Gdy został sam ze swymi myślami, tamta sprawa odżyła. Wrócił stan podenerwowania, niepewności… Dotychczas nie dopuścił w swych rozważaniach tej najgorszej ewentualności…
Życie liftera, mimo pozorów, nie jest tak słodkie i beztroskie, jakim Mogłoby się wydawać. Idealną sytuacją przy uprawianiu liftingu jest posiadanie czwartej klasy intelektu. Zapewnia to dość już przyzwoite dochody, a jeszcze nie zmusza do podjęcia pracy. Druga sprawa to rzeczywisty poziom umysłowy. Najlepiej, oczywiście, być zerowcem. Sneer osiągnął oba te ideały. Zerowcem był niewątpliwie, wiedział o tym. Czwartą klasę zabezpieczył sobie już dawno temu i przezornie nie wspinał się wyżej.
To, że miał zaniżoną klasę, nie było przestępstwem. Trudno udowodnić, że ktoś wykiwał komputer testujący. Co najwyżej można zarządzić weryfikację pod szczególnie zaostrzonym nadzorem. Zresztą ani władzom nie zależy specjalnie na tropieniu takich przypadków (ostatnio nawet z trójką nie każdy ma pracę), ani też nie ma wielu takich, którzy chcą ukrywać swój wyższy poziom. Raczej przeciwnie, każdy chce wypaść na testach jak najlepiej, bo to daje ewidentne korzyści.
W przypadku Sneera zaliczenie do właściwej klasy oznaczałoby konieczność pracy i ostateczny koniec z liftingiem. Nie to jednak było najgorsze.
Gdyby mu udowodniono, że zajmował się tym procederem, sytuacja byłaby nie do pozazdroszczenia. Lifting był przestępstwem grubszego kalibru.
Nie, to niemożliwe. Tego nie można udowodnić. Na tym można tylko złapać – pocieszał się, wkraczając do hotelowego hallu.
Było tu chłodno i przyjemnie. Sneer rozsiadł się w fotelu blisko okna. Obserwował wchodzących i wychodzących. Sięgnął do kieszeni i wydobył Klucz. Obracał w dłoniach plastykową płytkę bezmyślnie wpatrując się w białą cyfrę „4" świecącą w okienku, gdy palec dotykał odpowiedniego sensora na jej powierzchni.
– Przepraszam – usłyszał nieśmiały głos nad sobą.
Podniósł głowę. Stał przed nim młody chłopak, blondyn o krótko przyciętych słomkowych włosach i różowej cerze. Błękitnymi oczami wpatrywał się ciekawie w Sneera. O kilka kroków za nim czekał Pron. Gdy Sneer spojrzał w jego stronę, tamten lekko skłonił głowę i oddalił się w stronę windy.
Czyżby ten lifciarzyna mieszkał w takim hotelu? – pomyślał Sneer, patrząc za nim z dezaprobatą. – Błąd. Ale to jego sprawa.
– No, dobra – mruknął do stojącego wciąż chłopaka i wskazał mu fotel obok. – Siadaj.
Odrobina lekceważenia w głosie, błyskawiczne przejście na formę „ty" wobec klienta – wszystko to należało do wypraktykowanego obrządku: miało od razu wytworzyć odpowiedni dystans i szacunek. Było poza tym pewną moralną rekompensatą dla liftera, dodatkowym honorarium za sprzedaż własnej osobowości.
– Próbowałem na dwójkę, ale… – zaczął chłopak, opuszczając wzrok.
Siedział w fotelu sztywno, z dłońmi zaciśniętymi na podłokietnikach.
– Co robisz? – spytał Sneer obojętnie.
– Jestem asystentem programisty. Z trójką nie mam szansy na nic więcej.
– Chcesz być programistą?
– No… może… – blondyn zarumienił się po końce uszu.
– Jednym słowem, jak najwyżej. Masz ambicję, chłopcze. Nie ma się czego wstydzić.
Sneer klepnął go dłonią po kolanie.
– Pomogę ci przeskoczyć ten próg. Dalej sam musisz sobie poradzić.
Blondyn podniósł oczy. Uśmiechnął się nieśmiało. Widać było, że jest wdzięczny już teraz, za samą obietnicę.
Czyż któryś z nich mógłby mnie sypnąć? – pomyślał Sneer. – Przecież oni mnie wprost kochają!
– Chodźmy na górę. W kabinie można porozmawiać spokojnie. Aha, jeszcze jeden drobiazg…
Zatrzymał się przed automatem rozliczeniowym i wsunął swój Klucz do otworu odbiorczego. Wystukał na klawiaturze liczbę „100" i wcisnął żółty przycisk, i
– Połowa z góry, reszta po robocie – powiedział.
Chłopak sięgnął po swój Klucz. Maleńki, ledwo dostrzegalny moment wahania… Sneer uśmiechnął się. Znał to dobrze. Wszyscy prawie klienci podobnie przeżywają tę chwilę. Chłopak wsunął Klucz do otworu zdawczego. Cyfry w okienku potwierdziły dokonanie przelewu stu żółtych punktów na Klucz Sneera.
– Chcesz o coś spytać? – Sneer pozwolił pytaniu zabrzmieć ironicznie.
– N… nie – zająknął się chłopak.
– Ale ja ci i tak odpowiem – roześmiał się Sneer. – Gramy uczciwie. W razie niepowodzenia zwracam wszystko, co do jednego punktu. Ale to się nie zdarza, przynajmniej u mnie!
Dwieście żółtych punktów wydaje się ceną dość wygórowaną, lecz trzeba wiedzieć, że przeprowadzenie dobrego liftu też kosztuje sporo wysiłku i ryzyka. Dla artysty, jakim niewątpliwie był Sneer, sprawa „trzy na dwa" nie była niczym niezwykłym. Robił parę razy nawet „jeden na zero". Unikał tak wysokich klas, ale czasem ponosiła go żyłka hazardzisty. Oszukiwanie testerów było bowiem czymś w rodzaju hazardu, było pojedynkiem zakonspirowanego zerowca z innymi, jawnie działającymi, którzy usilnie starali się nie dopuścić do zawyżenia czyjejkolwiek klasy. Ambitny lifter, ściskający w garści swój skromny (aczkolwiek nafaszerowany żółtymi punktami) Klucz z czwórką, pragnął sam dla siebie potwierdzić czasem swą prawdziwą klasę. Zrobienie zerowca było takim właśnie potwierdzeniem, testem dla liftera, który na co dzień zajmuje się „wypożyczaniem" swego najwyższej klasy intelektu mniej zdolnym klientom. Ale struny nie wolno przeciągać. Poza tym, operacje „jeden na zero" zdarzają się rzadko. Kosztują też niemało. Taka jedna sprawa „ustawia" liftera na pół roku pod względem finansowym. A klientom też się to opłaca: z zerem można sięgać po najlepsze posady. Jeśli ktoś lubi pracować, oczywiście. Albo – jeśli ma tak zwane „dobre układy".
Sneer wierzył, że te „układy" też są ważne. To nic, że o przydziale stanowisk decydują obiektywne komputery. Sneer miał już odnotowane na swym koncie niejedno zwycięstwo nad obiektywnym komputerem testującym…
Podobno dawniej – przypomniał sobie, wyciągnięty na tapczanie w hotelowej kabinie, po wyjściu klienta – takich, jak ja, nazywano „murzynami". Podstawiali się za ludzi na różnych egzaminach, pisali za nich rozprawy doktorskie i prace naukowe. Dlaczego sami nie mogli, czy nie chcieli robić tego na własny rachunek, lecz windowali w górę innych? Widocznie, per saldo, lepiej się to opłacało. Podobnie, jak mnie.
Wywiódłszy tak genealogię swego zawodu i osadziwszy jej korzenie w zamierzchłych wiekach, poczuł się jakby nieco pewniejszy: nie zginie lifterski fach, mając tak długie i bogate tradycje.
Doszedł do wniosku, że przed południem zbyt się przejął incydentem z tajniakiem. Prowokacja, której uległ, nie musiała być przecież wymierzona przeciwko niemu jako lifterowi. Równie dobrze mogło chodzić o zwykłą kontrolę Kluczy, ostatnio słyszało się o pojawieniu się fałszywych. Może była to po prostu wyrywkowa kontrola przypadkowych przechodniów. Tylko… to pytanie! Pytanie było na poziomie co najmniej dwójki, jak wyjęte z testu. A on, Sneer, bez zastanowienia, machinalnie, z zawodową biegłością odpowiedział na nie przypadkowemu rozmówcy! On, rzekomy czwartak!
Może jednak chodzi o Klucze? Sprawdzają ich autentyczność. Sneer miał Klucz najprawdziwszy w świecie, bez żadnych przeróbek, podmagnesowań, nic z tych rzeczy. To był przyzwoity, legalny Klucz obywatela czwartej klasy intelektualnej, co miesiąc przedstawiany do przekodowania i nigdy nie kwestionowany ani przez władze, ani przez automaty handlowe, kasowe czy rozliczeniowe. A że było na nim sporo żółtych punktów? Za to jeszcze nikomu głowy nie urwano. To sprawa osobista. Wolno, do cholery, dostać czasem coś w prezencie od życzliwych przyjaciół!
Przyłapał się na tym, że układa sobie w myślach mowę obrończą, więc szybko zajął się rozważaniami na inny temat. Trzeba było ułożyć jakiś plan dla tego chłopaka.
W sytuacji niezbyt jasnej, póki nie wiadomo, czego chce policja, Sneer postanowił nie ryzykować osobiście. Z chłopakiem umówił się na dzisiejszy wieczór w jednej ze stacji badań testowych z dala od śródmieścia. Wiedział, że najlepiej działa się w późnych godzinach, gdy personel techniczny jest zmęczony, ogląda telewizję i nie zwraca tak bacznej uwagi na petentów. Przebiegł pamięcią wszystkie znane sposoby liftingu, które wypróbował już w praktyce, i zdecydował, że najlepsza będzie w tym przypadku metoda „na pigułki". Sięgnął do kieszeni kurtki wiszącej na krześle, wydobył sprzęt i sprawdził jego działanie.
Była czwarta. Do spotkania z klientem pozostało sporo czasu. Sneer leżał z rękami pod głową. Brakowało mu jednak czegoś do pełni zadowolenia. Po dłuższej dopiero chwili skonstatował, że od śniadania przełkniętego rano w hotelowym barze przez cały dzień niczego oprócz piwa nie miał w ustach. Zwlókł się z tapczanu, narzucił na ramiona kurtkę i rozejrzał się po pokoiku. Nigdy nie zostawiał niczego w hotelowych kabinach, nawet gdy wychodził na chwilę. To też był zawodowy nawyk. Lifter nosi cały swój warsztat pracy w kieszeniach. Oprócz głowy, oczywiście, którą ma na karku.
Zjechał windą do baru, wsunął Klucz do automatu i zadysponował sandwicze z kawiorem i sok pomarańczowy. Stał przez chwilę, oczekując na realizację zamówienia. Spojrzał na płytę automatu i zmartwiał.
W okienku jarzył się napis: „Klucz nieważny".
Od dziesięciu lat nie zdarzyło mu się nic podobnego. Kiedyś wprawdzie przeoczył termin przekodowania Klucza, ale to była czysta formalność i w ciągu pół godziny sprawa się wyjaśniła. Wyjął Klucz z automatu i obracał go w dłoniach. Ten sam numer. Jego Klucz… Co się stało? Czyżby ten tajniak? Nie, on przecież tylko zapisał numer. A zresztą, później, przez cały dzień Klucz był dobry.
Mogło być tylko jedno wytłumaczenie: Klucz został zastrzeżony w centrali i od tej chwili Sneer nie dostanie kropli piwa ani kromki suchego chleba, dopóki nie zgłosi się do najbliższej stacji kontrolnej. W ten sposób zmuszają go, by się zgłosił niezwłocznie. Bo jak długo można wytrwać w takiej sytuacji w środku miasta?
Do cholery! Przecież nie mogę się tam zgłosić! – pomyślał, chowając trefny Klucz do kieszeni. Przypomniał sobie o Pronie. Podszedł do pulpitu recepcji i zapytał o niego. Tak, zajmuje tu kabinę, jest u siebie.