Ale z drugiej strony to bardzo przyjemne. Tym sposobem powiększamy w sobie zasoby dobroci i wyrozumiałości. Więc niech sobie mieszkańcy miasta nieprzystosowanych myślą, że jesteśmy stuknięci. Oni w przeciwieństwie do nas są wiecznie niezadowoleni.
Szafir i farangil dokonały cudów. Już wkrótce kawałki żaluzji były jak wtopione w pas, cienkie metalowe żeberka uzyskały te same wymiary, co pozostała część gąsienicy.
– Wsiadać, na pokład, wszyscy! – komenderował Faron. – Zanim duchy wrócą, załoga powinna być w komplecie.
Cień oraz Shira i Mar badali uważnie okolicę, każde na swoim odcinku, ale ich raporty były identyczne: w Górach Czarnych nie ma już nikogo żywego.
Tak więc Juggernaut mógł rozpocząć wędrówkę w stronę Ciemności. Indra usłyszała wspólne, głębokie westchnienie ulgi.
Teraz pozostawało tylko odnaleźć drogę do domu. W sercach wędrowców jednak wciąż tkwiła bolesna zadra:
Czy jeszcze istnieje jakiś dom?
Było tak, jak stwierdził Faron: od eksplozji nie widzieli Królestwa Światła. Czy można zakładać, że to wina tego potwornego zanieczyszczenia powietrza? Czyż nie powinno się już trochę przejaśnić? Co prawda znajdowali się na granicy Gór Czarnych, wobec czego Królestwo Światła mogło nie być stąd tak dobrze widoczne jak z centrum gór, gdzie widzieli je wprost nad sobą. Jednak różnica nie mogła być aż tak znaczna. Powinni widzieć przynajmniej światło od strony swego wytęsknionego domu.
Ale nie widzieli.
Teraz znajdowali się już zdecydowanie poza obrębem strasznych gór.
– Chciałam wyskoczyć tutaj z pojazdu i ucałować ziemię – powiedziała Indra. – Tak jak to kiedyś na ziemi czynił papież, pochylał się bardzo nisko, można było sądzić, że zgubił soczewki kontaktowe i szuka ich po omacku. Zaczekam jednak, aż znajdziemy się w granicach Królestwa Światła. Zapewniam was, że wtedy serdecznie ucałuję tamtejszą zieloną trawę.
– Ja także! – roześmiał się Tsi. – Pomyślcie, udało nam się wyjść z tego przeklętego królestwa cieni! I to wszystkim, którzy rozpoczynali wyprawę. Co ja mówię, wszystkim! Jest nas teraz dużo więcej!
To niebiańskie uczucie znaleźć się znowu w krainie ciemności. W tej Ciemności, która zazwyczaj tak bardzo przerażała mieszkańców Królestwa Światła. Teraz czuli się tu niemal jak w domu.
To jednak, niestety, jeszcze nie była prawda. Wiedzieli, że grupa Kiro na pokładzie J1 próbowała różnymi drogami dotrzeć do domu, żaden bowiem szlak nie był tym właściwym, trzeba było posuwać się po omacku. Tich próbował wypatrywać śladów J1 jak długo się dało, ale one urwały się bardzo szybko. Znajdowali się na jakiejś własnej drodze, nie wiedząc, gdzie dokładnie są. Czarne opady leżały również tutaj, w Ciemności.
Rozkaz Farona wciąż pozostawał w mocy. Należy wypoczywać i spać. Znajdowali się teraz na spokojnym terytorium, więc mogą sobie na to pozwolić.
Tylko czy mamy na to czas? myślała Indra i prawdopodobnie wielu podzielało jej wątpliwości. Każdy chciał dostać się jak najprędzej do domu.
Zdawali sobie jednak sprawę, jak bardzo potrzebują odpoczynku. Wkrótce też cała załoga J2 pogrążyła się we śnie. Jedynymi czuwającymi byli Cień i Freki. Po chwili jednak wilk również zasnął.
6
Cień siedział na wieżyczce i wpatrywał się w milczące lasy porastające terytorium Ciemności.
Długa podróż również i jemu dała się we znaki. Był wprawdzie duchem, ale bardzo, bardzo starym duchem, również on się męczył. Również on pragnął odpocząć, ale teraz tylko on mógł czuwać. Shira i Mar, dwa inne duchy na pokładzie J2, miały zszarpane nerwy po długim oczekiwaniu na Oko Nocy w okolicy źródeł. Oni bardziej potrzebowali wytchnienia. Cień nie dokonał niczego tak ważnego jak oni.
Po schodach wszedł cicho Faron, żeby dotrzymać mu towarzystwa.
– Spałem trochę – uśmiechnął się Obcy. – Ale mój mózg jest chyba zbyt pobudzony, by się odprężyć. Nawet we śnie próbowałem doprowadzić wszystkich bezpiecznie do domu.
– Spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność – przytaknął Cień. – To nie jest najlepszy środek nasenny.
– Masz rację! A tutaj spokojnie?
– Chyba nawet za spokojnie. W każdym razie mam czas na myślenie. Faron, chciałbym ci zadać jedno pytanie…
– Oczywiście, mój przyjacielu. Proszę, pytaj;
– Dziękuję. Ale to wymaga dłuższego wstępu.
– Czasu mamy dość.
– Tak. Czy ty znasz moją historię?
– Nie wiem nic ponad to, że byłeś duchem opiekuńczym Dolga, jeszcze zanim przyszedł na świat.
– Moja historia jest jednak znacznie dłuższa. Zaczyna się w czasach, kiedy istniała jeszcze piękna Lemuria. Otóż kiedy nasz świat pogrążał się w morzu, została uratowana niewielka grupa jego mieszkańców. Żeglowaliśmy na okręcie po oceanie światowym, by znaleźć drogę do centrum ziemi.
– Aha – rzekł Faron, jakby coś sobie przypomniał.
Cień popatrzył na niego pytająco, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
– No więc w końcu znaleźliśmy Wrota. My, to znaczy nasz król i kilka innych wysoko postawionych osób. Ja byłem jedynie wojownikiem.
– Zaczekaj, to musiało się dziać przed tysiącami lat?
– Tak właśnie było. Minęło tak wiele lat, że już dawno przestałem je liczyć. Powiedz mi, zastanawiałem się nad tym często podczas tej podróży, który z nas dwóch jest starszy? Pozostali, jak na przykład Dolg ze swymi trzystu latami, są jeszcze właściwie dziećmi.
– Teraz widzę, że tobie przypada pierwszeństwo – uśmiechnął się Faron. – Ale Freki też nie jest młodzieńcem. Ani Tich.
– Masz rację! I Tich, i ja przeżyliśmy wiele tysięcy lat. Prawdopodobnie jesteśmy rówieśnikami, jeśli można porównywać.
Obaj roześmiali się krótko.
Cień kontynuował swoją opowieść.
– I właśnie tamtego dnia popełniłem największe głupstwo w życiu. Nagle ogarnęła mnie panika i nie byłem w stanie przekroczyć Wrót do nieznanego. Pozostałem na ziemi. Miałem tego później gorzko żałować. Byłem przecież ostatnim Lemuryjczykiem. W końcu zresztą umarłem, po wiecznych poszukiwaniach Wrót, których nigdy nie odnalazłem. Zostałem pośród ludzi jako duch, który nie może zaznać spokoju.
Faron w zamyśleniu kiwał głową.
– To wy ukryliście święte kamienie oraz Święte Słońce? Po czym wziąłeś pod opiekę syna czarnoksiężnika, Dolga, i pomogłeś mu, by ten chłopiec o czystym sercu odnalazł wszystkie trzy skarby?
– Zgadza się. Od chwili kiedy on się urodził, moje życie znowu nabrało sensu. No, jeśli to można nazwać życiem, należę przecież do duchów.
– Oczywiście, że to jest życie – zapewnił Faron stanowczo. – Ale miałeś do mnie jakieś pytanie?
– No właśnie, musiałem jednak zrobić ten wstęp. Otóż przez cały czas w Królestwie Światła zastanawiałem się, co się mogło stać z moim królem i pozostałymi Lemuryjczykami. Czy oni kiedykolwiek dotarli do Królestwa Światła? Czy może później pomarli? Chociaż szukałem nieustannie, nigdy nie natrafiłem na ślad żadnego z nich.
– Mogłeś był zapytać.
– Pytałem. Pytałem Rama, który wie chyba najwięcej o wszystkich mieszkańcach, a już zwłaszcza o Lemuryjczykach. Ale on nie umiał mi nic powiedzieć.
– No tak, to nie takie znowu dziwne. Ja znam ich losy. Talornin również je znał, ale nie przyszło ci chyba nigdy do głowy, żeby pytać właśnie jego?