Osobiście wątpię, by udało im się choćby we fragmentach rozpracować Klucz, jeśli nie będziesz im zbyt wydatnie pomagał. W razie czego, musisz im także trochę przeszkadzać, mylić tropy, kierować na fałszywe tory. Słowem, będziesz w naszym imieniu nieoficjalnie sterował ich działalnością. Dobieraliśmy ich starannie. Nie powinno być wśród nich rzeczywistych zerowców, więc chyba nie sprawią ci kłopotów. Ale musisz na nich wciąż uważać!
– Jaki to ma sens? – dopytywał się wówczas Sneer, nie pojmując celu takich mistyfikacji. – Czyżby chodziło o stworzenie pozorów, w które wierzą sami uczestnicy pozoracji? Czy może o to, by zajęci nonsensowną, niepotrzebną nikomu działalnością, nie mieli czasu na zajmowanie się prawdziwymi, rzeczywistymi problemami?
– Po cóż mam ci wyjaśniać nasze motywy, skoro sam je stopniowo odkryjesz swoją zerową mózgownicą! – roześmiał się Barn.
Tak więc, Sneer trzymać musiał się instrukcji: w dzień udawał niezbyt rozgarniętego czwartaka, podsłuchując rozmowy, których – teoretycznie – nie powinien rozumieć. Gdy natomiast miał popołudniowy lub nocny dyżur i pozostawał sam w gmachu, obchodził laboratoria i pracownie uczonych i kontrolował wyniki ich pracy. Na szczęście, nie miał z tym zbyt wiele roboty, bo w szufladach większości biurek znajdował tylko arkusze papieru pobazgrane bezsensownymi zawijasami – owoc całodniowej symulowanej działalności naukowej.
Jeśli tak wygląda działalność uczonych, to można sobie wyobrazić, jak wygląda praca na niższych szczeblach, gdzie przeważają dwojacy i trojacy – konkludował ze zgrozą, lecz natychmiast nasuwały się pocieszające wnioski. – Ale jeśli jest to zjawiskiem powszechnym, i mimo wszystko cały mechanizm społeczno-gospodarczy jakoś działa, należy sądzić, iż praca wszystkich zatrudnionych obywateli Argolandu jest psu na budę potrzebna, stanowiąc tylko kamuflaż. Ale… dla kogo? Czemu ma służyć ta komedia? Przed kim jest odgrywana? Czy wszyscy udają przed wszystkimi, że wszystko tu dzieje się na serio, że jest niezbędne i konieczne? Dla kogo ci prawdziwi zerowcy, ta bliżej nie określona grupa, zwana Radą Nadzorczą, utrzymuje w ruchu tę fikcję, to społeczne „perpetuum mobile" absurdu?
Sneer przypomniał sobie reklamowy pokaz sprawności sexomatów. Tak, już wtedy nasunęło mu się podejrzenie, że automatyzacja wszystkich dziedzin życia czyni zbędną obecność człowieka na tym globie. Czyżby chodziło o to, by za wszelką cenę utrzymać w społeczeństwie przekonanie, że tak nie jest? Przecież, jeśli się dobrze zastanowić, to – biorąc pod uwagę tę pozorność i umowność czynności osób „pracujących" – można by wyeliminować potrzebę pracy dalszych kilkunastu procent ludności, pozostawiając na stanowiskach tylko tych, którzy są niezbędni do nadzorowania automatów! W gruncie rzeczy stanowiłoby to osiągnięcie celu, jakim jest społeczeństwo dobrobytu, zajęte tylko konsumowaniem dóbr, już nawet bez konieczności stwarzania pozorów jakiejkolwiek produktywnej działalności.
A jednak Rada Nadzorcza – z jakichś jej tylko znanych powodów – odwleka ten moment. Wygląda na to, że nawet usiłuje utrzymać istniejący stan rzeczy! Toleruje dobrze znane i łatwe do zlikwidowania, ujemne zjawiska społeczne, przestępczość nawet, by nie trzeba było ograniczać liczebności aparatu administracyjno-porządkowego! Utrzymuje instytuty, które niczego nie odkrywają, urzędy, które niczemu nie służą.
Zakładając, że w Radzie zasiadają ludzie rzeczywiście mądrzy, którzy wiedzą, co robią, należy wyciągnąć stąd wniosek, iż taki stan jest z jakichś względów optymalny. Ta cała społeczna fikcja musi czemuś służyć, jeśli popierają ją Rady wszystkich aglomeracji. Niemożliwe, by tym światem kierowali sami obłąkańcy! – rozumował Sneer, krążąc po pustych korytarzach instytutu. – A ci, którzy chcą ogółowi uświadomić umowność i sztuczność obecnej sytuacji, działają przeciw zamiarom Rady, przeciw temu optymalnemu stanowi rzeczy i dlatego nie są tolerowani. Widocznie odkłamanie sytuacji, jakiego domagają się w swych proklamacjach, spowodowałoby jakieś poważne kłopoty.
• Sneer przypomniał sobie o nagraniu, o które prosił Benny'ego parę tygodni temu. Zajęty nowymi obowiązkami, nie zgłosił się dotychczas do sklepiku diggera. Poszukiwania Alicji też – jak dotąd – pozostały bez rezultatu. Mając dość żółtych – bo jego mocodawcy rzetelnie wywiązywali się z finansowych obietnic – Sneer zawiesił działalność w swym zawodzie, rzadziej teraz obracał się wśród kolegów po fachu. Kilka godzin dziennej pracy w instytucie – mimo iż nie była ona zbyt wyczerpująca – rozbijały mu kompletnie dzień, zmuszając do modyfikacji trybu życia i obyczajów.
Dzisiejszy dzień pracy – rozpoczęty o trzeciej po południu, gdy pracownicy opuszczali właśnie instytut – Sneer zaczął od normalnej kontroli stanu prac poszczególnych zespołów. Jego podopieczni nie wysilali się specjalnie. Środek lata nie nastrajał ich widocznie do wytężonej, twórczej pracy. Myśleli raczej o urlopach, o wypoczynku nad jeziorem niż o zgłębianiu tajników mikroobwodów Klucza. Nie było więc nawet niczego, co mógłby skorygować ani też zamącić.
Kończąc obchód pracowni i gabinetów, zajrzał, jak zwykle, do sekretariatu dyrektora. Od dawna już zamierzał dobrać się do kasy pancernej stojącej w dyrektorskim gabinecie, gdzie – wedle informacji szefa personalnego, który wprowadzał Sneera w jego obowiązki – znajdować się miały najdonioślejsze, tajne dokumenty i opracowania naukowe. Sejf powierzono szczególnej uwadze portiera. Był on zabezpieczony dodatkowymi, specjalnymi czujnikami alarmowymi, połączonymi z instalacją blokującą wyjścia z gmachu, na wypadek włamania.
Cóż takiego mogą trzymać w tym sejfie? – zastanawiał się Sneer. – Sądząc po treści prac, które tu powstają, nie byłoby dziury w niebie, gdyby ktoś nagle opróżnił to pudło.
Z racji swej roli „tajnego zerowca", wprowadzonego tutaj przez Radę Nadzorczą, Sneer czuł się upoważniony także do przetrząśnięcia sejfu. Specjalny Klucz, dostarczony przez Barna, umożliwiał otwarcie każdego zamka w gmachu instytutu.
Jednak dobranie się do sejfu wymagało wyłączenia sygnalizacji alarmowej, której centrala znajdowała się na parterze gmachu. Ilekroć Sneer znalazł się w sekretariacie na drugim piętrze, odkładał przejrzenie zawartości sejfu na później, bo nie chciało mu się schodzić na dół w celu wyłączenia alarmu.
Dziś jednakże postanowił przejrzeć wreszcie ten sejf, traktując to jako zwykłą formalność. Zadał sobie trud zejścia na parter, a potem otworzył stalowe drzwi kasy i wydobył na biurko grubą czerwoną teczkę z odręcznymi notatkami.
Papiery były na tyle interesujące, że Sneer poświęcił dwie godziny na ich przeglądanie.
– A to dranie! – powiedział do siebie na głos, doszedłszy do ostatniego arkusza. – Tego bym się po nich nie spodziewał!
Z papierów wymkało, że naukowcy, produkujący na co dzień sterty bezużytecznej bzdury, potrafią poza tym wymyślać zupełnie niegłupie rzeczy. Wprawdzie trudno byłoby nazwać to osiągnięciami naukowymi, lecz z praktycznego punktu widzenia to, co zrobili, dawało im niebagatelne prywatne korzyści!
– A spryciarze! – mruczał Sneer z pewną dozą podziwu, przeglądając raz jeszcze rękopis i zawarte w nim schematy.
Jego lifterska dusza nie mogła nie oddać sprawiedliwości kolegom oszustom. Jako fachowiec zarówno w elektronice, jak w oszukaństwie, potrafił sprawiedliwie ocenić finezyjny kant, artystycznie przeprowadzone oszustwo.
Bardzo ładna robota! – zachwycał się z coraz większym podziwem, w miarę zgłębiania tajemnicy znalezionej w sejfie. – Więc jednak paru spośród nich to prawdziwi zerowcy! Może nie genialni, ale z głową na karku. Nie znając schematu Klucza, rozgryźli niełatwy problem! A do tego jeszcze przez cały czas udając głupszych niż są naprawdę! Uśpili czujność Rady, bo gdyby znała ich prawdziwe możliwości, nie pozwoliłaby im działać w tej dziedzinie!