Sneer zajrzał raz jeszcze do wnętrza sejfu i wydobył z niego Klucz. Obejrzał go i zanotował numer ewidencyjny. Potem sięgnął do telefonu i wywołał Biuro Ewidencji. Podał numer i czekał ze słuchawką przy uchu.
– Kto? – wykrzyknął nagle i podskoczył na krześle. – Proszę powtórzyć?
Odłożył słuchawkę i stał przez chwilę bez ruchu, ksztusząc się wewnętrznym śmiechem. Raz jeszcze podniósł słuchawkę, wybrał numer centrali hotelu „Kosmos" i numer pokoju.
– Hej, ty, stary oszuście! – powiedział ze śmiechem. – Jak to „kto mówi"? Sneer. Posłuchaj, to bardzo ważne, dla ciebie przede wszystkim: Czekaj na mnie w hotelu. Ani kroku z kabiny, rozumiesz?
Rozłączył się, odczekał kilka minut i zadzwonił do Barna z Rady.
– Mam coś ciekawego. Ci chłopcy, tutaj, zrobili piękną rzecz: uniwersalny wytrych do krainy szczęścia. Ale widocznie, żeby osiągnąć szczęście, trzeba mieć trochę szczęścia. Oni, niestety, mieli pecha. Przyślesz kogoś, czy mam streścić sprawę przez telefon? Tak, tak… Lepiej, jeśli ktoś przyjedzie. Sprawa nie może czekać do jutra, trzeba ich od razu wszystkich… Tak, mam tu wykaz numerów Kluczy całej szajki. Przygotowali jeden próbny egzemplarz. Mieli go wypróbować, ale tu nie ma informacji, komu go przekazali. Dobrze. Czekam.
Sneer rozejrzał się po pokoju, sięgnął po popielniczkę, a potem wydarł ostatnią kartę z teczki i spalił. Przez chwilę obracał w dłoni Klucz Prona, wreszcie schował go do kieszeni i powoli zszedł po schodach na dół.
– No, popatrz tylko! – Młodszy z przybyłych zerowców przerzucał arkusze z czerwonej teczki. – Zawsze mówiłem, że ktoś to kiedyś wykombinuje!
– To bardzo cenna zdobycz, kolego! – Starszy uśmiechnął się do Sneera. – Nasi uczeni okazali się mądrzejsi, niż myśleliśmy. Zrobili Wieczny Klucz. Proszę o niczym nie mówić zmiennikowi. Na pańskim dyżurze nic się nie wydarzyło. Drzwi sejfu zostawiamy przymknięte; niech myślą, że któryś zapomniał je zatrzasnąć.
– Nie każecie ich aresztować? – zdumiał się Sneer.
– Aresztować? My nie możemy nikogo aresztować, kolego. Musiałaby to zrobić policja. A przecież wśród tej grupy jest paru zerowców! Policjanci zaś to przeważnie trojacy.
– To przecież przestępcy! Udawali liftowanych zerowców, by nikt nie podejrzewał ich o zdolności, które posiadali.
– Ale to zerowcy, de nomine i de facto! – powiedział młodszy z naciskiem. – Nie możemy publicznie podważać autorytetu zerowców, a do tego jeszcze uczonych z poważnego instytutu. Jak by to wyglądało w oczach obywateli innych klas? Oni muszą wierzyć nie tylko w intelekt, lecz także w nieskazitelną uczciwość zerowców. To podstawowy warunek zaufania do nas, wiary w nasze predyspozycje do kierowania aglomeracją.
– Więc ujdzie im to bezkarnie? Pozostaną tutaj?
– Na razie tak. – Starszy zerowiec skinął głową, chowając papiery do teczki. – Pozostaną tu, i to będzie dla nich karą.
Widząc zdumioną minę nic nie rozumiejącego Sneera, obaj zerowcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a starszy wyjaśnił:
– Jest pan nowym pracownikiem. Później zrozumie pan dokładniej, o co tutaj chodzi. Na razie możemy powiedzieć tylko tyle, że cała grupa pozostanie na swoich stanowiskach, natomiast pana stąd wycofamy. Kiedy odkryją brak dokumentów, poczują się zagrożeni i zdemaskowani, ale nie będą wiedzieli, kto aktualnie posiada ich tajemnicę. Będą najpierw podejrzewali, że zdrajca jest wśród nich. Będą nieufni względem siebie. Będą czekali, dręczyli się oczekiwaniem na skutki utraty tych papierów. Będą ostrożni, lojalni wobec władz, palcem nie kiwną przeciwko nam, będą do przesady skrupulatnie respektowali nasze zalecenia. Słowem, będziemy mieli ich całkowicie w rękach. Rozumie pan teraz?
– A… jeśli pomyślą, że ten, kto ukradł dokumenty, nie poznał się na ich znaczeniu?
– Posiejemy w ich umysłach niepewność, wydamy policji dyspozycje w sprawie zatrzymania tych najmniej znaczących płotek, których nazwiska znamy. Każemy zacząć aresztowania po kolei, od d o ł u, od ostatnich pośredników i agentów, działających na zlecenie głównych szefów szajki. Będą drżeć z niepewności nie wiedząc, jak wysoko sięgnie policja.
– Ale zerowców nie każecie aresztować?
– Już wyjaśniałem, że mogłoby to zaszkodzić reputacji naszej klasy.
– Więc główni aferzyści zostaną na swoich stanowiskach?
– Nie na długo. Dyrektora poślemy wkrótce na emeryturę. On zresztą zawinił tylko tym, że przymknął oko na aferę w zamian za obietnicę otrzymania Wiecznego Klucza. Pozostałych stopniowo przeniesiemy na inne, wyższe stanowiska.
– Wyższe?
– Tak. Po to, by mieć ich na oku i lepiej wykorzystać ich rzeczywiste możliwości. Na pewnych stanowiskach trzeba pracować, nie ma czasu na zajmowanie się kombinowaniem. Nie muszę chyba tego wyjaśniać, był pan przecież lifterem. U nas, w obszarze continuum, jest podobnie.
– Przepraszam… – wtrącił Sneer. – Co to jest „obszar continuum"?
– Za długo musiałbym wyjaśniać. – Starszy zerowiec wziął teczkę pod pachę i ruszył ku wyjściu. – Proszę zgłosić się normalnie do pracy, pojutrze, o dziewiątej rano. Przyślemy łącznika Rady. Reszty dowie się pan po tamtej stronie.
– Po tamtej stronie czego?
– Po tamtej stronie zera – uśmiechnął się uprzejmie zerowiec, skinął na towarzysza i obaj ruszyli ku wyjściu. Sneer poszedł za nimi, by ich wypuścić z gmachu. W głowie miał lekki zamęt. Czuł, że znów wyjęto mu kilka cegiełek z mozolnie budowanego modelu tej skomplikowanej rzeczywistości, w którą był uwikłany wraz z całym otaczającym go światem.
O dziewiątej Sneer mógł opuścić instytut, pozostawiając na służbie nocnego zmiennika. Wziął z postoju samochód i w ciągu kilku minut był już w „Kosmosie". Pron czekał w swoim pokoju. Widać było, że trzęsie się ze strachu.
– Dawaj ten Klucz! – powiedział Sneer bez wstępów, wyciągając rękę w jego kierunku.
Pron cofnął się o krok, patrząc na niego wybałuszonymi oczyma z takim zaskoczeniem, że Sneer roześmiał się głośno.
– Daj! – powtórzył. – Znam sprawę. Jeśli mi go oddasz, masz szansę uratować skórę i te dziesięć tysięcy.
Pron podał mu Wieczny Klucz, a Sneer wydobył z kieszeni jego oryginalny.
– Masz, cwaniaku! – powiedział sarkastycznie. – Nic mi się za to nie należy, chociaż wydobyłem cię z ciężkich tarapatów. Masz swoje punkty i martw się dalej sam. Musisz zniknąć na pewien czas. A najlepiej zrobisz, jeśli zatelefonujesz jutro do faceta, od którego dostałeś to cudo, i powiesz mu, że to policja oddała ci twój własny Klucz, zabierając tamten. Nie ręczę, czy to wystarczy, by się od ciebie odczepili. Będą chcieli odzyskać swoje punkty. Ale, być może, wkrótce ich zamkną. Przynajmniej tych, z którymi miałeś bezpośrednio do czynienia.
– A ja? Co zrobią ze mną?
– Pojęcia nie mam. Wydaje mi się, że mogliby dotrzeć do ciebie tylko na podstawie zeznań członków tamtej szajki. Ale jedynym dowodem mógłby być przelew, który ci dali.
– To były punkty z Klucza jakiejś dziwki – mruknął Pron. Może… lepiej będzie znaleźć ją i oddać… Albo… pół na pół…
– To już twoja sprawa. Być może jej nie zidentyfikują. Na liście uczestników afery nie było ani ciebie, ani tej kobiety.
– Skąd ty wiesz o tym wszystkim?
– Nieważne. Na przyszłość uważaj.
– Niech mnie szlag trafi, jeśli dam się jeszcze w coś uwikłać! – zaklął się Pron. – Niech diabli wezmą te tysiące! Czort mnie podkusił włazić w nie swoje branże. Od jutra zajmuję się tylko uczciwym liftingiem!