– Dużo czasu od przyjazdu spędziłaś na plaży? – spytał Garrett.
Pokręciła głową.
– Nie. Przyjechałam przedwczoraj. Jestem po raz pierwszy na plaży.
– Jak ci się podoba?
– Jest piękna.
– Czy przypomina plaże na północy?
– Niektóre, ale tutaj woda jest o wiele cieplejsza. Nigdy nie byłeś na wybrzeżu dalej na północ?
– Nigdy nie wyjeżdżałem z Karoliny Północnej.
Uśmiechnęła się do niego.
– Oto prawdziwy wędrowiec.
Roześmiał się cicho.
– Nie wydaje mi się, żeby mnie coś omijało. Lubię tu być i nie wyobrażam sobie piękniejszego zakątka. Nie chciałbym mieszkać gdzie indziej. – Postąpił kilka kroków i zmienił temat. – Jak długo zostaniesz w Wilmington?
– Do niedzieli. W poniedziałek muszę wrócić do pracy.
Jeszcze pięć dni – pomyślał.
– Znasz jeszcze kogoś w mieście?
– Nie. Przyjechałam zupełnie sama.
– Dlaczego?
– Po prostu chciałam je odwiedzić. Słyszałam wiele dobrego o tej okolicy.
Zastanowiła go jej odpowiedź.
– Czy zawsze sama jeździsz na wakacje?
– Właściwie wybrałam się po raz pierwszy.
Czarny labrador, towarzyszący biegnącej brzegiem kobiecie, sprawiał wrażenie zmęczonego upałem. Wywiesił język i ziajał. Kobieta, nie zdając sobie sprawy ze stanu psa, biegła nadal, w końcu ich minęła. Garrett już chciał zwrócić jej uwagę, ale uznał, że to nie jego sprawa.
Odezwał się po kilku minutach.
– Czy mogę zadać ci osobiste pytanie?
– To zależy od pytania.
Przystanął i zebrał kilka muszelek. Przerzucił je w dłoniach i podał Teresie.
– Spotykasz się z kimś w Bostonie?
Wzięła od niego muszelki.
– Nie.
Fale uderzały o brzeg tuż u ich stóp. Przystanęli w płytkiej wodzie. Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś taki jak ona samotnie spędza wieczory.
– Dlaczego nie? Kobieta taka jak ty powinna mieć mężczyzn na pęczki.
Uśmiechnęła się. Ruszyli powoli przed siebie.
– Dzięki, to miłe, co mówisz. Ale to nie takie proste, zwłaszcza gdy ma się syna. Tyle rzeczy muszę brać pod uwagę. – Zawahała się. – A co z tobą? Spotykasz się z kimś teraz?
Pokręcił przecząco głową.
– Nie.
– Teraz moja kolej na pytanie: „Dlaczego nie”?
Garrett wzruszył ramionami.
– Chyba nie spotkałem nikogo odpowiedniego.
– To wszystko?
Nadeszła chwila prawdy i Garrett o tym wiedział. Musiał tylko powtórzyć wcześniejsze zdanie, jednak kilka kroków postąpił w milczeniu.
Zmniejszyły się tłumy plażowiczów, gdy tylko odeszli dalej od molo. Jedynie szum fal zakłócał ciszę. Garrett spostrzegł stado rybitw stojące tuż przy skraju wody. Już usuwało się im z drogi. Słońce zawisło dokładnie nad ich głowami i odbijało się w piasku. Musieli mrużyć oczy. Nagle Garrett zaczął mówić. Teresa podeszła bliżej, żeby móc go usłyszeć mimo szumu oceanu.
– Nie, to nie wszystko. Mam wymówkę. Mówiąc szczerze, nie próbowałem nikogo znaleźć.
Teresa przyglądała mu się uważnie. Patrzył prosto przed siebie, jakby zbierał myśli. Wyczuła jego wahanie. On mimo wszystko mówił dalej.
– Jest coś, o czym ci wczoraj wieczorem nie powiedziałem.
Wiedziała, co usłyszy, i poczuła nagły skurcz żołądka. Próbowała zachować obojętną minę.
– Tak? – szepnęła tylko.
– Byłem kiedyś żonaty – wyznał w końcu. – Sześć lat. – Odwrócił się do niej z takim wyrazem twarzy, że aż się wzdrygnęła. – Ale ona umarła.
– Tak mi przykro – powiedziała cicho.
Znowu przystanął, zebrał kilka muszelek, ale tym razem nie podał ich Teresie. Obejrzał je dokładnie i rzucił w nadpływającą falę. Teresa patrzyła, jak znikają w oceanie.
– Stało się to trzy lata temu. Od tamtej pory nie interesowały mnie randki, a nawet przyglądanie się innym kobietom. – Przerwał na chwilę, poczuł się nieswojo.
– Samotność musi ci doskwierać.
– Czasami, ale staram się o tym nie myśleć. Prowadzę sklep, zawsze jest tam coś do zrobienia i dzięki temu czas jakoś płynie. Zanim się obejrzę, pora iść spać, a następnego dnia zaczynam od początku.
Przerwał i spojrzał na nią z bladym uśmiechem. Powiedział to wreszcie. Od lat pragnął opowiedzieć o swoich uczuciach komuś innemu, nie tylko ojcu. Skończyło się na kobiecie z Bostonu, której prawie nie znał. Jej jednak udało się otworzyć drzwi. Drzwi, które on sam zatrzasnął na głucho.
Nic nie powiedziała. Ponieważ milczenie się przedłużało, spytała:
– Jaka ona była?
– Catherine? – nagle zaschło mu w gardle. – Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Chcę – powiedziała łagodnie.
Wrzucił muszelkę do wody. Zbierał myśli. Czemu żywił nadzieję, że będzie umiał opisać ją słowami? W głębi duszy pragnął spróbować, chciał, żeby Teresa zrozumiała. Zwłaszcza Teresa. Wbrew swej woli wyruszył z powrotem w przeszłość.
– Cześć, kochanie – powiedziała Catherine, unosząc głowę znad grządki. – Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie.
– Rano w sklepie był mały ruch, więc pomyślałem, że wpadnę do domu na lunch i zobaczę, jak sobie radzisz.
– Czuję się o wiele lepiej.
– Jak myślisz, miałaś grypę?
– Nie wiem. Może coś zjadłam. W godzinę po twoim wyjściu poczułam się dostatecznie dobrze, by zejść do ogrodu.
– Właśnie widzę.
– Podobają ci się kwiaty? – Wskazała ręką świeżo zagrabioną grządkę.
Garrett przyjrzał się uważnie posadzonym bratkom okalającym ganek. Uśmiechnął się.
– Śliczne, ale nie sądzisz, że powinnaś zostawić trochę ziemi na rabatce? – zażartował.
Otarła czoło wierzchem dłoni i wstała. Patrzyła na niego zmrużonymi przed słońcem oczami. Na kolanach widniały ciemne plamy od klęczenia na ziemi, przez policzek biegła smuga błota. Włosy wysuwały się z rozczochranego końskiego ogona, a twarz była spocona i zarumieniona od wysiłku.
– Tak źle wyglądam?
– Wyglądasz doskonale.
Catherine zdjęła rękawice i rzuciła je na ganek.
– Nie jestem doskonała, Garrett, ale i tak dziękuję. Chodź, przygotuję ci coś do zjedzenia. Wiem, że musisz wrócić do sklepu.
Westchnął i powoli odwrócił głowę. Teresa patrzyła na niego wyczekująco.
– Była wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem. Piękna i urocza, z poczuciem humoru. Wspierała mnie we wszystkim, co robiłem. Znałem ją właściwie przez całe życie. Chodziliśmy razem do szkoły. Pobraliśmy się w rok po skończeniu przeze mnie studiów. Nasze małżeństwo trwało sześć lat i były to najlepsze lata mojego życia. Kiedy mi jej zabrakło… – Umilkł, jakby nie potrafił znaleźć właściwych słów. – Nie wiem, czy kiedyś przyzwyczaję się do życia bez niej.
Sposób, w jaki mówił o Catherine, sprawił, że Teresę ogarnęło głębokie współczucie. Nie chodziło tylko o jego głos, ale wyraz twarzy, jakby był rozdarty między pięknem wspomnień a bólem pamiętania. Jego listy wzruszyły ją, ale nie przygotowały do tego przeżycia. Nie powinnam była nakłaniać go do mówienia – pomyślała. – Przecież wiedziałam, co on czuje. Nie było powodu, żeby go namawiać.
Musiałaś na własne oczy zobaczyć jego reakcję. Dowiedzieć się, czy jest gotowy pogodzić się z przeszłością – zaoponował wewnętrzny głos.
Przez kilka minut Garrett z roztargnieniem wrzucał muszelki do wody.
– Przepraszam – powiedział.
– Za co?
– Nie powinienem był ci o niej mówić. Ani o sobie.
– Nic się nie stało, Garrett. Chciałam wiedzieć. Sama cię o nią zapytałam, pamiętasz?