Выбрать главу

– To rzeczywiście jak w tej bajce z cudowną sakiewką! – potaknął Karl z podziwem.

– Właśnie. Analogia jest jeszcze właściwsza, niż myślisz. Czy pamiętasz, jak było w tej bajce? Ten, kto miał sakiewkę, mógł z niej czerpać, ile chciał, ale nie wolno mu było ani grosza dać drugiemu człowiekowi, bo wtedy sakiewka przestałaby obdarzać swojego właściciela! Tu jest podobnie! Gdybyś bowiem chciał, na przykład, dać komuś sto żółtych w prezencie, to wówczas…

– Rozumiem! – Karl pokiwał głową. – Wprawdzie automat rozliczeniowy zapisze to na Kluczu biorcy wraz z numerem mojego Klucza, ale… na moim Kluczu zapis darowizny i numer biorcy znikną, nim wyjmę Klucz z automatu! Przy najbliższych użyciach obu Kluczy w automacie handlowym Bank porówna oba konta i stwierdzi, że jednemu przybyło, a drugiemu… nie ubyło!

– Chyba naprawdę jesteś trojakiem! – zaśmiał się brodacz. – Bystry z ciebie facet. Oczywiście, że nie można nikomu podarować punktów, które… nie istnieją. Taka operacja pociągnęłaby za sobą natychmiastowe zamknięcie obu kont i konieczność przedstawienia obu Kluczy do kontroli. A do tego nie wolno dopuścić. Podobnie zresztą stałoby się w przypadku, gdybyś to ty brał punkty od kogoś innego. Wtedy jemu by ubyło, a tobie nie przybyło i Bank też wyłapałby wcześniej czy później tę niezgodność.

– A co… z wpłatami dokonywanymi bezpośrednio na konto bankowe?

– Nie może być żadnych wpłat! Dlatego właśnie potrzebowaliśmy kogoś, kto nie pracuje i nie dostaje żółtych. Nasza modyfikacja dotyczy tylko żółtych rejestrów Klucza. Stan żółtych w Banku i na Kluczu musi być wciąż, niezmiennie ten sam i taki sam.

– Jaki?

– To zależy wyłącznie od nas. Może to być na przykład tysiąc żółtych… Możesz operować tym Kluczem zupełnie dowolnie, jak legalnym, w zakresie czerwonych i zielonych punktów. Tylko żółtych dotyczy nasza modyfikacja i wynikające z niej zakazy niedozwolonych operacji.

– To znaczy: kupuj, co chcesz, bez ograniczeń, ale nikomu ani żółtego, i od nikogo żadnych żółtych. No, i Boże broń, nie wolno pracować i zarabiać żółtych punktów.

– Dokładnie tak. Z tym, że najdroższy jednorazowy sprawunek nie może przekraczać kwoty, na jaką nastawiony jest główny rejestr Klucza.

– A… ile to będzie? – spytał Karl nieśmiało.

W marzeniach już widział siebie za sterem własnego jachtu albo za kierownicą własnego, osobistego samochodu. Wprawdzie jedno i drugie można było – mając żółte – bez ograniczeń, codziennie wynająć na godziny, ale to już nie to, co mieć własne. Na własne jachty i motorówki stać było tylko nielicznych. Ceny celowo zawyżono, by uniknąć nadmiernego tłoku na szosach i jeziorze, a zwłaszcza – na parkingach i przystaniach.

– Na pewno ci wystarczy! – uśmiechnął się brodaty. – Zobaczysz, jak dostaniesz. A teraz weź swój Klucz i chodź tutaj.

Karl poszedł za brodaczem do małego automatu w kącie. Był to automat rozliczeniowy.

– Musimy najpierw opróżnić dokładnie twoje konto w Banku. Nasz nowy Klucz ma wszędzie same zera, z wyjątkiem oczywiście rejestru głównego żółtych, gdzie ma na stałe wpisaną pewną kwotę, która, jak ten wielokrotnie sprzedawany pies ze starego dowcipu, zawsze wraca do właściciela. Musimy spowodować, by taka sama kwota żółtych znalazła się na twoim koncie w Banku. Użyjemy w tym celu twojego legalnego Klucza. Włóż go najpierw tutaj, do otworu zdawczego. Najprościej będzie, jeśli oddasz mi wszystkie punkty, jakie masz na wszystkich rejestrach, zielone i czerwone także.

Brodacz włożył swój Klucz do otworu odbiorczego. Karl zawahał się na moment. To głupio oddawać tak do ostatniego punktu wszystko, co się ma. Opanował jednak ten odruch ostrożności. Przecież oni dali mu tyle żółtych do wydawania przez ubiegły tydzień, że trudno ich posądzać, by czyhali na parę nędznych punktów, które mu zostały. Szybko sprawdził stan rejestrów Klucza i wystukał odpowiednie kwoty na czerwonej, zielonej i żółtej klawiaturze automatu.

– No, i już. Jesteś golutki jak noworodek – powiedział brodacz dobrodusznie. – Teraz jeszcze sprawdź, czy ci czegoś tam nie dopisali w Banku, bo mogłyby być kłopoty. Ale najpierw ja potwierdzą to, co dostałem.

Wsunęli kolejno swe Klucze w pierwszy z brzegu automat handlowy, który na Klucz Karla zareagował trzema – czerwonym, zielonym i żółtym – rzędami zer w okienkach.

– Hej, Sandy! – zawołał brodacz w stronę zaplecza. – Pozwól no tutaj, z Kluczem.

Dziewczyna wynurzyła się zza automatów w głębi sklepu, podeszła do automatu rozliczeniowego, wsunęła Klucz do otworu i wystukała coś na żółtej klawiaturze. Karl spojrzał i wybałuszył oczy w osłupieniu. Zamarł w bezruchu z Kluczem w dłoni.

– No, dawaj ten Klucz! – zaśmiała się głośno. – Zatkało cię? Wsunął Klucz do automatu i po chwili mógł się przekonać, że mu się nie przywidziało: dziesięć tysięcy żółtych!

– A teraz jeszcze raz włóż do handlowego, żeby Bank zapisał to na twoje konto – powiedział brodaty. – A tutaj… jest twój nowy. Na nim też jest zapisane dziesięć tysięcy żółtych.

– Te punkty… były prawdziwe? – spytał szeptem, patrząc w ślad za Sandy wychodzącą ze sklepu.

– A jak myślisz? Pewnie, że prawdziwe. Tu nie ma miejsca na żadne kanty! – zaśmiał się brodacz. – Bank musi wiedzieć, skąd na twoim koncie znalazło się dziesięć tysięcy. Ta dziewczyna jest prostytutką. One miewają takie sumy i nikogo to nie dziwi. Tych dziesięć tysięcy wpłacaliśmy na jej konto małymi sumami przez ostatni rok. Pochodzą z kont wielu różnych mężczyzn, wszystko więc wygląda legalnie. A ty… możesz być na przykład jej przyjacielem, u którego zdeponowała swoje oszczędności. Ostatnio mnożą się przypadki wymuszania zakupów przez bandy młodocianych, szóstaków i studentów: łapią bogatą w punkty samotną kobietę i pod groźbą żyletki prowadzą do jakiegoś odludnego automatu z napojami alkoholowymi, gdzie zmuszają do zakupienia dla nich dużych ilości trunków. Prostytutki są ich częstymi ofiarami i dlatego zwykle starają się nie trzymać dużych sum na własnym Kluczu. Tak więc, wszystko, jak widzisz, wygląda bardzo prawdopodobnie.

– A ja zostałem przy okazji alfonsem! – skrzywił się Karl.

– Za dziesięć tysięcy.

– Jak to?

– Zwyczajnie. To jest twoje honorarium. Kiedy skończymy nasz eksperyment, dostaniesz z powrotem swój legalny Klucz, a te dziesięć tysięcy pozostanie na twoim koncie. Będziesz je mógł wykorzystać wedle chęci. Nie licząc tego, co wykorzystasz z naszego wiecznie pełnego Klucza w czasie trwania testu.

– To znaczy… – zastanowił się Karl – że mając taki Klucz, trzeba jednak mieć sporo żółtych na początek?

– A co? Nie wiesz, że punkty idą do punktów? Gdybyś podarował taki Klucz nędzarzowi, nic by z niego nie miał! Może uciułałby trochę czerwonych i zielonych, zamienił je na parę żółtych, i cóż z tego? Mógłby co najwyżej operować w granicach kilkunastu czy, powiedzmy, stu żółtych! Mógłby robić drobne zakupy, pić dobre trunki, ale nigdy nie zdołałby kupić sobie jachtu czy willi, bo na to potrzeba mieć tysiące na koncie.

– Punkty lubią punkty… – zgodził się Karl – ale, wobec tego, skoro macie tyle żółtych, to… po cholerę wam Klucze? Chcecie je sprzedawać?

– Nonsensy pleciesz! Nie musimy ich sprzedawać, mając je do dyspozycji. Rozpowszechnienie ich szybko doprowadziłoby do wykrycia afery. Robimy je wyłącznie dla naszych ludzi. Po prostu utworzyliśmy zespół, rodzaj spółdzielni, w celu zmajstrowania takich Kluczy. Potem rozstaniemy się, każdy pójdzie w swoją stronę i będzie sobie żył spokojnie i beztrosko.

– Aż do wpadki – mruknął Karl.

Brodacz skierował na niego ciemne krążki szkieł.

– Właśnie za to płacimy tobie. Tyle punktów nie daje się za nic. Będziesz naszym balonem próbnym. Jeśli gdzieś tkwi błąd, jeśli czegoś nie przewidzieliśmy do końca, ty wpadniesz, nie my. Sam musisz sobie radzić. Do nas nie dotrą, choćby nawet odkryli własności tego Klucza.

– Rozumiem – Karl skinął głową.

Wymienili Klucze. Brodacz schował do kieszeni Klucz Karla.

– A teraz wypróbuj – powiedział.

– Gdzie?

– Ot, choćby w tym automacie. Kup sobie ostrza „Atra Super". I ogól gębę. Posiadacz takiej fortuny musi wyglądać elegancko!

Karl kupił paczkę ostrzy, maszynkę i krem do golenia. Potem sprawdził stan żółtych punktów na swym nowym Kluczu.

Było wciąż dziesięć tysięcy żółtych.

Dziesięć lat luksusowego życia! – pomyślał. – Albo dziesięć lat kryminału za oszustwo Kluczowe. Paragraf 784.

– Co mam robić? – spytał, widząc że brodaty zdejmuje z drzwi wejściowych tabliczkę informującą o zamknięciu sklepu.

– Żyć. Normalnie, jak zamożny człowiek. Bez żadnych oszustw i kombinacji. Tylko pamiętaj, że nie wolno brać ani dawać żółtych. Dziwkom płać zielonymi albo dawaj prezenty.

– Jak długo ma to trwać?

– Zobaczymy. Skontaktujemy się z tobą.

Brodacz wyszedł pierwszy, pozostawiając Karla z nowym, czarodziejskim Kluczem w dłoni.

Mają mnie w garści. Zawsze mogą zrobić jakiś numer z moim prawdziwym Kluczem i policja będzie mnie szukała. Ale ja też mam ich w garści…

Nie, to nie było prawdą. Już po chwili zrozumiał, że nie ma w garści niczego oprócz trefnego Klucza. Jego zleceniodawcy rozpłynęli się jak we mgle, a on, nie chcąc zdechnąć w dżungli Argolandu, musiał tego Klucza używać. Trudno przeżyć jedną dobę bez Klucza, wiedział o tym.

Dżungla, psiakrew! – pomyślał o Argolandzie i jego mieszkańcach.

Przypomniał sobie – ni stąd, ni zowąd – znany z filmów przygodowych sposób polowania na tygrysy: do drzewa przywiązuje się beczące, bezbronne jagnię. A myśliwi czają się, ukryci w krzakach.

Może nie było z nim aż tak źle, ale czuł, że nim tamci upolują swego tygrysa, on, Karl Pron, może zostać pożarty zupełnie mimochodem i nikt się tym nawet nie wzruszy.

*

Jak to dobrze – myślał Sneer, gdy pożegnawszy Matta szedł na umówione spotkanie -- że są jeszcze tacy, którym chce się zaspokajać ambicje i niezdrową chęć do pracy.