Выбрать главу

– To tutaj – kierowca wskazał Sneerowi wejście do budynku. – Jeśli masz przy sobie coś oprócz Klucza, musisz to złożyć w skrytce, zanim przejdziesz bramkę kontrolną. Nie masz chyba żadnych sztucznych organów?

– Tylko dwa plastykowe zęby w górnej szczęce. Czy mam je wykręcić? – Sneer uśmiechnął się kpiąco. – Bomb ostatnio nie połykałem.

– Tu nie ma żartów, Sneer! – łącznik pogroził palcem, ale też się uśmiechnął. – Tu urzęduje mózg Argolandu!

– Dlaczego aż tak daleko?

– Bo tu powietrze zdrowsze – mruknął łącznik, znacząco mrużąc oczy i sprawdził godzinę na Kluczu. – Idź już, żeby szef nie czekał. Pokój numer sześć.

W gabinecie panował przyjemny chłód. Pomiędzy drewnianymi żeberkami okiennych żaluzji wpadały do wnętrza smugi słonecznego światła, rysując jasne kreski na grubym dywanie zaścielającym środek pomieszczenia. Reszta pokoju tonęła w półmroku i dopiero po chwili, gdy oczy przywykły do skąpego oświetlenia, Sneer mógł dostrzec ciężkie, drewniane biurko w głębi i siwą głowę siedzącego za nim człowieka.

– Dzień dobry – powiedział w stronę siedzącego. – Zostałem tutaj wezwany.

– Witaj w continuum, Sneer! – głos zza biurka był łagodny i przyjazny. – Pozwolisz, że będę cię nazywał tym imieniem?

– Wszyscy mnie tak nazywają.

– W, porządku. Nazywam się Vito Rascalli. Kieruję tu Wydziałem Specjalnym.

Wyszedł zza biurka i zbliżył się z wyciągniętą dłonią do Sneera, stojącego wciąż na środku dywanu.

– Zawsze cieszę się bardzo, gdy mogę powitać kogoś po t e j stronie – powiedział, wskazując Sneerowi fotel w kącie obok biurka i siadając naprzeciwko na drugim.

Sneer nie rozumiał prawie niczego z jego słów, lecz wyczekiwał w nadziei, że wreszcie coś się wyjaśni. Rozglądał się przy tym ukradkiem po pokoju.

Ściany były obstawione regałami pełnymi starych ksiąg. Na biurku stały dwa staroświeckie aparaty telefoniczne i zupełnie nie pasujący do tego wnętrza komputerowy display z zielonkawo świecącym ekranem. Sneer rozpoznał na tym ekranie obrysowany grubą linią kontur Argolandu.

– Jak ci się podobała ta fictive science? – zagadnął Rascalli po dłuższej chwili milczenia, jakby odczekawszy, by Sneer skończył lustrację pomieszczenia.

Sneer nie zrozumiał pytania.

– Ma pan na myśli science fiction? – spytał niepewnie. Czyżby chodziło mu… o tę broszurę? – pomyślał ze zdumieniem. – Skąd wie?

– Nie! – roześmiał się Rascalli. – Chodzi mi o instytut i uprawiane tam nauki fikcyjne.

– Byłem zaskoczony. Niektórych spraw do tej pory nie umiem sobie wyjaśnić.

– Postaram się, abyś wiedział wszystko, co trzeba. Sprawdziliśmy cię. Ta praca, oprócz innych celów, była pewnego rodzaju próbą, testem. Wiemy teraz, że jesteś zerowcem o wysokim wskaźniku zerowości.

– Nie rozumiem? – bąknął Sneer, patrząc na rozmówcę, który uśmiechał się spod gęstych, siwych brwi. – Zerowiec, to chyba po prostu zerowiec. O jakim wskaźniku pan mówi?

– Słusznie. Masz prawo nie rozumieć. Nawet dla najinteligentniejszego zerowca wszystko to jest cholernie skomplikowane. Ogarnąć to i zrozumieć do końca jest trudno nawet starym wyjadaczom po tej stronie, a co dopiero siedzącym tam. Zacznę chyba od pewnych… subtelności nomenklatury. Widzisz, z zerowością jest trochę tak, jak z gęstym lasem: kiedy patrzysz z dużej odległości, nie rozróżniasz poszczególnych drzew, widząc tylko ciemną ścianę, jakąś jednolitą masę. Im jesteś bliżej, tym wyraźniej rozpada się ona na pojedyncze drzewa. A dopiero z bardzo małej odległości dostrzegasz, że jedne z nich są bliżej, inne dalej, że jedne są większe, inne mniejsze. Tak też jest z zerowcami. Dla szóstaka są jednolitą masą, gdzieś tam, na dalekim horyzoncie. Im bliżej zaś człowiek jest klasy zerowej, tym dokładniej zdaje sobie sprawę, że zerowiec zerowcowi nierówny. A kiedy już znajdziesz się wśród zerowców, poznasz, jak bardzo różnią się między sobą.

Tylko naiwny trzeciak czy dwojak wzdychać może z zazdrością: „ach, gdyby tak być zerowcem!" myśląc, że przynależność do tej klasy rozwiązałaby wszystkie problemy i zapewniłaby mu łatwe życie bez zmartwień. A w rzeczywistości dopiero tu, po tej stronie zera, zaczynają się prawdziwe, istotne różnice. Aby je jednakże dostrzec, trzeba znaleźć się pośród prawdziwych zerowców. Jesteś właśnie wśród nich, ale nie ciesz się przedwcześnie. To naprawdę bardzo trudna i odpowiedzialna rola. Na razie spełniłeś nasze wymagania. Ostatnio bardzo trudno o prawdziwego, nie podliftowanego zerowca! System oświatowy nie sprzyja rozwijaniu inteligencji u młodzieży, a system ekonomiczny nie dostarcza odpowiednich motywacji. Słowem, prawdziwego zerowca, cóż za paradoks, znamienny jednak dla naszych czasów, najłatwiej znaleźć wśród lifterów, a nie na stanowiskach wymagających klasy zerowej, bo tam plasują się różni karierowicze, kombinatorzy i pseudonaukowcy. Wiesz już trochę na temat naszej polityki społecznej, orientujesz się zatem, jakie są nasze cele. Chodzi głównie o utrzymanie równowagi w społeczeństwie Argolandu. W innych aglomeracjach, oczywiście, jest tak samo. Nie możemy zburzyć tej bajkowej budowli, którą stworzyliśmy dla ludzi z tamtej strony zera! Nie możemy powiedzieć wprost takiemu liftowanemu zerowcowi, że jest durniem. Mniejsza o niego i jego ambicje, ale byłby to wyłom, szczerba w ogólnospołecznych poglądach na sens i prawidłowość naszych poczynań. Do tego nie możemy dopuścić. Nie jest już chyba dla ciebie tajemnicą, że w naszym świecie liczą się tylko zerowcy, ci autentyczni. Oni jedynie są niezbędni dla funkcjonowania świata w takiej jego postaci, jaka ukształtowała się w ciągu ostatnich dziesięcioleci.

– Więc na dobrą sprawę, wszyscy pozostali obywatele mogliby przestać istnieć, bo są niepotrzebni?

– Tu właśnie dochodzimy do zabawnego lub, jeśli wolisz, tragicznego dylematu. Bo gdyby oni wszyscy, bierni w gruncie rzeczy konsumenci, przestali istnieć, wówczas nie byłoby potrzebne już zupełnie nic: ani uprawy rolne, ani produkcja czegokolwiek, ani cała automatyka i organizacja, ani wreszcie my, zerowcy, pozbawieni obiektów do kierowania. Oni, biedni, nie douczeni szóstacy, sfrustrowani trojacy i dumni z siebie fałszywi pseudozerowcy, stanowią jedyną rację naszego istnienia, jedyny cel naszych działań. Znasz dość dobrze reguły działania społeczeństwa Argolandu. Ale to, co o nim wiesz, jest jedynie pierwszym stopniem wtajemniczenia. Jesteś tutaj po to, by zyskać drugi stopień świadomości. Wiemy, że umysł twój jest w stanie przyjąć i zrozumieć pewną prawdę, znaną tylko nielicznym, nie wszystkim nawet wśród prawdziwych zerowców.

Ale nim wyjawię ci tę ważną tajemnicę naszego świata, musisz uświadomić sobie własną w nim pozycję. Wkraczasz na ścieżkę, z której nie ma powrotu, musisz sobie zdawać z tego sprawę! A teraz parę informacji, żebyś wiedział, w jakim świecie żyjemy naprawdę. Z pewnością dziwiłeś się, jeszcze jako dziecko, dlaczego szóstak to ktoś o najniższym stopniu inteligencji, a zerowiec o najwyższym. Zdawać by się mogło, że logika nakazuje przyjąć odwrotną nomenklaturę. Jest w tym zupełna racja. Jednakże takie postawienie sprawy służy określonym celom. Po pierwsze, szóstacy nie są nazywani „najniższą" klasą, bo cyfra oznaczająca ich klasę jest właśnie najwyższa. W ten sposób zapobiegliśmy utarciu się określeń: „klasy wyższe" i „klasy niższe", co ma pewne znaczenie dla samopoczucia tych mniej inteligentnych. Po drugie zaś, tak naprawdę, na nasz, zerowców, użytek klasyfikacja przedstawia się inaczej, niż widzą to pozostali obywatele. Wyjaśnię ci to poglądowo. Przypomnij sobie model atomu, ten najprostszy, tak zwany „planetarny". Elektrony są w nim rozmieszczone na ściśle określonych „poziomach", bliższych lub dalszych od centralnego jądra. Pozycja elektronu, związanego z danym atomem, jest skwantowana. Oznacza to, że elektron taki nie może zająć położenia pośredniego między poziomami. Może należeć do pierwszej, drugiej lub dalszej warstwy, czyli „powłoki". Im bliżej jądra znajduje się dana powłoka, tym trudniej jest wyrwać z niej elektron, by znalazł się poza atomem. Społeczność ludzka w aglomeracjach jest w podobny sposób „skwantowana". Powłok, czyli klas, mamy siedem. Ich liczba wynika tylko z przyjętych założeń, mogłoby ich być więcej lub mniej, ale siódemka to taka ładna cyfra. Każdy obywatel, którego walory umysłowe nie przekraczają poziomu przyjętego umownie za granicę klasy szóstej, jest szóstakiem i tak dalej. Każdy obywatel należy do jednej z klas, jest przypisany do określonej „powłoki" tego układu, przy czym najbliższa „dna" jest powłoka „minus szósta" licząc od zerowej w dół. Szóstacy są więc „gorsi od poziomu minus sześć", a tak zwani zerowcy, ci, których umieszczamy na różnych ważnych stanowiskach w aglomeracji, mają intelekt zawarty w przedziale „od minus jeden do zera". Aby nie powodować zbędnych kompleksów wśród tych wszystkich „ujemnych" obywateli, opuszczamy znak minus w oficjalnej nomenklaturze klas! Tak więc, wyjaśnia się ów pozorny paradoks: po tamtej, ujemnej stronie zera, mamy siedem ujemnych klas, odzwierciedlających raczej niedostatki umysłowe, niż intelektualne walory obywateli, w porównaniu z poziomem określonym „inteligencją wzorcową", czyli „zerowym". Zatem owo „zero", to limes inferior, dolna granica poziomów intelektualnych, niezbędnych jednostce ludzkiej do aktywnego uczestniczenia w jakiejkolwiek pożytecznej działalności w naszym tak skomplikowanym świecie. Poniżej tego poziomu, niestety, a może… na szczęście, musimy umieścić wszystkich prawie obywateli miasta. Powyżej „zera" zaś rozciąga się, podobnie jak w modelu atomu, continuum, czyli nieskończenie gęsty obszar stanów nieskwantowanego, „dodatniego" intelektu. Tutaj zaliczyć możemy jedynie nielicznych, których umysł przejawia pewien nadmiar inteligencji ponad minimum. Mam nadzieję, że teraz będziesz lepiej rozumiał pewne sprawy i pojęcia. Widzisz, że mamy dwie kategorie zerowców: tych po „tamtej" stronie, których nazwać by można zerowcami „podzerowymi", oraz tych „nadzerowych". O pierwszych można by z grubsza powiedzieć, że są niegłupi; dopiero o tych drugich możemy mówić, że są mądrzy, choć w różnym stopniu, bo ich mądrość może przybierać dowolne stany, od umownego zera do nieskończoności, której odpowiada poziom intelektu absolutnego, geniusza genialności. Umysł taki oczywiście nie istnieje, podobnie jak nie istnieje liczba nieskończenie wielka. Można jednak zbliżać się do tego ideału, osiągając coraz to wyższy wskaźnik zerowości. Pewnie spotkałeś się z zagadkowym, żartobliwym na pozór określeniem: „kwadratowy zerowiec". Jest to rzeczywiście pewien kalambur słowny, lecz nie pozbawiony sensu. W środowisku nadzerowców, którzy są ludźmi z dużym poczuciem humoru, określa się w ten sposób człowieka o wskaźniku zerowości bliskim liczbie cztery. Czymże bowiem jest, z punktu widzenia geometrii, symbol zera? Jest to kółko, a kółko powinno być okrągłe. Prawdziwe, doskonałe kółko, oczywiście. A niedoskonałe, przybliżone? Jak można je przedstawić? Oczywiście, przez jakiś wielokąt foremny wpisany lub opisany na prawdziwym kole. Im więcej boków ma taka kanciasta karykatura kółka, tym bardziej zbliża się ona do ideału. Stąd też – zerowiec „trójkątny" jest mniej mądry od „sześciokątnego", a „dwudziestoczterokątny" – dużo lepszy od tamtych obu. Przyznasz, że to dość dowcipne… Stąd też o zerowcach z niskim wskaźnikiem mówi się czasem pogardliwie, że ich zero to kółko graniaste. Opisany system klasyfikacji wprowadziliśmy dla wygody, nie oznacza on jednakże kwantyzacji intelektu nadzerowców. W razie potrzeby wskaźnik, na co dzień wyrażany wielkością całkowitą, można określić z dokładnością do dowolnej liczby miejsc po przecinku.