Выбрать главу

– Masz rację. Tym bardziej że ja znikam stąd na dobre i nikt cię już nie będzie wyciągał z bagna.

– A… ta dziewczyna? Gdyby się pokazała?

– Powiedz jej ode mnie, że wróżby się spełniły. I jeszcze, że dziękuję za praktyczny upominek.

– Nic więcej?

– Spytaj, czy chciałaby coś dla mnie przekazać. Jeśli to będzie możliwe, spróbuję skontaktować się z tobą za jakiś czas. Na razie i tak musisz się dobrze schować. – Sneer wstał z krzesła.

Pron uścisnął jego wyciągniętą rękę.

– Dziękuję ci jeszcze raz! – powiedział wylewnie.

Sneer uśmiechnął się w milczeniu. W gruncie rzeczy, ten łysawy, wyłupiasty czwartak – czy może nawet trojak – był sympatyczniejszy niż się na początku wydawało. Poczuł, że tam, „po drugiej stronie zera" – cokolwiek miałoby to oznaczać – będzie mu brakowało pechowca Karla Prona, tak jak całego tego światka, z którego przeciwnościami borykał się mały lifciarz.

*

Telefon u Benny'ego nie odpowiadał. Sneer wybrał jeszcze raz numer antykwariatu, odczekał minutę i odłożył słuchawkę. Przez chwilę zastanawiał się, zwijając w dłoniach plik broszur.

Trzeba tam zajrzeć – zdecydował, wsuwając papiery do kieszeni.

Zbiegł po schodach i rozejrzał się za wolnym samochodem. Postój był pusty, więc ruszył w kierunku najbliższej stacji kolei podziemnej.

Od czasu, gdy zaczął pracować, zamieszkał w jednym ze starych budynków w zeszłowiecznej części śródmieścia.- Nie było to wygodne, ale jako uczciwy czwartak musiał zachowywać pozory. Tego wymagali pracodawcy, obiecując zresztą, że to długo nie potrwa. Sneer bez żalu opuszczał teraz ciasną kabinę w przeludnionym domu. Ostatnią noc postanowił spędzić, jak dawniej, w hotelu „Kosmos". Nie próbował ustalać, czy ciągnie go tam bardziej przyzwyczajenie do wygód, czy też nadzieja spotkania Alicji. Prawdopodobnie oba motywy odgrywały tu rolę, bo standard mieszkaniowy czwartaka dał mu się już dobrze we znaki, a wspomnienie Alicji nie osłabło, mimo iż od jedynego z nią spotkania upływał szósty tydzień.

Przy stacji metra dostrzegł na postoju wolny samochód, więc przyspieszył kroku i dopadł go przed mężczyzną, nadchodzącym z drugiej strony ulicy. Zatrzasnął drzwiczki, wsunął Klucz do stacyjki i chuchnął w probierz trzeźwości. Silnik zaszumiał cicho, Sneer ruszył ostro i pomknął pustą uliczką, śmignąwszy przed nosem niedoszłego pasażera.

Sklepik Benny'ego był zamknięty. Tabliczka wywieszona w oknie informowała, że właściciel korzysta z urlopu, lecz brakowało informacji o terminie otwarcia.

Sneer domyślał się, co to może oznaczać. Na wszelki wypadek nie próbował nawet zaglądać do mieszkania diggera.

Spojrzał na Klucz. Dochodziła druga po południu.

Do licha! – pomyślał. – Mam wciąż uczucie, jakbym żegnał się z tym miastem.

Od rana było mu dziwnie smutno. Miał dziś wolny dzień po wczorajszej popołudniowej służbie, uwieńczonej odkryciem w instytutowym sejfie. Jutro rano powinien zjawić się w pracy, lecz zgodnie z zapowiedzią zerowców z Rady, miał to być ostatni dzień jego „kariery" na etacie portiera Instytutu Kluczowego.

Bezwiednie skręcił na podjazd przed hotelem „Kosmos". Wysiadł i zatrzasnął drzwiczki samochodu, który potoczył się powoli w stronę postoju.

W hotelowej knajpie siedział w najlepsze Pron w towarzystwie dwóch dziewczyn. Sneer podszedł do stolika.

– Jeszcze tu jesteś! – powiedział z dezaprobatą.

Pron wstał chwiejnie i biorąc Sneera pod ramię odprowadził go o kilka kroków od stolika.

– Przyszedł mi do głowy lepszy pomysł! – powiedział szeptem. – Widzisz tych dwóch chłopców koło automatu z piwem?

Sneer obejrzał się dyskretnie. Obaj „chłopcy" mieli po dwa metry wzrostu i twarze skrajnych szóstaków.

– To lepsze, niż ukrywanie się – wyjaśnił Pron. – Gdzież zresztą mógłbym się schować? Teraz, kiedy mam normalny Klucz, mogę płacić im żółtymi.

– Ile cię to kosztuje?

– Po żółtym dziennie plus żarcie.

– Drogo – zauważył Sneer, obrzucając krytycznym spojrzeniem obu goryli.

– Mam nadzieję, że niedługo będę mógł ich zwolnić.

– Zawołaj tu któregoś z twoich obrońców. – Sneer uśmiechnął się chytrze.

Pron zrobił gest w stronę osiłków. Podeszli obaj.

– Spróbujemy, czy jesteście warci trzydziestu punktów na miesiąc! – Sneer oparł łokieć o blat pobliskiego stolika.

Położył ich obu „na rękę". Wszyscy trzej włącznie z Pronem mieli zupełnie baranie miny.

– Musicie jeszcze poćwiczyć, chłopcy! – rzucił Sneer lekceważąco.

– Jak ty to robisz, Sneer? – Pron nie mógł wyjść z podziwu, a goryle, zawstydzeni porażką, usunęli się w kąt sali.

Sneer pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. Spytał o Alicję, ale Pron nie widział jej ani razu w ciągu ostatnich tygodni. Za to w automacie recepcyjnym dowiedział się, że w skrytce czeka na niego jakiś list. Wsunął Klucz do szczeliny kontrolnej, i po chwili trzymał w dłoniach kopertę. Nie było na niej nazwiska nadawcy.

Na małym kawałku trwałego papieru znalazł kilka skreślonych pospiesznie słów.

To co zabrałeś, dobrze schowaj. Oddasz mi później. Na odwrocie jest to, o co prosiłeś.

B.

Na drugiej stronie kartki widniał napisany na maszynie tekst piosenki. Sneer schował papier do koperty i wsunął do kieszeni, bo od strony restauracji zbliżał się Pron.

– Mam prośbę – powiedział Sneer, wydobywając plik broszur. – Schowaj to do swojej skrytki. Zgłoszę się po to kiedyś.

– Trefne?

– Raczej tak.

– W porządku! – Pron wsunął broszury za pazuchę. – Na jak długo znikasz tym razem?

– Pojęcia nie mam. Ale będę tu jeszcze do jutra. A gdyby ta dziewczyna…

– Pamiętam, co mam powtórzyć – uśmiechnął się Pron. – Powodzenia, stary!

Sneer szedł brzegiem plaży, rozglądając się po jeziorze. Wiało mocno, żagle jachtów śmigały po zatoce, jakaś damska załoga z piskiem taplała się tuż przy brzegu, usiłując postawić przewróconą łódź.

Przed chwilą, idąc tutaj, Sneer dostrzegł w ulicznym tłumie dziewczynę, która z daleka wydała mu się Alicją. Pogonił za nią, klucząc wśród przechodniów, by po chwili przekonać się, że to pomyłka.

Teraz nie mógł pozbyć się myśli o niej. Czuł, że zostaje za nim to miasto i ta dziewczyna. Miał wrażenie, że zamyka się pewien rozdział w jego życiu, że coś zmienia się radykalnie, odcinając mu możliwość powrotu do leniwej, beztroskiej egzystencji człowieka wykorzystującego nieznaczną jedynie cząstkę swych możliwości. Przeczuwał, że teraz zacznie się jakieś „życie naprawdę" – w odróżnieniu od tego umownego przedstawienia, w którym dotąd uczestniczył jako jeden ze statystów. Czuł to, lecz wiedział również, że nie może się już cofnąć.

Podniecająca tajemnica, której rąbka ledwie uchylił, kusiła go samym swym istnieniem, pociągała go tak samo, jak owa nie poznana do końca niebieskooka dziewczyna, co przemknęła przez jego życie w jedną z krótkich letnich nocy.

– Proszę pana! – usłyszał nagle za plecami nieśmiały głos. Odwrócił się. Jasnowłosy chłopak zatrzymał się w odległości dwóch kroków. Sneer poznał Filipa.

– Jak się masz! – wyciągnął dłoń w jego stronę.

– Pron powiedział, że tutaj najprędzej pana znajdę. Chciałbym zapytać… – jąkał się Filip.

– Usiądźmy! – Sneer zbliżył się do betonowej balustrady oddzielającej plażę od nabrzeża basenu jachtowego. – Jak ci się powodzi z dwójką?

– Otóż właśnie! – Filip zrobił żałosną minę. – Chciałbym spytać, ile kosztuje zrobienie pierwszej klasy?