomiła sobie, że nowożeńcy odeszli na swoje miejsca. Teraz zaś Misa wyszła przed zgromadzonych ze swoją małą, słodką córeczką, a obok niej dwaj Madragowie, z pewnością ojcowie chrzestni. Gdyby Lilja wiedziała, jak który z nich ma na imię, domyśliłaby się, który jest ojcem dziecka. To ten, siedzący niedaleko niej z niebywale dumną miną. Nie znała jednak jego imienia. Widziała, że również Miranda idzie ze swoim synkiem, a jego rodzicami chrzestnymi są bardzo przystojny mężczyzna, Armas, o którym opowiadała Siska, i nie znana Lilji dziewczyna, imieniem Elena.

Nadeszła kolej na Siskę z córeczką w ramionach, w ślad za nią podążyli Marco i Lilja, na końcu szły elfy takie leciutkie i zwiewne, że Lilja poczuła się duża i niezdarna.

Ona i Marco zajęli miejsca po obu stronach Siski. W pomieszczeniu panowała absolutna cisza.

I wtedy poczuła na sobie przepełnione miłością ciepłe promienie, pokój znowu wypełnił się światłem, znowu zapalono Święte Słońce. Lilja wiedziała, że ono używane jest tylko przy okazji największych uroczystości, to nie jest to wielkie słońce, które świeci ponad Królestwem Światła. Rozejrzała się po pomieszczeniu i napotkała spojrzenie Gorama. Uśmiechnął się do niej i skinął, jakby dla dodania jej odwagi. Odpowiedziała mu uśmiechem, na nic więcej nie miała czasu, bo właśnie pojawił się Dolg z kamieniami.

Podczas gdy światło klejnotów padało na dzieci, Faron nadawał im po kolei imiona. Tsi-Tsungga dotrzymał obietnicy i znalazł Gwiazdeczce wiele pięknych imion. Lilja podejrzewała jednak, że również w przyszłości mała będzie nazywana Gwiazdeczką.

Wciąż padało na nich cudowne światło. Wypełniała ich miłość do całego świata i wyrozumiałość dla wszelkiej odmienności. Lilja czuła się taka… dobra.

Ona i Marco musieli złożyć przysięgę, że będą się troszczyć w przyszłości o Gwiazdeczkę tak, by nie przydarzyło się jej nic złego. W końcu światło znowu zgasło. Ceremonia dobiegła końca.

Faron wezwał do siebie Siskę, Misę i Mirandę. W jego głosie brzmiała głęboka powaga.

– Sisko i Mirando! Obie urodziłyście piękne dzieci. Ale na tym koniec! Przy następnym porodzie zdrowie, a nawet życie Mirandy byłoby narażone na wielkie ryzyko, a ty, Sisko, dobrze wiesz, co mogłoby się stać. Następnym razem mogłabyś urodzić istotę ziemi, nigdy bowiem nie wiadomo, jakie dziedzictwo przeważy w dziecku. A więc nie możesz więcej rodzić! Ty, Miso, natomiast możesz mieć tyle dzieci, ile zapragniesz. Należysz do wyjątkowego, wymarłego gatunku i z wielką radością powitamy w naszym Królestwie kolejnych, wspaniałych Madragów.