Выбрать главу

Musi być jednak jakiś słaby punkt w systemie kontroli, jakaś achillesowa pięta, pozwalająca oszukać Bank – rozważał Karl, w zamyśleniu gapiąc się w migające cyferki zegarka. – A ci cwaniacy znaleźli widać sposób wpisania czegoś dodatkowo na konto i na Klucz…

Dobrze wiedział, że samo sfałszowanie zapisu w Kluczu – choćby nawet było możliwe – niczego nie rozwiązuje. Syskom jest za mądry, by tolerować takie naiwne oszustwa.

Któż by zresztą odważył się eksperymentować z własnym Kluczem. Przecież do tego potrzebna jest znajomość kodu wewnętrznego automatów, a ten zmienia się samoczynnie co pewien czas… Jeden niewłaściwy impuls magnetyczny może zupełnie zniekształcić zapis w pamięci Klucza, a wyjdą z tego jakieś bzdury i wpadka gotowa!

Karl przypomniał sobie swego dawnego kolegę majsterklepkę, który usiłując kombinować coś z podmagnesowaniem Klucza, napytał sobie kłopotów z policją. Westchnął ciężko i leniwie podniósł się z fotela.

– Pozostaje mieć nadzieję, że to fachowcy, nie jacyś amatorzy partacze – powiedział do siebie.

O wpół do jedenastej wyszedł z kabiny. Zatrzaskując za sobą drzwi zatrzymał się nagle.

Do licha! – zastanowił się – przecież zamek w drzwiach działa na Klucz, z którego opłacono należność za pokój! Kiedy dostanę od nich ten nowy Klucz, to… może nie pasować!

Zaraz jednak przypomniał sobie, że nowy Klucz będzie pełen żółtych, więc można przecież zrezygnować częściowo z rezerwacji i odebrać w automacie recepcyjnym pozostałe punkty po potrąceniu kosztów manipulacyjnych. Ucieszył się, bo w ten sposób odzyskiwał ponad trzydzieści żółtych, co oznaczało między innymi możliwość zjedzenia śniadania w luksusowym automatycznym barze hotelowym, gdzie szły tylko żółte!

Kiedy dostanę ten nowy Klucz, będę mógł od razu wypróbować go w automacie recepcyjnym – pomyślał, odbierając swoje punkty i kierując się w stronę baru. – Wezmę sobie jeszcze lepszą kabinę!

To całkiem dobry pomysł z tą sakiewką bez dna – zaczynał z uznaniem myśleć o swych zleceniodawcach. – Byle tylko nie wpędzić się w jakieś kłopoty…

Przed drzwiami baru dostrzegł zielony mundur. Odruchowo zwrócił twarz w drugą stronę i skręcił w kierunku foteli ustawionych w hallu. Usiadł tyłem do policjanta i przez chwilę obserwował go w lustrzanej wykładzinie ściany. Czuł, że tętno wali mu w skroniach, słyszał je w obu uszach, dłonie mu się spociły.

Nerwy, do diabła! – stwierdził zły na siebie.

Policjant patrzył w głąb baru, gdzie przed automatami kręciły się dziewczyny – te same, które zawsze tu łażą w poszukiwaniu hojnych gości. Policjant stał tu zapewne po to, by wprawnym okiem odcedzić znane sobie stałe bywalczynie hotelowego baru od tych, które przyszły przypadkiem w poszukiwaniu kogoś, kto zapłaci za śniadanie.

Karl dostrzegł, jak zniknął na chwilę we wnętrzu lokalu i wyprowadził dwie, młodziutkie, pewnie małolatki. Wyszły potulnie, policjant rozejrzał się jeszcze wokoło, a potem powoli ruszył ku wyjściu.

Pewnie dostaje punkty od tutejszych panienek za tępienie nieuczciwej konkurencji – pomyślał Karl, wchodząc do baru. – Każdy orze, jak może.

Był zły na siebie, że pozwolił się wytrącić z równowagi widokiem jednego spokojnego gliny, w dodatku dorabiającego na boku w godzinach służby.

Czego się boisz, stary durniu! – strofował sam siebie. – Jeszcze nie ma powodów. Masz w kieszeni własny, legalny, najuczciwszy Klucz. W dodatku, z minimalną sumą punktów, co w tym społeczeństwie jest najlepszym dowodem twojej uczciwości!

Wstał z fotela i leniwie wkroczył do wnętrza baru. Dziewczyny, ubrane kolorowo jak manekiny z magazynu najlepszej konfekcji sprzedawanej tylko za żółte punkty, obsiadły wysokie stołki wokół ścian. Kilka z nich odwróciło twarze omiatając Karla bystrymi, taksującymi spojrzeniami, lecz widocznie nie wydał im się wystarczająco nadziany żółtymi.

Trzeba będzie ubrać się jakoś… drożej – pomyślał mimochodem – jeśli mam tu dłużej mieszkać…

Rozumiał, o co chodziło facetom, którzy mieli mu dać do wypróbowania swój fałszywy Klucz… Tutaj, w przyzwoitym, dość drogim hotelu, ludzie wydający znaczne sumy żółtych punktów nie budzili podejrzeń. Trudno byłoby sprawdzać nieograniczone możliwości Klucza w podrzędnych hotelach i tanich knajpach, gdzie większość automatów działała na zielone.

Karl rozejrzał się po barze. Oprócz pstrych i hałaśliwych jak papugi dziewczyn, siedziało tu, jak zwykle o tej porze, sporo facetów, których zawody można było z góry i bez ryzyka pomyłki zaliczyć do nielegalnych. Zauważył dwóch lifterów, których znał ledwie z widzenia, ale to nie wystarczało, by z nimi rozmawiać o sprawie Filipa. W kącie dostrzegł znajomego, starego keymakera, ale pomyślał, że z ludźmi tego zawodu nie należało się teraz zadawać. Skierował się więc do przeciwległego kąta, wsunął Klucz do automatu, wziął z podajnika tackę z kanapkami, spojrzał na żółte cyferki, które ukazały się w okienku, i zaklął pod nosem. Cztery kanapki kosztowały prawie jeden żółty. Przyjrzał się im. Dwie były z czarnym kawiorem.

Muszę się przyzwyczaić – pomyślał. – Trzeba będzie bez drgnienia powiek przyjmować takie wydatki. A najlepiej w ogóle nie patrzeć na cenę…

Usłyszał, czy może poczuł, kogoś za swoimi plecami. Ostrożnie skręcił głowę, by kątem oka zbadać sytuację. To była tylko jedna z dziewczyn.

– Lubisz kawior? – zagadnęła.

Przyjrzał się jej i uśmiechnął się półgębkiem.

– Chcesz? – podsunął jej tackę. – Mnie się już przejadł. Usiadła obok niego i przez chwilę żuła w milczeniu.

– Słony – powiedziała.

Gdy wrócił po chwili z dwiema puszkami ninedownu, pochłaniała drugą kanapkę.

– Zostawisz coś dla mnie? – spytał cierpko.

– Uhm. Jedz! – wskazała na tackę. – Szukasz kogoś? Może ja ją zastąpię.

– Nie sądzę. Potrzebny mi dobry lifter.

– Nie znam – bąknęła ostrożnie i otworzyła puszkę z napojem.

– Przypuśćmy… Widzę tu ze dwóch, ale oni mnie nie znają…

– Co chcesz sobie załatwić? Piątkę? – spytała ironicznie, mrużąc oczy.

– Jesteś mi winna za dwie kanapki – powiedział chłodno.

– Przepraszam! To był głupi żart.

– Owszem. Czyżbym wyglądał na szóstaka?

– No… więc co chcesz załatwić?

– Dwójkę, ale nie dla siebie.

– Znasz Sneera?

– Znam – ożywił się Karl. – On by mi pasował!

– Był tu przed półgodziną, z jedną taką…

– Dokąd poszedł?

– Nie wiem. Płacił za nią, a potem wyszedł sam. Chyba tutaj mieszka. Pewnie poszedł się przejść do centrum. On zwykle o tej porze spaceruje po okolicy.

– Dziękuję. Poszukam go. Chcesz jeszcze coś?

– Napiłabym się czegoś. Co mu powiedzieć, gdyby tu przyszedł?

– Nic. Sam go znajdę.

Karl zeskoczył ze stołka i przyniósł dziewczynie kieliszek koniaku. Kosztowało go to pół żółtego, ale informacja była tego warta.

Żeby go tylko znaleźć… i żeby się zgodził – pomyślał, idąc ulicą i wypatrując wśród przechodniów.

Spojrzał na Klucz. Była jedenasta pięć. Przypomniał sobie o wyznaczonym spotkaniu i przyspieszył kroku, nie przestając rozglądać się za Sneerem. Chodziło mu już teraz nawet nie o te pozostałe trzydzieści pięć żółtych od Filipa. W najbliższym czasie nie będzie ich potrzebował, a potem… Potem już będzie miał tyle, ile zapragnie… Jeśli wszystko dobrze pójdzie. Chodziło mu wyłącznie o zwykłą uczciwość zawodową. A ponadto czuł trochę sympatii dla tego młodego, nieco zahukanego chłopaka.