Выбрать главу

Bez Kevina dom wydawał się pusty i cichy. Na pocieszenie mogła sobie powiedzieć, że miło jest przyjechać do domu i sprzątać tylko po sobie. W perspektywie miała jeszcze dwa tygodnie urlopu za ten rok. Planowała spędzić z synem trochę czasu nad morzem. Zostawał więc jeszcze tydzień. Zwykle brała urlop przed Gwiazdką, ale w tym roku Kevin miał pojechać na święta do swojego ojca. Nie cierpiała spędzać Bożego Narodzenia samotnie – to zawsze były jej ulubione święta, ale tym razem nie miała wyboru i doszła do wniosku, że rozmyślanie nad tym, czego nie może zmienić, nie ma sensu. Może powinna wybrać się na Bermudy lub na Jamajkę albo gdzieś na Karaiby, ale nie chciała jechać tak zupełnie sama, a nie wiedziała, kto mógłby jej towarzyszyć. Janet raczej nie wchodziła w rachubę. Miała sporo zajęć przy trójce dzieci, a Edward prawdopodobnie nie dostałby urlopu. Może powinna wykorzystać ten tydzień do zrobienia w domu tych wszystkich rzeczy, które zaplanowała… ale wydawało jej się, że trochę szkoda. Kto by chciał spędzić wakacje, malując i tapetując mieszkanie?

Wreszcie postanowiła, że jeśli nic ciekawego nie wymyśli, to zachowa urlop na przyszły rok. Może pojadą z Kevinem na dwa tygodnie na Hawaje.

Poszła do łóżka i sięgnęła po powieść, którą zaczęła czytać jeszcze w Cape Cod. Czytała szybko, nie odrywając oczu, i zaliczyła prawie sto stron, zanim poczuła zmęczenie. O północy zgasiła światło. Śniło jej się, że spaceruje pustą plażą, ale nie wiedziała dlaczego.

W poniedziałek na biurku zastała stos listów. Było ich prawie dwieście, a kolejne pięćdziesiąt przyniósł później listonosz. Gdy tylko weszła do redakcji, Deanna z dumną miną pokazała:

– Widzisz, mówiłam ci.

Teresa poprosiła, aby nie łączono do niej rozmów i od razu zabrała się do otwierania kopert. Wszystkie listy były reakcją na opublikowany tekst. Większość napisały kobiety, chociaż było też kilka kartek od mężczyzn. Teresę zdumiała jednomyślność opinii. Czytała kartkę za kartką i z każdej dowiadywała się, jak bardzo byli wzruszeni anonimowym listem. Wiele osób pytało, czy wie, kto jest jego autorem, a kilka kobiet stwierdziło, że jeśli ten mężczyzna jest wolny, pragną go poślubić.

Odkryła, że prawie wszystkie wydania niedzielne w całym kraju zamieściły jej kolumnę, a korespondencja w tej sprawie nadeszła aż z Los Angeles. Sześciu mężczyzn twierdziło, że są autorami listu, czterech żądało tantiem za opublikowanie. Jeden z nich nawet groził sądem. Gdy jednak dokładnie przyjrzała się charakterom ich pisma, stwierdziła, że żaden nawet nie przypominał tego, który należał do autora listu.

W południe poszła na lunch do swojej ulubionej japońskiej restauracji. Kilka osób jedzących przy innych stolikach wypowiadało się na temat jej kolumny.

– Moja żona przyczepiła wycinek do drzwi lodówki – zwierzył się jakiś mężczyzna, a Teresa głośno się roześmiała.

Do końca dnia przejrzała prawie całą korespondencję i poczuła się zmęczona. W ogóle nie zajęła się kolumną na następny tydzień i poczuła rosnące napięcie, jak zwykle, gdy zbliżał się termin oddania tekstu. Pół do szóstej zasiadła do pisania o tym, że Kevin wyjechał i jak się czuła bez niego. Poszło jej lepiej, niż się spodziewała, i już prawie kończyła, gdy zadzwonił telefon.

– Cześć, Tereso. Wiem, że prosiłaś, żebym cię nie łączyła i tak też robiłam – zaczęła telefonistka z centrali gazety. – Nie było to łatwe, chyba z sześćdziesiąt osób chciało z tobą rozmawiać. Telefon dzwonił bez przerwy.

– Zatem o co chodzi?

– Ta kobieta dzisiaj telefonowała z pięć razy, a w zeszłym tygodniu dwukrotnie. Nie chce podać nazwiska, ale już poznaję ją po głosie. Mówi, że musi z tobą rozmawiać.

– Nie możesz dowiedzieć się, czego chce?

– Próbowałam, ale jest uparta. Mówi, że poczeka, aż będziesz miała czas. Twierdzi, że dzwoni z daleka i musi z tobą pomówić.

Teresa zastanowiła się przez chwilę, wpatrując się w ekran przed sobą. Kolumna była prawie gotowa, do napisania zostały jeszcze tylko dwa akapity.

– Nie możesz poprosić o numer telefonu, pod którym mogłabym się z nią skontaktować?

– Numeru telefonu też nie chciała podać. Dawała wymijające odpowiedzi.

– Nie domyślasz się, o co jej chodzi?

– Nie mam pojęcia, ale mówi rozsądnie. W przeciwieństwie do wielu osób, które dziś dzwoniły. Pewien facet poprosił mnie o rękę.

Teresa wybuchnęła śmiechem.

– Dobrze. Powiedz, żeby chwilę zaczekała. Zaraz się z nią połączę. Na której linii?

– Na piątej.

– Dzięki.

Szybko dokończyła tekst. Zamierzała przejrzeć go jeszcze raz po rozmowie. Podniosła słuchawkę i wcisnęła piątą linię.

– Halo?

Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza. Potem łagodny, melodyjny głos zapytał:

– Czy pani Teresa Osborne?

– Przy telefonie. – Teresa odchyliła się w fotelu i zaczęła nawijać włosy na palec.

– Czy to pani napisała komentarz do listu z butelki?

– Tak. W czym mogę pani pomóc?

Rozmówczyni zamilkła. Jakby zastanawiała się, co ma teraz powiedzieć.

Teresa słyszała jej oddech. Po chwili poprosiła:

– Czy mogłaby pani podać mi imiona, które były w liście?

Teresa przymknęła powieki i puściła włosy. Jeszcze jedna osoba szukająca sensacji – pomyślała. Otworzyła oczy i popatrzyła na ekran, przebiegając wzrokiem tekst kolumny.

– Nie, przykro mi, to niemożliwe. Nie mogę tego podać do publicznej wiadomości.

Kobieta znowu zamilkła. Teresa zaczęła się niecierpliwić. Czytała na ekranie pierwszy akapit. Wtedy rozmówczyni ją zaskoczyła.

– Proszę. Muszę to wiedzieć.

Teresa oderwała spojrzenie od ekranu. Uderzyła ją szczerość w głosie tej kobiety. Było w nim coś jeszcze, ale nie potrafiła tego określić.

– Przykro mi – powiedziała w końcu Teresa. – Naprawdę nie mogę.

– A czy odpowie pani na pytanie?

– Być może.

– Czy ten list był zaadresowany do Catherine, a podpisał go mężczyzna o imieniu Garrett?

Teresa gwałtownie wyprostowała się w fotelu i skupiła całą uwagę na rozmowie.

– Kto mówi? – spytała nagląco. Nim pytanie przebrzmiało, zdała sobie sprawę, że kobieta zna prawdę.

– Tak było, mam rację?

– Kto mówi? – ponownie spytała Teresa, tym razem łagodniej.

– Nazywam się Michelle Turner i mieszkam w Norfolk w Wirginii.

– Skąd pani wiedziała o liście?

– Mój mąż służy w marynarce i tutaj stacjonuje. Trzy lata temu spacerowałam po plaży i znalazłam list taki jak ten, na który pani natrafiła podczas wakacji. Po przeczytaniu pani artykułu wiedziałam, że napisała go ta sama osoba. Inicjały się zgadzały.

Teresa zamyśliła się na chwilę. To niemożliwe – pomyślała. Trzy lata temu?

– Na jakim papierze był napisany list?

– Papier był beżowy, a w prawym górnym rogu rysunek żaglowca.

Teresa poczuła, że serce zaczyna jej bić coraz szybciej. To wydawało się niewiarygodne.

– W pani liście też był rysunek żaglowca, prawda?

– Tak, był – szepnęła Teresa.

– Wiedziałam! Wiedziałam, gdy tylko przeczytałam artykuł. – W głosie Michelle brzmiała ulga, jakby ciężar spadł jej z ramion.

– Ma pani nadal ten list? – spytała Teresa.

– Tak. Mój mąż go nigdy nie widział, ale co jakiś czas go wyjmuję i czytam. Jest trochę inny niż list, który pani zamieściła w gazecie, ale uczucia są te same.

– Mogłaby mi go pani przesłać faksem?

– Oczywiście – zgodziła się kobieta i zamilkła na chwilę. – Czy to nie zadziwiające? Dawno temu znalazłam list, a teraz pani…