By zrozumieć, kim jest lifter, trzeba znać zasady funkcjonowania omawianej społeczności. Otóż, w myśl idei likwidacji społecznych różnic, wszyscy obywatele posiadają z założenia jednakowy poziom wykształcenia – powszechne wykształcenie zwane wyższym (owa „wyższość", jak wszystko we Wszechświecie, jest względna i dostosowana do realnych możliwości realizacji założenia wyjściowego…). Tym samym znika dawne kryterium oceny społecznej przydatności, jakim był ongiś poziom wykształcenia. Z drugiej jednakże strony niezbędne są w praktyce pewne kryteria różnicujące, choćby dlatego, że w omawianym społeczeństwie nie wszyscy muszą pracować, a istniejące stanowiska pracy wymagają ludzi o najwyższych walorach umysłowych. Kryterium staje się zatem potencjał intelektualny: ludzie są klasyfikowani według możliwości umysłowych, a nie według posiadanej wiedzy. Jest to racjonalne wyjście, bo już w czasach nam współczesnych programy nauczania nie nadążają za potrzebami życia i absolwenci przystępujący do pracy muszą właściwie uczyć się większości rzeczy na nowo, podczas pracy… A więc liczy się potencjalna możliwość przyswajania wiedzy i praktycznych umiejętności, i według tej możliwości drogą testów segreguje się ludzi na siedem klas intelektualnych. Najinteligentniejsi – to „zerowcy". Szóstak jest najsłabszy umysłowo i w zasadzie, podobnie jak niewiele lepszy od niego piątak, nie ma szans podjęcia pracy w tym nowoczesnym, wysoce zautomatyzowanym świecie. Nie znaczy to, by ktokolwiek pozostał bez środków do życia. Każdy dostaje zupełnie niezłe zaopatrzenie, nie jakiś tam nędzny zasiłek. Ten nowoczesny świat, ta technika i nauka wykorzystane racjonalnie pozwalają utrzymać wszystkich na dobrym poziomie życia. Tak więc można, jako szóstak, żyć sobie spokojnie. Co nie każdemu jednak wystarcza i niektórym chce się osiągać – w drodze doskonalenia lub inaczej – wyższe klasy intelektualne. Jest to społecznie korzystne, nawet stymulowane przez społeczeństwo: za wyższą klasę dostaje się dodatkowe premie. A ci z wyższych klas, aby nie czuli się ukarani za swój intelekt (bo oni muszą pracować), dostają jeszcze dodatkowo premie według realnie wykonanej pracy.
Lifter to taki spec, co pomaga (zwykle poprzez sprytne oszustwo) osiągnąć wyższy stopień kwalifikacyjny. Klient płaci, a lifter umożliwia oszustwo służąc swym wysokim intelektem. Aby być lifterem, trzeba samemu mieć wysoką klasę, lecz nie można jej oficjalnie ujawniać – bo wtedy trzeba by się wziąć do uczciwej pracy, dającej, mimo wszystko, mniej korzyści materialnych i zabierającej więcej czasu… Najlepiej dla liftera, gdy ma czwórkę oficjalnie, a naprawdę – zero. (Szczegółowiej o tym w załączonym szkicu jednego z rozdziałów powieści. Zaznaczam, że tekst nie jest ostateczny literacko i trzeba go traktować jako szkic).
Lifter – bohater powieści – jest najprawdziwszym zerowcem. Swój proceder uprawia z zamiłowania, ale też i dla niebagatelnych korzyści materialnych. Zawsze znajdzie się ktoś z pieniędzmi (występującymi w świecie powieści w zmodyfikowanej formie, lecz wszechobecnymi), czyje ambicje sięgają wyżej niż umysłowe możliwości. A o pieniądze nieraz łatwiej niż o rozum, więc lifter prosperuje znakomicie. Oczywiście, jako przestępca wobec prawa, balansuje na krawędzi wpadki. Wprawdzie ludzie traktują lifting z pobłażaniem, choć nie bez zazdrości (te dochody!), lecz generalnie w skali społecznej proceder jest ścigany. Pojedynczy obywatel traktuje liftera jako adwokata – obrońcę pojedynczego członka społeczeństwa przed machiną społeczną. A adwokatowi – w imię dobra klienta – wolno wyrównać szansę klienta wobec machiny, nawet drogą wybiegów…
Nasz lifter wpada wreszcie. Spodziewa się najgorszego, lecz spotyka go dziwna niespodzianka: zamiast kary zostaje przekwalifikowany na zerowca, zgodnie z poziomem umysłowym, otrzymuje związane z tym przywileje, ale… skierowany zostaje do pracy jako laborant w jakimś instytucie, gdzie mógłby pracować zwykły czwartak. Co więcej, wobec współpracowników – trzeciaków, dwójaków i pierwszaków, ma uchodzić nadal za czwartaka! Jest zatem utajonym zerowcem wśród ludzi o faktycznie niższej klasie niż on. Ma za zadanie udawać głupszego niż jest, a równocześnie czuwać nad pracą całego instytutu, kierować nim nieomal. Wprcdce stwierdza, że dyrektor placówki – de nominc erowiec, musiał chyba uzyskać tę klasę w drodze liftingu… O cóż więc tu chodzi?
Nasz były lifter zaczyna poznawać nowe oblicze świata, który, jak sądził, znał tak dobrze. Znał, lecz… z punktu widzenia czwartaka. A teraz widzi, że zerowcy – to jedyni liczący się intelektualnie członkowie tej społeczności. To na ich głowie spoczywa troska o funkcjonowanie tej całej machiny. To co robią pierwszacy, dwojacy itd. to tylko kamuflaż dla utrzymania pewnych pozorów ich przydatności, a cała klasyfikacja od jedynki do szóstki ma na celu stymulowanie rozwoju umysłowego jedynie jako sztuka dla sztuki, bo tych mądralów nie tak znowu wielu potrzeba, a poza tym ci na dole i tak nie będą nigdy zerowcami, chyba że przez lifting. Oni sami oczywiście wierzą święcie w celowość i mądrość tego, co robią. Zadaniem naszego bohatera i wielu innych utajonych zerowców jest, aby w to wierzyli. Podpowiada im zatem – metodą głupich uwag i pytań przygłupiego laboranta – problemy naukowe i ich rozwiązania, by utrzymać pracowników instytutu w przeświadczeniu o ich genialności – dla psychicznego zdrowia ogółu.
A tymczasem prawdziwe życie umysłowe, prawdziwa nauka – to domena wyłącznie zerowców. I nie jest wcale tak, jak wydaje się tym z niższych klas, co wzdychają tęsknie: „ach, być zerowcem!" Życie zerowca nie jest takie proste. Zerowiec bowiem zerowcowi nierówny: może być zerowcem ośmiokątnym, a może też być zaledwie czworokątnym czy zgoła trójkątnym. Zero okrągłe jest tylko nieosiągalnym ideałem, absolutem, abstrakcją, jak granica matematyczna ciągu wielokątów foremnych coraz większej liczbie kątów… To nie takie proste jak w niższych klasach. Tu liczba stopni klasyfikacyjnych jest nieskończona, ile byś nie osiągnął, zawsze ktoś może cię przeskoczyć, jeśli spoczniesz na laurach. Istnienie zerowca okrągłego jest problemem należącym do kategorii rozważań filozoficznych…
Nasz były lifter, tak świetnie radzący sobie w społeczeństwie na niby, teraz zmuszony jest do największego wysiłku umysłowego, by utrzymać się i piąć w górę. Ale jest autentycznie zdolny i sprytny. Talentem, sprytem wgryza się w tę nową dla niego sytuację i dochodzi do znaczących pozycji wśród innych zerowców (a doświadczenia liftingu przydają mu się, bo i tutaj nie zawsze gra się fair…). Jest z natury hazardzistą i to stanowi jego motywację. Zaczyna badać własności układu, w którym przyszło mu działać. Czy jest możliwy absolutny zerowiec? Obsesja okrągłego zera prześladuje go jak wielu innych zerowców. Czy osiągniecie szczytu zerowości – to właśnie owo sokratejskie „wiem, że nic nie wiem"?
Nasz bohater bliski jest szczytu intelektualnego, lecz wciąż daleki od rozwiązania zagadki bytu… Jest wśród najmądrzejszych, pracuje w tajnej Radzie Zerowców, która praktycznie reżyseruje całą ziemską cywilizację, rozstrzyga o najważniejszych posunięciach i przedsięwzięciach ludzkości.
Pewnego dnia, wychodząc z tajnego Sztabu Rady, zwraca uwagę na starego portiera, który od lat pełni służbę u drzwi wejściowych. Ten poczciwy stary dwojak, śmiesznawy mędrek i „chłopski filozof bawi każdego zerowca, który wda się z nim w rozmowę, różnymi naiwnymi, niedowarzonymi pomysłami na naprawienie świata. Któż nie ma recept na naprawę świata! Ale ten portier jest zabawny i w tym, co mówi, bywa czasem coś inspirującego do przemyśleń. Wszyscy zerowcy z Rady lubią go i rozmawiają z nim chętnie. Dziś jednak nasz bohater – stary już zerowiec – wychodząc z budynku zauważa, że portierowi spod przekrzywionej służbowej czapki wystaje coś jakby róg czy może czułek albo antenka… Słaby wzrok nie pozwala dostrzec tego dokładnie z daleka, a nim się zbliżył, portier poprawił czapkę i znów wygląda normalnie, uśmiecha się uprzejmie…