Выбрать главу

Sneer zadzwonił do Prona i poprosił go na dół.

– Zablokowali mi Klucz – powiedział. – Pożycz parę żółtych.

– W porządku. Dziękuję, że wziąłeś sprawę tego chłopaka. Co chcesz dostać?

Sneer ponowił zamówienie, zabrał wszystko na tacę i skierował się do windy. Był wściekły, że on, król lifterów, musi prosić o pożyczkę takiego szmaciarza, taką kreaturę. Ale robił dobrą minę. Już w windzie zorientował się, że z nieważnym Kluczem nie dostanie się do wynajętej uprzednio kabiny. Znów musiał prosić Prona, tym razem o gościnę.

– Dobra, chodź – zaprosił go mały kanciarz. – Postaram się zaraz dowiedzieć czegoś w twojej sprawie. Rozmawiałem już z jednym takim.

Sneer usiadł na brzegu tapczana i pochłaniał kanapki, a Pron telefonował.

– Załatwione – powiedział, odkładając słuchawkę. – Pójdziesz o ósmej wieczorem do tej stacji przy placu Astronautów. Będzie tam czekał odpowiedni… fachowiec. Pomoże ci. To będzie trochę kosztowało.

– Musi, jasne – zgodził się Sneer. – Kto to jest?

– Chłopak z branży. Młody, ale zdolny.

– Jak on to załatwi?

– Nie bój się, czysta sprawa. Będziesz miał zweryfikowaną czwartą klasę i przekodowany Klucz. Wystarczy?

– O niczym innym nie marzę.

– No, i dobrze. Będziesz miał spokój do następnej wpadki.

– Tfu, tfu, odpukać w nie laminowaną płytę paździerzową! – Sneer roześmiał się i postukał palcem w spód blatu stolika. – Myślisz, że gdybym sam się zgłosił, przetestowaliby mnie przed przedłużeniem ważności Klucza?

– To bardzo prawdopodobne w takiej sytuacji…

– Sądzisz, że nie mógłbym symulować? Udawać idioty?

– O nie, mój drogi! – Pron uśmiechnął się szeroko. – Teraz już nie. Wycwanili się. Już wiedzą, że niektórym bardzo zależy na zaniżeniu klasy. W przypadkach takich jak twój, poddają faceta testom w stanie elektrohipnozy, patroszą całą podświadomość. Wywloką twoje zero, choćbyś nie wiem jak je ukrył. Nie wolno ryzykować.

– Pójdę. Jak wygląda ten twój człowiek?

– Pozna cię, sam do ciebie podejdzie – zapewnił Pron. – Teraz muszę wyjść. Mam jedną dużą sprawę do załatwienia. Możesz tu zostać. Wychodząc zatrzaśnij drzwi.

Sneer podziękował. Miał wciąż sporo czasu do spotkania z klientem Chciał jeszcze chwilę odpocząć, odprężyć się przed oczekującą go robotą Gdy Pron wyszedł, Sneer wyciągnął się wygodnie na jego tapczanie.

Z drzemki wyrwało go miarowe stukanie do drzwi. Spojrzał na zegarek. Było wpół do szóstej. Za trzy kwadranse powinien spotkać się z klientem.

Kto to może być? – zastanawiał się otwierając. Za drzwiami nie zauważył nikogo. Chciał je zamknąć i wtedy usłyszał cienki głosik, dobiegający gdzieś z dołu. Nim się zorientował, co się dzieje, poczuł zimny dotyk metalu na przegubie dłoni i usłyszał metaliczny brzęk. Cofnął się, usiłując zatrzasnąć drzwi, lecz nim się zamknęły, do pokoju wlazło coś w kształcie i wielkości piłki futbolowej, poruszające się na cienkich, pajęczych nogach. To z tego c z e g o ś wydobywał się ów cienki głosik. Przegub Sneera ujęty był w metalową bransoletkę, połączoną cienkim łańcuszkiem z tym dziwacznym stworem. Teraz dopiero dotarła do świadomości Sneera treść tego, co mówiło kuliste monstrum.

– Jest – pan – zatrzymany. Proszę – się – podporządkować. Proszę – stosować – się – do – poleceń. Niesubordynacja – będzie – karana – elektrowstrząsami.

– Co za cholera! – warknął Sneer, usiłując pozbyć się bransoletki, ale zainkasował ostrzegawczy impuls elektryczny i natychmiast przestał manipulować przy swoim przegubie.

– Jestem – aresztomat – numer – służbowy – zero-zero – jeden – ciągnął robot piskliwym, urywanym głosikiem. – Jestem – nową – formą – realizacji – zabezpieczenia – podejrzanego – do – czasu – wydania – nakazu – aresztowania. Nie – ograniczam – swobody – zatrzymanego – a – jedynie – uniemożliwiam – ukrycie – się – przed – organami – ścigania.

– Więc mogę stąd wyjść? – Sneer patrzył na robota i intensywnie myślał, co robić dalej.

Jakiś cholerny prototyp. Co za dzień, do diabła. Czego oni chcą ode mnie?

– Oczywiście – proszę – bardzo – ale – razem – ze – mną – odparł robot na zadane pytanie.

Sneer wziął swoją kurtkę i ruszył ku drzwiom. Aresztomat, jak pies na smyczy, podążył za nim na swych ośmiu pajęczych nóżkach. Szedł nawet dość zgrabnie i nie utrudniał poruszania się zatrzymanemu.

Jakim cudem znaleźli mnie tutaj? – pomyślał Sneer, wychodząc z pokoju. – Czyżby… O, do diabła, zaraz!

– Hej, ty, glino na szczudłach czy jak ci tam! – Sneer nie liczył się ze słowami. Nikt nie może oskarżyć go przecież o obrazę funkcjonariusza w osobie tego potworka. – Kogo miałeś właściwie zatrzymać?

– Obywatela – Karla – Prona – wyrecytował aresztomat. Sneer odetchnął.

– Więc puść mnie, do cholery. Nie jestem Pron.

– Numer – pokoju – się – zgadza. Proszę – wsunąć – swój – Klucz – w mój – otwór – kontrolny. Sneer wydobył pospiesznie Klucz z kieszeni.

– Ten – Klucz – jest – nieważny – stwierdził robot.

– Ale przecież jest na nim zakodowany numer ewidencyjny. Mój, a nie twojego Prona.

– Nie – mam – instrukcji – na – taką – okoliczność. Proszę – udać – się – ze – mną – do – centrali.

Sneer czuł już, że nie wygra z tym bydlakiem. Zaczynało mu się spieszyć. Ocenił na oko długość łańcuszka. Miał ponad półtora metra.

Cokolwiek zrobię, nie udowodnią, że to ja. Prona też się nie będą czepiać, bo go tu nie było – pomyślał.

Zjechał windą na dół i ruszył bocznymi ulicami w stronę stacji testów, gdzie miał spotkać się z dzisiejszym klientem. Nieliczni o tej porze przechodnie oglądali się za nim z dziwnymi uśmieszkami. Aresztomat dreptał przy nodze. Jakiś dzieciak głośno poinformował matkę:

– Mamo, zobacz, wariat prowadzi robota na smyczy!

Sneer już wiedział, co zrobi. Zszedł powoli po schodach na peron kolejki podziemnej. Peron był pusty. Spojrzał na tablicę informacyjną. Najbliższy pociąg miał nadejść za trzy minuty. Sneer ze swą elektroniczną „kulą u nogi", a właściwie u ręki, ustawił się na brzegu niskiego peronu.

Po chwili już tylko metr łańcuszka zwisał mu u przegubu. Przebiegł, dla bezpieczeństwa, o kilka uliczek dalej, a potem wstąpił do stacji obsługi pojazdów i poprosił o pożyczenie obcęgów. Po minucie już tylko gustowna bransoletka zdobiła jego prawy przegub. Łańcuszek nie był zbyt solidny. Konstruktorzy liczyli na elektrowstrząsy. Natomiast lifterzy specjalizowali się w przechytrzaniu konstruktorów.

*

Chłopak był blady i stremowany. Sneer udzielał mu ostatnich wskazówek.

– Kiedy się już zarejestrujesz i będziesz przechodził przez korytarzyk do kabiny testowej, połknij białą kulkę, a zieloną wciśnij w lewe ucho. W korytarzyku nie ma żadnych kamer, nikt tego nie spostrzeże. Potem, już w kabinie, usiądziesz w fotelu, założysz hełm ze słuchawkami i uruchomisz tester. Tłumaczyłem ci już, jak to działa: kiedy pytanie dotrze do twojego ucha, zielona kulka odbierze je i przekaże do białej, którą będziesz miał w żołądku. Biała kulka jest czymś w rodzaju lasera krystalicznego, emitującego promieniowanie rentgenowskie, zmodulowane sygnałem zielonej. Kabina jest ekranowana, więc fale o częstotliwości radiowej nie mogą z niej wyjść. Częstotliwości rentgenowskie przechodzą bez przeszkód, bo konstrukcja jest dość lekka, ale musisz siedzieć tak, aby twój żołądek znajdował się na wprost wywietrznika w ścianie. Musisz odpowiednio ustawić fotel. Będę tu, po drugiej stronie ściany i natychmiast odbiorę sygnał. Moją odpowiedź usłyszysz w lewym uchu. Będę mówił powoli. Powtarzaj dokładnie każde słowo. Nie spiesz się, limit czasu jest wystarczający. Aha! Musisz pamiętać, że mogą cię obserwować w czasie testowania, więc zachowuj się zupełnie normalnie i swobodnie. To wszystko.

Klepnął chłopaka po ramieniu, przesunął w kieszeni przełącznik, włożył do ucha mikrosłuchawkę i oddalił się w stronę skweru z krzewami ligustru, ciągnącego się wzdłuż ściany pawilonu Stacji Badań Testowych.

Po dwudziestu paru minutach było po wszystkim.

Sneer usłyszał w słuchawce sakramentalne „proszę wyjść z kabiny" i wiedział już, że się udało. Pytania nie były trudne.

Nie czekając na klienta, z którym umówił się na następny dzień w celu zainkasowania reszty honorarium (nieczynny Klucz uniemożliwiał operację przelewu), Sneer ruszył w kierunku placu Astronautów. Nie znał tamtejszej Stacji, nigdy tam nie pracował, a aktualizację swego Klucza przeprowadzał zwykle w śródmieściu.

Przed budynkiem kręciło się – jak zwykle w takich miejscach – sporo dziwnych indywiduów. Tajniacy i kombinatorzy, mniej więcej w liczebnej równowadze, zgodnie koegzystujący i nie wchodzący sobie w drogę, dopóki nic się nie działo. Drobni lifciarze, color-changerzy, keymakerzy…

Sneer naciągnął rękaw na swoją nieszczęsną nową bransoletkę. Miała jakiś paskudny zatrzask, którego bez klucza nie zdołał otworzyć, a nie miał pod ręką piłki do metalu.

– Dwanaście czerwonych za jeden żółty! – rzucił schrypnięty drab, mijając Sneera.

– Sam bym kupił za tyle! – burknął, nie odwracając głowy. Wiedział, że ostatnio żółte dochodzą do piętnastu czerwonych.

– Zrobię „cztery na trzy'" za sto zielonych, z gwarancją! Nowoczesną metodą! – zapewniał jakiś lifter, nie odrywając wzroku od słupa ogłoszeniowego. Sam nie wyglądał lepiej niż na piątaka.

– Kluczyk dla szanownego pana? Czwóreczka, trójeczka? Dobra robota, pasowany, do każdego paluszka. Zupełnie tanio! – Jakiś keymaker nachalnie reklamował swój towar. – A może wytryszek do automatów alkoholowych?

– Sneer? – na pół pytająco mruknął młody chłopak w seledynowej wiatrówce.

– Tak – Sneer uniósł wzrok i zwolnił kroku.