5
Przez dłuższą chwilę większość podróżnych na pokładzie J2 nie była w stanie się ruszyć. Ta nowa przeszkoda po prostu ich poraziła.
Znajdowali się tak blisko domu, że widzieli w oddali lasy Ciemności, i właśnie teraz ich pojazd musiał się roztrzaskać w absolutnie najgorszym miejscu. Znajdowali się na płaskowyżu tuż przed granicą, tak że wszystkie straże mogły ich widzieć.
Tich krzyknął z wieży:
– Nie dostrzegam żadnych śladów życia przy stacji granicznej. Ale nigdy nie wiadomo.
Pospiesznie zszedł po schodach na dół. Ram i wielu innych wybiegło już na zewnątrz, by zbadać uszkodzenia. Cała gąsienica leżała popękana na ziemi.
– Czy możemy jechać bez gąsienicy? – zapytała Indra, czując, że tego rodzaju pytań kobiety nigdy nie powinny zadawać w obecności mężczyzn.
Ale Tich spokojnie wyjaśnił jej, dlaczego nie da się tego zrobić, ona zapewniała, że rozumie, chociaż naprawdę nie miała pojęcia, o co chodzi.
– Cień – powiedział Faron. – Pójdziesz na dół do granicy i rozejrzysz się, jak tam jest?
– Naturalnie – odparł Cień, wdzięczny, że ma coś do roboty. Bardzo zazdrościł Shirze i Marowi, którzy towarzyszyli Oku Nocy aż do źródeł. – Pójdę i zobaczę ilu ich jest i jak są uzbrojeni.
– Znakomicie! Zobacz też, czy moglibyśmy się jakoś koło nich przemknąć!
Cień natychmiast zniknął.
Indra wróciła do pojazdu. Czekało tam pięć duchów żywiołów, patrzyły teraz na nią pytająco. Widziała w ich oczach lęk i niepokój. One też źle się czuły w sytuacji, gdy na każdym kroku napotykali przeszkody i niebezpieczeństwa, wciąż atakowani przez złe moce. Duchy wiedziały, że jeśli tylko uda im się wydostać z Ciemności, to niebezpieczeństwo będzie znacznie mniejsze. Wyglądało jednak na to, że opuszczenie Ciemności jest sprawą niezwykle trudną.
Indra rozumiała duchy. Na zewnątrz majaczyły już głębokie lasy Ciemności. Ale droga do nich została zamknięta przez beznadziejnych wartowników, którzy najprawdopodobniej nie mieli pojęcia, że główny bastion już się zawalił.
No zresztą nie, pojęcie musieli chyba mieć. Marco narobił takiego hałasu, że nie mogli tego nie zauważyć. Chociaż może sądzili, że to ich władcy w ten sposób przepędzili intruzów. Tylko skąd te okropne opady?
Na zewnątrz pracowano z zapałem, żeby naprawić gąsienicę, ale Indra nie miała ochoty się do tego przyłączyć. Wyjaśniła duchom, jak się rzeczy mają, powiedziała im, że Cień wybrał się na zwiady. Duchy trochę się uspokoiły.
Nie bądźcie takie nadęte, pomyślała Indra lekceważąco. Gdyby Shira i Mar w was nie wierzyli, w ogóle byście już nie istniały!
Może właśnie dlatego są takie lękliwe. Wiedzą, że ich egzystencja wisi na bardzo cieniutkim włosku.
Shama różnił się trochę od pozostałych czworga. Sprawiał wrażenie spokojniejszego, wygłaszał ironiczna komentarze. Ale taka postawa bardzo często skrywa niepewność.
Nagle Indra spostrzegła, że w grupie na zewnątrz pojawił się Cień, pośpieszyła więc tam i przyszła akurat w momencie, kiedy Faron mówił:
– Oni są martwi, wszyscy co do jednego. – Potem dodał, zwracając się do Cienia, Shiry i Mara: – Czy wy troje moglibyście podjąć szybką zwiadowczą wyprawę do najbliższych dolin i w okolice granicy, rozejrzeć się, czy wszędzie sytuacja wygląda tak samo? Spieszcie się jednak, za nic nie chcielibyśmy was utracić!
Wszyscy troje zniknęli momentalnie.
– No jak z gąsienicą, Tich? – zapytał Faron.
Madrag westchnął ciężko.
– Jest zbyt zniszczona, a przez to za krótka, żebyśmy ją znowu mogli jakoś połączyć. Musimy nadsztukować kawałkiem innego materiału. Nie wiem tylko, skąd go wziąć. Teraz powinniśmy mieć tutaj Móriego. Może on swoimi czarami potrafiłby naprawić gąsienicę.
– Ach, Móri, tak – zgodził się Faron. – Pamiętajcie, że jeśli kiedykolwiek wrócimy do domu, musimy mu szczegółowo opowiedzieć, jak bardzo nam go tutaj brakowało.
Marco skinął głową.
– I nigdy nigdzie nie pojedziemy bez niego.
– Myślę, że on już o tym wie – powiedział Dolg. – Kiro i Sol powiedzieli mi, że pierwsze, co zrobią w Królestwie Światła, to będzie wychwalanie umiejętności mojego ojca. Jestem pewien, że to go bardzo ucieszy.
– Miło nam to słyszeć – powiedział Faron. – Ale co zrobimy teraz? J2 nie jest już w stanie latać, prawda, Tich?
– Niestety, to niemożliwe. Słyszeliśmy wprawdzie, że J1 poderwał się tutaj przy stacji granicznej do lotu, ale w Dolinie Róż maszyneria J2 została dużo bardziej uszkodzona niż urządzenia J1. Nam się to nie uda.
Wszyscy zwrócili uwagę, że Tich mówi o pojazdach tak, jakby to byli jego żywi przyjaciele. Zresztą wielu w grupie odczuwało to tak samo. Indra przypominała sobie, że kiedyś zdawało jej się, iż są niepotrzebnie takie wielkie i brzydkie, ale przecież wypełniły swoją misję znakomicie i przez cały czas stanowiły dla nich dom. Cóż by zrobili bez Juggernautów? Już samo to, że mogli zabrać na pokład wielu dodatkowych pasażerów stanowi wielkie osiągnięcie.
Mimo woli poklepała karoserię J2 z wdzięcznością i jakby chciała dodać mu odwagi. Spojrzała potem na dłoń i stwierdziła, że jest bardzo brudna.
W ciągu tych tygodni Tich zużył tyle części zamiennych w J2, że po prostu nic mu już nie zostało. Ale Freki wiedział, co powinni zrobić:
– Gdybym miał ze sobą kogoś, kto mógłby mi otwierać drzwi, to mógłbym zbiec na dół do stacji granicznej i zobaczyć, co można tam znaleźć. Ten ktoś mógłby to przytwierdzić do moich pleców, i ja bym to tutaj przyniósł.
– Genialne – powiedział Faron. – Ruszam z tobą.
Faron uczynił Frekiemu wielki honor, że chciał z nim współpracować. Świadczyło to, jak bardzo wysoko postawiony Obcy ceni wilka. Indra nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Była trzecią uczestniczką ich dawnej wspólnej wyprawy. Teraz jednak nie miała żadnego zadania, więc milczała. Patrzyła tylko w ślad za nimi, gdy oddalali się w tempie Farona.
Mała gondola była tak zniszczona po szaleńczej wyprawie Tsi-Tsunggi do źródeł, a duża miała już wcześniej tyle uszkodzeń, że właściwie żadna nie nadawała się do użytku. Mimo to mężczyźni rozważali możliwość, by cała ekspedycja mogła odlecieć do domu. Było to jednak niemożliwe, z drugiej zaś strony wszyscy wiedzieli, że Tich za nic nie porzuciłby swego drogocennego pojazdu, inni też nie byliby w stanie tego zrobić.
J2 powinien wracać z nimi do domu i niech to kosztuje, ile chce.
Faron i Freki wrócili z czymś w rodzaju metalowych żaluzji.
– Gdyby to wzmocnić… – powiedział Faron trochę niepewnie.
Ekspert Tich przyglądał się uważnie kawałkom metalu.
– No, co ty na to, Ram?
Zanim Ram zdążył ocenić sytuację, wtrącił się Dolg.
– Niech magiczne kamienie się tym zajmą!
Żaluzja sprawiała wrażenie bardzo delikatnej. Chyba nie utrzyma takiego obciążenia.
– To jedyne, co udało nam się znaleźć – westchnął Faron.
– I świetnie pasuje – potwierdził Tich. – Zobaczmy tylko, co będą w stanie zrobić kamienie.
Dolg nakazał, by przytrzymano zniszczoną gąsienicę, po czym uzupełnił ją odpowiednio długim kawałkiem żaluzji. Wszyscy pomagali, dopóki Tich nie był w pełni zadowolony. Wtedy Dolg przyłożył kamienie do gąsienicy i szeptał coś do nich.
Mój Boże, on rozmawia z tymi kamieniami, jakby to były żywe istoty, pomyślała Indra. Ilu właściwie szaleńców jest wśród nas?
Rozejrzała się wokół. Wszyscy, skonstatowała. Wszyscy co do jednego. Oczywiście już w dzieciństwie uczyliśmy się przemawiać do zwierząt i traktować to, co rośnie, jak żywe istoty. Najwięcej jednak nauczyliśmy się w Królestwie Światła. Tutaj pojęliśmy, że ziemia, kamień, metal, a nawet skała, zawierają w sobie życie. Rozmawiam z kartami, kiedy układam pasjansa, ojcu żal jest szklanki, którą po myciu jako ostatnią wstawia do szafy, i bardzo uważa, żeby następnym razem, wyjąć ją jako pierwszą… Rzeczywiście wszyscy mamy trochę źle w głowach!